Fiskus bezlitosny. Kupili dom, ale nie udowodnili skąd mieli pieniądze. Zapłacą 75 proc. podatku

Fiskus z nowymi możliwościami inwigilacji dochodów obywateli prowadzi coraz więcej szeroko zakrojonych kontroli. Jeden z Urzędów Skarbowych zaskoczył małżeństwo, które zakupiło nieruchomość nie wykazując przy tym źródła pochodzenia pieniędzy. Jak relacjonuje portal Bankier.pl, urząd wszczął kontrolę po analizie oświadczeń majątkowych oraz dokumentów bankowych. Finalnie stwierdzono, że środki przeznaczone na zakup nieruchomości nie znajdują pokrycia w deklarowanych dochodach.
Przechowujesz gotówkę w domu? Uważaj na kontrole Urzędu Skarbowego
Małżeństwo próbowało się bronić, twierdząc, że pieniądze pochodziły m.in. z darowizn od rodziny, sprzedaży złotych pierścionków (pamiątek po zmarłym mężu kobiety) oraz pracy w gospodarstwie rolnym rodziców w latach 60. XX w. Ponad to Podatnicy tłumaczyli, że część środków przechowywali w gotówce przez lata. Jednak – jak podkreśla Bankier.pl – organy podatkowe uznały te wyjaśnienia za niewystarczające, ponieważ nie zostały poparte żadnymi wiarygodnymi dowodami, np. umowami darowizn, potwierdzeniami przelewów czy historią kont bankowychJednak nie było wystarczających dowodów na poparcie tych twierdzeń. Ostatecznie, jak podaje Money.pl, fiskus zakwalifikował kwotę jako przychód z nieujawnionych źródeł i nałożył 75 proc. podatku od wartości zakupu nieruchomości.
Argumenty małżeństw nie przekonały sądu
Co istotne, decyzję urzędu skarbowego podtrzymał Wojewódzki Sąd Administracyjny, uznając, że podatnicy nie wykazali wiarygodnego pochodzenia środków, a w takiej sytuacji urząd ma prawo nałożyć podatek według sankcyjnej stawki 75 proc. podstawy opodatkowania – wskazuje Money.pl. Warto zauważyć, że sąd złagodził karę i opodatkowanie nie dotyczy 75 proc. wartości nieruchomości - tylko podatku. Wobec tego małżonkowie zapłacili po 10 tys. zł każdy. Sprawa dotyczyła zdarzenia z 2016 r. ale dopiero teraz miała swój finał w sądzie.
Zakup luksusowego auta. Sąd: "Środki mogły zostać pozyskane nielegalnie"
Podobny los spotkał inne małżeństwo, które w 2018 roku kupiło luksusowe auto o wartości 460 tys. zł. Jak informuje Gazeta Prawna, sprawa również trafiła pod lupę fiskusa, ponieważ deklarowane przez małżonków dochody nie wskazywały, że byli oni w stanie pozwolić sobie na tak kosztowny zakup.
Małżonkowie tłumaczyli, że środki pochodziły m.in. z oszczędności z lat ubiegłych oraz pomocy finansowej od bliskich. Jednak – jak opisuje Bizblog.spidersweb.pl – podobnie jak w przypadku zakupu domu, nie przedstawiono dokumentów potwierdzających te twierdzenia. W efekcie również i tutaj urząd skarbowy uznał, że mamy do czynienia z przychodem z nieujawnionych źródeł, co skutkowało koniecznością zapłacenia 75 proc. podatku.
Sąd administracyjny nie miał wątpliwości: skoro podatnicy nie są w stanie przedstawić przekonujących dowodów na pochodzenie pieniędzy, urząd skarbowy może domniemywać, że środki te zostały pozyskane nielegalnie lub nieopodatkowane – podkreśla Gazeta Prawna.
Co oznacza ten wyrok dla podatników?
Obie sprawy pokazują, jak poważne konsekwencje mogą spotkać osoby, które nie są w stanie wykazać legalnego źródła swoich pieniędzy – nawet jeśli deklarują, że środki pochodzą z oszczędności lub darowizn. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, w przypadku tzw. nieujawnionych źródeł przychodu, organy podatkowe mają prawo nałożyć podatek w wysokości 75 proc. wartości wydatku.
Jak podkreśla Gazeta Prawna, ciężar dowodu spoczywa na podatniku – to on musi udowodnić, że środki zostały pozyskane legalnie i zgodnie z prawem. Brak dokumentacji, niejasne wyjaśnienia czy powoływanie się na nieżyjących członków rodziny bez potwierdzeń – nie wystarczą, by przekonać fiskusa.
Wnioski z tych spraw są jednoznaczne: każdy większy wydatek powinien być dobrze udokumentowany, a wszelkie darowizny czy pożyczki od rodziny – udokumentowane i zgłoszone do urzędu skarbowego. To oznacza konieczność zapłacenia podatków także od darowizn (w zależności o stopnia pokrewieństwa - niektóre darowizny nie są opodatkowane). W przeciwnym razie podatnik naraża się na nie tylko kosztowną, ale też bolesną w skutkach decyzję fiskusa.