Znaleźć odpowiedzi na choroby

fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe 93
W diagnostyce i telemedycynie w przypadku sukcesu wygrana może być bardzo duża, lecz szanse na nią niestety są zwykle niepewne. Kluczem do sukcesu w tej branży często jest – poza świetnym pomysłem – umiejętne połączenie wykorzystywania przez firmę środków unijnych oraz inwestycji kapitałowych.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 3/2020 (54)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Akurat w tej branży wyjątkowo często impulsem do założenia firmy jest realna czy wręcz paląca potrzeba. Tak było np. w przypadku NephroLab Plus. Zaczęło się od tego, że córka prof. Macieja Mazura, pomysłodawcy i współzałożyciela firmy, w 2012 r. zachorowała na zespół nerczycowy. To rzadkie schorzenie o podłożu autoimmunologicznym ujawniające się najczęściej u małych dzieci. Nie da się go w pełni wyleczyć, a jedynie zaleczyć. Polega na masywnym pojawieniu się białka w moczu. Wraz z tym pojawiają się obrzęki. Różne czynniki mogą wywołać nawrót choroby, np. infekcje, ugryzienia owadów, w związku z czym regularnie trzeba się badać. 

– Standard jest taki, że co tydzień trzeba robić badanie ogólne moczu – jak się w nim wykaże obecność białka, natychmiast trzeba kontaktować się z lekarzem, a często kończy się to hospitalizacją. W przypadku naszej córki zdarzało się to co dwa miesiące, czasami częściej – mówi Maciej Mazur.

W leczeniu wykorzystywane są głównie sterydy podawane w dużych dawkach, których już po ustąpieniu objawów nie można od razu odstawić. Leki te mają niestety silne skutki uboczne. Powodować mogą m.in. otyłość, nadciśnienie, jaskrę, zaćmę czy spowolnienie wzrostu dziecka. 

Kilka lat przymusowego zajmowania się tą tematyką plus wykształcenie – Maciej Mazur jest chemikiem pracującym na Uniwersytecie Warszawskim – doprowadziło go do interesujących wniosków. Punktem wyjścia było dostrzeżenie niedostatków w stosowanym obecnie diagnozowaniu nawrotów choroby. Okazało się, że pewne jej symptomy można bowiem dostrzec wcześniej. To sprawa bardzo istotna, ponieważ przy odpowiednio szybszej reakcji leczenie może być mniej inwazyjne i można wówczas zastosować mniejsze dawki leków.  

Z opracowaną na własne potrzeby metodą wczesnego diagnozowania symptomów nawrotu choroby prof. Mazur trafił do Uniwersyteckiego Ośrodka Transferu Technologii, z którym już wcześniej przy innych okazjach współpracował. To tam poradzono mu, by ją opatentował. Po uzyskaniu patentu wspólnie z dr Elżbietą Kuźmą-Mroczkowską i dr hab. n. med. Małgorzatą Pańczyk-Tomaszewską z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego założył NephroLab Plus, spółkę, której celem jest rozwinięcie i skomercjalizowanie tego odkrycia. 

Na projekt pod tytułem „Opracowanie metod analizy składników białkowych w moczu do zastosowań w diagnostyce chorób nerek” firma pozyskała blisko 4,4 mln zł. z POIR z Poddziałania 1.1.1, czyli tzw. Szybkiej ścieżki. Projekt ten potrwać ma 4 lata. 

Co będzie dalej? Celem jest opracowanie i wprowadzenie na rynek dwóch produktów: prostych w obsłudze testów dla pacjentów oraz metody, którą można byłoby wykorzystywać do laboratoryjnego potwierdzenia wyników. Kolejnym krokiem byłoby zmodyfikowanie standardów leczenia pacjentów. Krótko mówiąc, poprawienie stanu zdrowia i jakości życia kilku tysięcy dzieci cierpiących na tę chorobę w Polsce. 

Testowane na bliskich

O tym, że z pomysłu, którego zaczynem była choroba w rodzinie może się rozwinąć prężny biznes przekonuje przykład firmy Sidly, producenta opasek telemedycznych zapewniających całodobową zdalną opiekę dla seniorów. U korzeni powstania firmy były również motywy osobiste.  

