Raport Transformersi. Wolny rynek sobie poradzi [WYWIAD]

Fot. materiały prasowe
Fot. materiały prasowe
Polska gospodarka ma unikatową cechę w porównaniu z innymi państwami UE: jest niezwykle zdywersyfikowana. To pozwoliło nam obronić się przed kryzysem. Teraz jednak czas na inwestycje i digitalizację – mówi Michał Bolesławski, wiceprezes banku ING.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 11/2020 (62)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Cezary Szczepański: Panuje opinia, że głównym motorem napędowym wyjścia polskiej gospodarki z kryzysu są inwestycje. Firmy jednak tego nie robią. Dlaczego?

Michał Bolesławski: Firmy nie inwestują, bo nie są na to gotowe. Winna jest nie tylko pandemia, bo wartość udzielonych kredytów dramatycznie spadła już w IV kwartale 2019 r. A akcja kredytowa jest barometrem inwestycyjnym przedsiębiorstw. Trzeba to powiedzieć głośno: polski sektor prywatny przeszedł przez cały cykl gospodarczy bez większych inwestycji. Za wzrost polskiego PKB odpowiadała konsumpcja, inwestycje państwowych gigantów oraz szybko rosnący eksport.

Dlaczego wstrzymywano inwestycje?

Bo firmy boją się nieprzewidywalności prawa. Jak przekonać firmę do inwestycji, jeśli jej właściciel nie wie, czy za tydzień parlament nie uchwali prawa, które totalnie zmieni zasady rozliczeń podatków, poziomu VAT-u czy wręcz zdelegalizuje cały biznes?

Polscy przedsiębiorcy są chyba jednak przyzwyczajeni do niestabilności prawa…

Nie zgadzam się. To, że tak się dzieje od kilku lat nie oznacza, że to normalna sytuacja. Zresztą te zmiany są często bardzo duże. Czy ktokolwiek parę tygodni temu spodziewał się, że ktoś będzie chciał nagle zakazać uboju rytualnego? Rozmowa o hodowli zwierząt futerkowych trwała od dawna, ale kwestia uboju rytualnego pojawiła się z dnia na dzień. Wejście w życie przepisów w pierwotnym brzmieniu wykoleiłoby całą branżę. To ma olbrzymi wpływ na całą gospodarkę. Bo jaką gwarancję ma branża farbiarska, że jutro ktoś nie będzie chciał wprowadzić restrykcyjnych przepisów o ilości smoły w produktach?

Bez zaufania nie ma inwestycji.

Pewne zmiany powinny być wprowadzane w sposób wizjonerski. Na przykład można ogłosić plan: „przez najbliższe trzy lata nie zmienimy tego i tamtego, ale zrobimy to i to”. Jeśli ten plan będzie się realizowało metodycznie, spokojnie, bez gwałtownych ruchów, to może przedsiębiorcy w to uwierzą.

Jak pandemia wpłynęła na firmy?

Pandemia pokazała, że Polska gospodarka ma unikatową cechę w porównaniu z innymi państwami Unii Europejskiej: jest niezwykle zdywersyfikowana, Niemcy są silnie związani np. z produkcją samochodów, w Polsce takiego dominującego sektora nie ma. To dało nam siłę w kryzysie z lat 2008–2009 i to przydaje się i teraz. Kiedy w marcu pojawiło się zapotrzebowanie na maseczki i detergenty, nasi przedsiębiorcy szybko zareagowali. Wolny rynek się dostosował. Oczywiście, niektóre branże takie jak turystyka czy gastronomia boleśnie odczuwa skutki kryzysu, ale inne będą kwitły. Firmy zdały też sobie sprawę, że potrzebna jest digitalizacja. W ING od dawna na to stawiamy. Kiedy nadeszła pandemia to digitalizacja przyspieszyła, ale COVID-19 jej nie wywołał. Pandemia tylko zmieniła bardzo szybko przyzwyczajenia ludzi. Pytanie brzmi: na stałe czy tymczasowo? Niezależnie od tego niektóre branże się nie zdigitalizują, bo restauracje nie kupią robotów do obsługi klientów. Tak jak branża medyczna…

To ciekawy przykład. Jak pan ocenia skuteczność teleporad?

Mamy zapowiedzi i rzeczywistość. Słyszymy o technologiach, które mogą zrewolucjonizować rynek, a w praktyce zostaje nam telefon do lekarza i pukanie kijem w okno przychodni, by odebrać skierowanie do specjalisty… Gdyby każdy lekarz miał dobry komputer, a każdy pacjent miał w domu maszynkę do pobierania krwi i wysyłania jej do analizy, to wtedy można mówić o digitalizacji. A tak mamy co najwyżej rozmowę z lekarzem, w której my staramy się opisać jakie mamy objawy, a lekarz się domyśla, co one mogą rzeczywiście oznaczać.

Dlaczego więc polscy przedsiębiorcy nie wprowadzają tych rozwiązań?

