Nie ma sensacji na rynku mieszkań. Deweloperzy sprzedają coraz więcej
fot. Adobe Stock
W III kwartale br. deweloperzy działający w sześciu największych miastach w Polsce sprzedali 13,3 tys. mieszkań, o 94 proc. więcej niż w poprzednim kwartale. Na większości rynków sprzedaż ta została zrealizowana przy cenach ofertowych wyższych niż w II kwartale. Dzięki nowym wprowadzeniom, które wróciły do poziomu z początku 2020 r. i wyniosły 13,0 tys. lokali oferta utrzymała się na dotychczasowym poziomie – czytamy w najnowszym raporcie JLL Rynek mieszkaniowy w Polsce Q3 2020.
Zdaniem ekspertów JLL liczby opisujące sytuację na rynku pierwotnym w III kwartale bieżącego roku okazały się mało sensacyjne. Gdyby spojrzeć na nie w oderwaniu od tego jak rynek zachowywał się w pierwszym, a zwłaszcza w II kwartale, można stwierdzić, że były to po prostu najzwyczajniejsze trzy miesiące w cyklu rynkowym. Deweloperzy sprzedali niemal dokładnie tyle samo mieszkań, ile wprowadzili do sprzedaży, w związku z czym liczba mieszkań w ofercie prawie się nie zmieniła. Wbrew powszechnym oczekiwaniom nie zmieniły się także ceny.
- Przy inflacji wynoszącej w analizowanym okresie blisko 3 proc., kwartalne wzrosty na poziomie 1 proc. można potraktować jako uzasadnioną i umiarkowaną korektę inflacyjną. Jak do tej pory nie wystąpiły też przesłanki do przecen. Aktywność nabywców wróciła niemal do poziomu sprzed pandemii, a rosnący indeks cen lokali sprzedanych pokazuje, że nie tylko akceptują oni poziomy cen ustalane przez deweloperów, ale swoje zainteresowanie kierują wręcz w stronę mieszkań z wyższych segmentów jakościowych - komentuje Katarzyna Kuniewicz, dyrektor Działu Badań Rynku Mieszkaniowego, JLL
Przykładem rynku, na którym trend ten zaznaczył się w minionym kwartale najsilniej był Kraków. Uruchomienie dużej liczby projektów z górnej półki cenowej w I i II kwartale sprawiło, że średnia cena metra kwadratowego oferowanych do zakupu mieszkań przekroczyła tam magiczną granicę 10 tys. złotych. Nie zraziło to jednak kupujących, którzy sięgnęli po te właśnie lokale. Średnia cena liczona dla mieszkań, które w III kwartale znalazły swoich nabywców była o 10 proc. wyższa niż przed kwartałem. Wszystko to przy rosnącej najwyraźniej spośród sześciu rynków ofercie.
Zainteresowanie zakupem większe niż pokazują statystyki
Fakt, że liczba mieszkań dostępnych do zakupu utrzymuje się na stabilnym poziomie jest kolejnym argumentem przeczącym tezie o nieuchronności spadku cen. Poza Krakowem wzrost poziomu oferty nie przekroczył nigdzie 2 proc., w Warszawie i Wrocławiu pula ta nawet zmalała. Nie rośnie też liczba gotowych niesprzedanych mieszkań. Stanowią one nadal zaledwie 11 proc. oferty wynoszącej na sześciu rynkach łącznie 49,3 tys. To wciąż bardzo blisko udziału gotowych lokali w ofercie notowanego w okresie boomu, który zgodnie z danymi JLL wynosił 10 proc.. Dla porównania, w okresie bessy odsetek lokali oddanych do użytkowania, które czekały na nabywcę w ofercie deweloperów sięgał nawet 35 proc..
Do poziomu sprzed zamrożenia gospodarki wrócił też w minionym kwartale udział tzw. zwrotów. Fala odstąpień od rozpoczętych transakcji była jednym z najtrudniejszych zjawisk z jakim deweloperzy musieli zmierzyć w pierwszych miesiącach pandemii. Największą jego skalę odnotowano w Krakowie, gdzie w II kwartale zwroty sięgnęły 51 proc. sprzedaży brutto. W III kwartale najwięcej mieszkań już raz kupionych wróciło do deweloperów działających w Warszawie. Ich udział sięgnął tam 6 proc. sprzedaży brutto. Najniższy był w Łodzi i Trójmieście, gdzie nie przekroczył 1 proc..
Zdaniem Pawła Sztejtera, poziom zwrotów może być wprawdzie wyższy niż pokazują dane, ale paradoksalnie świadczy to o bardzo wysokim poziomie zainteresowania rynkiem mieszkaniowym „nowej” grupy nabywców.
- Letnie miesiące były dla deweloperów pracowite, a w biurach sprzedaży panował dużo większy ruch niż wskazywałby na to poziom transakcji odnotowany w kwartale. Mieszkania, z których zakupu rezygnowano praktycznie od ręki znajdowały nowych nabywców, a inwestorów detalicznych, którzy chcieli zarabiać na najmie zastępowali ci, którzy w niepewnych czasach chcieli zabezpieczyć w nieruchomościach swoje oszczędności - komentuje Paweł Sztejter, dyrektor Działu Mieszkaniowego, JLL
Oszczędności (po)płyną do nieruchomości
Ta rosnąca z miesiąca na miesiąc nowa grupa nabywców zdaniem ekspertów JLL może być w nadchodzącym okresie ważna dla utrzymania stabilności na rynku mieszkaniowym. Co ważne, istotnym argumentem skłaniających ich zakupu jest ugruntowana opinia o rynku mieszkaniowym w Polsce jako o bezpiecznej przystani, w której można zabezpieczyć zgromadzony kapitał. To zresztą dotyczy zarówno inwestorów indywidualnych jak i instytucjonalnych. Ci pierwsi mają w bankach na samych lokatach terminowych zgromadzone ponad 300 mld złotych i brak realnej alternatywy na zabezpieczenie utraty ich wartości na rynku kapitałowym. Ci drudzy przenoszą na tzw. Living swoje zainteresowanie z tradycyjnych sektorów, które straciły w ostatnich czasach na atrakcyjności.
- Wartość rynku pierwotnego w sześciu największych miastach w Polsce można dziś szacować na ok. 25 mld złotych rocznie. Nawet jeśli w 2-3 kolejnych latach zakupy mieszkań z myślą o późniejszym ich wynajmowaniu oraz popyt uzależniony od dostępności kredytów zmaleją o kilka miliardów złotych rocznie, wystarczy, że relatywnie niewielki odsetek z rzeszy posiadaczy oszczędności postanowi przenieść je na rynek mieszkaniowy by luka popytowa została wypełniona, a rynek pozostał w równowadze. Dla podtrzymania ich zainteresowania ważne będzie jednak utrzymanie w nadchodzących 2-3 kwartałach stabilnego poziomu cen - komentuje Paweł Sztejter, szef Zespołu Mieszkaniowego, JLL