– Moja babcia zachorowała na demencję. Zaczęłam szukać rozwiązań, które pozwoliłyby na zapewnienie jej zdalnej opieki – opowiada Edyta Kocyk, założycielka i prezes firmy. 

Chciała, by było to urządzenie medyczne dostarczające wiarygodnych informacji na temat zdrowia, by było autonomiczne oraz żeby nadawało się do ciągłego noszenia. Ponieważ rozwiązań, które spełniłyby jej oczekiwania na rynku nie było, to postanowiła je stworzyć. Zaprojektowała je wspólnie z Michałem Pizonem – dzisiaj akcjonariuszem i członkiem zarządu Sidly. Prototyp testowała babcia założycielki firmy, wkrótce się jednak okazało, że popyt na podobne rozwiązania – wśród rodziny i znajomych – jest dużo większy. 

Kolejnym krokiem było założenie firmy w Akademickim Inkubatorze Przedsiębiorczości. Tam firma trafiła na mentora, a zarazem pierwszego inwestora, który zdecydował się wyłożyć środki na rozwój technologii i podpowiedział, co zrobić, by pomysł zamienić w działający biznes. 

– Od tego momentu minęło 5 lat, przeszliśmy przez etap projektowania, produkcji, skalowania, budowy i rozwoju sprzedaży – wspomina Edyta Kocyk, prezes zarządu Sidly.

Od pierwotnego pomysłu produkcji i sprzedaży samych urządzeń firma wyewoluowała w kierunku sprzedaży usługi. Ma własne centrum telemedyczne, do którego trafiają dane z opasek. Nosi je w Polsce już kilka tysięcy osób. Spółka zatrudnia ok. 30 pracowników (przy czym duża część działalności jest w outsourcingu), klientów ma w 16 państwach na świecie, choć przede wszystkim skupia się na rynku polskim. Rośnie znaczenie klientów instytucjonalnych – z systemu korzysta już ponad 60 samorządów. 

Firma wciąż rozwija swój produkt – w zeszłym roku pozyskała z NCBR ponad 5 mln zł na projekt badawczy. W grudniu 2019 r. w firmę zainwestował też fundusz inwestycyjny Black Swan Fund. Pieniądze z tej inwestycji pozwolą na dalszy rozwój sprzedaży. 

W telemedycynie swoich szans upatruje wiele polskich startupów. Większość z nich jest jednak na dużo wcześniejszym etapie rozwoju. Przykładem ciekawego projektu z tej dziedziny jest Labplus. 

Spółkę założyły w 2017 r. trzy osoby – lekarz, specjalista od marketingu oraz programista. Prezesem spółki, a zarazem pomysłodawcą, jest młody lekarz z Wrocławia – Siddarth Agrawal.

– Celem, jaki sobie postawiliśmy, jest stworzenie technologii, która z wykorzystaniem algorytmów sztucznej inteligencji oraz najnowszej wiedzy medycznej będzie wspierać ludzi w dbaniu o zdrowie. Technologia Labplus doradzi, jakie badania należy zrobić, będzie interpretować wyniki, wspierać w regularnym monitorowaniu zdrowiu oraz bezpiecznie archiwizować pełną dokumentację medyczną w wygodnej formie – wyjaśnia Grzegorz Wysocki, członek zarządu Labplus.

Na realizację tego pomysłu firma pozyskała 4,7 mln zł dotacji z NCBR (POIR, Szybka ścieżka). Tworzy go we współpracy z dwoma uczelniami – Śląskim Uniwersytetem Medycznym w Katowicach oraz Uniwersytetem Medycznym we Wrocławiu. Oprócz tego partnerem projektu Labplus jest spółka Diagnostyka Laboratoria Medyczne posiadająca największą w Polsce sieć laboratoriów medycznych.

