Uskrzydlić i odmienić
© Shutterstockz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 3/2017 (18)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Biznes coraz chętniej sięga po mówców motywacyjnych. Firmy szukają bowiem dla swoich pracowników inspiracji, motywacji do osiągania celów, a także świeżego podejścia, najlepiej z poczuciem humoru. Przybywa też konferencji, kongresów, na których mówcy mają swoje wystąpienia. Zjeżdżają się na nie tłumy z całej Polski, aby „poczuć tę moc”. Można powiedzieć, że powstaje już pewna moda.
W USA w branży mówców motywacyjnych pracuje kilkanaście tysięcy ludzi. U nas dopiero się ona tworzy – reprezentuje ją grupa kilkudziesięciu osób, o których można powiedzieć, że są zapraszane na konferencje częściej niż raz w roku. A przy tym są co najmniej dwa rodzaje mówców. Jedni jakby opowiadają książki. Pokazują różne techniki, przekazują zdobytą wiedzę i raczej nie inspirują.
Drudzy opowiadają historie z życia. Często o dochodzeniu do sukcesu. To mocniej przemawia do odbiorców, ponieważ w tych opowieściach odnajdują oni swoje problemy, z którymi ktoś już sobie poradził, a jeśli nie, to się przynajmniej nauczył, jak zamieniać problem w wyzwanie. Ludzie oczekują sugestywnego potwierdzenia, że da się coś poprawić, że warto marzyć. Że jeśli człowiek bardzo czegoś pragnie, to często dopnie swego.
Przewodnik napełnia nadzieją
Nie wszyscy, którzy chcą coś w swojej pracy czy życiu zmienić, potrzebują mówców motywacyjnych. Oczekują raczej poprowadzenia ich krok po kroku ku zmianie, nauczenia przydatnych im umiejętności. Do mówców mają pretensję, że są za mało konkretni, że niczym książka albo film posługują się metaforami. Pobudzają do refleksji i to wszystko.
Na spotkania z mówcami przychodzą inni ludzie. Potrzebują „żywego przykładu”. Szukają inspiracji, by dążyć do zmiany. Często muszą podnieść się z kolan.
– Przede wszystkim trzeba wiedzieć, kogo się szuka i odróżniać role coacha, trenera i mówcy motywacyjnego – zwraca uwagę Kamila Rowińska, trener, mówca motywacyjny, właścicielka firmy Rowińska Business Coaching. – Mówca często posługuje się inspirującą historią przejścia pewnej ważnej dla siebie drogi, która może być metaforą dla słuchacza. Podczas swojego wystąpienia nie przekazuje narzędzi, rzadko spotkanie z nim pełni funkcję edukacyjną. Natomiast wzmacnia, napełnia nadzieją, sprawia, że człowiek chwyta wiatr w żagle.
– Dobry mówca motywuje ludzi do tego, by się rozwijali, lepiej pracowali. Szybko zaczynają zdawać sobie sprawę, że mogą być lepsi w różnych dziedzinach – tłumaczy z kolei Andrzej Cichocki, mówca motywacyjny, właściciel firmy CPC Group. Według niego rośnie wówczas w słuchaczach poczucie własnej wartości i nastawiają się na osiąganie celów. By jednak rozpalić innych, mówca sam musi płonąć. Jeżeli nie wierzy w to, co mówi, nie pociągnie ich za sobą i nie będzie im przewodnikiem.
Daniel Lewczuk, mówca motywacyjny i właściciel firmy Executive Network, który niedawno przebiegł cztery najtrudniejsze pustynie świata, podkreśla, że na ogół droga do celu jest ważniejsza niż sam cel. I podsumowuje: – Jeżeli choć jeden słuchacz weźmie dla siebie coś, co będzie wystarczająco mocnym bodźcem, aby zmienił swoje życie na lepsze, można uznać, że wystąpienie mówcy było coś warte.
Kowalscy, którzy się dzielą
Jak wszyscy, mówcy też kierują się różnymi przesłankami. Jedni zarabiają w ten sposób na życie: występują publicznie, motywują ludzi, a przy okazji zachęcają ich do korzystania ze swych programów treningowych, szkoleń czy do zakupu książek, które napisali. Inni robią to pro publico bono.
