Auto, które jest inwestycją

Auto może być ciekawą inwestycją.
Auto może być ciekawą inwestycją. / Fot. mat. pras.
Dobrych kilka tysięcy złotych tracimy uruchamiając silnik nowiutkiego auta. Co tu kryć, samochody szybko tracą na wartości. Ale nie wszystkie! Dobrze przemyślany zakup może być całkiem dobrą inwestycją.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 4/2024 (103)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Samochód za milion złotych to obecnie nic szczególnego, taka cena nie budzi już dziś aż takich emocji jak dekadę temu. Nawet w cennikach zwykłych marek klasy premium znajdziemy modele, za które zapłacimy zdecydowanie więcej. To choćby Mercedes klasy S czy Porsche Cayenne Coupé – oczywiście w odpowiednio mocnych i dobrze wyposażonych wersjach. Jednak takie samochody to masówka w porównaniu z modelami McLarena czy Ferrari. O ile na Mercedesie lub Porsche można zarobić, gdy dane auto ma za sobą ciekawą historię lub po wielu latach będzie w idealnym stanie, to na modelach niszowych marek zarobek będzie niemal pewny – o ile oczywiście przez większą część swojego życia będą one przebywać w ocieplonym garażu. Superauto w idealnym stanie na pewno nie straci na wartości.

Mniejsze pieniądze, ale większe ryzyko

Nie trzeba koniecznie wydawać milionów, by upolować nowy model, który pozwoli w dłuższej perspektywie zyskać. Oto przykłady aut, które najpewniej nie będą tracić na wartości.

Pierwsza jest Toyota Yaris GR-Four, która z popularnym, miejskim samochodem ma niewiele wspólnego. To sportowe auto z napędem na cztery koła i silnikiem o mocy 280 KM. Dziś nowe kosztuje nieco ponad 200 tys. zł. Dużo jak na miejskie? Owszem. Tylko tak naprawdę jest to „rajdówka” w bardziej stonowanym opakowaniu. Samochód budzący emocje, którego w zasadzie nie da się kupić. Produkcja jest zbyt mała, a chętnych bardzo wielu. Jeśli uda się go zamówić, lepiej utrzymywać go w idealnym stanie – to może być dobra inwestycja. Podobnych modeli jest oczywiście więcej, ale by rzeczywiście zarobić na zakupie nowego samochodu trzeba naprawdę mieć dużą wiedzę, dobry instynkt i trochę szczęścia.

Klasyki za miliony

Nieco łatwiej jest z klasykami, tylko inwestycje w te najbardziej spektakularne modele oznaczają, że konieczne będę milionowe wydatki, i to nie w złotych, lecz w euro, dolarach lub funtach. Przykładowo, w listopadzie 1987 r. w Londynie podczas aukcji zorganizowanej przez Christie’s sprzedano Bugatti Type 41 Royale z 1931 r. za 5,5 mln funtów (i wcale nie jest to najdroższy na świecie oldtimer). Już w latach jego produkcji był to samochód piekielnie drogi: kosztował 42 tys. dol. wtedy, gdy auto można było kupić za kilkaset dolarów. Poza tym powstało tylko sześć sztuk tego modelu.

Oznacza to, że najbardziej spektakularne ceny mogą uzyskać jedynie najlepsze egzemplarze niewielu rzadko spotykanych modeli. To auta, które odniosły liczne zwycięstwa w wyścigach lub miały znanych właścicieli. Właśnie dlatego, oprócz wspomnianego Bugatti, miliony płacono też za Bentleya Six Speed z 1930 r., który wygrał wyścig Double Twelve i zajął drugą pozycję w słynnej rywalizacji na torze w Le Mans (prawie 4,2 mln euro w czerwcu 2004 r. w Paryżu), bądź Alfę Romeo 8C 2900b Cabriolet z 1937 r. zbudowaną w fabryce Pininfariny (4 mln dol. w Pebble Beach w USA). Nieco mniej, bo 1,3 mln dol. kosztowało zaś Ferrari 500 Testarossa z 1956 r., które – z załogą Anna Maria Peduzzi/Gilberte Thirion – wygrało swoją klasę w 1000-kilometrowym wyścigu pod Paryżem. Kupując taki wóz, płacimy zatem nie tylko za silnik i karoserię, ale również za ciekawą historię, którą ten samochód opowiada.

