Folklor z przytupem
Fot. Materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 11/2017 (26)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Justyna Bolek, założycielka trójmiejskiej firmy Slavica Dance, mówi, że jako pierwsza w Polsce i na świecie połączyła polskie tańce ludowe z nowoczesnymi formami fitness. Jej pomysł na biznes zrodził się w 2014 r., kiedy jako choreografka współpracowała z producentem muzycznym Donatanem i piosenkarką Cleo, kojarzonymi zwłaszcza z hitem „My Słowianie”.
Slavica fitness
– W trakcie naszej współpracy zaczęłam myśleć o stworzeniu „słowiańskiego fitnessu”, połączenia polskiej tradycji tańca ludowego ze współczesną muzyką – wspomina Bolek, która jest nie tylko choreografką, ale także magistrem wychowania fizycznego i instruktorką fitness.
Swoją firmę zarejestrowała w Gdańskim Inkubatorze Przedsiębiorczości. Wtedy jej pomysłem zainteresował się też inwestor, który latem 2015 r. wyłożył nań 100 tys. zł. Pozostałe 40 tys. dołożyła z własnych pieniędzy.
– Przez kilka pierwszych miesięcy modyfikowałam kroki regionalnych i narodowych tańców, jak oberek czy krakowiak, żeby można je było wykorzystać w moich ćwiczeniach. Następnie wspólnie z muzykami opracowywałam 60-minutowy set, czyli zmiksowaną składankę muzyczną tworzącą jeden długi utwór, który jest bazą do zajęć. Z kolei z moją menedżerką Katarzyną Sznajdrowicz opracowałyśmy skrypty dla przyszłych instruktorów – opisuje Bolek, dodając, że wszystko to pochłaniało mnóstwo czasu i pieniędzy. A największym kosztem okazało się zarejestrowanie pomysłu w Urzędzie Patentowym i nabycie materialnych praw autorskich do skomponowanej muzyki.
Kiedy formalności dopięto na ostatni guzik, można było ruszyć z właściwą działalnością. Firma oferuje certyfikowane szkolenia dla tancerzy i instruktorów fitness, które trwają jeden dzień i odbywają się co miesiąc lub dwa w różnych częściach Polski. Cena kursu to, w zależności od terminu, 499–659 zł. Zdobyty certyfikat upoważnia instruktora do korzystania z marki Slavica Dance i autorskiej muzyki oraz do prowadzenia stosownych zajęć w klubach fitness czy szkołach tańca. W zamian za to, w ramach umowy licencyjnej, płaci firmie co miesiąc ustaloną stawkę.
Pierwsze szkolenie instruktorów odbyło się w styczniu 2016 r., jego uczestniczkami były najbliższe koleżanki Justyny Bolek. Później, kiedy o jej „słowiańskim fitnessie” zrobiło się głośniej, kolejni klienci zaczęli pojawiać się sami. – Nie miałam wtedy pieniędzy na reklamę, ale udało mi się zainteresować prasę i telewizje śniadaniowe. Po naszym udziale w Dzień Dobry TVN i w Pytaniu na Śniadanie w TVP rozdzwoniły się telefony, a zamówienia na szkolenia miałam nawet z Wielkiej Brytanii – wspomina Bolek.
Jej zdaniem to właśnie samorzutny marketing szeptany, występy w telewizji i profile Slavica Dance w mediach społecznościowych (na Facebooku czy Instagramie) okazały się najlepsze, jeśli chodzi o dotarcie do nowych klientów. – Nigdy nie inwestowałam w płatną reklamę. Działalność rozwijała się organicznie, ale musiałam o to zadbać, np. wielokrotnie wysyłając e-maile do programów telewizyjnych.
W ciągu pierwszego roku działalności jej firma pozyskała ponad 30 instruktorów, którzy prowadzą zajęcia w klubach fitness w kilkunastu miastach Polski, a także w Wielkiej Brytanii i USA. Od końca 2016 r. spółka jest rentowna i ma coraz wyższe przychody. Jej współwłaścicielka nie chce zdradzić szczegółów, ale podkreśla, że na wzrost zysków wpłynęło m.in. uruchomienie wiosną tego roku sklepu internetowego ze sportową odzieżą z motywami folkowymi (w cenie od 89 do 199 zł).
We wrześniu w ofercie firmy pojawiła się także nowa marka: szkolenia dla instruktorów Slavica Kids skierowane do nauczycieli WF-u i osób prowadzących zajęcia z maluchami. Chodzi nie tylko o sport i taniec, ale też o edukację przez zabawę: dzieci się uczą m.in. polskich tradycji ludowych. Dla instruktorów Slavica Dance cena za kurs jest niższa o połowę.
