Black Friday w „My Company Polska”, czyli przychodzi PR-owiec do dziennikarza...
Black friday, czyli przychodiz PR-owiec do dziennikarza, fot. mat. prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 1/2023 (88)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Szanowny Panie Redaktorze, w ostatnim czasie przekazy medialne zdominowały informacje dopływające do nas z Ukrainy. Działania wojenne – nawet toczące się na terenie jednego kraju – mogą mieć silny wpływ na wiele gałęzi gospodarki i to nie tylko w tym jednym państwie.
Czy polska branża gier »ucierpi« w związku z sytuacją na Ukrainie? Jak będzie wyglądać przyszłość polskiej branży gier, kiedy w końcu działania wojenne ustaną?
W razie zainteresowania tematem -> zachęcam do kontaktu. Na pewno uda mi się zebrać ciekawe wypowiedzi”.
Tak brzmiała jedna z najbardziej absurdalnych propozycji, jakie otrzymałem w minionych miesiącach – e-mail wylądował na mojej skrzynce zaledwie kilka tygodni po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Szanowny Panie Nadawco, nie, początek wojny na terytorium naszych wschodnich sąsiadów nie był okresem, kiedy interesował mnie wpływ konfliktu zbrojnego na rodzimą branżę gamingową. Zresztą, szczerze mówiąc, wciąż mnie nie interesuje.
Praca dziennikarza to nie tylko tropienie spektakularnych afer, odwoływanie polityków ze stanowisk, realizowanie przykazów z centrali zza granicy czy reklamowanie parówek. To również codzienne przekopywanie się przez multum informacji prasowych i propozycji „pogłębienia tematu”, jakie przesyłają na służbowe skrzynki agencje PR. Oczywiście rozumiemy, że to taka praca i wiele zagadnień okazuje się naprawdę ciekawych, jednak często zdarzają się agencyjne koszmarki, z których nic, tylko się pośmiać na Twitterze.
Po trochu z wyrzutów sumienia, że nie na wszystkie wiadomości możemy odpowiedzieć, a po trochu z czystej ciekawości, postanowiliśmy wziąć udział w coraz huczniej obchodzonym w Polsce Black Friday i ogłosiliśmy, że dajemy PR za darmo. Mają rozmach, sku... ekhm, fajna inicjatywa!
Zasady były proste – w konkretnych godzinach wystarczyło przysłać na mój adres e-mailowy propozycję tematu, dopisując w wiadomości #BlackFridaywMCP. I tyle. Zobowiązaliśmy się do podjęcia każdego zagadnienia, oczywiście pod warunkiem, że nie łamało prawa czy norm społecznych.
Czego nauczył nas ten eksperyment? „Mam nadzieję, że nie będziecie zbytnio trollować...” zażartowała w prywatnej wiadomości zaprzyjaźniona przedstawicielka jednej z agencji (tak, dziennikarze czasem utrzymują z PR-owcami przyjacielskie stosunki, powiem więcej: chodzimy razem na wódkę i koncerty). Oczywiście nie trolling był naszym celem, jednak niektóre wnioski nie są przyjemne...
Nie czytasz (ze zrozumieniem)? Nie idę z tobą na wywiad
Wiadomości należało przysyłać w godzinach 12–15. Dosłownie sekundy po starcie akcji, moja skrzynka zaczęła się zapełniać w dynamicznym tempie. Przy okazji naszego Black Friday trochę próbowałem postawić się w roli PR-owca, co nie jest nieuzasadnione, bo kiedy znacząco podniosą się moje wymagania finansowe, to z pewnością przejdę do PR-u, jak każdy dziennikarz, któremu znacząco podniosły się wymagania finansowe. I stwierdziłem, że ja chyba zaczekałbym z przesłaniem propozycji chociaż do tej 12.30, choć oczywiście atakowanie skrzynki o 12.01 nie wykluczało z wzięcia udziału w naszej zabawie.
W przeciwieństwie do braku hashtagu... Zasady były zaledwie trzy, w dodatku banalnie proste, więc przeraziło mnie, jak wielu nadawców zapomniało o dołączeniu #BlackFridaywMCP.
Na osobny akapit zasługują wiadomości otrzymywane po wskazanym terminie – sporadyczne e-maile odbierałem jeszcze w weekend. I tylko jeden nadawca przyznał się, że wie, że wysłał nie w czasie, zrobił to jednak na tyle kreatywnie – propozycja nadeszła w poniedziałek i zaczynała się od informacji, że co prawda Black Friday za nami, za to właśnie zaczyna się Cyber Monday, więc „co mi tam, spróbuję” – że postanowiliśmy przymknąć oko.
Jestem kobietą, wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie
Jest pewna agencja, całkiem znacząca, której propozycje to zawsze wyprute z emocji komunikaty kopiuj–wklej. Drogi Mateuszu, jeśli to czytasz – obiecuję, że jeśli kiedyś otrzymam od ciebie choć odrobinę spersonalizowaną wiadomość, to z pewnością zareaguję na przedstawioną w niej propozycję!
Podobnie było podczas naszego Black Friday – kilkanaście wiadomości okazało się suchymi komunikatami z dopisanym na szarym końcu (lub w tytule e-maila) obowiązkowym hashtagiem. Dwa razy nawet okazałem się Szanowną Panią Redaktor! Miło jednak, że zdecydowana większość e-maili zaczynała się w stylu: „znalazłem/am informację o waszej akcji, fajnie, mam taką i taką propozycję”. Do takich wiadomości zagląda się chętniej, bo to znak, że ktoś zadał sobie więcej trudu niż wciśnięcie ctrl-c, ctrl-v.
