Klastry polskie: liderzy, ogony i nijaka większość
Mija właśnie 12 lat od założenia klastra w Dolinie Lotniczej. To jeden z pierwszych polskich klastrów i najbardziej znany. Gazety w kraju i za granicą stawiają go za wzór współpracy biznesu i uczelni, a także wspierania rozwoju nowoczesnych technologii na terenach, na których wyraźnie takich technologii brakowało. Dolina Lotnicza, dająca pracę 23 tys. ludzi, jest chlubą Podkarpacia. Zasłużenie. Kilkanaście lat temu mało kto pomyślałby, że w tym zakątku Unii Europejskiej, o typowo rolniczym charakterze, będą powstawały elementy do Airbusów i F16 i że tutejsze ośrodki naukowo-badawcze będą wyznaczać kierunki rozwoju jednej z najbardziej innowacyjnych gałęzi światowej gospodarki.
Dziś Dolina Lotnicza to jeden z niemal 200 punktów na mapie polskich klastrów. Niestety, pozostałe najczęściej już tak nie błyszczą. Jest, co prawda, wśród nich grupa solidnych i dobrze rokujących, ale jest też szara i nijaka większość, która psuje opinię wszystkim klastrom i podważa sens ich istnienia.
Po wyjściu z początkowej fazy rozwoju i po kilku bądź kilkunastu latach działania nadszedł czas na egzamin dojrzałości. Będzie nim, w dużej mierze, wybór Krajowych Klastrów Kluczowych (KKK) przez Ministerstwo Gospodarki we współpracy z Polską Agencją Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP). W maju ruszył nabór wniosków do tego konkursu, który będzie ponawiany co trzy lata. Do jego zwycięzców popłynie strumień wielkich, unijnych pieniędzy (do rozdania jest w sumie ok. 300 mln zł). Zdobycie certyfikatu KKK łączyć się bowiem będzie z preferencjami w przyznawaniu dofinansowania.
Dla unijnych urzędników klastry mają kolosalne znaczenie. W Brukseli postrzegane są jako główna dźwignia, która ma podnieść gospodarkę europejską do poziomu konkurencyjności i innowacyjności takiego jak w USA. Dlatego w budżecie UE na lata 2014– –2020 nie zabraknie na nie środków. Ta perspektywa rozpala emocje zarządzających klastrami. W Polsce podniósł się krzyk, że wybór KKK oznacza wspieranie tylko tych, które i tak już są silne i duże, oraz śmierć pozostałych. Ale wygląda na to, że właśnie to jest słuszna droga rozwoju polityki klastrowej w naszym kraju. Po gorzkiej lekcji płynącej z rozdysponowania unijnych dotacji z perspektywy finansowej na lata 2007–2013, wobec licznych przykładów wyrzucania pieniędzy w błoto, wyraźnie widać, że i w przypadku klastrów powinna być ważna nie ilość a jakość. Lepiej mieć kilka, które się liczą i odnoszą sukcesy (marzeniem jest choć jeden poważany i podziwiany nie tylko w Europie, ale i na świecie), niż zapychać statystyki masą pozornych inicjatyw zamierających po skonsumowaniu finansowego wsparcia. W oczekiwaniu zatem na wybór kluczowych polskich klastrów, warto przyjrzeć się temu, co mamy dziś, dokąd powinniśmy zmierzać, jakie błędy popełniono i jak się ich wystrzegać w przyszłości.