Wyprzedzić chorobę

Przykładem wprowadzania przełomowych rozwiązań w diagnostyce, a zarazem jedną z najciekawszych, ze względu na model działania, polskich firm wpisujących się w KIS nr 1 jest Scope Fluidics. 

To firma, która prowadzi równolegle dwa projekty. Każdy z nich w osobnej spółce i z osobnym finansowaniem. Pierwszy – PCR|ONE – to najszybsze na świecie urządzenie do wykrywania obecności DNA bakterii i wirusów (proces trwa 15 min), w ramach drugiego projektu „Bacteromic” firma tworzy system do oznaczania wrażliwości bakterii na antybiotyki. Na jego rozwijanie w zeszłym roku firma pozyskała grant w wysokości prawie 8 mln zł z programu Horyzont 2020. 

Spółka wywodzi się ze środowiska naukowego. Założyli ją w 2010 r. dwaj naukowcy pracujący w Instytucie Chemii Fizycznej PAN – prof. Piotr Garstecki i dr Marcin Izydorzak. Zaczęło się od zlecenia, jakie otrzymali na opracowanie rozwiązania technologicznego dla polskiej firmy produkującej urządzenia diagnostyczne. Przy tej okazji wpadli na pomysł stworzenia własnego systemu diagnostycznego. Tak narodził się PCR|ONE. W 2017 r. firma pozyskała dotację z funduszy unijnych na rozwój tego projektu w wysokości 5,6 mln zł, uruchomiła projekt Bacteromic i rozpoczęła poszukiwania inwestorów. Odzew był pozytywny, lecz inwestorzy – fundusze inwestycyjne – uwarunkowali wejście do spółki od tego, czy firma wejdzie na New Connect. 

– W 2017 r. zadebiutowaliśmy na giełdzie i pozyskaliśmy 16 mln zł – głównie od funduszy oraz osób prywatnych – zdradza Szymon Ruta, członek zarządu i dyrektor finansowy w Scope Fluidics S.A. 

Na parkiecie spółka bardzo dobrze sobie radzi. Pozyskuje kolejne środki, a jej wartość od początku notowań kilkakrotnie wzrosła (ostatnio wyceniana była na ponad 350 mln zł).

Pozytywny odbiór inwestorów zawdzięcza kilku elementom. Po pierwsze, temu, że perspektywy produktów, które rozwija oceniane są bardzo dobrze oraz temu, że rozwijane są one zgodnie z harmonogramem. Termin zakończenia pierwszego z nich – PCR|ONE – się zbliża . Ma on zostać zakończony w połowie tego roku. Projekt Bacteromic ma się z kolei zakończyć w 2021 r. Po drugie, powodem dobrych notowań jest obietnica, że gdy dojdzie do sprzedaży któregoś z projektów, spółka podzieli się z inwestorami zyskiem. Co najmniej połowę z nich wypłaci w formie dywidendy. 

Zapowiadane zakończenie prac nad projektem oznacza, że system uzyska wszelkie wymagane certyfikaty i zostanie dopuszczony do stosowania na terenie Unii Europejskiej. Wówczas możliwa będzie jego sprzedaż. Naturalnym kupcem byłaby globalna korporacja, która ma w swoim portfolio różne urządzenia diagnostyczne. Działania mające na celu pozyskanie takiego nabywcy spółka już zresztą prowadzi. 

W radarze nabywcy

– Wstępnie „wchodzimy na radary”, komunikujemy potencjalnym nabywcom postępy prac, pojawiamy się na konferencjach, a nasze projekty zdobywają międzynarodowe wyróżnienia – np. znalazły się w gronie siedmiu najbardziej przełomowych produktów diagnostycznych na targach Amerykańskiego Stowarzyszenia Chemii Klinicznej w 2019 r.– relacjonuje Szymon Ruta. 

Jak w każdej branży, tak i w medycynie, pierwszym warunkiem, dzięki któremu można myśleć o sukcesie, jest ciekawy, unikatowy produkt. W porównaniu z innymi dziedzinami różnica w innowacji medycznej polega na tym, że przed jej wypuszczeniem na rynek trzeba często dokonać szeregu działań, niedających się przyspieszyć, np. badania przedkliniczne, badanie kliniczne i procedury rejestracyjne.

