Cichy bunt

lazy girl job
Czym jest zjawisko lazy girl job? / Fot. Shutterstock
Lazy girl job – lenistwo, efektywność czy dbanie o swoje zdrowie? Pokolenie Z buntuje się i nie chce pracować tak ciężko jak ich rodzice.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 5/2025 (116)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Skoro korporacje przez tyle lat wykorzystywały pracowników, to teraz pracownicy będą wykorzystywać ich – mówi 25-letnia Ania, absolwentka zarządzania i od niedawna pracownica jednej z warszawskich korporacji. Taktykę ma już z góry zaplanowaną. Nie ma zamiaru się starać – wystarczyło zrobić dobre wrażenie podczas okresu próbnego. Teraz będzie odgrywać program obowiązkowy, niezbędne minimum. – Dbam o balans w życiu, nie chcę się zaharowywać ani stresować. Wolę spokojnie zrobić swoje, a po pracy oddać się życiu towarzyskiemu i tańcowi.

Antypraca nas wyzwoli?  

Ania przyznaje, że sama na to nie wpadła. Kto mógł być inspiracją? Pierwsza wpadła mi do głowy bohaterka „Seksu w wielki mieście”, 30-letnia redaktorka Carrie Bradshaw, która pisała tylko jeden artykuł na miesiąc, a stać ją było na mieszkanie na Upper East Side i kolekcję bajecznie pięknych butów od Manolo Blahnika. Co nawiasem mówiąc, nie było wcale utopią, bo dziennikarka i autorka Candace Bushnell, która stworzyła postać Carrie, napisała tę książkę na podstawie własnego doświadczenia i życia. W latach 90. pracowała dla Vogue’a, pisząc kolumnę „Ludzie mówią o” i zarabiała 5 tys. dol. miesięcznie dokładnie za jeden artykuł. Poza tym dorabiała sobie w „The Observer”. W tamtym czasie, to były godne zarobki.

Przywołałam Ani ten przykład, ale okazało się, że chodziło o coś zupełnie innego.  Zobaczyła na TikToku trend lazy girl job– zapoczątkowany w 2023 r. przez Amerykankę Gabrielle Judge, dwudziestokilkuletnią influencerkę, która określa się także jako life coach i Anti Work Girlboss. Judge zwraca uwagę na toksyczną kulturę wielu miejsc pracy i zachęca ludzi (bo wbrew nazwie leniwi w pracy mogą być też mężczyźni), aby nie definiowali się przez swoją pracę. Według założenia trend ten ma łączyć w sobie luz i kreatywność. To podejście do zawodowych obowiązków, które zachęca do działania zgodnie z własnym rytmem, bez niepotrzebnego stresu i presji na ciągłą efektywność. Lazy girl job to także manifestacja troski o własne samopoczucie, dlatego szczególnie pożądane są elastyczne godziny, praca zdalna czy możliwość dopasowania obowiązków do własnych potrzeb i koniecznie „szef, który nie denerwuje”. 

Które zawody są dobre, żeby się trochę poobijać w pracy? Judge podpowiada, że specjalista ds. marketingu lub social mediów, menedżer ds. sukcesu klienta, analityk cyberbezpieczeństwa, analityk łańcucha dostaw, korporacyjny trener AI, prompt engineer, specjalista ds. regulacji czy specjalista ds. zgodności z przepisami HR.  

Autorka pomysłu utrzymuje przy tym, że jest pracoholiczką. Wideo instruktażowe, w którym opisuje, jak działać w pracy „na leniucha” zostało wyświetlone do tej pory 3,8 mln razy. W skali światowej nie jest to dużo, ale w Polsce trend zyskuje wielu zwolenników, głównie osób, które dopiero wchodzą na rynek pracy.

