Trump kontra bank centralny
Donald Trump i Jerome Powell / Fot. East NewsBurzliwy początek listopada jest już poza nami. To bukmacherzy mieli rację, a firmy zajmujące się sondażami dramatycznie się pomyliły. Wybory prezydenckie wygrał Donald Trump. Wygrał nie tylko głosami elektorskimi, ale też w głosowaniu powszechnym zdobył o 5 mln głosów więcej niż Kamala Harris. Czerwona fala (czerwony to kolor republikanów) przepłynęła też przez Kongres. Republikanie odbili Senat i utrzymali przewagę w Izbie Reprezentantów.
Wniosek? Donald Trump w styczniu, kiedy zostanie zaprzysiężony, będzie robił to, co będzie chciał. Ma za sobą Kongres i większość w Sądzie Najwyższym USA, gdzie podczas pierwszej kadencji wybrał sędziów o poglądach bardzo konserwatywnych. Już pierwsze zapowiedzi dotyczące nominacji do nowej administracji pokazywały, co się będzie działo. Są to zacięci zwolennicy MAGA, izolacjonizmu i wrogowie Chin, a co za tym idzie zwolennicy wysokich ceł. To światowej gospodarce zaszkodzi i już inwestorów zaniepokoiło.
Nie wiemy, co Trump zrealizuje, ale jego dawni współpracownicy ostrzegają, że będzie się mścił, a opowieści o tym, że nie będzie realizował Projektu 2025 (czyli zamiany urzędników w wielu miejscach lokalnych administracji na lojalnych w stosunku do niego „trumpistów”) należy między bajki włożyć. Jak długo światu będzie się podobał autorytarny sposób sprawowania władzy? Tak długo jak będzie się to rynkom finansowym opłacało.
Obietnice = inflacja
Jestem bardzo ostrożny w progowaniu kierunku cen/indeksów, bo przecież wszyscy wiemy, że politycy, a szczególnie Donald Trump, nie robią po wyborach tego, co zapowiadali. Wypada więc powiedzieć, że jeśli Trump zrealizuje obietnice, to będzie pomagało dolarowi, szkodziło rynkom rozwijającym się, szkodziło obligacjom skarbowym w USA i stawiało duży znak zapytania nad zachowaniem Fed, bo przecież obietnice nowego prezydenta z pewnością znacznie zwiększyłyby inflację.
Donald Trump zapowiadał bowiem wysokie cła na importowane do USA artykuły, obniżki podatków, deregulację rynków finansowych, zezwolenie na większą emisję zanieczyszczeń przez elektrownie, masową deportację imigrantów i wiele innych posunięć. Ekonomiści mówią, że to wszystko znacznie zwiększy inflację (stąd ruchy na dolarze, złocie i obligacjach) i zadłużenie USA (do ponad 140 proc.). Już teraz zadłużenie jest na poziomie ponad 120 proc PKB (w 2008 r. było tylko 60 proc.).
Po ogłoszeniu wyniku wyborów widać było, że „trumponomika” bardzo się inwestorom się podoba. Ale jedynie inwestorzy na Wall Street byli zadowoleni, chociaż i oni po 10 dniach zwątpili. Reszta robiła dobrą minę do złej gry, a indeksy nie chciały podążać amerykańską drogą. W USA inwestorzy pamiętali, co działo się na rynkach (hossa na akcjach) po wygranej Trumpa w 2016 r. i usiłowali realizować scenariusz z tamtego roku.
A propos realizowania scenariusza z 2016 r. warto przypomnieć o kilku rzeczach. Przede wszystkim przed tamtymi wyborami na rynku akcji w USA panowała chwiejna stabilizacja z większymi korektami w 2015 i 2016 r. Przez dwa lata...
Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl
Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?
- Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
- Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
- Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
- Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska
Więcej możesz przeczytać w 12/2024 (111) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.