Marsz cyfrowo-finansowy

© Shutterstock
© Shutterstock 87
Za sprawą nowych technologii finansowych świat przeobraża się na naszych oczach, a to dopiero początek.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Goldman Sachs szacuje, że branża FinTech, czyli nowatorskie przedsięwzięcia ze świata usług finansowych, wykorzystujące cyfrowe technologie (patrz ramka), warta jest już ok. 5 bln dol. Obserwujemy też wysyp fintechowych startupów, szczególnie w USA i w Azji (zwłaszcza w Indiach). Dużo ich już także w Wielkiej Brytanii – reszta Europy wypada na tym tle dosyć blado. W Polsce też powstają fintechy – niezbyt liczne, ale za to nagradzane na prestiżowych światowych konkursach i konferencjach (jak Currency One, która stworzyła serwis Valuto ułatwiający wymianę walut i płatności w całej UE, czy Atsora i jej aplikacja Momentum do zarządzania biznesem i przewidywania przyszłych przepływów finansowych). 

Czy startupy i inne firmy fintechowe, których oferta podgryza rynek usług i produktów bankowych, ubezpieczeniowych czy inwestycyjnych, są w stanie zagrozić zasiedziałym firmom i instytucjom? Na razie nie. Sporo mówi to porównanie: w zeszłym roku wartość światowego rynku pożyczek udzielonych poprzez serwisy pożyczek społecznościowych (peer-to-peer) wyniosła 64 mld dol., a tylko w USA wartość całego rynku kredytowego sięgnęła w tym samym czasie 885 mld dol. Ale sytuacja jest dynamiczna. W 2014 r. peer-to-peer był wart tylko 9 mld dol. – skok w górę jest zatem niebywały. Firma doradcza PwC przepowiada, że w 2025 r. może on dobić do co najmniej 155 mld dol. – w czym niebagatelną rolę odegra wzrost w społeczeństwie odsetka dorosłych wychowanych na cyfrowych technologiach. 

Dziś startupy fintechowe często zapełniają niezagospodarowane luki, do których zasiedziałe instytucje się nie zapuszczały, jak choćby właśnie różnego rodzaju społecznościowe finanse. Lecz w nieodległej przyszłości na pewno staną się dla swych starszych braci konkurencją bardziej dotkliwą. Wizja tej przyszłości zmusza instytucje i tradycyjne firmy do wzmożenia własnej innowacyjności, a także do współpracy na tym polu ze startupami (piszemy o tym szerzej w dalszej części naszego Dossier). Z punktu widzenia odbiorców usług finansowych prowadzi to ostatecznie do tego, że robi się wygodniej, taniej i inspirująco. 

Nowe modele działania

FinTech to jednak nie tylko nowe usługi i wypatrzone nisze. Związane z nim startupy niejednokrotnie tworzą też nowatorskie modele działania lub przerabiają dotychczasowe. Weźmy niemiecką firmę Friendsurance, w której można się ubezpieczyć wraz z grupą  znajomych od wybranego, drobnego ryzyka, np. od utraty telefonu. Jeśli okaże się, że w takiej grupie zanotowano w ciągu roku mało szkód, jej członkowie otrzymują zwrot części składki na poczet ubezpieczenia na rok przyszły. Jest to na tyle atrakcyjne, że obecni i potencjalni klienci Friendsurance stają się poniekąd agentami tej firmy – sami szukają znajomych o niskim „ryzyku szkodowości”, z którymi mogliby mieć wspólną polisę. Grupowe ubezpieczenia zyskały nowy wymiar. 