Lenistwo – powód do dumy

„(...) 9 miesięcy temu doszła do mojego zespołu juniorka i od początku mało pracowała. Wydawało nam się, że musi się wdrożyć, a potem będzie ok. Ale minęło sporo czasu, a nadal nie wiadomo, czym się zajmuje przez cały dzień, bo zadania, które można zrobić w dzień – robi np. 3 tygodnie. Gadałem o tym z kolegą z innego zespołu i powiedział, że mieli taką samą sytuację i potem zobaczyli na Instagramie tej dziewczyny, że dodaje zdjęcia z tagiem «#lazygirljob», gdzie np. ćwiczy w czasie godzin pracy. Pomyślałem, że sprawdzę Instagrama naszej pracownicy i okazuje się, że ona też dodaje zdjęcia z tym tagiem. Jest na tyle bezczelna, że nawet wrzuca zdjęcia z biura” – napisał użytkownik forum Reddit, pod wątkiem o lazy girl job.

Zarobki w Polsce nie rozpieszczają, ale czy oszukiwanie pracodawcy jest powodem do samozadowolenia? Wiem, podniosą się głosy, że pracodawcy sami na to zasłużyli, jednak dla milenialsów praca, szczególnie ta pierwsza, to miejsce, w których zdobywa się dobre oraz złe doświadczenie, wiedzę i hartuje się przed następnymi wyzwaniami życia. Dla nas to zrozumiałe, że rozwój wymaga wysiłku, braku komfortu i poświęcenia części przyjemności dla zysku w przyszłości – co rozumiemy jako inwestycję, która prawdopodobnie zwróci nam się za x lat chociażby tym, że będziemy mieć większe możliwości znalezienia innej pracy lub wymyślenie jej sobie po swojemu.

Ale jak widzimy część generacji Z nie lubi myśleć o przyszłości. Przynajmniej o swojej, bo losy planety nie są im obojętne. Co więc stoi za – dla jednych lenistwem, a dla drugich – troską o swój dobrostan?

Pokolenie wrażliwców 

Suzy Welch, wykładowca umiejętności menedżerskich na NYU Stern School of Business tłumaczyła w programie Squawk Box w stacji CNBC, że trend lazy girl job, jest wynikiem tego, że generacja Z szuka prac o niskim poziomie stresu. – Młodzi chcą uniknąć lęku i dyskomfortu za wszelką cenę. Nie chciałabym, aby to było prawdą, ale wszystkiemu winni są rodzice, którzy chowają dzieci w cieplarnianych warunkach, bez możliwości podejmowania wyzwań. Chcą również utrzymać dyskomfort z dala od swoich dzieci, a potem dzieje się tak, że one nie mają żadnej wprawy w doświadczaniu lęku.   

Sama Welch prowadziła przez kilka lat muzyczny startup Quadio. Wspomniała, że praktycznie wtedy nie spała. – Ale ta firma, to była najfajniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek robiłam. Oczywiście, było dużo stresu i lęku, ale każdy powinien doświadczyć takiej przygody – uważa.

Lazy girl po polsku 

– Najgorsza praca to taka, kiedy przez cały czas spoglądasz na zegarek i marzysz, żeby już się skończyła – przekonuje Welch. Jak długo można tak robić? Z własnego doświadczenia wiem, że raczej krótko, jeśli nie chce popaść się w frustrację i depresję. A polski rynek pracy nie napawa optymizmem. Znalezienie pracy marzeń potrafi długo pozostać… w sferze marzeń. 

Nie wiem, czy o pracy jak z najpiękniejszych snów mogli mówić nasi rodzice i dziadkowie, którzy znali dobrze znaczenie peerelowskiego powiedzenia „Czy się stoi, czy się leży, 2 tys. się należy” i ogłoszenia typu „Przyjmiemy natychmiast każdą liczbę pracowników”. Przypomnę młodszym czytelnikom, że w czasach komuny to praca szukała człowieka. Wiele etatów było zbędnych, pracownicy nudzili się w pracy i czasem musieli dobrze nachodzić się po obiekcie, w którym pracowali, by znaleźć sobie zajęcie. Bywało tak, że pracę można było wykonać w godzinę, a potem trzeba było wypełnić sobie czymś czas. Takie były realia, dziś to forma protestu i brak zgody na wykorzystywanie.  