– Dziewięć kobiet nie urodzi jednego dziecka w jeden miesiąc. Podobnie wygląda proces wprowadzania leku na rynek, wymaga kaskadowych etapów – mówi Konrad Krajewski, partner zarządzający w firmie Biotts. 

Choć założona w 2018 r. spółka dysponuje już gotowym produktem to proces sprzedaży licencji wymaga sporo czasu, zaangażowania i podróży po świecie. Flagowy produkt spółki – transdermalny nośnik MTC-Y – to system umożliwiający transport substancji czynnych do organizmu przez skórę. W zależności od potrzeb może on przybrać postać kremu, maści bądź plastra. Sprzedaż w przypadku tego typu technologii nie jest prosta. Z firmą, zainteresowaną wykorzystaniem nośnika do transportu konkretnego leku, trzeba zacząć od umów na przeprowadzenie etapu Proof of Concept (PoC). 

Etap ten pozwala sprawdzić, czy dana substancja może być przeniesiona przy wykorzystaniu tego układu. Po pozytywnym przejściu badań PoC, możliwe jest przystąpienie do badań przedklinicznych. Dopiero badania kliniczne umożliwiają dopuszczenie leku w nowej postaci do obrotu.

Biotts to spółka założona przez trzech przyjaciół: dwóch naukowców i technologów postaci leku: dr. Jana Melera i dr. Pawła Biernata (prezes spółki) – autorów opatentowanej przez nich technologii – oraz Konrada Krajewskiego, współzałożyciela Genomtec S.A, pracującego wcześniej w funduszach venture capital (inwestujących w młode spółki biotechnologiczne). W lipcu 2019 r. do Biotts dołączyła Karolina Buratyńska od 13 lat związana jest z międzynarodowymi koncernami farmaceutycznymi. 

Pierwsze pieniądze na swoją działalność startup pozyskał dzięki inwestycji Leonarto Alfa (to jeden z funduszy powstałych dzięki dofinansowaniu z programu Bridge Alfa). Kolejne pieniądze pozyskał m.in. z funduszy europejskich np. na ochronę patentową (POIR Poddz.2.3.4). Obecnie stara się o grant z programu Szybka ścieżka. 

W tej chwili firma skupia się na sprzedaży i realizacji procesów negocjacji. Dużą wagę przykłada do profesjonalizmu w ich prowadzeniu.

---

KIS 1 - z lotu ptaka

Pięć opisanych w artykule firm daje dość niezły przegląd tego, jak wygląda rozwijanie innowacyjnych technologii medycznych przez polskie małe firmy. Są wśród nich takie, które są dopiero na początku drogi, ale też takie, które już nieźle rozwinęły skrzydła (Scope Fluidics czy Sidly). Ich przykład pokazuje, że kluczem do sukcesu w tej branży często jest – poza świetnym pomysłem – umiejętne połączenie wykorzystywania przez firmę środków unijnych oraz inwestycji kapitałowych. 

Wśród opisywanych case’ów nie ma firm, które poszukują stricte nowych leków. Owszem, kilka przykładów takich firm w Polsce również znajdziemy – głównie większych takich jak Ryvu Therapeutics (dawna Selvita) czy Cellon Pharma, a z mniejszych OncoArendi. 

To jednak wyjątki, za które warto trzymać kciuki – ze świadomością, że w przypadku sukcesu wygrana może być bardzo duża, lecz szanse na nią niestety są zwykle niepewne. Tymczasem tworzenie od zera firm, które miałyby działać w modelu drug discovery napotyka na zbyt duże bariery. Przyszłość polskiej branży to  raczej firmy z pomysłem bądź to na urządzenia medyczne ze szczególnym naciskiem na diagnostykę oraz telemedycynę, bądź też nowe rozwiązania z pogranicza różnych dziedzin – jak w przypadku Biotts. 

 

My Company Polska wydanie 3/2020 (54)

Więcej możesz przeczytać w 3/2020 (54) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie