Ku klasie premium
Fot. Materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 7/2017 (22)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Takie działanie to żadna nowość w branży motoryzacyjnej. Amerykańskie koncerny już w poprzednim stuleciu gromadziły pod swoim dachem po kilka różnych marek, które, z założenia, kierowane były do innych odbiorców. Weźmy choćby Forda i jego luksusową markę Lincoln, ze słynnym Town Carem na czele, który znany jest z wielu filmów o amerykańskich bogaczach. Albo Cadillaca należącego do koncernu General Motors. Specjalnie przygotowanymi samochodami tej marki jeżdżą prezydent USA i jego obstawa.
W ślady Amerykanów szli też Japończycy, proponując zupełnie nowe marki, jak Lexus należący do Toyoty, Infiniti stworzone przez Nissana czy Acura należąca do Hondy. W Stanach Zjednoczonych, na który to rynek były skierowane, każda z tych inicjatyw zakończyła się sukcesem, a dwie pierwsze próbują swoich sił również w Europie. W przypadku Lexusa nawet z dość dużym powodzeniem, co widać w wynikach sprzedaży tej marki. Lexus umiejętnie wykorzystuje przy tym swój proekologiczny wizerunek, który konsekwentnie buduje, opierając się na wersjach hybrydowych (spalinowo-elektrycznych) swoich modeli.
Kultowe premium
Co jednak ciekawe, na wejście na rynek premium decydują się również marki, które dotychczas nie miały doświadczenia w produkcji szczególnie luksusowych modeli. Podejmują konkurencję z już uznanymi producentami samochodów tej klasy, jakimi są Audi, BMW, Mercedes, Volvo czy Jaguar (a na rynku pojazdów terenowych także Land Rover i Jeep). Czasem z niezłym skutkiem.
Jednym z ciekawszych przykładów tego typu jest francuska marka DS, dziś niezależna, ale w 2009 r. stworzona jako jedna z linii modelowych Citroëna. Jej nazwa nie jest przypadkowa i odnosi się do kultowego modelu produkowanego od połowy lat 50. przez kolejne dwa dziesięciolecia. Był to samochód luksusowy i zaawansowany technologicznie, a na dodatek o pięknej i oryginalnej sylwetce. Takie właśnie miały być Citroëny z linii DS. Pierwszy z nich, model DS 3, to auto miejskie, kolejny, o nazwie DS 4, jest samochodem kompaktowym, DS 5 natomiast ma stanowić alternatywę dla klasycznych limuzyn (obecnie kosztują od 66,9 tys. zł za auto miejskie do 127,9 tys. zł za klasę średnią). Modele te zaprojektowano, wykorzystując technologie Citroëna, lecz z większą dbałością o jakość wykończenia wnętrza, z bogatszym wyposażeniem oraz – co równie ważne – pamiętając o nietuzinkowej stylizacji nadwozia.
W Polsce Citroëny DS nie były zbyt chętnie kupowane (decydując się na auto premium, sięgamy raczej po niemieckie samochody). W innych europejskich krajach okazały się jednak na tyle popularne, że koncern PSA – właściciel Citroëna i Peugeota – zdecydował się dodać do swojego portfolio osobną markę. Dziś auta z logo DS sprzedają się całkiem dobrze m.in. we Francji, ale duże sukcesy odnoszą też w Chinach, gdzie pozycja francuskiego koncernu jest dość mocna. W Europie planowana jest zresztą kolejna ofensywa, którą rozpoczyna luksusowy SUV o nazwie DS 7 Crossback. Właśnie takim autem, odpowiednio przygotowanym, podróżował prezydent Francji Emmanuel Macron podczas swojej inauguracji. Trudno wyobrazić sobie lepszą reklamę dla modelu, który właśnie wchodzi do sprzedaży.
Luksus dla biznesu
Śladami Citroëna, chociaż nie w aż tak radykalny sposób, postanowił także iść Renault, opisując swój model o dźwięcznej nazwie Talisman jako samochód klasy biznes, a więc – w domyśle – należący do segmentu premium. Co jest tego przejawem? Otóż przede wszystkim bogate wyposażenie obejmujące elementy zwykle kojarzone z luksusowymi limuzynami. Najważniejsze z nich to m.in. rozbudowany system multimedialny z dużym, dotykowym ekranem przypominającym tablet oraz fotele z funkcją masażu. Czy to wystarczające argumenty, by przekonać klientów, że mają do czynienia z prestiżową limuzyną? To zapewne zależy od gustu, bo wiele osób decydujących się na auto tej klasy kupuje je przede wszystkim ze względu na prestiżową markę. Poza tym Talismana w bardziej podstawowych wariantach można mieć za relatywnie nieduże pieniądze, jak na przedstawiciela klasy średniej – najtańszy kosztuje 94,9 tys. zł, ale już luksusowy wariant Initiale Paris ze wszystkimi dodatkami to wydatek rzędu 150 tys. zł. Za tę kwotę można mieć auto premium o zbliżonych gabarytach, lecz z uboższym wyposażeniem i słabszym silnikiem. Podobne eksperymenty planuje również Kia w stosunku do modelu Stinger, który będzie występować w wersji z nawet 370-konnym silnikiem.