Przykład z PRL wskazuje że, Amerykanka wcale nie odkryła Ameryki. W latach 70. i 80. część Polaków całkiem niechcący królowała w udawaniu zaangażowania w pracy będąc przykładnymi lazy girls.  

Nie tylko TikTokowy trend

Według raportu „Gen Z o sobie i otaczającym ich świecie. Jakie są polskie Zetki?”, jedynie 18 proc. przedstawicieli tego pokolenia wskazuje pracę jako ważną sferę życia. – Lazy girl job to nie tylko tiktokowa moda, ale sygnał głębszych zmian na rynku pracy – mówi Natalia Bogdan, CEO Jobhouse. – Młodsze pokolenie nie chce już żyć tylko pracą, stawia na równowagę, zdrowie psychiczne i elastyczność. Z jednej strony to rozsądna odpowiedź na wypalenie i kult produktywności, z drugiej – niepokoi, gdy „leniwe” podejście staje się wymówką do unikania odpowiedzialności i braku inicjatywy. Niedawno spotkałam kandydatkę, która podczas rozmowy kwalifikacyjnej zapytała wprost, czy mamy system, który śledzi aktywność podczas pracy zdalnej, bo ma małego psa i musi z nim wychodzić kilka razy dziennie. Jeden z kandydatów z kolei zadeklarował, że szuka pracy na cztery piąte etatu, bo w piątki woli się już wyluzować. Jeszcze kilka lat temu taka postawa byłaby nie do pomyślenia. Dzisiaj mam wrażenie, że komunikowanie swoich oczekiwań work-life balance przez kandydatów staje się standardem. Z perspektywy pracodawców to może być frustrujące.

Leniwy jak startupowiec i freelancer

Nie spodziewalibyśmy się, że trend lazy girl job jest widoczny nawet w startupach, które kojarzą się głównie z pracą 12 godz. na dobę. Zdaniem Radosława Wierzbickiego, dyrektora Centrum Biznesu Uczelni Łazarskiego, podejście lazy girl job spotykane jest też w startupach zakładanych przez studentów i absolwentów polskich uczelni, ale nigdy nie wiadomo, do czego to zachowanie doprowadzi. Z jednej strony może świadczyć o niewielkich oczekiwaniach wobec rozwoju swojego biznesu, ale z drugiej strony o dążeniu do optymalizacji i efektywnego korzystania z dostępnych zasobów (czasu pracy, wykorzystywania określonych kompetencji współpracowników, dbałości o harmonię i rozwój mentalny). – Często się z tym spotykam, ale traktuję to po prostu jako model życia, ani dobry, ani zły, po prostu „współczesny”. Ktoś, kto na pozór wydaje się żyć maksymą lazy girl job, po prostu inaczej rozkłada nakład pracy, a efekty mogą nas zaskoczyć. Co ważne, również, gdy mówimy o własnych projektach biznesowych. Na pewno warto przy tym pamiętać o balansie, między trzema składowymi: aspekcie biznesowego zwrotu z inwestycji w przypadku firmy, ale także społecznego oraz mentalnego (właściwego dla samego siebie). – Radosław Wierzbicki uważa, że młode pokolenie odziedziczyło już pewien standard życia, więc takie zachowanie zarówno można, jak i powinno się utrzymać. Wierzy również, że dzięki temu pojawią się nowe idee i kierunki rozwoju różnych pomysłów, które poprawią dobrostan każdego z nas. 

Równie efektywnie wykorzystują czas freelancerzy, którzy dążą do zminimalizowania czasu pracy, jak to tylko możliwe – Jeśli rozumiemy ten trend jako efektywną pracę przez kilka godzin dziennie, na wysokim poziomie merytorycznym, która jednocześnie zostawia przestrzeń na życie poza pracą, to jako mentorka freelancerów jestem orędowniczką i propagatorką takiego stylu pracy. Uczę kobiety, jak pracować mniej, ale mądrzej – i nie widzę w tym nic lazy – mówi Marta Paplaczyk, mentorka social media freelancerów. Sama jest orędowniczką takiego podejścia i pracuje ok. 20 godz. tygodniowo, prowadząc firmę, mentoringi i projekty edukacyjne. – Nie dlatego, że mi się nie chce, tylko dlatego, że cenię efektywność, mądre procesy i życiową równowagę. I tego samego uczę innych. Jedna z moich klientek, która rzuciła pracę w agencji marketingowej, żeby założyć swoją, ma kilku klientów, pracuje 6-7 godz. w tygodniu i szuka już możliwości zatrudnienia kogoś do swojej agencji, bo uważa, że pracuje „za dużo”.

