Gospodarcze konsekwencje wojny. Problemy dla wielu sektorów gospodarki i spory wzrost cen żywności

Drożyzna
Drożyzna. Gospodarcze konsekwencje wojny na Ukrainie, fot. Shutterstock
Załamanie kursu złotego i spore spadki na rynku akcji to tylko początek negatywnych konsekwencji rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Analitycy sygnalizują nadchodzące problemy zarówno dla konsumentów, jak i przedsiębiorstw. Musimy szykować się na bardzo duży wzrost cen żywności, a firmy z wielu branż na szybkie poszukiwania nowych rynków zbytu.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Jeden z najbardziej pogłębionych raportów na temat gospodarczych konsekwencji wojny dla polskiej gospodarki przygotował zespół analiz ekonomicznych banku Pekao. Analitycy spodziewają się przede wszystkim podwyższenia inflacji i spowolnienia wzrostu gospodarczego - do średniorocznie 3,1 proc.

Wysoka inflacja dopiero nadejdzie

Z punktu widzenia gospodarstw domowych największym problemem może być utrzymanie bardzo wysokiej inflacji. Dotychczas eksperci spodziewali się, że w kolejnych miesiącach jej tempo zacznie spadać. Do końca roku inflacja miała spaść do 5 proc. w skali roku. Tymczasem wojna na Ukrainie może doprowadzić do jej szybkiego powrotu. Prawdopodobnie w najbliższych miesiącach może ona sięgnąć niemal 10 proc. W dalszej perspektywie (od 2023 roku) zdaniem analityków Pekao sytuacja unormuje się i inflacja wyniesie około 5 proc. To wciąż jednak dalekie prognozy - wszystko zależy m.in. od tego, jak długo potrwa konflikt na Ukrainie.

Wpływ na wyższą inflację mają trzy czynniki. Pierwszy to słabość złotego. Dziś (7 marca), polska waluta jest rekordowo słaba. Za jedno euro trzeba było zapłacić w najgorszym momencie (prawdopodobnie przed kolejną już interwencją NBP) niemal 5 zł a za jednego dolara - 4,6 zł.

Drugi czynnik to rosnące ceny surowców energetycznych. 7 marca za jedną baryłkę ropy trzeba było zapłacić ponad 130 dolarów. USA stara się zaradzić postępującemu kryzysowi m.in. podpisując nowe porozumienia z Iranem czy Wenezuelą, ale póki co wpływ tych działań na ceny ropy jest znikomy. Wyższe ceny ropy połączone ze słabością złotówki oznaczają wielkie podwyżki na stacjach benzynowych. Mimo obniżenia podatku VAT w ramach tarczy antyinflacyjnej, ceny na stacjach znacząco przekraczają 6 zł za benzynę i olej napędowy. Nic nie wskazuje na to, by ceny miały spać - wręcz przeciwnie.

Trzeci czynnik to olbrzymia podwyżka cen żywności. Ich ceny rosną od wielu miesięcy, ale ze względu na wojnę sytuacja najprawdopodobniej ulegnie znacznemu pogorszeniu. Wysokie ceny paliw oznaczają wyższe koszty dla rolników przy pracach polowych. Wysokie ceny gazu oznaczają wysokie ceny nawozów sztucznych. Do tego dochodzi sama konsekwencja wojny - Ukraina to jeden z największych na świecie producentów zbóż. Przedłużające się działania zbrojne mogą doprowadzić do znacznego obniżenia plonów. 

Szczegółowo na ten temat piszą analitycy banku Credit Agricole. - Wojna w Ukrainie stanowi istotne ryzyko w górę dla naszego scenariusza cen żywności. Uważamy, będzie ona oddziaływała na ceny żywności poprzez dwa główne kanały. Po pierwsze, efektem wojny może być silny i trwały wzrost cen zbóż i roślin oleistych, których zarówno Ukraina jak i Rosja są znaczącymi eksporterami, m.in. pszenicy (odpowiednio 8,3 proc. i 19,3 proc. udziału w światowym eksporcie), kukurydzy (13,2 proc. i 2,2 proc.), jęczmienia (11,8 proc. i 17,6 proc.) oraz rzepaku (13,4 proc. i 3,8 proc.). Wyższe ceny zbóż i roślin oleistych będą z kolei oddziaływać w kierunku wzrostu cen pasz, a w konsekwencji produktów pochodzenia zwierzęcego takich jak mięso, produkty mleczne czy jaja. Po drugie, wojna w Ukrainie poprzez wzrost cen gazu może doprowadzić do dalszego wzrostu cen nawozów. Wyższe ceny nawozów również będą sprzyjać wzrostowi cen zbóż i roślin oleistych, co doprowadziłoby do wzmocnienia opisanego wyżej mechanizmu - napisano.

