Realne wyzwania w wirtualnym świecie

Tomasz Gawliczek i Dorota Rzążewska
Tomasz Gawliczek i Dorota Rzążewska, fot. materiały prasowe
Nie można zapominać o tym, że w internecie prawa własności intelektualnej także obowiązują - mówią Dorota Rzążewska, wspólnik zarządzający w kancelarii JWP, krajowy i europejski rzecznik patentowy, radca prawny oraz Tomasz Gawliczek, radca prawny i rzecznik patentowy w JWP.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 12/2021 (75)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Chcę założyć sklep internetowy sprzedający przykładowo buty. Czy mogę w nazwie domeny napisać np. najlepszeadidasy.pl i sprzedawać tam różne marki butów?

Dorota Rzążewska: Zdecydowanie może mieć pan problem. Nazwa „Adidas” to zarejestrowany słowny znak towarowy. Podobnie zresztą jak wiele innych nazw towarów, firm czy nazwisk celebrytów lub ich pseudonimów, które są coraz częściej chronione właśnie jako znaki towarowe. Zatem aby uniknąć problemów związanych z naruszeniem cudzych praw, trzeba przed zarejestrowaniem domeny zbadać, czy jej nazwa, którą chcemy się posługiwać, nie jest podobna do cudzego zarejestrowanego znaku towarowego lub czy nie narusza innych praw (np. prawa do firmy). To sytuacja coraz częściej występująca w warunkach obrotu gospodarczego.

Co jeśli takie zarejestrowane znaki towarowe wykorzystujemy nie bezpośrednio w nazwie domeny, ale w innym miejscu w adresie URL?

Tomasz Gawliczek: Trzeba pamiętać, że naruszenie prawa wyłącznego do zarejestrowanego znaku towarowego zawsze musi wiązać się z możliwością wprowadzenia w błąd docelowych odbiorców. Co więcej, naruszenie musi dotyczyć którejś z funkcji znaku towarowego, np. oznaczenia pochodzenia towaru lub usługi. Każda sytuacja musi być analizowana z osobna, ale jeśli używamy gdziekolwiek w adresie URL nazwy zarejestrowanej jako cudzy znak towarowy np. aby promować produkty innych marek, co do zasady będzie to stanowiło naruszenie prawa wyłącznego. Domena internetowa pełni tę samą funkcję co klasyczna witryna sklepowa. Jeśli idąc ulicą, widzimy umieszczone na niej napisy, odnosimy je bezpośrednio do towarów, które są prezentowane na wystawie. W ten sam sposób zareaguje odbiorca towarów zamieszczonych na witrynie „wirtualnej”.

A co z reklamą w internecie? Przykładowo, czy sprzedając telefony komórkowe mogę wykupić reklamę w Google Ads na hasła takie jak „Apple”, „Samsung” czy „Huawei” i pojawiać się w wynikach wyszukiwania przy tych frazach?

TG: Działając w ten sposób, przedsiębiorca może nie tylko naruszać prawa do zarejestrowanych znaków towarowych, ale także naruszać reguły uczciwej konkurencji. W Polsce wydane zostały już orzeczenia sądowe dotyczące tego rodzaju sytuacji związanych z wykorzystaniem narzędzia Google Ads. W takich przypadkach istotne jest nie tylko to, jakimi słowami kluczowymi posługuje się reklamodawca, ale także jakie słowa wykluczające wskaże. Doradzam więc zachowanie ostrożności przy opracowywaniu strategii tego rodzaju reklamy. Ważnych wskazówek w tym zakresie dostarcza także wyrok wydany w 2010 r. przez Trybunał UE w Luksemburgu w sprawie toczącej się pomiędzy Google France a marką Louis Vuitton Malletier. Upraszczając zaprezentowane tam stanowisko, podkreślono, że firma Google po prostu udostępnia narzędzie Google Ads, natomiast odpowiedzialność za jego stosowanie – z punktu widzenia posługiwania się tzw. keywords – spoczywa na reklamodawcy. Skoro zatem Google Ads umożliwia wykluczanie pewnych nazw czy fraz, świadomy brak działań w tym zakresie może stanowić reklamę sprzeczną z dobrymi obyczajami kupieckimi, czyli właśnie czyn nieuczciwej konkurencji.

