Trampolina do sukcesu

Fot. materiały prasowe
Fot. materiały prasowe 61
Boom na parki trampolinowe obejmuje kolejne polskie miasta. Skakać lubią dzieci i dorośli, a właściciele batutów zacierają ręce. Dla przedsiębiorców to dochodowy i wdzięczny biznes, choć na start trzeba mieć jednak te pół miliona złotych. Lepiej też pamiętać, że w mieście średniej wielkości dwa parki to dwa grzyby w barszcz.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 9/2016 (12)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Na Zachodzie parki trampolinowe znane są od lat, ale my zetknęliśmy się z nimi całkiem niedawno. Pierwsze takie miejsce w kraju, Jumpcity, powstało w 2013 r. w Trójmieście (dziś rozwija się już w sieć ogólnopolską), ale to za sprawą warszawskiego Hangaru646 o parkach trampolinowych usłyszała cała Polska. 

Hangar stworzyli w 2015 r. bracia Marcin i Igor Konefałowie. Pierwszy jest zapalonym sportowcem, trenuje m.in. akrobatykę i crossfit. Drugi woli sport oglądać w telewizji, za to ma talent do PR i marketingu, czego  dowiódł, zarządzając kilkoma stołecznymi klubami, m.in. 1500 m2, Plażową czy Warszawą Powiśle. 

– Pomysł na park trampolinowy zrodził się w głowie Marcina, który chodził na zajęcia akrobatyczne na warszawskim Targówku. Zauważył, że zawsze tam były tłumy, aż trudno było ćwiczyć, a przecież hala i sprzęt były dość leciwe. Pomyślał, że ludzie tam chodzą, bo – tak jak on – nie mają alternatywy – opowiada Igor, któremu koncept brata tak się spodobał, że od razu postanowił wziąć udział w jego realizacji. – Rzuciłem pracę, zaczęliśmy przygotowania – wspomina. 

Znaleźli ogromną halę na Gocławiu, gdzie kiedyś mieściło się lotnisko, i zajęli się nowym projektem. Ale nie poszłoby tak gładko, gdyby nie trzeci z Konefałów, Tomasz, ojciec Marcina i Igora, który sprzedał duże mieszkanie na Wilanowie, aby synowie mieli kapitał na uruchomienie firmy. – Tata nie tylko wsparł nas finansowo, ale pomaga też jako przedsiębiorca z dużym doświadczeniem. Wie, jak prowadzić biznes, załatwia wszystkie pozwolenia i formalności. Razem tworzymy dobry team – opowiada Igor. 

Podsycanie społecznościowe

Mimo że Hangar646 zaczął działać w lipcu 2015 r., akcja promocyjna parku trampolinowego zaczęła się aż pół roku wcześniej. – Kiedy zdecydowaliśmy się poinformować świat, że otworzymy park za sześć miesięcy, wielu pukało się w głowę. Słyszałem, że jestem szalony, bo miejsce jest przecież ciągle tylko na papierze. A teraz uważam, że to była nasza najlepsza decyzja – mówi Igor. 

Bo ich działania marketingowe, prowadzone głównie w internetowych mediach społecznościowych, okazały się bardzo skuteczne. – Przez pół roku podsycaliśmy zainteresowanie. Ciągle pokazywaliśmy, na jakim jesteśmy etapie, wrzucaliśmy do sieci wizualizacje, a projekt konsultowaliśmy z fanami na Facebooku, którzy mieli poczucie, że tworzą ten park razem z nami. 

Jeszcze na początku 2015 r. ideę planowanego przez nich parku podchwyciły ogólnopolskie media. – Pisały o nas największe gazety, gościliśmy w radiu i telewizji. W internecie informacja o nas rozprzestrzeniała się niczym wirus. Byliśmy hitem Wykopu.pl, czyli jednego z największych serwisów rozrywkowych w Polsce, a także znanego na całym świecie portalu 9GAG.com. Po kilku miesiącach mieliśmy więcej fanów na Facebooku niż istniejąca już konkurencja – wspomina Igor. 

