Startupowcy pomogą w odbudowie Ukrainy. WayToUA to wirtualne loty do zniszczonych miast [WYWIAD]
Volodymyr Turchak, fot. materiały prasoweVolodymyr Turchak to uznany startupowiec z Warszawy – kilka lat temu założył w Polsce myREST, dynamicznie rozwijający się system rezerwacji i gastromarketingu. W połowie lutego br. przedsiębiorca wrócił do rodzinnej Okhtyrki (30 km od wschodniej granicy Ukrainy z Rosją) na planowaną operację. Niedługo później Rosja rozpoczęła inwazję na Ukrainę, ale Volodymyr został z rodzicami – na miejscu pomaga swojej ojczyźnie.
26 lutego rosyjska rakieta termobaryczna uderzyła w miasto. W jeden dzień zginęło 70 osób, a ok. 300 mieszkańców trafiło do szpitala. – Mnóstwo moich znajomych zostało bez dachu nad głową – wspomina startupowiec.
Okhtyrka to nie jedyne miasto, którego odbudowa pochłonie ogromne środki finansowe. Na tę konieczność ma odpowiadać najnowsza inicjatywa Volodymyra, zapoczątkowana we współpracy m.in. z software house’m Appricsoft oraz krakowską Fundacją Hearty. WayToUA.eu to projekt, który pozwala kupić bilet do jednego z 42 zniszczonych miast Ukrainy. Każdy zakupiony bilet – są dostępne różne klasy biletów, w różnych cenach – to darowizna na odbudowę wybranego miasta.
Sama strona internetowa wygląda niemal dokładnie tak samo jak serwis budżetowych linii lotniczych. Użytkownik wybiera miasto, do którego chce dotrzeć („lot” odbywa się z dowolnego lotniska na świecie w rocznicę uzyskania niepodległości przez Ukrainę), a po zakupie otrzymuje wirtualny bilet, którym może podzielić się w mediach społecznościowych.
Głównymi twórcami WayToUA.eu – oprócz Volodymyra – są Karolina Matviiv, Yaroslav Hromovyi, Taras Hopko i Oleksandr Palhya.
O projekcie rozmawiamy z Volodymyrem oraz Karoliną.
Opowiecie coś o sobie?
Volodymyr Turchak: Do Polski przyjechałem siedem lat temu na studia. Najpierw uczyłem się na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie – w tamtym czasie pracowałem m.in. w CallPage. Na drugim roku studiów założyłem startup myREST, który w ostatnich latach świetnie się rozwinął! Magisterkę obroniłem już na warszawskim SGH. Obecnie przebywam w rodzinnej Okhtyrce, 30 km od granicy z Rosją. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym zostać w Warszawie, podczas gdy moi rodzice są tutaj.
Karolina Matviiv: Pochodzę z zachodniej Ukrainy, z Tarnopola. Również przyjechałam do Polski studiować. Od wielu lat pracuję w marketingu. WayToUA.eu nie jest moim pierwszym projektem wspierającym Ukrainę – zajmuję się też m.in. produkcją koszulek charytatywnych, dzięki którym do tej pory zebraliśmy już ponad 80 tys. zł. Koszulki to projekt, który narodził się już w drugim dniu wojny na proteście pod rosyjską ambasadą.
Vova, kiedy wróciłeś do domu?
V: W Ukrainie byłem jeszcze przed wojną – musiałem przejść pewną operację.
Jakie wtedy wówczas panowały nastroje te 30 km od ukraińsko-rosyjskiej granicy?
V: 14 lutego mam urodziny, spędzałem je w Rzymie. Do Ukrainy leciałem 16 lutego i już wtedy wszyscy mówili mi – nawet na lotnisku we Włoszech - że to bardzo niebezpieczne, bo może wybuchnąć wojna. Samolot z Rzymu leciał prawie pusty, zajętych było może dwadzieścia miejsc. Później obawy trochę jakby wygasły. Do końca wierzyliśmy, że do rosyjskiej agresji nie dojdzie – nawet w ukraińskich talk-shows z politykami przekonywano nas, że nie ma się czego bać.
K: Dzień przed inwazją – wraz z koleżanką – postanowiłyśmy otworzyć piekarnię. Inicjatywa się totalnie wysypała, bo przez pierwszy miesiąc wojny nie byłyśmy w stanie robić nic poza wolontariatem. Od razu włączyła mi się hiperaktywność związana z różnymi projektami wspierającymi naszą ojczyznę. Nie musiałam spać ani jeść, po tygodniu wojny czułam się jakby minął miesiąc od jej wybuchu, a i tak miałam wyrzuty sumienia, że robię zbyt mało. Zdarzały się również momenty wypalenia, czułam, że moje działania niewiele zmieniają...