Inna firma, Oscar Health z Nowego Jorku, tym razem od ubezpieczeń zdrowotnych, wręcza każdemu swemu klientowi opaskę na rękę Misfit, dzięki której może on mierzyć liczbę wykonanych przez siebie kroków. Jeśli zrobi ich przynajmniej 10 tys. dziennie (czyli zapewne prowadzi zdrowszy tryb życia niż przeciętna osoba), dostaje ok. 1 dol. W skali roku potrafi się z tego uskładać niezła sumka, którą można wymienić na opłatę za ubezpieczenie na kolejny rok. Technologiczny gadżet zaprzęgnięto do motywowania klientów, aby więcej się ruszali. Na zasadzie, że aktywność fizyczna zmniejszy ryzyko, iż zachorują i trzeba będzie pokrywać koszty ich leczenia. To zupełnie nowy wymiar profilaktyki praktykowanej w branży ubezpieczeń. 

Albo takie platformy online do aktywnego zarządzania portfelami inwestycyjnymi indywidualnych inwestorów, oparte na algorytmach (piszemy o nich więcej w dalszej części Dossier). Przeobraziły nieco usługi inwestycyjne, bo udało im się połączyć trzy rzeczy: w doborze inwestycji popełniają mniej błędów niż człowiek, fachowo doradzają w tworzeniu indywidualnej strategii inwestowania (uwzględniając psychikę, marzenia i sytuację materialną inwestora) oraz... nie ma doradcy (zastąpił go m.in. kwestionariusz). Za doradztwo bez doradcy cenią te platformy zwłaszcza młodsi drobni inwestorzy, którzy, w przeciwieństwie do swych starszych odpowiedników, oczekują, że wynajęty przez nich doradca nie będzie zawracał im głowy. 

Wspomniane zaś wyżej nowatorskie finanse społecznościowe (inwestowanie, pożyczanie, giełdy walutowe w internetowych kantorach itd.) to nawet dwie rzeczy w jednym: społecznościowa (usługa) i społecznościowy (model działania). 

Fintechowe rewolucje nie ominęły rzecz jasna samego pieniądza. W 2009 r. niejaki Nakamoto (uważa się, że pod tym pseudonimem kryje się więcej osób) stworzył bitcoin – pierwszą, ale nie ostatnią, wirtualną walutę. Powstał pieniądz niezależny od jakiegokolwiek państwa, decydenta czy banku centralnego, podlegający wolnej grze sił rynkowych, umożliwiający wymianę walut, aktywów itd. bez pośrednictwa banków korespondentów i izb rozliczeniowych oraz bez związanych z tym kosztów (średnia marża banków przy międzynarodowych transakcjach wynosiła w 2010 r. aż 38 proc.). Przypuszczalnie zresztą bitcoin stworzono nie tyle z myślą o konsumentach (jako niezależny i wygodny zamiennik wszystkich walut papierowych), ile właśnie w celu redukcji kosztów funkcjonowania systemu płatności, aby zyskali na tym handlujący. 

Ta cyfrowa waluta zainspirowała też pomysły na inne nowe modele działania. Obecnie np. celowo ogranicza się prawa własności cyfrowej do dóbr online, bo te łatwo powielić. Bitcoin tymczasem pozwala rozwiązać ten problem (a nawet już to zrobił z walutami), bo jego technologia umożliwia transfer e-własności: bitmonety, które trafią do danego użytkownika, nie mogą już być wydane przez tego, kto miał je poprzednio. 

Krąży, krąży złoty pieniądz

Opisaliśmy ledwie ułamek tego, co się dzieje w biznesie i gospodarce za sprawą FinTechu, w tym zwłaszcza fintechowych startupów. Nic dziwnego, że intensywnie przyciągają one szukający pokaźnych zysków kapitał wysokiego ryzyka. W raporcie firm KPMG i CB Insight czytamy, że tylko w I kwartale tego roku fundusze venture capital przeznaczyły na tego typu przedsięwzięcia na całym świecie 4,9 mld dol. (dodając inwestycje aniołów biznesu, funduszy inwestycyjnych, hedgingowych czy private equity, otrzymamy 5,7 mld dol.). – Popyt na alternatywne usługi finansowe trwa i wciąż podsyca apetyt funduszy VC – tłumaczy w raporcie Conor Moore z oddziału KPMG w USA. Najwięcej pieniędzy idzie na fintechowe firmy z Ameryki Północnej. W Europie jest pod tym względem gorzej, niemniej i tu zainteresowanie inwestorów rośnie. W porównaniu z I kwartałem 2015 r., w tym roku fundusze VC na Starym Kontynencie zainwestowały w fintechy aż o 27 proc. więcej  – łącznie 348 mln dol. Eksperci uważają, że ta tendencja będzie trwać. Fintechy dopiero się rozkręcają. 


