Cytując klasyka
Maciej Łuczak / fot. materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 12/2021 (75)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
W nadchodzącym roku – wskutek generalnej obniżki podatków oraz podniesienia akcyzy na alkohol – pół litra wódki będzie droższe o 6 zł. Przeciętny Polak – biorąc pod uwagę poziom spożycia tego trunku – w całym 2022 r. wyda więc na „czystą” 50 zł więcej niż poprzednio. Wypije za to nie tylko za swoje zdrowie, ale też całego budżetu państwa!
Podnosimy kwotę wolną od podatku, a na dodatek jeszcze próg podatkowy. Polski Ład. Super. Nie będziemy więc płacili podatków, a tylko składki zdrowotnej nie będziemy już mogli – jak dotychczas – po prostu odliczać od podatku. Więc go nie płacimy, ale jednak płacimy. Nie ma, ale jest. Zaiste ontologiczne perpetuum mobile. Takie rozwiązanie ma bardzo dalekosiężne konsekwencje. Budżet państwa jest dalej należycie zasilany, ale jednak wpływy z podatku dochodowego bardzo spadają. To wspaniale, bo tym sposobem załatwiamy od razu dwie istotne sprawy. Po pierwsze, zabieramy pieniądze samorządom. A one są przecież niedobre. Brrr, jakie są niedobre! Robią, co chcą, najczęściej głupio i źle. Więc to jest dobrze. Po drugie, odcinamy od publicznych pieniędzy organizacje pożytku publicznego, które są chyba jeszcze gorsze niż samorządy.
Możliwość przekazania 1 proc. podatku PIT na NGO, czyli organizacje pozarządowe, pojawił się w 2004 r. Z takiej sposobności na początku skorzystało zaledwie 80 tys. podatników, którzy w ten sposób rozdysponowali kwotę 10 mln zł. W zeszłym roku było to już prawie 15 mln osób – oni sypnęli już całkiem niezłym groszem, bo 907 mln zł. Teraz już tak nie będzie. Szacunki wskazują, że do podziału będzie mniej o jakieś 200 mln zł. Może to nie rewelacja, ale zawsze coś konkretnego udało się im zabrać. Tym bardziej że mamy sporą inflację, więc realny strumień kasy przeznaczonej dla organizacji pożytku publicznego będzie jeszcze mniejszy. Super. Jest tak jak trafnie zauważył Milton Friedman „Inflacja jest tą formą podatku, którą można nałożyć bez ustaw”. Dlaczego organizacje pozarządowe są złe? Bo są pozarządowe. Nie mogą być kontrolowane, znowu robią, co chcą, z reguły angażują się w propagowanie jakiś głupich praw człowieka, gendery albo inne LGBT plusy. Dostaną mniej pieniędzy, to staną się pokorniejsze. Mogą sobie wegetować na społecznym marginesie, nie mieszając się do wielkiej polityki. Istnieje przecież alternatywny sposób ich finansowania. Zresztą jest on już bardzo często stosowany. Poprzez państwowe fundusze celowe możemy przekazać pieniądze dla najlepszych (czytaj: zaprzyjaźnionych) realizujących fantastyczne projekty społeczne. Profesjonalny system nagłaśniający – proszę bardzo, możecie sobie głośno grać. Najlepiej marsz żałobny dla neoliberalnej gospodarki i społeczeństwa obywatelskiego.
A kto powiedział, że jesteśmy przeciw wolności? To ordynarny fake news. Polski Ład zwalnia z podatku PIT wszystkich zatrudnionych na czarno. To nie żart. Takie osoby nie muszą obawiać się fiskusa, ustawowo zagwarantowano, że od kasy otrzymanej „pod stołem” nie zapłacą ani złotówki podatku. Co innego pracodawcy – to oni mają ponosić wszystkie negatywne konsekwencje związane z nielegalnym świadczeniem pracy. Przede wszystkim finansowe. Takie i podobne przekręty będą z jeszcze większym zapałem niż dotychczas tropili urzędnicy podatkowi, którzy mają być „Roztropni jak węże i nieskazitelni jak gołębie!”. Taki ideał cnót powinni prezentować pracownicy Krajowej Administracji Skarbowej zgodnie ze słowami biskupa Jacka Kicińskiego, który celebrował mszę świętą w ich intencji oraz patrona urzędników skarbowych – św. Mateusza. Zbieżność imienia z szefem rządu jest czysto przypadkowa. Chodzi o ewangelistę tradycyjnie określanego mianem „celnika”, który był poborcą podatkowym w Kafarnaum, miasteczku nad jeziorem Genezaret. Obok strawy duchowej pracownicy skarbówki na 2022 r. otrzymali także wspaniały materialny prezent. To kwota 8,5 mln zł na tzw. nabycia sprawdzające. Będą oni mogli pójść do tureckiej budki i kupić sobie za państwowe pieniądze kebab albo we włoskiej knajpce zjeść nawet pizzę z tuńczykiem i świeżą rukolą. Jak nie dostaną żadnego paragonu, to wykryją przestępstwo karno-skarbowe i się najedzą. Jak otrzymają jednak jakiś kwitek, to tylko zaspokoją swój wilczy apetyt. A to już będzie praktyczna realizacja najsłynniejszego powiedzenia Miltona Friedmana, że „za darmowy obiad też ktoś musi zapłacić”. Ktoś – czyli my! Pan. Pani. Społeczeństwo znaczy.
Więcej możesz przeczytać w 12/2021 (75) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.