Co rośnie, musi w końcu spaść

Złoto i dolary
Złoto i dolary, historycznie jeśli jedno z nich rośnie, drugie spada, fot. Shutterstrock
Likwidacja WIBOR-u pewnie dziś da kredytobiorcom kilkaset złotych oszczędności. W przyszłości jednak może się obrócić przeciwko nim i sprawić, że kredyty będą droższe.

Na rynkach tematy się nie zmieniają. Ciągle w świetle reflektorów jest wojna w Ukrainie i jej reperkusje na rynkach finansowych, rosnąca inflacja i decyzje banków centralnych. Oraz oczywiście coraz większa niepewność tego, co przyniosą kolejne miesiące.

Zacznijmy jednak standardowo od kolejnych podwyżek stóp… Podniósł je bowiem Federalny Komitet Otwartego Rynku (FOMC) w USA i polska Rada Polityki Pieniężnej. Fed podniósł po raz pierwszy od 2000 r. o 50 punktów bazowych (do przedziału 0,75–1,00 proc.), a RPP o 75 punktów bazowych do 5,25 proc. 

Czekając na decyzje Rady i wsłuchując się w „jastrzębie”, wypowiedzi członków Rady WIBOR 3M ruszył ostro do góry –  z poziomu 5,92 proc. po kwietniowej podwyżce wzrósł do 6,35 proc. po podwyżce majowej. Coraz częściej mówi się o stopach wyższych niż 7 proc., co doprowadziłoby gospodarkę do recesji, a koszty nowego, polskiego długu drastycznie by wzrosły.

Mówi się też o tym, że rząd szuka nabywców obligacji (nowego polskiego długu) poza granicami naszego kraju, co według mnie jest kolosalnym błędem. Dlaczego Japonia może mieć zadłużenie w wysokości 266 proc. do PKB i nie obawiać się ataku spekulantów? Dlatego, że 95 proc. tego długu pozostaje w Japonii. Szukanie nabywców poza Polską jest proszeniem się o problemy, większe niż problemy Grecji, którą ratowała i nadal ratuje cała strefa euro. 

A przecież wystarczyłoby zwiększyć rentowność obligacji detalicznych indeksowanych inflacją do poziomu zbliżonego do obecnej inflacji, żeby ludzie szukający gorączkowo możliwości zainwestowania pieniędzy tak, żeby uchronić je przed inflacją, wchłonęli cały wzrost zadłużenia. Niedawno Ministerstwo Finansów podniosło rentowność obligacji o 1 punkt procentowy, co jest ruchem w dobrym kierunku, ale niewystarczającym. 

Nawiasem mówiąc, Polacy posiadający nadmiar gotówki powinni rozważyć fundusze obligacji zamiast lokować ją w nieruchomości, co może się okazać niewypałem, bo rosnące ceny kredytów i spadająca zdolność kredytowa gwałtownie schładzają popyt. W pierwszym kwartale 2022 r. sprzedano o 46 proc. mniej mieszkań niż rok wcześniej… To nie musi skutkować spadkiem cen mieszkań (rosną koszty pracy i materiały), ale to nie jest wykluczone.

Obligacje okazją długoterminową

Oczywiście fundusze obligacji mają obecnie złą prasę, bo inwestujący w nie odnieśli „papierową” sporą stratę. „Papierową”, bo strata staje się prawdziwą stratą wtedy, kiedy sprzedaje się posiadane aktywa. Dopóki się tego nie robi strata stratą nie jest – jest tylko zapisem chwilowej wartości. Dlaczego sugeruję (nie rekomenduję) rozważenie rynku obligacji? To dosyć proste: kiedy rentowności obligacji rosną, to ich ceny spadają, a ceny spadają wtedy, kiedy rosną potrzeby pożyczkowe (rośnie liczba wyemitowanych obligacji) lub/i rosną stopy procentowe. 

Obecnie mamy właśnie taką sytuację. Potrzeby pożyczkowe rosną, inflacja atakuje, stopy procentowe wręcz eksplodują. Myślę, że mało kto oczekiwał, że hossa na rynku obligacji (ultraniska rentowność) będzie trwała wiecznie. Pandemia wymusiła na bankach centralnych stosowanie nadzwyczajnych środków. Tak zwane poluzowanie ilościowe czy skup aktywów z rynku, pozwoliło na wstrzyknięcia do systemu mnóstwa świeżych pieniędzy. To musiało się w końcu zmienić. I nawet wojna w Ukrainie nie była hamulcem, bo potężna inflacja atakująca w wielu krajach wymusiła podwyżki stóp i duży wzrost rentowności obligacji. Tyle że na rynkach finansowych jest tak, że to, co rośnie, musi w końcu spaść, a...

 

Ten artykuł jest dostępny
tylko dla zalogowanych

Zaloguj się Zarejestruj

Kontakt

My Company Polska wydanie 6/2022 (81)

Więcej możesz przeczytać w 6/2022 (81) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