Slalom gigant w upale

Fot. materiały prasowe
Fot. materiały prasowe
Jest już po północy. Jutro – a właściwie dzisiaj – jadę na wakacje. Powinienem iść spać, ale nie mogę. Muszę napisać przed wyjazdem felieton. A żeby to jeden. I muszę zrobić jeszcze parę rzeczy, a całe mnóstwo już zrobiłem.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 8/2021 (71)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Jak to jest, że wakacje muszą być zawsze – ale to zawsze – poprzedzone wyjątkową orką? Taką, że się pada na pysk. Obowiązki dopadają cię nagle, jak ławica piranii i gryzą boleśnie, a ty człowieku nie możesz ich strząsnąć z siebie. I wciąż doskakują nowe. A przecież wszystko było zaplanowane. Owszem, miało być jakieś spiętrzenie, bo inaczej się nie da, ale wydawało się, że jakoś pójdzie. Ale nie idzie, tylko się wali.

Na przykład dwa dni temu dostaliśmy SMS, że właścicielka psiego hotelu, do którego mieliśmy oddać nasza mordę kochaną na czas urlopu, ciężko się rozchorowała i hotelik zawiesza działalność. A wcześniej długo, misternie i cierpliwie szukaliśmy tego hotelu, testując i odrzucając inne. I nagle, to co zajęło nam parę tygodni, mieliśmy zrobić w 24 godziny. Wydawało się, że nie damy rady, bo szczyt wakacyjny i w zwierzęcych przybytkach tłok jak we Władysławowie. Zrobiła się oczywiście gonitwa, nerwówka, gorączka. Ale uff – z pomocą dobrych ludzi udało się. W ostatniej chwili. 

A kiedy jeden kryzys rozwiązany, nagle dzwonią ludzie, z którymi od dawna chcę się spotkać, bo – cóż – mam do nich interes. I jeden mówi, że może się spotkać, ale koniecznie dzisiaj. A drugi mówi (czy to jakaś złośliwa zmowa?), że może, że chętnie się spotka, ale tylko dzisiaj. 

Następny wolny termin około 2036 r. Więc zwalam, co mogę na żonę, która i tak ledwo nadąża z żonglowaniem swoimi zajęciami, a coś tam nawet wpycham dzieciakowi (tato, ale ja mam wakacje!) i urządzam slalom gigant, żeby się pospotykać, pozałatwiać, podogadywać. Znowu uff! Udało się!

Wtedy sobie przypominamy, że w tych szalonych czasach trzeba porejestrować w systemach krajów, do których się jedzie. Niby paszport covidowy starczy, ale guzik prawda. Dalej się człowieku rejestruj, walcz z systemami, wściekaj się bo się zawiesiło. A w dodatku twój tranzytowy hotel w Czechach znajduje się w miejscowości, która ma na nazwisko Kowalski – to znaczy jest dużo miejscowości o tej nazwie, w rozmaitych częściach kraju. A system jest surowy, wymaga dokładnego określenia, które to miasteczko, więc trzeba szybko przejść przyspieszony kurs geografii administracyjnej naszego południowego sąsiada. Wreszcie jest – okazuje się, że nasze miasteczko to to szóste z listy. Łatwo nie było, ale się udało. Teraz jeszcze tylko podobny rejestraccione we Włoszech (na pewno pies z kulawą nogą na to nie spojrzy, zwłaszcza po tym jak wygrali Euro) i chyba powoli zmierzamy do końca… A nie – my jesteśmy zaszczepieni, ale dzieciak nie, trzeba się z nim umówić na testy. I kolejny wygibas logistyczny, bo test musi być zrobiony najpóźniej 48 godzin przed przyjazdem, więc dalej człowieku kombinuj, a jeszcze e-mailowo domykaj kolejne sprawy zawodowe. A jeszcze winiety, a jeszcze ubezpieczenie. A jeszcze lampka się w samochodzie zapaliła i trzeba olej zmienić. Poważnie?

Nic tak nie męczy jak przygotowania do urlopu. Dobrze chociaż, że udało się o tym felieton napisać, bo jakbym jeszcze miał coś wymyślać, to naprawdę w głowie coś by mi się przepaliło.

My Company Polska wydanie 8/2021 (71)

Więcej możesz przeczytać w 8/2021 (71) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