Konefałowie uznali, że nie będą robić hucznego otwarcia, tylko po prostu zaczną przedsprzedaż biletów przez internet. – Nasi fani już czekali na otwarcie, a dzięki przedsprzedaży mogliśmy przewidzieć, jakiej frekwencji się spodziewać. Okazało się, że nie musieliśmy się martwić. Pomysł chwycił. Klientów od samego początku było dużo, a ich liczba ciągle rosła. Dziś do parku trzeba się zapisywać z wyprzedzeniem. 

Choć ich park trampolin reklamowany jest obecnie także w radiu i lokalnych gazetach, głównym kanałem jego promocji pozostała sieć: naturalne środowisko lwiej części klientów Hangaru646. – Działamy na Facebooku, gdzie mamy ponad 60 tys. fanów, na Instagramie czy Snapchacie, gdzie jesteśmy w pierwszej 30 firm pod względem oglądalności – wylicza Igor Konefał, podkreślając, że sukces w mediach społecznościowych ich biznes zawdzięcza autorskim materiałom. – Tworzymy ciekawe treści, takie które mogłyby się „roznieść” po internecie. Nigdy nie wrzucamy „zapychającego contentu” stworzonego przez innych, ale np. dotyczącego trampolin. Skupiamy się na pokazywaniu naszego miejsca i zachęcamy, by do nas przyjść. 

Ich park rano odwiedzają uczniowie szkół w ramach lekcji WF, po południu zaglądają spragnione wrażeń nastolatki, a wieczorami szaleją dorośli, którzy uwielbiają grać na batutach w zbijaka. – Przychodzą też do nas całe rodziny. Często wnuki z dziadkami, bo to zabawa dla osób w każdym wieku. Bywają też sportowcy, np. snowboardziści, którzy chcą potrenować nowe triki przed sezonem zimowym. 

Rodziny i wsparcie gminy

Jednym z kolejnych miast ogarniętych modą na skakanie jest Słupsk, pod którym od września 2015 r. działa park trampolin JumpIn. Jego menedżer Konrad Morawski wyjaśnia, że korzystają z niego głównie rodziny z dziećmi i uczniowie. – W dużych aglomeracjach jest więcej osób trenujących np. jazdę na BMX czy deskorolce. Tu jest inaczej, dlatego postawiliśmy na atrakcje dostosowane do aktywności rodzinnej. Powodzeniem cieszą się też urządzane u nas imprezy urodzinowe – opowiada Morawski. 

Uczniowie, tak jak w stolicy, odwiedzają park w ramach WF-u: właścicielom JumpIn udało się dogadać z tutejszą gminą Kobylnica, która zorganizowała te wyprawy. – Teraz rozmawiamy o podpisaniu stałej umowy. Gmina będzie mogła np. zarezerwować dla swoich szkół cały park w godzinach porannych – mówi Morawski. 

Zdradza też, że w pierwszym miesiącu działalności JumpIn z parku skorzystało ok. 500 osób. Kilka miesięcy później, w czerwcu tego roku, liczba klientów wzrosła do 7 tys. Zdaniem Morawskiego przyczyniła się do tego m.in. dobra strategia marketingowa oparta na kampaniach reklamowych w lokalnych gazetach i radiu oraz, oczywiście, w mediach społecznościowych. – Facebook działa najszybciej i najtaniej. W ten sposób najlepiej dotrzeć do klientów. Kolejną ścieżką promocji są darmowe eventy, np. Halloween albo mikołajki. Rodzice przychodzą z dziećmi, animator dba o zabawę, a my przy okazji promujemy nasz park. To bardzo skuteczne. 