Za kilka miesięcy Justyna Bolek najprawdopodobniej odkupi udziały w swej firmie od inwestora, który uwierzył w nią na początku. Przymierza się również do ambitnej ekspansji za granicą poprzez szkolenia instruktorów z różnych krajów i kontynentów. – Zumba (łączy elementy tańców latynoamerykańskich i fitness, od red.) powstała w latach 90. A dziś jest powszechnie znana. Dlaczego moja Slavica nie miałaby powtórzyć tego sukcesu? – pyta.
Od stóp do głów
Z kolei rzeszowska firma Miss szyje tradycyjne polskie stroje ludowe. Jej właścicielka Marzena Matusiak najpierw prowadziła zakład krawiecki w podkarpackim Przeworsku (w jego otwarcie w 1994 r. zainwestowała 3 tys. zł), a później przeniosła firmę do Rzeszowa i w 2004 r. przekształciła ją w pracownię strojów ludowych. I to był świetny ruch: po roku jej biznes stał się rentowny, a dziś sprzedaje swoje produkty niemal na całym świecie.
– W Rzeszowie co trzy lata odbywa się Światowy Festiwal Polonijnych Zespołów Folklorystycznych. Wiele osób odwiedzało mój zakład krawiecki i chciało zamówić uszycie stroju ludowego. Uznałam, że to moja szansa i ciekawe wyzwanie – opowiada Matusiak. Początkowo szyła stroje z Rzeszowszczyzny, ale szybko pojawiły się zamówienia na ubiory z innych regionów kraju. Musiała w związku z tym poszerzać swoją wiedzę. Jeździła więc w różne miejsca i docierała do osób, które przybliżały jej tajniki danego stroju, odwiedzała też muzea etnograficzne i skanseny.
Kiedy zaczynała, działała w pojedynkę, a całe jej zaplecze produkcyjne stanowiły dwie maszyny do szycia, żelazko i stół krojczy. Dziś zatrudnia dwie krawcowe i kilka hafciarek. Firma jest w stanie uszyć strój ludowy z każdego regionu Polski i nie tylko, a w ofercie ma również dodatki, jak buty, pasy, korale czy kapelusze.
– W każdym tygodniu dostaję po kilkadziesiąt zapytań o ofertę. Coraz więcej z nich pochodzi z zagranicy – mówi Matusiak, która sprzedawała już stroje do Japonii, Nowej Zelandii, Niemiec, Szwecji czy Francji. Wśród jej stałych klientów są organizacje polonijne z całego świata m.in. z USA, Kanady i Wielkiej Brytanii.
Właścicielka Miss uważa, że sukces jej firmy wynika głównie z wypełnienia słabo zagospodarowanej niszy oraz z dbałości o wysoką jakość materiałów i wykonania. Jej stroje są nie tylko solidne, ale też wiernie przypominają oryginalne pierwowzory. – W ostatnich latach pojawiło się kilka firm szyjących stroje ludowe, ale ich produkty różnią się od naszych – mówi oględnie Matusiak, podkreślając, że kluczowy w rozwoju jej firmy był także regularny udział w festiwalach polonijnych i folklorystycznych.
– Pokazujemy nasze stroje podczas wielu lokalnych i krajowych wydarzeń, a to przynosi efekt w postaci nowych zamówień i klientów – wyjaśnia. – Promujemy się też w mediach społecznościowych i poprzez firmową stronę internetową, gdzie każdy może zobaczyć naszą ofertę i gotowe wyroby.
W planach Miss jest także uruchomienie sklepu online z folkową odzieżą i dodatkami.
Renesans folkloru
Marta Wróbel, właścicielka firmy Folkstar z Łowicza, zajęła się sprzedażą gadżetów czy materiałów dekoracyjnych dla domu, które nawiązują do sztuki ludowej (tzw. entnodizajn), oraz rękodzieła. Część wyrobów kupuje od twórców ludowych i rzemieślników, natomiast resztę projektuje sama i zleca produkcję swym biznesowym partnerom.
Jej biznes działa od 2009 r., a zaczął się od małego stoiska w centrum handlowym w jej rodzinnym Łowiczu, które było swego rodzaju testem zainteresowania klientów ludowym rękodziełem. – Zaczynaliśmy od tradycyjnych wyrobów, jak wycinanki, hafty, produkty garncarskie z okolic Łowicza. To była główna oferta. Projektowane przez nas gadżety inspirowane tutejszym folklorem miały być jej uzupełnieniem, ale to one najbardziej podobały się klientom i przyniosły firmie popularność – wspomina Wróbel.