To zaskakujące, bo w ten sposób można zaatakować niemal każdego konkurenta.

TG: Niekoniecznie, rozważając ten problem szerzej można dojść do wniosku, że taki sposób rozumowania jest po prostu fair. Postawmy się po stronie uprawnionego. Budujemy markę w oparciu o nasz zarejestrowany znak towarowy właśnie po to, aby uzyskać realny monopol rynkowy. Przyjęcie odwrotnego rozumowania prowadziłoby właśnie do sytuacji paradoksalnych, np. właściciel znaku towarowego musiałby dodatkowo konkurować z innymi podmiotami, które posługują się jego oznaczeniem jako keyword, płacąc wyższą stawkę za kliknięcie w ramach „linków sponsorowanych” niż one.

Na co jeszcze – poza reklamą internetową – powinni zwracać uwagę przedsiębiorcy?

DR: Prowadząc sprzedaż internetową na pewno powinno się zwracać uwagę na możliwość legalnego posługiwania się zdjęciami oferowanych produktów oraz ich opisami pochodzącymi od producenta. W praktyce dystrybutorzy często nie uświadamiają sobie, że zakup oryginalnego egzemplarza produktu z zasady nie prowadzi jednocześnie do udzielenia licencji na wykorzystanie związanych z nim zdjęć czy materiałów promocyjnych. Ponieważ w zdecydowanej większości tego rodzaju przypadków mamy do czynienia z utworami w rozumieniu przepisów prawa autorskiego, ich rozpowszechnianie wymaga za każdym razem zgody uprawnionego. Tymczasem dystrybutorzy na stronach swoich sklepów internetowych lub w wystawianych aukcjach dotyczących oferowanych produktów zamieszczają ich zdjęcia i opisy nieraz skopiowane bezpośrednio ze strony producenta. Oczywiście tego rodzaju problem w ogóle nie będzie mieć miejsca, jeśli w umowie z producentem zamieścimy odpowiednie postanowienia.

Czy można w takim razie legalnie skopiować np. skład produktów?

TG: Jeśli opis dotyczący produktu nie ma twórczego charakteru i składa się wyłącznie z informacji „technicznych”, to nie powinien podlegać ochronie prawnoautorskiej. W praktyce chodzi zatem o ochronę opisów reklamowych produktów, nie zaś np. prostego wymienienia ich składników.

Czy w obszarze zwalczania naruszeń praw własności intelektualnej mogą podejmować działania platformy takie jak Amazon czy Allegro? Słyszymy o przypadkach usuwania aukcji polskich firm.

DR: Zgodnie z obowiązującym prawem, jeśli platforma sprzedażowa uzyskuje wiarygodną informację, że oferta określonego użytkownika zawiera dane wykorzystywane bezprawnie, to powinna uniemożliwić dostęp do takiej aukcji. W przeciwnym przypadku platforma mogłaby również ponosić odpowiedzialność za naruszenie praw własności intelektualnej. Taki mechanizm „zabezpieczenia” tych praw w internecie można uznać za racjonalny, jeśli weźmiemy pod uwagę chociażby czas trwania postępowań sądowych w tym zakresie. Najczęściej trzeba działać szybko, aby minimalizować możliwe szkody. Obecnie problem pojawia się natomiast z zupełnie innej perspektywy. Dla platform sprzedażowych podstawowym dowodem posiadania prawa wyłącznego przez zgłaszającego naruszenie jest dokument urzędowy pochodzący np. z Urzędu Patentowego RP lub EUIPO. Coraz częściej platformy dostają natomiast zawiadomienia o możliwym naruszeniu praw ze strony podmiotów, które tych praw wyłącznych w ogóle nie powinny uzyskać. Widać to szczególnie przy ochronie dizajnu.

Na czym dokładnie polega wspomniane zjawisko?