Nie ma również jednoznacznej wskazówki, kto może zostać mówcą motywacyjnym. Często są to przedsiębiorcy, sportowcy, trenerzy, coache, autorzy książek, podróżnicy, politycy, lekarze. Andrzej Cichocki jest ewangelickim duszpasterzem, dlatego często po prostu służy ludziom, na przykład niepełnosprawnym.
Choć znalazłoby się kilka wspólnych cech najlepszych mówców. Mają np. za sobą trudne przeżycia i wyzwania. Moi rozmówcy wywodzą się z niezamożnych rodzin. Mieli w sobie jednak dość motywacji, by od najmłodszych lat pracować, zarabiając na swoje utrzymanie, w tym na studia.
Cichocki wychowywał się w zasadzie bez ojca. To sprawiło, że musiał zmierzyć się z wieloma niełatwymi doświadczeniami. Wiele wartości wyniósł ze sportu, między innymi nastawienie na cel.
Kamila Rowińska jeszcze przed trzydziestką odnosiła sukcesy, zarządzając w międzynarodowej korporacji zespołem sprzedażowym liczącym 3,5 tys. osób. Doświadczyła śmierci rodziców, wykryto u niej guzy piersi, a na to wszystko nałożył się rozwód. Wyszła jednak z tego wzmocniona i zmieniła, krok po kroku, całe swoje życie. Dziś prowadzi kwitnącą firmę, napisała sześć książek, ponownie założyła rodzinę.
Daniel Lewczuk ma za sobą imponującą karierę jako przedsiębiorca, a o przygotowaniach do przebiegnięcia czterech pustyń mówi, że były jak kolejne studia. Ma zasadę, by unikać słowa „niemożliwe”. – Nie da się założyć firmy? Zwiększyć sprzedaży? Jak pokazuje życie, prawie wszystko jest osiągalne, czyli możliwe. Należy mieć marzenia, odwagę, chcieć się przygotować i wiedzieć, po co się to robi – wymienia.
Wszyscy troje „od zawsze” potrafili się zainspirować do lepszej pracy, ale zdawali sobie sprawę, że nie wszyscy to potrafią. Wykorzystując swoje umiejętności, motywują dziś innych. – Jednak nadal jestem zwykłym Kowalskim – przekonuje Lewczuk. – Wiem, że mogę podpowiadać ludziom, jak postępować, zgodnie z moją najlepszą wiedzą. Lecz muszę zachowywać się przy tym etycznie, odpowiedzialnie.
Podtrzymać ogień
– Zalecam zachowanie równowagi w czytaniu książek motywacyjnych i uczestnictwie w różnych tego typu wydarzeniach – przestrzega Rowińska. – Wielokrotnie spotykałam osoby, które brały udział tylko w eventach motywacyjnych, a pomijały szkolenia kompetencyjne. Można się spalić w tym płomieniu.
A więc kolejny etap: cierpliwość, wytrwałość, odpowiedzialność, dyscyplina i nauka nowych umiejętności. Konsekwentna praca w drodze do celu. Czasami mówca, jeśli ma odpowiednie kwalifikacje, jest gotów podjąć to wyzwanie razem z tym, którego rozpalił.
Rowińską na swoją przewodniczkę wybierają często przedsiębiorcy, a wśród nich – wiele kobiet. Jest dla nich wiarygodna i zdolna je zrozumieć. Zwykle rozpoczynają od śledzenia jej fanpejdża, kanału na YouTube lub czytania jej książek. Potem przyjeżdżają wysłuchać jej wystąpienia. Ci, którzy chcą pracować nad sobą i swoim biznesem, wykupują jej specjalny, roczny program rozwojowy.
To naturalna droga – ludzie na coacha lub trenera zazwyczaj wybierają osobę, z której filozofią lub dokonaniami się identyfikują. Musi być ona przy tym profesjonalistą. Niewłaściwe podejście może zniszczyć reputację, nie wspominając już o krzywdzie wyrządzonej klientowi. Podczas indywidualnego spotkania coach, głównie poprzez zadawanie pytań, pomaga w samodzielnym odkrywaniu czyichś mocnych stron, talentów, towarzyszy w planowaniu dalszej kariery, wytyczaniu kolejnych celów i tworzeniu strategii działania. Natomiast trener uczy nowych umiejętności: na przykład jak sprzedawać albo jak budować zespół.