Wobec tego Folkstar rozbudowała ofertę o przedmioty codziennego użytku zdobione ludowymi motywami. I to był strzał w dziesiątkę, bo po zachłyśnięciu się w latach 90. tym, co zagraniczne i globalne, Polacy zaczęli wracać do tego, co rodzime czy wręcz regionalne. – Folklor przeżywa renesans, dzięki czemu moja firma się rozwija – zauważa Wróbel.
Zespół Folkstar zaczynał od czterech osób, a dziś jest ich 40. Zamiast skromnego stoiska jest 10 stacjonarnych sklepów (dwa na zasadzie franczyzy) i prężnie działający sklep internetowy. W ofercie zaś jest ponad 4 tys. produktów kosztujących od 2 zł do 2,7 tys. zł, których liczba wciąż rośnie. Zdobią je przeważnie motywy łowickie, ale też kujawskie, kaszubskie, opolskie, kurpiowskie i góralskie. Najchętniej kupowane są te w cenie do 30 zł, jak kubki, magnesy notesy, smycze czy breloki.
– Są wśród nich produkty popularne sezonowo, np. ręczniki kąpielowe latem czy bombki choinkowe zimą, ale są i takie, które zawsze sprzedają się równie dobrze, jak choćby nasz niekwestionowany szlagier, czyli kubek w ozdobnym pudełku – mówi Wróbel.
Folkstar promuje się przede wszystkim w internecie oraz na Facebooku i Instagramie. Oferowane w jej sklepach wyroby regularnie pojawiają się też w czasopismach (najczęściej z inicjatywy dziennikarzy modowych czy wnętrzarskich), a od czasu do czasu o firmie słychać w radiu, w którym sponsoruje konkursy poświęcone tematyce ludowej. – Stale dążymy do tego, by dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców. Z doświadczenia wiemy, że w naszym przypadku kluczem do sukcesu są zdjęcia produktów. One po prostu same się sprzedają – mówi Wróbel, której firma planuje teraz rozwijać ofertę o kolejne regionalne motywy i otworzyć sklepy w całym kraju.
Czy folkowe przedsiębiorczynie obawiają się konkurencji? Justyna Bolek twierdzi, że właściwie jej nie ma. – Produkt Slavica Dance jest unikalny, dlatego innych zajęć taneczno-fitnessowych prowadzonych w klubach w całej Polsce nie traktuję jako konkurencji – wyjaśnia. Według niej na rynku jest miejsce dla jej rywali, ale nie tak łatwo na nim zaistnieć. – To dlatego, że oprócz ogromnej wiedzy dotyczącej tradycji ludowych, praw autorskich, kompozycji muzycznej czy wiedzy o fitnessie, potrzebna jest też autentyczna pasja, cierpliwość i konsekwentna realizacja planów krok po kroku.
Również Marta Wróbel nie martwi się ewentualną konkurencją. Na rynku produktów regionalnych i tradycyjnych jest sporo miejsca na nowe przedsięwzięcia. – Widzimy wyraźny rozwój branży prezentowej i upominkowej, a także rosnące zapotrzebowanie na produkty unikalne, bazujące na ciekawym dizajnie. Ten rynek ma duży potencjał – podsumowuje.
Etnodizajn
W polskim biznesie bazującym na sztuce ludowej dominuje tzw. etnodizajn, czyli przetworzenie tradycyjnych motywów tak, by zaadaptować je do dzisiejszych przedmiotów użytkowych czy współczesnych ubrań. Do tych, którzy jako pierwsi w naszym kraju dostrzegli biznesowy potencjał tego nurtu, należą Marta Wróbel, założycielka firmy Folkstar opisanej w naszym artykule, siostry Małgorzata Kotlonek-Horoch i Agnieszka Kotlonek-Wójcik, twórczynie marki Goshico, która wybiła się na rynku dzięki filcowym, ręcznie wykonanym torebkom w łowickie wzory, a także Magdalena Lubińska i Michał Biernacki, których firma Moho Design zasłynęła przede wszystkim jednokolorowymi dywanami z wełnianego sukna, nawiązującymi do łowickich czy kurpiowskich wycinanek, nagradzanymi w wielu światowych i polskich konkursach. Wykorzystanie przez Moho motywów ludowych jednoznacznie kojarzonych z Polską zostało świetnie przyjęte i stało się źródłem jej międzynarodowego sukcesu. Także torebki Goshico (również wielokrotnie nagradzane) są dobrze rozpoznawane w wielu krajach Europy.
Więcej możesz przeczytać w 11/2017 (26) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.