Wygoda w pakiecie
Inną popularną marką, która próbuje swoich sił, proponując modele klasy premium, jest Ford, który wprowadził serię aut o oznaczeniu Vignale. Pierwsze było Mondeo, następnie zaś pojawiły się modele S-Max, Kuga oraz Edge. Co je wyróżnia? Przede wszystkim jakość wykonania i materiałów – to choćby tworzywa, z których zbudowano deskę rozdzielczą, czy też tapicerka foteli i kanapy, a także obicia drzwi. Nawet gołym okiem widać różnicę w jakości między zwykłym Mondeo a Mondeo Vignale. Podobnie jest zresztą w przypadku pozostałych modeli Forda, które można kupić w tym wariancie.
Ford nie poprzestaje jednak na poprawie jakości i bogatszym wyposażeniu. Dochodzą też dodatkowe opcje, w tym m.in. specjalna obsługa podczas konfigurowania samochodu. Kolejnych udogodnień możemy spodziewać się podczas eksploatacji. To na przykład odbieranie auta do serwisu i odwożenie we wskazane miejsce po wykonaniu przeglądu lub naprawy, darmowa myjnia w wyznaczonych punktach, jak również dostęp do doradcy, który pomoże w wielu sprawach, niekoniecznie związanych bezpośrednio z eksploatacją auta.
A ile trzeba zapłacić za te udogodnienia? Najtańsze Mondeo Vignale, z silnikiem 2.0 o mocy 203 KM, kosztuje 150 050 zł, najdroższe zaś to 180-konny turbodiesel z automatem i napędem na cztery koła – za 166 450 zł. Inne przykłady to duży SUV o nazwie Edge, ze 180-konnym dieslem, za minimum 209 960 zł czy też usportowiony minivan S-Max, w wersji ze 160-konną jednostką benzynową, za co najmniej 147 350 zł.
Siła marki
Warto też wspomnieć o eksperymentach z modelami aspirującymi do klasy premium, jakie od wielu lat prowadzi marka Volkswagen. To przede wszystkim luksusowy Phaeton, który powstał jako alternatywa dla Audi A8 (również należącego do grupy Volkswagena) oraz BMW serii 7 i Mercedesa klasy S. Był to naprawdę świetny samochód, ale w Europie klienci nie chcieli go kupować. Dlaczego? Okazało się, że w tej klasie liczy się tylko marka o odpowiedniej pozycji na rynku. Niełatwo jest to zmienić. O dziwo, mimo porażki w Europie, Phaeton nadal jest produkowany, w nowym wydaniu, i święci triumfy w Chinach. U nas przyjął się za to terenowy Touareg, którego druga już generacja znajduje wielu nabywców. Nieco mniej popularny jest zaś model znany niegdyś jako Passat CC, później jako CC, a teraz – w nowej wersji – jako Arteon. To limuzyna z pogranicza klas, mająca wiele wspólnego z Passatem, lecz bardziej elegancka, lepiej wykończona, z mocniejszymi silnikami oraz bogatszym wyposażeniem.
Pozostaje pytanie, czy markom popularnym opłaca się prowadzenie eksperymentów z klasą premium? Kolejne, wciąż na nowo podejmowane próby mogłyby świadczyć o tym, że tak. Najwyraźniej korzyści z wygranej są większe niż ryzyko porażki. Nawet spektakularnej.
W klasie premium też szukają nisz
Możliwości poszerzenia rynku szukają też producenci aut powszechnie kojarzeni z klasą premium. Doskonałym przykładem może być BMW, które niedawno wypuściło na rynek kompaktowe minivany, czyli serię 2 Active Tourer. To auto będące zaprzeczeniem wartości niemieckiego koncernu, z których za najważniejszą uważano sportowe wrażenia z jazdy. Minivan BMW ma napęd na przednie koła, komfortowe zawieszenie, przestronne wnętrze oraz duży bagażnik. To wóz typowo rodzinny, który na dodatek konstrukcyjnie ma więcej wspólnego z samochodami Mini.
BMW szuka też nowych klientów, proponując wyraźnie wyodrębnione linie produktów. Weźmy choćby serię BMW i, czyli aut ekologicznych. Na razie dostępne są dwa modele: miejskie i3 oraz sportowe i8, jednak bawarski koncern zapowiada kolejne samochody z literą „i” w oznaczeniu. Ponadto powstają wersje iPerformance zadomowionych już na rynku modeli. Będą to przede wszystkim samochody hybrydowe, których akumulatory można ładować bezpośrednio z gniazdka, w tym np. modele X5 oraz nowa seria 5. Na drugim biegunie są z kolei auta z oznaczeniem MPerformance, z wyraźniej podkreślonym sportowym charakterem.
Podobnie dzieje się też w Mercedesie, który niedawno wyodrębnił dwie nowe linie modelowe. Po pierwsze, jest to Mercedes-AMG, czyli marka samochodów o sportowym zacięciu, które dobrze sprawują się zarówno na drodze, jak i na torze (nieco skromniejsze, ale też stworzone z myślą o dynamicznej jeździe są z kolei „klasyczne” modele Mercedesa oznaczone jako AMG Line). Po drugie, mamy markę Mercedes-Maybach. Pod tym szyldem są sprzedawane najbardziej luksusowe wersje topowych modeli. W wersji Maybach można kupić np. szczególne odmiany limuzyny klasy S czy też SUV-a o nazwie GLS.
Więcej możesz przeczytać w 7/2017 (22) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.