Fryzjer umawiany bladym świtem
Tomasz Zembrzycki, Agnieszka Zembrzycka i Konrad Howard z Booksy.netz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2016 (5)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Ten polski pomysł na serwis i aplikację dla usługodawców i ich klientów podbija tzw. strefę beauty (usługi fryzjerskie, kosmetyczne, stylizacji paznokci itp.) na świecie. Od startu biznesu w USA minęło ponad półtora roku, w Polsce – przeszło rok. Firma wkracza też stopniowo na inne rynki. Działa już z rozmachem w Indiach, Kanadzie, Wielkiej Brytanii i na Filipinach, a w kolejnych krajach zdobywa pierwszych klientów, np. w Holandii, Szwecji, RPA. Jest również bliska wejścia do Ameryki Południowej.
Pierwsza wizyta w warszawskiej siedzibie Booksy zaskakuje. Kilkadziesiąt, głównie młodych, osób stara się ulokować, gdzie się da. Siedzą nawet na półpiętrach, z laptopami na kolanach, omawiając codzienne i długofalowe zadania. W powietrzu wibruje energia. W tej chwili firma daje zatrudnienie ok. 80 pracownikom. – Nasi inwestorzy mówią nam wprost, że żaden z ich biznesów w tym segmencie nie rósł w tak szybkim tempie, jak nasz – zapewnia Stefan Batory, jeden z założycieli i akcjonariuszy Booksy.net, skierowanego zarówno do salonów usługowych, jak i do ich klientów, którzy mogą o każdej porze dnia i nocy rezerwować wizyty u wybranego specjalisty albo informować o zmianie planów za pomocą internetu czy mobilnej aplikacji, co zabiera im od 30 do 50 sek. Z badań Booksy wynika, że aż 42 proc. rezerwacji dokonywanych jest poza standardowymi godzinami pracy biznesu.
Korzyść ze zdalnego harmonogramu
Inwestorzy (a wśród nich fundusze: polski Inovo, niemiecki Müller Medien i brytyjski Piton Capital) wyłożyli na Booksy, jak dotąd, 3 mln zł. Wstępnie wycenili ją na 20 mln zł.
Tempo wzrostu spółki obrazują liczby: początkowo przybywało kilku klientów biznesowych miesięcznie, w listopadzie 2015 r. – już 140, a w styczniu 2016 r. powinno ich być 200. W sumie Booksy ma zarejestrowanych w swoim systemie ok. 5 tys. firm zatrudniających ponad 20 tys. osób. Opłata za miesięczny podstawowy pakiet usług wynosi w Polsce 99 zł, a w USA – 25 dol. W pakiecie właściciele salonów dostają m.in. wgląd do kalendarzy (swojego i pracowników) oraz możliwość zarządzania nimi.
Stefan Batory opowiada, że nie ma tygodnia, w którym nie docierałyby do niego e-maile czy wpisy z podziękowaniami. Oto np. pewien fryzjer w swoim grafiku nareszcie znajduje czas na lunch, a jednocześnie przybywa mu zadowolonych klientów, buduje trwałą relację z nimi, no i, mając precyzyjnie ustawiony harmonogram pracy, więcej zarabia. Wraz z każdą pozyskaną firmą do Booksy dołączają też jej klienci, bywa, że nawet kilkuset, jeśli salon ma dobrą markę. Od momentu startu do początku listopada 2015 r. system odnotował (w skali globalnej) ponad 339 tys. zapisanych wizyt. Twórcy Booksy sądzą, że wkrótce ponad połowa rezerwacji będzie dokonywana za pomocą aplikacji na smartfon.
Handlowcy uczą wygody
USA stały się dla Booksy poligonem doświadczalnym, bo założyciele firmy (czworo Polaków, poza Batorym małżeństwo Agnieszka i Tomasz Zembrzyccy oraz Konrad Howard – technologiczny „mózg” aplikacji) od początku chcieli działać globalnie. – Sugerowaliśmy się znanymi nam przykładami. Ktoś miał ambicję, by zrobić biznes międzynarodowy, ale zaczął od Polski i już w niej został. Nie wyszedł poza nią, bo związała go lokalna walka – mówi Batory. – Aplikacja mobilna, która działa po stronie biznesu i jego klienta, dała nam przewagę nawet w Stanach. Także tam, mimo największej na świecie penetracji smartfonów, wiele rezerwacji dokonywanych jest wciąż online.
