Jeden krok do przodu

Jeden krok do przodu
Marek Piechocki razem z Jerzym Lubiańcem zaczynali od hurtowni odzieży – jeszcze pod nazwą „Mistral” – w Gdańsku. Najpierw tureckie swetry przywozili w torbach – jednej, czterech, potem w ośmiu, dwunastu. Następne były już kontenery. Pięć lat później otworzyli biuro w Szanghaju. I tak od niewielkiego biznesu dwóch przyjaciół z Pomorza stopniowo zbliżyło się do tego kim są dzisiaj.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 7/2022 (82)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Nie ma chyba lepszych czasów, by myśleć o założeniu własnej firmy. Mamy – nadal – mnóstwo pieniędzy na rynku, kilka dużych programów wspierających przedsiębiorczość, akcje mentoringowe, różne piaskownice dla startupów, wsparcie aniołów biznesu, przedsiębiorców czy cały ekosystem funduszy VC. Słowem, jest z czego wybierać.

Ale paradoksalnie to młode firmy stoją pod pręgierzem. Bo o ile nie nazywasz się startupem, nie tworzysz rewolucyjnej, szybko skalowalnej technologii, twoja wycena nie rośnie o kilkaset procent rocznie, to wpadasz w kategorię mikroprzedsiębiorcy, który zapewne działa w usługach lub próbuje swych sił w handlu. Nie jesteś rewolucjonistą, nie mówisz magicznym językiem i nie tworzysz trzyminutowych pitchów. I tu zaczynają się schody, bo w dzisiejszej debacie publicznej ci właśnie mikroprzedsiębiorcy określani są pozbawionym szacunku mianem prywaciarzy, a to co tworzą pogardliwe nazywane jest biedafirmą.

I pewnie znaczna część tego lekceważącego stosunku do własnej firmy wynika z tego, że przez 40 lat PRL właściciele prywatnych firm żyli na marginesie społeczeństwa. Wyszydzani przez większość ekonomistów, wykpiwani przez propagandę, byli stawiani w opozycji do tych, którzy wybrali kariery w nomenklaturze. Potem, kiedy wektory się zmieniły, powstał transformacyjny mit o cwanym przedsiębiorcy. Ubrany w skórę, w białych skarpetach chodził, palił cygara i pogardzał swoimi współpracownikami. I choć dziś te wzorce i społeczne memy przyblakły, to jednak cały czas istnieje podział na tych, którzy chcą brać sprawy w swoje ręce i tych, dla których państwo ma być głównym gwarantem dobrobytu. To państwo ma zapewnić materialną stabilność, gwarancje zatrudnienia, przywileje.

Rzecz w tym, że nie byłoby jednych bez drugich. W ogromnej większości prywatne firmy to tak zwane mikroprzedsiębiorstwa zatrudniające mniej niż 10 osób, zwykle członków własnej rodziny. Wytwarzają jedną trzecią PKB, dają zatrudnienie kilku milionom osób. Co czwarty zatrudniony w gospodarce pracuje w takim rodzinnym mikroprzedsiębiorstwie. I to prawda, płace są w nich niższe, średnia wydajność (liczona wartością dodaną przypadającą na pracownika) jest w mikroprzedsiębiorstwach niższa niż w dużych firmach. Możemy się tym oburzać, jednak nie możemy wymagać, by kilkuosobowa organizacja na początku swojej działalności była porównywana ze spełniającą wymogi CSR korporacji, gdzie niemal w każde jej działanie wpisane są procedury i algorytmy. To są rzeczy nieporównywalne. Co więcej, duże firmy, zanim są duże, najpierw są małe. Nawet te zagraniczne korporacje, które weszły do Polski, zanim stały się międzynarodowymi gigantami przez lata rosły w ciepłych warunkach zachodniego kapitalizmu. My musimy nadrabiać. I wiemy, że da się to zrobić, czego dowodzą Piechocki i Lubianiec.

Zebraliśmy dla Was pomysły na własny biznes. Traktujcie je jako inspirację, być może w Waszych głowach połączą się kropki i wpadniecie na swój autorski pomysł. Nie stawiajcie sobie jednak nie wiadomo jakiej poprzeczki, nie musicie od razu być przełomowym startupem, który zmieni świat. Wystarczy, że będziecie robili coś, co przynosi zyski i daje możliwość dalszego rozwoju, podejmowania kolejnych kroków. Nie wiadomo jakie one będą, to Wasza przygoda. Ważne, by codziennie robić jeden krok do przodu.

My Company Polska wydanie 7/2022 (82)

Więcej możesz przeczytać w 7/2022 (82) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