Jednak na miłym wstępie trud się kończył zaskakująco często. Obiecaliśmy zainteresować się każdym tematem, więc spodziewałem się niekończących się propozycji wywiadów czy komentarzy. Tymczasem większość wiadomości było najzwyczajniejszymi informacjami prasowymi, otrzymałem również sporo obszernych raportów, zwykle z mało intrygującymi wnioskami. No cóż, przynajmniej nie czekają mnie pracowite święta.
Tym razem na osobny akapit zasługuje pewna nadawczyni, która kilka dni przed naszą akcją – zanim jeszcze ją w ogóle ogłosiliśmy – zaproponowała mi wywiad z pewnym niekoniecznie ciekawym przedstawicielem niekoniecznie ciekawej firmy. Kiedy odpisałem, że redakcyjnie raczej nie podziałamy, za to komercyjnie jak najbardziej możemy współpracować, kontakt się urwał. Zgadnijcie, kiedy wrócił. W Black Friday otrzymałem dokładnie tę samą propozycję. Szanuję za wytrwałość, szach mat, redaktorze Dobroszek!
Nie bądź przebiegły
Chciałbym bardzo podziękować za to, że wyraźna większość wiadomości dotyczyła jednego, konkretnego tematu. Z małymi wyjątkami. Jedna z „juniorek” uznanej agencji przysłała wiadomość z informacją o wszystkich swoich klientach (było ich pięciu, a w każdym z nich inna krew, bo różne branże). Niby regulaminu nie złamała, ale trochę skojarzyło mi się z słynnym memem z pewnym napojem, panią i Radomiem w rolach głównych.
Wielu PR-owców pracuje freelancersko dla kolejnych klientów. Zdarzyło się, że otrzymałem e-maile od tej samej osoby, ale z różnych adresów e-mailowych, dotyczące zupełnie innych inicjatyw. Czy pisałem już o Radomiu?
W tym wypadku nie mam informacji nadającej się na osobny akapit, dlatego podzielę się z wami fun fuctem. Studiowałem dziennikarstwo (śmiejcie się, śmiejcie, ale ja się z tym wszechobecnym narzekaniem na studia dziennikarskie nie zgadzam). Na palcach może dwóch rąk można zliczyć znajomych z roku, którzy pracują jako dziennikarze. Absolutnie lwia część wylądowała w PR czy marketingu. To tak à propos tych przyjacielskich relacji z niektórymi PR-owcami.
Dziennikarz i PR-owiec – dwa bratanki!
Dość już jednak tego marudzenia, gdyż ogólne wrażenia po Black Friday w „My Company Polska” są raczej pozytywne! Cieszy nas, że pojawiło się tak wiele zgłoszeń (akcję ogłosiliśmy w czwartek po południu, więc nie było czasu na opracowywanie gigantycznej strategii), bo to oznacza, że czyta nas ktoś więcej poza nami samymi.
Co warto podkreślić, napisali do nas nie tylko przedstawiciele agencji PR-owych i PR menedżerzy, ale również przedsiębiorcy oraz startupowcy i to tacy, na których zapewne byśmy nieprędko trafili. Dominik założył firmę YAMANN, czyli – jak ją opisuje – wyłącznego polskiego dystrybutora produktów licencyjnych LEGO, z kolei Sara oferuje naturalne suplementy dla psów w formie subskrypcyjnej niebędące – jak mogliśmy przeczytać w e-mailu – jedynie marketingowym bublem. Zresztą jej firma – Supuppy – okazała się naprawdę ciekawą inicjatywą, a więcej o Sarze możecie przeczytać w rubryce Poza Biznesem w tym numerze „My Company Polska”. Choćby dla tej publikacji, warto było zorganizować tę akcję!
Dlatego oczywiście chcieliśmy bardzo podziękować za wszystkie zgłoszenia – również te nieco mniej atrakcyjne – oraz jednocześnie przeprosić, że nie na wszystkie odpowiadamy. Tak jak waszą pracą jest namawianie nas do publikacji pewnych informacji, tak naszą jest przejście do porządku dziennego nad wyjątkowością niektórych propozycji. Pamiętajcie jednak, że co złego to nie my i nie gniewajcie się za uszczypliwości w tym artykule – wy macie swoje facebookowe „Nagłówki nie do ogarnięcia”, to nam chyba też raz w roku wypada się pośmiać, c’nie?
PS Na zakończenie pewna kwestia, która nie daje mi spać po nocach. Artykuły podpisuję jako Kuba, takie imię zresztą widnieje również w moim adresie e-mail oraz stopce redakcyjnej. Jak to się więc dzieje, że 90 proc. PR-owców pisze do mnie per „panie Jakubie”?! Po pierwsze, żaden tam „pan” – jestem zwolennikiem skracania dystansu. A po drugie, nie używajcie proszę Jakuba – tak mówi do mnie moja mama, kiedy jest bardzo wściekła oraz mówiła była dziewczyna w sytuacjach intymnych.
No dobra, jeszcze jedno PS, bo było trochę o skracaniu dystansu. Facebook to nie jest fajne do załatwiania służbowych spraw, serio. Zwłaszcza, jeśli nie znamy się nawet – jak śpiewał klasyk – z widzenia.
Więcej możesz przeczytać w 1/2023 (88) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.