Krytycy na pierwszym miejscu listy polskich błędów stawiają niefrasobliwe i bezkrytyczne rozdawnictwo dotacji. Do tego stopnia, że w latach 2006–2009, kiedy powstawało u nas najwięcej klastrów, na rynku mówiło się: „Chcesz mieć 100-procentową gwarancję otrzymania unijnej dotacji? Załóż klaster”. Przez to koncepcja klastra została wywrócona do góry nogami. Powinno być tak: grupa przedsiębiorstw z tej samej lub pokrewnych branż, działająca w bliskim sąsiedztwie, dostrzega możliwość połączenia sił i współpracy w pewnych obszarach. Firmy nadal ze sobą konkurują, ale wspólnie mogą np. zbudować centrum badawcze, nawiązać współpracę z pobliską uczelnią, przygotować i wprowadzić na rynek nowy produkt, którego poszczególne elementy będą powstawały u różnych partnerów wchodzących w skład klastra. Współpraca może również dotyczyć wspólnych zakupów u dostawców i negocjowania korzystniejszych cen, dzięki silniejszej pozycji przetargowej. Dopiero mając taki plan, partnerzy decydują się na rejestrację stowarzyszenia czy np. założenie nowej spółki, która zostaje koordynatorem klastra.
To jednak nie wszystko – na pewnym etapie powinna się również pojawić konieczność zainwestowania w infrastrukturę i w rozwój talentów. Wtedy finansowe wsparcie klastra ze środków publicznych ma sens i działa na korzyść lokalnego rynku pracy.
W praktyce, często wyglądało to zupełnie inaczej. Najpierw dostrzegano kuszącą możliwość sięgnięcia po pieniądze hojnie dystrybuowane przez PARP. Wymyślano więc byle jaki klaster, aby tylko zdążyć z wnioskiem o dotację przed upływem wyznaczonego terminu. Po uzyskaniu wsparcia zastanawiano się, czy dana inicjatywa ma w ogóle większy sens. Często nie miała. W latach 2007–2013 na wsparcie polityki klastrowej w Polsce z różnych programów ogólnokrajowych i regionalnych wydano ponad 0,5 mld zł. Klastry wyrastały jak grzyby po deszczu. Trzy lata temu było ich ponad 250. Ile przetrwało do dziś? Według różnych źródeł, od ok. 150 do ponad 180 (na interaktywnej mapie klastrów PARP znajduje się obecnie 178 różnej wielkości organizacji). Mniej więcej setka zniknęła już z rynku. Eksperci uważają, że i tak wciąż jest ich „dużo za dużo”. – Dwa, trzy kluczowe klastry w danym województwie powinny być tożsame z dwoma, trzema „inteligentnymi specjalizacjami” regionu – mówi Marek Darecki, prezes Doliny Lotniczej. Według niego, wsparcie należy się takim właśnie przedsięwzięciom oraz tzw. aktorom klastrów, czyli ich członkom. – Trzeba ustalić transparentne kryteria oceny klastrów na poziomie regionu i kraju. W Polsce powinniśmy się też dochować trzech, czterech tego rodzaju inicjatyw światowej klasy, cieszących się szczególnym wsparciem, w interesie całej naszej gospodarki.
Ponawiana co jakiś czas weryfikacja jest średnio skuteczna. Wśród klastrów z interaktywnej mapy PARP jest sporo takich jak choćby niesławny Klaster Multimedialny z Nowego Sącza. Ostatnie informacje zamieszczone na jego stronie internetowej pochodzą z 2012 r. Realizował on projekt Media 3.0, którego budżet wyniósł 15 mln zł. Jako swe oficjalne cele wymieniał: „transfer know-how, dyfuzja wiedzy, wspólne projekty badawczo-rozwojowe” itd. Zamierzał zbudować sieć międzynarodowych powiązań kooperacyjnych. Co z tego udało się zrealizować? Po zakończeniu projektu Media 3.0 jesienią 2012 r. okazało się, że w zasadzie nic.