Swoją historię mają też jedne z najdroższych klasyków na świecie, czyli Mercedes W196 z 1954 r., którego w 1990 r. sprzedano za 24 mln dol. – to egzemplarz, który miał za sobą liczne zwycięstwa w wyścigach, a prowadzili go słynni kierowcy: Juan Manuel Fangio i Stirling Moss. Inne auto, Ferrari 250 GTO z 1962 r., sprzedano za 16,6 mln dol. – tu płacono za rzadkość, bo powstało tylko 40 sztuk tego modelu.

Kryzys niestraszny kolekcjonerom

Co ciekawe, kryzys i inflacja, jakie zawładnęły niemal całym globem nie wpłynęły wcale negatywnie na rynek klasyków. Ceny nie spadły, liczba transakcji nie zmieniła się, a aukcje nadal przyciągają tłumy bogatych entuzjastów starej motoryzacji. Nawet w minionym roku sprzedano wiele spektakularnych, kosmicznie drogich modeli. Na długiej liście znajdziemy najdroższe Ferrari, jakie kiedykolwiek sprzedano – model 330 LM/250 GTO by Scaglietti z 1962 r. To jedyny egzemplarz tego wyścigowego wozu – został sprzedany za... niemal 52 mln dol.!

Równie imponującą sumę uzyskano za inne Ferrari: 412P Berlinetta z 1967 r. – to 30 mln dol. W gronie najdroższych samochodów sprzedanych na aukcjach w 2023 r. znajdziemy przede wszystkim stare modele tej marki, głównie z lat 60. Wyjątkami

są Mercedes-AMG Petronas F1 W04, czyli bolid Formuły 1, którego prowadził Lewis Hamilton w 2013 r. Ciekawostką było niemal nowe Bugatti Chiron Profilée z... 2022 r. To oczywiście nie jest klasyk, ale szczególny samochód wyprodukowany w jednym egzemplarzu.

Aby dołączyć do grona kolekcjonerów klasyków nie trzeba jednak od razu wydawać milionów. Można przecież na początek zainteresować się tańszymi modelami, a równie spektakularnymi. Przykładowo słynnego Mercedesa 300 SL z lat 60. można mieć w cenie współczesnego, luksusowego samochodu. Natomiast stylowy kabriolet, jak choćby Chrysler 300G Convertible z lat 60., kosztuje ok. 100 tys. dol. Cena zależy oczywiście od stanu modelu i jego historii. Osoby zaangażowane w ten rynek podkreślają jednak, że choć zakup takiego samochodu można traktować jako inwestycję, to jednak koniecznie trzeba wziąć pod uwagę niemałe ryzyko związane ze zmianami na rynku. Warto pamiętać również o kosztach utrzymania pojazdu, garażowaniu i ubezpieczeniu.

Można i taniej

Zresztą czasem trudno o realny zysk. Ta uwaga dotyczy szczególnie aut masowo produkowanych. Ich zakup i ewentualne restaurowanie często nie daje większych szans na odzyskanie zainwestowanych pieniędzy. Kupowane oldtimery bądź tzw. youngtimery nie zawsze są w idealnym stanie, zwykle więc obok ceny zakupu trzeba też brać pod uwagę koszty remontu. Nierzadko samochód kupowany za kilkadziesiąt tysięcy złotych lub euro wymaga zainwestowania kolejnych kilkudziesięciu tysięcy.

Ryzyko może się jednak opłacić, a na rynku nadal można znaleźć wiele ciekawych modeli, które w przyszłości mogą być warte więcej niż obecnie. Chodzi o tzw. youngtimery, czyli auta, które jeszcze nie mają na karku kilkudziesięciu lat, ale zbliżają się już do wieku, w którym będzie można założyć na nie tzw. żółte tablice rejestracyjne przysługujące pojazdom zabytkowym.

Nawet w Polsce na rynku samochodów używanych nadal da się znaleźć takie perełki, choć nie jest to proste, a pułapek i oszustw jest co niemiara. Nie da się ukryć, że pewnym sposobem na znalezienie przyszłego klasyka jest poszukiwanie samochodów o sportowym charakterze: dobrych osiągach i o niebanalnym wyglądzie. Właśnie takie modele najczęściej zyskują na wartości w długim okresie. Można przy tym przytoczyć kilka przykładów.

