Kiełbasa od Gierka
Maciej Łuczak / fot. materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 1/2022 (76)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Można przyjąć, że teoria endogennego rozwoju Polski była „wcielana w życie”, jeszcze w latach 70. przez I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka. Inwestycja w nowe technologie polegała na kupowaniu setek najróżniejszych licencji i zaciąganiu na nie wysoko oprocentowanych pożyczek, budowie Huty Katowice i Centralnej Magistrali Kolejowej. W „Dzienniku Telewizyjnym” – nadawanym o takiej samej porze jak dzisiejsze „Wiadomości” – byliśmy już ósmą potęgą gospodarczą świata! Budowa „drugiej Japonii”, ale za to z „pierwszą żoną”, jaką był wówczas Związek Radziecki, zakończyła się jednak spektakularną katastrofą gospodarczą. Nie była ona taka jak w filmie „Grek Zorba” – urzekająca i piękna. Raczej budziła odrazę i strach. A przede wszystkim powszechne upodlenie ludzi stojących w długich kolejkach. Co ciekawe, dziś Gierek nie jest raczej kojarzony z krachem i pustymi półkami, ale krótkim czasem „prosperity na kredyt”. Możemy np. kupić w sklepie „kiełbasę jak za Gierka” albo nawet „kiełbasę od Gierka”! A przecież wówczas produkowano wędliny zwłaszcza z kryla (małego raczka żyjącego w zimnych arktycznych wodach) oraz papieru toaletowego (pasztetowa), co racjonalnie tłumaczyło jego brak na rynku wewnętrznym. Już jednak w 1976 r. robotnicy protestowali przeciwko podwyżkom cen mięsa, którego zresztą i tak nie było w sklepach. Jednym z postulatów strajkujących w 1980 r. stoczniowców było za to wprowadzenie kartek na mięso! Ciekawe czyim nazwiskiem będą reklamowane polskie wędliny za 20 lat?
Jednym z pierwszych działań gospodarczych wpisanych w logikę endogennego rozwoju Polski była państwowa i publiczna inwestycja w superauto o dumnej nazwie Arrinera Hussarya. – Od czasów dwudziestolecia międzywojennego w dziedzinie przemysłu samochodowego nie zrealizowano w Polsce niczego na tak wysokim poziomie. Arrinera Hussarya to przykład polskiego samochodu wyścigowego, który może konkurować z najbardziej uznanymi i doświadczonymi markami. To także wyjątkowa wizytówka polskiej technologii i naszego eksportu – perorował w 2016 r. ówczesny wicepremier oraz minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki. Nie miał to być pojazd elektryczny, bo to zupełnie inna bajka, ale miał mieć za to wielki amerykański silnik spalinowy V8 o mocy do 650 KM. Źródłem inspiracji dla projektu nadwozia była natomiast „gama modelowa Lamborghini”. Cena – ponad 300 tys. dol., co po obecnym kursie daje z okładem 1,2 mln zł. Bagatela! Niestety jakoś tak wyszło, że w ubiegłym roku Spółka Arrinera S.A. zakończyła swoją działalność. Nie wyprodukowała żadnych samochodów, ale przez pięć lat wiele osób całkiem nieźle sobie z niej żyło.
Było dokładnie tak jak w filmie Andrzeja Wajdy „Wszystko na sprzedaż”. Operator kręci scenę ataku polskiej husarii. Jej wizualny walor miał podnieść aktor Wiesław Dymny, który z przypiętymi skrzydłami szybko biegał dookoła kamery! Tak, to kwintesencja polskiej megalomanii i propagandy sukcesu! Notabene podczas bitwy pod Kircholmem w 1605 r. polska ciężka jazda w ogóle nie miała żadnych skrzydeł. Pojawiły się one znacznie później i do końca nie wiadomo po co. Czy tylko dla ozdoby podczas uroczystych parad czy do wzbudzania podczas bitwy swoim łopotem strachu u nieprzyjaciela? Historycy nie mają natomiast wątpliwości, że skrzydła były robione nie z trudnych do zdobycia i bardzo drogich orlich piór, ale zwyczajnych gęsich. Ot, prawa ekonomii działają – a przynajmniej powinny – także w show-biznesie i wojskowości.
Polski endogenny projekt „Husaria” nie zakończył się jednak bezapelacyjną porażką. Pięknego samochodu sobie co prawda już nie kupimy, ale przecież i tak prawie nikogo nie było na niego stać. Za to każdy z nas może sobie nabyć pół litra wódki „Husaria”. I to nawet teraz po podniesieniu akcyzy na alkohol! Dla żony lub dziewczyny możemy za to wybrać coś z „Kolekcji Husaria” (Enigma jubiler online). Jest ona „poświęcona tej elitarnej jednostce kawalerii polskiej, przed którą drżał cały świat”. A tak pięknie i z czułością mówił o niej obrońca naszej piłkarskiej reprezentacji Jan Bednarek. Polscy piłkarze będą swojej bramki „bronić jak husaria”. No tak, przecież zawsze byliśmy obrońcami, nawet Monte Cassino.
Więcej możesz przeczytać w 1/2022 (76) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.