– Wykorzystuje swoją wiedzę, system wartości i doświadczenie. Gdy się to wszystko odpowiednio przekaże, przychodzą rezultaty, człowiek staje się mocniejszy – mówi o pracy trenera Andrzej Cichocki.
Sam miał kiedyś za zadanie zmotywować pracowników białostockiej firmy expressHouse, działającej w branży nieruchomości. Przeprowadził warsztaty polegające na telefonowaniu do potencjalnych klientów. Chodziło o pokazanie, że osiąganie lepszych wyników jest możliwe. W ciągu dwóch godzin zespół uzyskał prawie 60 proc. tego, co w ciągu całego poprzedniego miesiąca. Pracownicy przekonali się, że można robić to skuteczniej, a jedna osoba zdecydowanie się wyróżniła.
– Motywacja w biznesie sprowadza się do dwóch rzeczy. Trzeba pobudzić ludzi do działania, ale potem należy ten ogień podtrzymać, bo tylko prawidłowy nawyk pozwala kontynuować dobre działania. To już jest zarządzanie zmianą – mówi Cichocki i przypomina, że podstawą motywacji nie jest wytykanie niedostatków, ale poszukiwanie i wzmacnianie mocnych stron. – Opierając się na nich, buduje się zespoły, pomaga ludziom się rozwijać. Dlatego podkreślałem: zobaczcie, kolega osiągnął dobry wynik. Wydaje mi się, że wy też tak możecie – spróbujcie.
Właśnie coś takiego przynosi niesamowite efekty.
Antyguru
O tym, jak ważne jest to, by mówca motywacyjny był wiarygodny i etyczny, i że trzeba to sprawdzać, zanim mu zaufamy, świadczy przypadek Roberta Kiyosakiego, jednego z najsłynniejszych guru zagrzewających ludzi do przeprowadzenia zmian w swoim życiu. Jest on autorem książki „Bogaty ojciec, biedny ojciec” – opowieści o tym, jak nauczył się zarządzać pieniędzmi od ojca swego kolegi, który zbił fortunę, podczas gdy jego własny ojciec zmarł bez grosza, opuszczony przez wszystkich. Poparte tą historią rady, jak pomnażać majątek, znalazły wielu zwolenników, szczególnie wśród ludzi borykających się z brakiem pieniędzy. Kiyosaki zarobił krocie na sprzedaży swojej książki i na objeżdżaniu świata, by motywować innych do inwestowania i zakładania firm.
Krytycy nie zostawiają jednak na nim suchej nitki, twierdząc, że jego rady są absurdalne, sprzeczne z prawem i niebezpieczne. Zaleca on m.in. korzystanie na giełdzie z informacji niejawnych, zakup nieruchomości przy braku własnych środków i lekceważenie jakiegokolwiek planowania i ryzyka.
Nie jest też wiarygodny. Jego biznesowe doświadczenia sprowadzają się do serii porażek i jednego sukcesu, dzięki wykorzystaniu dźwigni, jaką była znajomość z wpływowymi członkami organizacji marketingu sieciowego Amway. W połowie lat 90. Kiyosaki wydrukował własnym sumptem swą słynną później książkę i rozprowadził ją w strukturach Amway. Następnie chodził po wydawnictwach, chwaląc się wynikami „sprzedaży”. Dopiął swego i jego dzieło trafiło do księgarń.
Od początku swej pisarskiej kariery współpracował też z firmą The Learning Annex, która promowała jego książki i utorowała mu drogę do sukcesu. Nigdy jej za to nie zapłacił. W końcu firma ta pozwała go do sądu, a wygrane przez nią odszkodowanie doprowadziło Kiyosakiego do kolejnego bankructwa.
Jeśli chodzi o wiarygodność, jest on w zasadzie dowodem tylko na to, że potrafi być skutecznym sprzedawcą. Do tego można dodać nieuczciwe żerowanie na partnerach biznesowych.
Prawdziwą wisienką na torcie okazuje się to, że Kiyosaki fabrykował fakty, aby dopasować je do swoich tez. Pod koniec 2003 r. przyznał na przykład, że postać Bogatego Ojca po prostu wymyślił...
Więcej możesz przeczytać w 3/2017 (18) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.