Agnieszka Zembrzycka dodaje, że komputer i strona www to już za mało. Nadchodzi czas dynamicznego wykorzystywania urządzeń mobilnych w relacji między biznesem a klientem i wprowadzania na szeroką skalę elementów społecznościowych, jak np. dzielenie się swoimi opiniami.
Największą przeszkodą w rozwoju Booksy, zwłaszcza w Polsce, jest wciąż niedostateczne docenianie zalet nowych technologii wśród właścicieli salonów usługowych i ich klientów. – Musimy dosłownie fizycznie pokazywać, jak można skorzystać na działaniu naszej aplikacji. Nasi przedstawiciele chodzą w tym celu do firm – mówi Zembrzycka. Jeśli chodzi o Polskę, poza Warszawą handlowcy Booksy są także w Krakowie, Poznaniu, we Wrocławiu, a już niebawem pojawią się w Trójmieście.
Drugą przeszkodą bywa niska jakość usług części salonów, choć z upływem lat takich placówek ubywa. Ich właścicielom nie chce się po prostu w nic inwestować, na zasadzie, że klient się dostosuje.
Być w pierwszej piątce
Twórcy Booksy mają ambitne cele. Chcą, żeby ich produkt był w pierwszej piątce usług mobilnych na rosnącym światowym rynku „zdrowie i uroda”, wartym 150 mln dol. rocznie. Klientów powinno przybywać. Wynika to z trendów. Zabiegani ludzie chcą mieć chwilę dla siebie, np. zrelaksować się u masażysty. Silne jest też pragnienie jak najdłuższego zachowania urody i sprawności. Stefan Batory podlicza wielkość i moc konkurencji. Z jego ogólnych szacunków wynika, że w każdym kraju mają przynajmniej jednego miejscowego rywala, do tego dochodzi 20–30 graczy o międzynarodowym zasięgu. – Jesteśmy profesjonalistami i wiemy, że oferta Booksy wciąż nie jest doskonała, ale wiemy też, co chcemy poprawiać oraz jak wzbogacać produkt. No i słuchamy podpowiedzi użytkowników – mówi Zembrzycka.
Na korzyść Booksy działa na pewno doświadczenie jej założycieli. Stefan Batory oraz Agnieszka i Tomasz Zembrzyccy spotkali się ponad 1,5 roku temu i, mając podobne pomysły na nowy biznes, połączyli siły. Zembrzycka ma imponujący dorobek w strefie beauty. W 2003 r. założyła portal Wizaz.pl, który z czasem zaczęło odwiedzać niemal 6 mln kobiet miesięcznie. – Nauczyłam się współpracy i zarządzania ogromną, zwłaszcza kobiecą społecznością, która potrafi być niezwykle wdzięczna, wspaniale reagować, recenzować produkty i usługi, zamieszczać zdjęcia. Stworzyłam również unikalny katalog „Kosmetyk wszech czasów” – opowiada Zembrzycka, która w maju 2014 r. sprzedała Wizaz.pl wydawnictwu Edipresse.
Tomasz Zembrzycki związany jest z biznesem internetowym od 15 lat, z których większość spędził na rynku niemieckim, a Konrad Howard odpowiadał za powstawanie portali, platform e-commerce i aplikacji mobilnych m.in. w USA, Wielkiej Brytanii, RPA. Stefan Batory, matematyk, to jeden z „ojców założycieli” polskiego internetu (m.in. portal Ahoj.pl). Stworzona przez niego EO Networks jako jedyna polska firma nieprzerwanie, przez siedem lat, pojawiała się w rankingu Deloitte „Fast 50 CE”. Trzy lata temu założył serwis iTaxi. Pytany o swe charakterystyczne nazwisko, odpowiada, że „zobowiązuje ono, aby dotrzymywać słowa i umieć podejmować trudne decyzje”. Wygląda na to, że Booksy.net to symbol naszych czasów, wyrosły na solidnej tradycji.
Więcej możesz przeczytać w 2/2016 (5) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.