Jak sobie z nimi radziłaś?
K: Bardzo wspierają mnie najbliżsi, to bardzo ważne. Wiem, że jesteśmy w takim czasie, że nie możemy po prostu zamknąć się w domach i nic nie robić. Wydaje mi się, że każdy czuje pewnego rodzaju wypalenie i aż nie chcę myśleć o tym, co by się stało, gdybyśmy wszyscy przestali działać. Koszulki charytatywne – o których już wspomniałam – były jednym z pierwszych tego typu projektów wspierających Ukrainę. Na początku w ogóle nie musiałam starać się o PR, stacje telewizyjne same się do mnie zgłaszały. Teraz staliśmy się obojętni. Nie powinno tak być, choć rozumiem to z psychologicznego punktu widzenia.
Niestety – jakkolwiek brutalnie to zabrzmi – wojna powszednieje.
K: Dlatego pewnie byłoby nam łatwiej, gdybyśmy z WayToUA wystartowali dużo wcześniej, ale i tak wierzę w ten projekt, gdyż koncentruje się tak jakby na kolejnym etapie, czyli odbudowie. Zdecydowana większość inicjatyw jest skupionych na kupnie amunicji lub wsparciu humanitarnym, my myślimy już o przyszłości. Niektóre miasta są naprawdę doszczętnie zniszczone. Wojna w pewnym momencie się skończy, będą potrzebne kolejne gigantyczne środki finansowe. Chcemy być na to przygotowani.
V: Ludzie są znużeni zbiórkami charytatywnymi, więc chcieliśmy wymyślić coś zupełnie innego, ciekawszego. Wyobraź sobie sytuację, w której wchodzisz na Instagrama i widzisz, że ktoś pokazuje ci bilet lotniczy do Kijowa. Też chcesz kupić taki wirtualny bilet, spirala się nakręca, a inicjatywa dociera do coraz większej liczby osób. Od pojawienia się pomysłu do odpalenia projektu minęły w zasadzie trzy tygodnie – najpierw działaliśmy wśród znajomych, teraz chcemy wyjść z WayToUA szerzej. Co warte zaznaczenia, „loty” mają odbyć się 24 sierpnia, a więc w rocznicę uzyskania niepodległości przez Ukrainę. Do tego dnia będziemy zbierać fundusze, później wymyślimy pewnie jakąś nową formę wsparcia.
Czy WayToUA działa w ten sposób, że kupując bilet – np. do Mariupola – pieniądze są przeznaczane na odbudowę tego konkretnego miasta czy są dystrybuowane na wszystkie?
K: Często jest tak, że wspierając zbiórkę, środki są przeznaczane na różne rzeczy. Nasz pomysł zakłada, że pieniądze trafią do tego konkretnego miasta, do którego bilet zakupiłeś. Na razie gromadzimy środki, gdyż nie ma sensu przesyłać niewielkich kwot, później będziemy je wysyłać na konta poszczególnych miast. Z naszych obserwacji wynika, że ludzie najchętniej wpłacają pieniądze na te miejsca, które są najbardziej zniszczone – Mariupol, Bucza.
Rozmawialiście z liniami lotniczymi o możliwym wsparciu waszej inicjatywy?
V: Jeszcze nie, choć planujemy dyskutować o tym w przyszłości. Za to dzięki współpracy z Fundacją Hearty i Euromaidan Warszawa jesteśmy już po wiążących ustaleniach z przedstawicielami poszczególnych miast.
Jak w ogóle rozumieć „odbudowę miast”?
V: W mojej rodzinnej Okhtyrce całkowicie zniszczono szpital – pieniądze w pierwszej kolejności zostaną przeznaczone na odbudowę szpitala, w dalszej kolejności na infrastrukturę. Absolutnie nie zakładamy, że konflikt będzie się eskalował, więc mocno wierzę, że odbudowa będzie już niebawem możliwa – wierzymy w nasze siły!
K: Na terytoriach wyzwolonych spod rosyjskich sił już teraz zaczyna się odbudowa – naprawiamy drogi, remontujemy budynki. Obecnie największą potrzebą jest zakup okien, bo wiele budynków wciąż stoi, ale na skutek bombardowań jest po prostu bez okien – ludzie chcą z powrotem się wprowadzać, ale nie mogą.
Wirtualne bilety można kupić na stronie WayToUA.eu.