Przyszłe klasyki za kilkadziesiąt tysięcy

Zapewne warto zainteresować się Mercedesami SLK z lat 1996-2011. To dwie serie modelowe, o fabrycznym oznaczeniu R170 i R171. Jak łatwo zauważyć, najstarsze modele mają już na karku 28 lat. Ciekawiej jednak wyglądają nowsze auta, produkowane po 2004 r. Model SLK 200 Kompressor można kupić za 30-40 tys. zł. Ważne, by dobrze sprawdzić skomplikowany mechanizm otwierania i zamykania dachu. Dobrze utrzymany egzemplarz SLK na pewno nie będzie już tracić na wartości.

Ciekawą opcją jest też BMW Z4, to pierwsze, które wytwarzano od 2002 do 2009 r. Zaletą tego modelu jest jego wygląd. Choć auto ma ponad 20 lat, to nadal wygląda świetnie, a przy tym bardzo dobrze jeździ: ma mocne silniki i sportowe zawieszenie. Ceny? Zależnie od wersji silnikowej to 35 do nawet 70 tys. zł. W Polsce znajdziemy przede wszystkim egzemplarze sprowadzone z Niemiec, trzeba więc starannie sprawdzić ich stan.

Podobnie jest w przypadku dwóch innych modeli: Audi TT z lat 1998-2006 oraz Porsche Boxstera produkowanego w latach 1996-2004. Sportowe Audi, o charakterystycznej sylwetce, nadal wygląda oryginalnie, a auta po 2000 r. – ze zmienionym zawieszeniem – jeżdżą naprawdę świetnie. Audi TT może być bardzo tanie: niezły egzemplarz z potencjałem na klasyka można kupić nawet za 30 tys. zł. Czy jednak będzie to zakup inwestycyjny? To pokaże czas. Większy potencjał pod tym względem ma Porsche Boxster, który może kosztować nawet ponad 70 tys. zł, a ewentualne naprawy tego samochodu będą drogie.

Wartym uwagi modelem, i to nie z Niemiec, może być Honda S2000, czyli niebanalny roadster z lat 1999-2009. Jej atutem jest znakomity i bardzo interesujący silnik: 2-litrowy, wysokoobrotowy, o mocy 240 KM. Ceny Hondy rosną już dziś. W Polsce trudno znaleźć dobrze utrzymany egzemplarz, a w Niemczech ceny aut w dobrym stanie przekraczają już 50 tys. euro.

Postawić w garażu i czekać

Modeli, którymi warto się zainteresować jest oczywiście zdecydowanie więcej. Warto wspomnieć choćby o tych, które okazały się rynkową porażką. Może warto kupić i postawić w garażu Renault Avantime? Produkowano je przez niespełna trzy lata, a powstało mniej niż 9 tys. egzemplarzy. Dziś widuje się Avantime’a załadowanego sprzętem budowlanym i puszkami z farbą (można było mieć go za grosze), ale niedługo ceny tych rzadkich aut zapewne wzrosną.

Poszukiwanym samochodem, w perspektywie kilkunastu lat, będzie zapewne Citroën C6 – to ostatnia duża limuzyna tej marki ze znakomitym, hydropneumatycznym zawieszeniem. W latach 2005-2012 powstało tylko 24 tys. egzemplarzy, więc model ten z każdym rokiem będzie coraz rzadszy, a ceny najlepszych egzemplarzy najpewniej wzrosną. Nieudanym modelem o oryginalnym wyglądzie jest również Lancia Thesis produkowana w latach 2001-2009. Powstało tylko 16 tys. tych aut, a część z nich po prostu trafiła na złom, bo nie znalazła nabywców. Dziś jednak może być łakomym kąskiem dla poszukiwaczy ciekawych, rzadko spotykanych konstrukcji.

Oczywiście takich modeli, które powstały w niewielkiej liczbie egzemplarzy jest więcej – czy to udanych, czy nieudanych. Każdy z nich może w przyszłości stać się pożądanym klasykiem. Czy jednak tak się stanie? Tego właśnie nie wiadomo. I dlatego inwestycje w takie popularne modele wiążą się za sporym ryzykiem. Jak twierdzą kolekcjonerzy aut, zysk nie zawsze jest jednak najważniejszy.

My Company Polska wydanie 4/2024 (103)

Więcej możesz przeczytać w 4/2024 (103) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