Co to jest FinTech

FinTech oznacza szeroko pojęte innowacyjne wykorzystanie technologii (w tym w dużej mierze internetu) w celu projektowania i dostarczania finansowych usług i produktów, a także tworzenia nowych modeli biznesowych w branży finansowej. Dotyczy wielu obszarów, oto najważniejsze z nich: 

• pożyczki (w tym platformy pożyczek peer-to-peer  czy serwisy do oceny zdolności kredytowej), 

• płatności i fakturowanie (np. ułatwianie przetwarzania płatności, rozwiązania dla deweloperów kart płatniczych, wysyłka faktur i rozliczeń), 

• zarządzanie majątkiem (swoim budżetem,  płatnościami, kredytami, portfelem inwestycyjnym itd.), 

• transfer pieniędzy (w tym platformy peer-to-peer  do transferu między jednostkami z różnych krajów), 

• wymiana walut (łącznie z wirtualnymi kontami  i giełdami walut), 

• cyfrowe waluty (tworzenie oprogramowania  czy technologii, poczynając od portfeli  po dostawców zabezpieczeń), 

• rynki kapitałowe (od narzędzi dla instytucji finansowych, jak banki, fundusze itp., przez alternatywne platformy handlowe, po oprogramowanie modeli finansowych i narzędzi analitycznych), 

• platformy crowdfundingowe (w tym zwłaszcza rozwiązania dla crowdfundingu udziałowego, gdzie w zamian za uczestnictwo w zbiorowym sfinansowaniu przedsięwzięcia otrzymuje się udziały w nim), 

• ubezpieczenia (np. tworzenie nowych platform  online do świadczenia tego typu usług  czy dystrybucji produktów), 

• zarządzanie biznesem (np. przewidywanie  przyszłych przepływów finansowych). 


Polak woli bank

Ufamy koncernom technologicznym i telekomunikacyjnym, ale nie jesteśmy jeszcze gotowi na korzystanie z ich usług finansowych – wynika z badania firmy Blue Media, dostawcy rozwiązań do obsługi transakcji elektronicznych i wsparcia sprzedaży online. 

Sondaż zrealizowany w czerwcu na próbie 1004 respondentów pokazał, że zaledwie 6 proc. naszych rodaków byłoby skłonnych skorzystać z usług finansowych oferowanych przez instytucje inne niż tradycyjne. Większą przychylność dla nowego deklaruje młodsze pokolenie – niemal co 10. badany w wieku od 18 do 34 lat skorzystałby z usług finansowych świadczonych przez firmę technologiczną czy telekomunikacyjną, podczas gdy wśród starszych – tylko co 20. 

Niechęć do nowoczesnych usług finansowych nie oznacza jednak braku zaufania do tych, którzy je oferują: firmom telekomunikacyjnym ufa 70 proc. z nas, a globalnym graczom technologicznym takim jak Facebook czy Google – 65 proc. Największym zaufaniem (84 proc.) cieszą się jednak banki. – Zaufanie do banków jest u nas nieprzeciętnie wysokie, a do niebankowych instytucji finansowych dość skutecznie zniechęciły Polaków afery z parabankami. Nasz rynek usług finansowych jest też wyjątkowo zaawansowany technologicznie, za czym stoi skuteczny, wypracowany przez lata, model współpracy firm technologicznych z bankami – mówi Sebastian Ptak, członek zarządu Blue Media. 

ZOBACZ RÓWNIEŻ