PARP usunęła ten klaster ze swej mapy po krytycznych publikacjach w mediach. Ale nadal są na niej inne „perełki”. Wśród klastrów z województwa mazowieckiego, jako jedyny wyróżniony tym, że „spełnia standardy” (cokolwiek to oznacza, bo PARP nie wyjaśnia o jakie standardy chodzi) widnieje Creative Communications Cluster. Związane z nim aktualności? Ostatnia, dotycząca promocji gospodarki Warmii i Mazur, pochodzi z czerwca 2013 r. Rzeczywiście, to bardzo kreatywne podejście do komunikacji. Ale klaster ten, czego jego twórcy wcale nie kryją, powstał po to, by kilka agencji reklamowych, agencji PR, domów mediowych i ośrodków badawczych mogło razem wygrywać przetargi na kampanie reklamowe, finansowane ze środków publicznych. Największe sukcesy tej inicjatywy to ogólnopolska kampania społeczna „Szkolenia – to się opłaca!” realizowana dla PARP (z budżetem o wartości 26,8 mln zł) i projekt „Centra kształcenia na odległość na wsiach” w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego (z budżetem przekraczającym 42 mln zł). PARP, która powinna była klaster nadzorować i weryfikować, sama przyznała mu unijną dotację! Czy powinniśmy się zatem dziwić, że pod adresem klastrów padają zarzuty, że to „nieefektywne struktury, w których przepadają fundusze UE” albo „typowe urzędnicze wioski potiomkinowskie”?
Na szczęście, obraz Polski klastrowej nie jest jedynie czarny i ponury. Możemy się pochwalić nie tylko Doliną Lotniczą. Nie ma u nas wprawdzie klastra na miarę kalifornijskiej Doliny Krzemowej, lecz takiego nie ma też cała Europa. Nawet najlepsze klastry brytyjskie, niemieckie czy francuskie nie zbliżają się do tego poziomu innowacyjności. Cóż, na razie to wzorzec niedościgniony: wielkie koncerny z Doliny Krzemowej mają tyle pieniędzy, że mogą przejmować 75 proc. najbardziej innowacyjnych firm z całego świata, a pobliski Uniwersytet Stanforda co i rusz chwali się kolejnym noblistą. Ale i bez takiego zaplecza powstały w Polsce np. dwa bardzo udane przedsięwzięcia w obszarze technologii informatycznych i komunikacyjnych: Pomorski Klaster ICT i Mazowiecki Klaster ICT. Ten pierwszy doceniła i wyróżniła firma Deloitte. Uznała go za najlepszy polski klaster ICT. Z kolei ten drugi został zaliczony przez niemiecki Fraunhofer Institute for Systems and Innovation Research ISI do grupy 15 o największym potencjale w 270 regionach całej Unii. W raporcie o klastrach z Europy Północnej, Niemiec i Polski wśród ośmiu najlepszych wymienia się także rzeszowski klaster odlewniczy KOM-CAST, jako przykład dobrej współpracy firm z instytucjami odpowiedzialnymi za edukację. KOM-CAST stara się o odrodzenie w regionie szkolnictwa zawodowego.
Przykładów tego typu udanych polskich inicjatyw jest znacznie więcej. Tworzy się też coś na kształt regionalnej specjalizacji branżowej. Dolny Śląsk to skupisko firm motoryzacyjnych, a np. Pomorze i Mazury to budownictwo, zwłaszcza produkcja okien.
Eksperci, wskazując na przyszłe kierunki działania, podkreślają, że klastry powinny powstawać wyłącznie wskutek oddolnej inicjatywy biznesu. Wszelkie próby narzucenia jakichś struktur przez jednostki samorządu terytorialnego czy różne instytucje rządowe kończą się niepowodzeniem. Jednocześnie, rozsądny, odgórny nadzór nad wydawaniem publicznych pieniędzy na klastry jest niezbędny. Pierwszą poważną próbą będzie wybór Krajowych Klastrów Kluczowych, na podstawie surowych i strategicznych kryteriów. Czy przejdziemy ją pomyślnie, okaże się wkrótce. Zwycięzcy będą mieli trzy lata na to, by potwierdzić pokładane w nich nadzieje (np. zdolność do międzynarodowego rozwoju).
Marek Darecki jest optymistą: – Wierzę w klastry i w sens ich rozwoju w Polsce. Myślę, że to klucz do szeroko pojętej innowacyjności. To także test na dojrzałość i umiejętność wspólnego działania.