Konkurencja we Wrocławiu

Parki trampolinowe poza Trójmiastem, Warszawą czy Słupskiem powstały też w Szczecinie, Zielonej Górze, Łodzi, Poznaniu, Katowicach, Zabrzu, Krakowie czy we Wrocławiu. W stolicy Dolnego Śląska w krótkim czasie otwarto aż trzy. Ale Patryk Krawczyk, menedżer wrocławskiego Jump Hall, nie obawia się tej konkurencji. – Jesteśmy rozrzuceni po odległych od siebie krańcach miasta, więc można powiedzieć, że dzielimy się klientem terytorialnie – mówi i dodaje, że od pierwszych dni działalności zarządzany przez niego park trampolin cieszy się dużą popularnością. Klienci są głównie indywidualni, ale coraz częściej są to także uczniowie i przedszkolaki. – Również firmy organizują u nas imprezy integracyjne i mamy klientów z wycieczek organizowanych przez biura podróży – opowiada Krawczyk. 

Wielu z odwiedzających Jump Hall to dawni bywalcy konkurencyjnych parków. – Zostają u nas, bo jako jedyni we Wrocławiu mamy olimpijskie trampoliny akrobatyczne, powietrzny materac Air Trick i pełnowymiarowe boisko do dodgeballa – zachwala Krawczyk, mając na myśli grę w zbijaka. 

Podobnie jak w przypadku innych parków, i tu marketing oparto na mediach lokalnych i społecznościowych. – Wspieramy też różne eventy, promując się m.in. na imprezach studenckich, turniejach dla dzieci czy podczas wydarzeń organizowanych przez stowarzyszenie szkolące młodych akrobatów – wylicza Krawczyk. 

Ucieczka do przodu

Konefałowie w lipcu tego roku otworzyli swój kolejny park trampolin w stolicy, po drugiej, lewej stronie Wisły. Zdaniem Igora najlepszą receptą na walkę z konkurencją jest bowiem rozwój. – Pieniądze za mieszkanie taty jeszcze się nie zwróciły, bo ciągle je inwestujemy. Chcemy się rozwijać, a nie już teraz jedynie ciągnąć zyski. Nieustannie inwestujemy i się zmieniamy. Od lipca 2015 r. już trzy razy przebudowaliśmy różne strefy w Hangarze i otworzyliśmy dwie nowe, przekształcając 40 proc. całości – opowiada Igor, podkreślając, że ciągła zmiana to w Warszawie konieczność. – Z rynku klubowo-knajpianego wiem, że ludzie szybko się nudzą i wciąż szukają czegoś nowego. Chcemy, aby znajdowali to u nas. 

Konefałowie nie mają natomiast zamiaru podbijać innych miast. – Jesteśmy mocno związani z Warszawą. Znamy ten rynek i mamy jego dobre wyczucie. Będziemy raczej tworzyć nowe miejsca związane z rozrywką i aktywnością fizyczną w stolicy – wyjaśnia Igor. Poza tym jego zdaniem rynek trampolinowy w innych większych miastach, np. w Trójmieście czy we Wrocławiu, już się nasycił. – Konkurencja byłaby bardzo duża. Ostatecznie nikt by na tym nie skorzystał. 

Nieco inną strategię na ucieczkę do przodu obrał Konrad Morawski z JumpIn, który obok parku trampolin otworzył tor gokartowy, a w planach ma jeszcze inwestycję w pokój furii i bawialnię dla dzieci. – Zmierzamy w kierunku multicentrum rozrywkowego. Tata będzie mógł pojeździć z synem na gokartach, córka poskacze na trampolinach, a mama z najmłodszym dzieckiem pobawi się w bawialni z kulkami i zjeżdżalnią. 

Morawski nie planuje budowy drugiego parku trampolin w Słupsku: w mieście mającym nie więcej niż 200 tys. mieszkańców trudno byłoby im razem przetrwać. 


Ile włożyć, żeby wskoczyć

Inwestycja w park batutów to niemały wydatek. W zależności od lokalizacji i ilości oraz jakości sprzętu, w który go wyposażymy, koszt wskoczenia na trampolinowy rynek waha się  od ok. 500 do 800 tys. zł. 

My Company Polska wydanie 9/2016 (12)

Więcej możesz przeczytać w 9/2016 (12) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