TG: Rejestracja dizajnu jako wzoru przemysłowego ma charakter wyłącznie formalny. Jest to w pełni zrozumiałe, bo jeśli właściwy urząd miałby zbadać w trakcie procedury zgłoszeniowej wszystkie upublicznione wcześniej na świecie wzory produktów, to procedura trwałaby zdecydowanie za długo. Dziś jednak pojawiają się firmy rejestrujące na własną rzecz cudzy dizajn produktu, który w oczywisty dla wszystkich sposób nie jest nowy. Potem taka firma wysyła powiadomienie do platformy sprzedażowej, stwierdzając: „Zastrzegłem ten dizajn, proszę zablokować wskazane aukcje”. Platforma sprzedażowa nie może oczywiście podważać urzędowego świadectwa rejestracji wzoru przemysłowego. W konsekwencji użytkownicy, których aukcje zostały zablokowane, bo dotyczyły towarów o tym samym lub bardzo podobnym dizajnie, mogą jedynie wystąpić z wnioskiem o unieważnienie takiego prawa do właściwego urzędu. Takie postępowanie jest jednak czasochłonne, a do czasu jego zakończenia i tak należy wstrzymać się ze sprzedażą spornego produktu.

To absurd. Jak się ratować przed taką sytuacją? Samemu rejestrować wszystkie wzory sprzedawanych produktów?

DR: Zgłaszanie „wszystkiego” do ochrony jest kosztowne, poza tym od strony strategii ochrony własności intelektualnej nie jest to rozwiązanie racjonalne. Inną kwestią jest, że zgłaszający do ochrony wzór przemysłowy, do którego nie posiada prawa, może następnie ponosić prawne konsekwencje z tego tytułu. Niestety nie ma obecnie „złotego środka”, który mógłby rozwiązać ten problem. Jedynym rozwiązaniem wciąż pozostaje próba unieważnienia udzielonego prawa wyłącznego. Przedsiębiorcy powinni natomiast na bieżąco monitorować prawa wyłączne udzielane przez urzędy ds. własności przemysłowej i w razie wątpliwości przed wprowadzeniem produktu na rynek skonsultować sprawę z rzecznikiem patentowym.

Tyle że takich zgłoszeń codziennie jest zapewne setki czy tysiące.

TG: Przedsiębiorcy, których dotykają tego rodzaju nieuczciwe praktyki, powinni porozumiewać się i wspólnymi siłami reagować. Jeśli zgłoszenie wzoru przemysłowego składane jest w Urzędzie Patentowym RP przez osobę nieuprawnioną, można zawiadomić o tym fakcie organy ścigania. Jeśli jednak do zgłoszenia dochodzi w EUIPO, a zgłaszającym jest podmiot spoza UE, to może on w praktyce nie ponieść konsekwencji prawnych. Jako profesjonalni pełnomocnicy dyskutujemy z platformami sprzedażowymi i wiemy, że dla nich też jest to spory problem.

Czas zatem, aby Unia zaproponowała nowe rozwiązania?

TG: W 2019 r. została już przyjęta nowa dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2019/790 w sprawie prawa autorskiego i praw pokrewnych na jednolitym rynku cyfrowym. W Polsce nie została ona jeszcze wdrożona, ale moim zdaniem nie rozwiąże w pełni problemu. Dyrektywa przewiduje przede wszystkim dodatkowe obowiązki dla platform sprzedażowych w zakresie monitorowania treści ofert. To jednak nie wystarczy, by bronić się przed tym procederem.

Wygląda na to, że przedsiębiorcy są już na starcie w sytuacji „bez wyjścia”?

DR: Apelujemy przede wszystkim o wprowadzenie stosownych zmian m.in. przy okazji planowanej nowelizacji ustawy – Prawie własności przemysłowej. Do rozważenia pozostaje rezygnacja z systemu zgłoszeniowego wzorów przemysłowych na rzecz częściowego systemu badawczego. Rozwiązaniem mogłaby okazać się też zmiana samej praktyki urzędowej poprzez częstsze sięganie do przepisu umożliwiającego odmowę udzielenia prawa rejestracji w sytuacji „oczywistego” braku nowości lub indywidualnego charakteru dizajnu. Czy to realne propozycje? Trudno to określić, wydaje się, że planowane zmiany legislacyjne zmierzają raczej w kierunku przyspieszania obecnych procedur zgłoszeniowych, a nie ich wydłużania. Przedsiębiorcy muszą być świadomi tych problemów. Ich głos w tej debacie, jako bezpośrednich „użytkowników” systemu ochrony własności intelektualnej, jest nie do przecenienia.

My Company Polska wydanie 12/2021 (75)

Więcej możesz przeczytać w 12/2021 (75) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