W efekcie inflacja po stronie żywności może przekroczyć poziom kilkunastu procent. Obecnie (styczeń 2022 r.) wynosi ona niecałe 7 proc. - Jednocześnie nie wykluczamy, że rząd w sytuacji gdy roczna dynamika cen żywności osiągnęłaby kilkanaście procent zdecyduje się na wprowadzenie cen regulowanych w przypadku kilku podstawowych produktów żywnościowych na wzór rozwiązania wprowadzonego przez rząd Węgier. Na Węgrzech ceny regulowane objęły 6 artykułów spożywczych: mąkę pszenną, cukier, olej słonecznikowy, mleko, nóżki wieprzowe i piersi z kurczaka. Warto jednak zauważyć, na co wskazuje przykład Węgier, że takie rozwiązanie doprowadziłoby do wystąpienia niedoborów produktów ze sztucznie zaniżonymi cenami, a w konsekwencji wprowadzenia limitów na ilość kupowanych produktów. Jednocześnie sklepy rekompensowałyby sobie straty na tych produktach podnosząc ceny pozostałych. W konsekwencji, rozwiązanie to nie byłoby skuteczne w ograniczaniu wzrostu dynamiki cen - napisano.

Zdaniem Credit Agricole, z tego względu inflacja CPI może w tym roku przekroczyć 10 proc.

Problemy dla polskich firm

Polskie przedsiębiorstwa muszą szykować się na spore wyzwania związane z praktycznym zamknięciem rynku rosyjskiego, białoruskiego i ukraińskiego. Pierwsze dwa ze względu na sankcje. Trzeci - ze względu na działania wojenne i niemal całkowite sparaliżowanie tamtejszej gospodarki.

Pekao przygotowało analizę sektorową tych branż, które mogą zostać najbardziej dotknięte przez kryzys. W ostatnich latach eksport polskich produktów do Rosji i na Białoruś nie rósł drastycznie, ale dziś te kraje (oraz Ukraina) odbierają prawie 6 proc. polskich produktów wysyłanych za granicę w przypadku przemysłu maszynowego i skórzanego. Inne branże dotknięte przez wojnę to przemysł poligraficzny, tekstylny i motoryzacyjny.

//Otwórz grafiki w nowej karcie dla lepszej jakości//

Najtrudniejsza sytuacja panuje w branży produkcji maszyn dla przemysłu spożywczego. Te trzy kraje odpowiadają za ponad 20 proc. eksportu z Polski. Więcej zagrożonych branż na poniższym zestawieniu:

Jeśli chodzi o import produktów do Rosji, z problemami mogą borykać się firmy korzystające z surowców naturalnych - szczególnie gazu, ropy i węgla. Ukraina odpowiada także za 30 proc. importu metali do Polski. Białoruś i Ukraina to także źródło około 30 proc. drewna przybywającego do naszego kraju. 

Pekao sprawdziło także, w których kategoriach Ukraina dominuje jako światowy eksporter. Działania wojenne niemal na pewno doprowadzą do sporych podwyżek w tych obszarach. To przede wszystkim produkty rolnicze: szczególnie oleje słonecznikowe (Ukraina odpowiada za ponad 30 proc. światowego eksportu!), makuchy czy kukurydza. Złe wieści dla miłośników muzyki - Ukraina odpowiada za eksport prawie 20 proc. części do instrumentów muzycznych. Podrożeją wyroby ceramiczne, smoły czy statywy.

Z danych Credit Agricole wynika, że Rosja stanowi blisko 6 proc. polskiego importu i 2,8 proc. eksportu. Ukraina z kolei odpowiada za 2,2 proc. polskiego eksportu i tylko 1,1 proc. importu. 

- Korzystając z powyższych danych można oszacować, że całkowite wygaśnięcie eksportu towarów z Polski do Rosji i na Ukrainę obniżyłoby dynamikę PKB w Polsce o 2,5 pkt. proc. w pierwszym roku od wystąpienia szoku - napisano w analizie.