Nie taki diabeł straszny

Czy „leniwe dziewczyny” zostaną z nami na zawsze? Pewnie tak, ale może w różnej formie. Jak zauważa Jolanta Piątkowska, CEO, Growth Advisors, trendy takie jak  great resignation, quiet quitting, jego następca great detachment, a także lazy girl job są ściśle powiązane z tym, co dzieje się w gospodarce i polityce. – W Europie pojawiła się też szwedzki trend soft girl. Z raportu Ungdomsbarometern badającego co roku życie młodych Szwedów wynika, że aż 14 proc. dziewcząt w wieku 7–14 lat popiera ideę… niepracowania. Wszystkie te trendy pokazują jednoznacznie, że rynek pracy się zmienia. Lazy girl job nie pojawiły się znikąd. Ich popularność umożliwiły m.in. praca zdalna i hybrydowa, rozwój gig economy, demograficzne nożyce oraz dynamiczne zmiany w strukturze zawodów. Ale to również trend podatny na zmiany, czego dowodem mogą być wyraźne sygnały końca pełnej pracy zdalnej również w Polsce. To nie koniec lazy girl job, ale zapewne niechęć pracodawców do home office wpłynie na skalę zjawiska, choć jego istota raczej nie zniknie.

Zazwyczaj pracownik unikający pracy zostaje zwolniony. Jeśli jednak dostrzega się jego potencjał do wykonywania innych obowiązków, ma szansę się zrehabilitować. To jednak wymaga dobrej woli obu stron i umiejętności wychwytywania talentów u menedżera. Jolanta Piątkowska, spotkała się z lazy girl w jednej z firm technologicznych, z którą współpracuje. – Młoda specjalistka ds. operacji, świeżo po onboardingu, otwarcie deklarowała, że „nie chce się przepracowywać” i że „nie po to kończyła studia, żeby stresować się codziennie targetami czy deadline’ami”. Efekty? Częste opóźnienia, brak inicjatywy, minimalne zaangażowanie, a tradycyjny feedback nie przynosił rezultatów. Wspólnie z zarządem postanowiliśmy postawić nie na konfrontację, a na zrozumienie. – Pracownicę włączyli w projekt wewnętrznej optymalizacji procesów i dali jej dużą swobodę w testowaniu narzędzi automatyzujących codzienne zadania. Zaskoczyła wszystkich, bo wymyśliła sposoby na efektywność pracy i ułatwienie codziennych obowiązków dla całego zespołu. – Czasem potrzeba tylko zmienić perspektywę i dać przestrzeń, by zamiast cisnąć – ktoś miał szansę przemyśleć i zaprojektować lepszy sposób pracy – radzi CEO Growth Advisors. 

Podobnego zdania jest Natalia Bogdan, która uważa, że na to zjawisko warto reagować rozmową – bez ocen, z próbą zrozumienia, z czego wynika takie podejście. – Może potrzeba większej elastyczności, może brak sensu w zadaniach. Zetki w większości przypadków nie chcą pracować tak intensywnie jak milenialsi. Myślę, że dla obu stron ważne będzie znalezienie równowagi między komfortem pracowników a zaangażowaniem potrzebnym do rozwoju firm. Wierzę, że jeśli pracodawca i pracownik zrobią mały krok w swoim kierunku, da się pogodzić potrzeby obu stron.

My Company Polska wydanie 5/2025 (116)

Więcej możesz przeczytać w 5/2025 (116) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