Przemysł drzewny musi szukać innego źródła surowców

O ile dostawy ropy czy gazu to element strategicznej polityki Unii Europejskiej (w Polsce uniezależnienie się od Rosji będzie wymagało m.in. ukończenia Baltic Pipe), a węgiel można pozyskiwać z polskich kopalń (jest on jednak znacznie droższy od wschodniego), o tyle z drewnem mozemy mieć problem. Szczegółową analizę tego rynku przygotował zespół ekonomistów PKO BP. 

Jak wynika z ich materiałów, obecnie głównym eksporterem drewna do Polski jest Białoruś. Kraj ten odpowiada za 27 proc. wolumenu drewna i wyrobów z drewna importowanych do Polski. Z Białorusi pochodzi aż 64 proc. drewna opałowego. To także główne źródło płyt drewnopochodnych i tarcicy. Rosja odpowiada za 5,3 proc. wolumenu dostaw drewna (głównie płyt drewnopochodnych, szczególnie sklejka i arkusze fornirowane). - Szacujemy, że ewentualne całkowite zahamowanie importu z Rosji i Białorusi przełoży się w krótkim terminie na zmniejszenie dostępności płyt drewnopochodnych i tarcicy na polskim rynku o ok. 10-15 proc. - napisano w komunikacie.

W konsekwencji rosyjska agresja może doprowadzić np. do wzrostu cen mebli. Jednocześnie PKO BP zwraca uwagę na wciąż ogromną niepewność związaną z szacowaniem konsekwencji inwazji. - Z dużym prawdopodobieństwem można jednak założyć, że w krótkim okresie niepewność związana z dalszym przebiegiem wojny przyhamuje gotowość Polaków do inwestowania w trwałe dobra konsumpcyjne. Z drugiej strony napływ uchodźców z Ukrainy wywołał silne ruchy społeczne dążące do zapewnienia miejsc pobytu dla tych osób, co niejednokrotnie wiąże się z koniecznością doposażenia mieszkań w niezbędne meble - napisano w raporcie.

Wzrośnie podaż na rynku pracy?

Z "pozytywów" wskazać można spodziewany wzrost podaży na rynku pracy. Jest tu jednak mnóstwo znaków zapytania. Po pierwsze - teoretycznie do Polski przyjechało już ponad milion uchodźców z Ukrainy. Według pierwszych szacunków miało być ich łącznie 1,5 mln, ale najprawdopodobniej będzie ich więcej. Tyle, że około połowa z nich to dzieci. W drugiej połowie znajdują się także ich matki oraz osoby starsze. Ich możliwości związane z podjęciem zatrudnienia są ograniczone - i zależą m.in. od możliwości znalezienia opieki nad dziećmi.

Po drugie - z Polski wyjechało już kilkadziesiąt tysięcy mężczyzn z Ukrainy. Najczęściej podjęli decyzję "z dnia na dzień", opuszczając miejsca pracy. Pracodawcy na szybko muszą szukać zastępstwa. Spore problemy mogą mieć firmy z branży budowlanej, w której liczba zatrudnionych Ukraińców była dość duża, a wśród uchodźców trudno szukać zastępców. 

Perspektywy dla rynku pracy "na szybko" zbadała firma Grant Thornton. Jak wynika z monitoringu przeprowadzonego przez firmę Element (specjalizującą się w automatyzacji procesów rekrutacyjnych) dla Grant Thornton, w lutym 2022 roku na 50 największych polskich portalach rekrutacyjnych aktywnych było 589 tys. ofert pracy. Jeśli dodać do tego oferty pracy dostępne jedynie poza internetem (np. w urzędach pracy), można założyć, że obecnie w Polsce występuje ponad 600 tys. wakatów.

Najwięcej miejsc pracy dostępnych jest w Warszawie – w sieci było w lutym 71 tys. ofert. Na kolejnych miejscach znalazły się Kraków (36 tys.) i Wrocław (24 tys.). Powyżej 10 tys. ofert jest też w Gdańsku, Łodzi i Szczecinie.

Wśród tych miejsc pracy znajdują się zarówno specjalistyczne stanowiska, jak i prostsze. Grant Thornton wskazuje na dodatkowe komplikacje, jak np. bariera językowa. Wyzwaniem już niebawem będą także kwestie mieszkaniowe.

ZOBACZ RÓWNIEŻ