Służba zdrowia jest akurat specyficzna, bo wymaga ogromnych inwestycji. Tam, gdzie jest to możliwe, tam się to dzieje. Pojawiły się maszyny sprzedające maseczki czy aparaty do dezynfekcji. W ING mamy internetową bramkę płatniczą dla sklepów działających w internecie. W ciągu paru miesięcy jej obroty wzrosły o 600 proc. Przed pandemią przewidywaliśmy, że dojście do takiego poziomu zajmie nam parę lat.

Przedsiębiorcy zdają sobie sprawę, że to już jest ten moment, by przejść do świata digital?

Część firm szuka takich możliwości, część nie. To naturalny cykl. Niektóre firmy upadną, bo ich właściciele nie znajdą alternatywy dla biznesu, który się kończy. Część się zmieni i wygra. I nie ma potrzeby ingerencji w ten naturalny proces. Jeśli zapewnimy firmom maksymalną stabilność regulacji prawno-podatkowych, to pojawi się skłonność do ryzyka, ale oparta na ryzyku czysto biznesowym.

Wiele firm jednak przeszło gigantyczną transformację wewnętrzną. Czy uważa pan, że ta nowa forma np. organizacji pracy zostanie z nami na dłużej?

Przedsiębiorcy najlepiej wiedzą, co mają robić, by się rozwijać. My tylko wspieramy ich rozwój. Mam mieszane uczucia na temat pracy zdalnej. Ona wpływa na kulturę organizacyjną przedsiębiorstw. Zmniejsza się lojalność pracowników, bo stają się dostarczycielami usług, a nie członkami społeczności firmowej. Mam nadzieję, że po pandemii wrócimy do normalnej pracy lub modelu hybrydowego, w którym część pracowników może jakiś fragment swoich zadań wykonywać w domu.

Jak wyglądała ta transformacja w ING?

Skoncentrowaliśmy się na tym, by nasi klienci mogli wykonać wszystkie operacje za pomocą narzędzi zdalnych. Od wielu lat inwestujemy w nasze systemy bankowe. W efekcie byliśmy dobrze przygotowani do obsługi zdalnej naszych klientów firmowych. Pandemia przyspieszyła proces digitalizacji w ING o jakieś dwa, trzy lata. Przed pandemią 83 proc. wszystkich interakcji z częścią korporacyjną banku miało miejsce za pomocą bankowości internetowej. W czerwcu ten wskaźnik wynosił 89 proc. Udostępniliśmy wiele innych rozwiązań. W aplikacji ING dla firm wszystkie faktury są w jednym miejscu, do których dostęp można dać swojej księgowej. Aplikacja przypomina o najważniejszych terminach w firmie, takich jak płatności do ZUS, urzędu skarbowego czy datach płatności faktur. To odciąża właścicieli firm od często czasochłonnych i przez wielu nielubianych czynności.

Jako banki pośredniczyliście w pozyskiwaniu pieniędzy z programów pomocowych od PFR, BGK czy ARP. Czy to zmieniło nastawienie przedsiębiorców do banków?

Miało to ogromne znaczenie. Przez ING przeszła druga największa fala pomocy dla przedsiębiorców. Czuli oni, że nam zależy, by otrzymali pomoc, by byli bezpieczni. Wtedy i my czuliśmy się bezpiecznie, bo z naszej perspektywy lepsza sytuacja finansowa firm to także lepiej dla kredytodawców, takich jak my. Mimo że część tej pomocy wygasiła potrzeby kredytowe firm, więc działaliśmy trochę wbrew naszym interesom.

Pomagaliście klientom uniezależnić się od własnej oferty...

Tak, pakiety pomocowe były w pewnym sensie konkurencją do oferty bankowej. Po wypłaceniu pomocy, poziom udzielonych kredytów dla firm z sektora MSP w Polsce spadł do poziomu z 2017 r. To miliardy złotych, które nie pochodzą od banków, ale zostały zapewnione przez rząd. My nie mamy z tym problemu, wręcz przeciwnie, bo program ten był nakierowany na zachowanie płynności finansowej przedsiębiorstw. Firma może ponosić straty, może mieć również nietrafione inwestycje, ale nie może stracić płynności, bo bez niej od razu upada.

Jakich rad mógłby pan udzielić przedsiębiorcom w kontekście dostosowania się do zmieniającego się świata?

Chciałbym zachęcić każdego, by część sprzedaży przeniósł do internetu, nawet jeśli nie planuje uczynić z tego głównej gałęzi dystrybucji. Świat się zmienia i trzeba się nauczyć takiej sprzedaży i także posiadać niezbędne narzędzia. Prowadzenie biznesu online wspieramy od dawna. Jako pierwszy bank wprowadziliśmy płatności internetowe: imoje (bramka płatnicza) oraz płatność Twisto (odroczone płatności). Od dawna oferujemy terminale płatnicze. Pomagamy też w założeniu e-sklepu lub e-hurtowni. Zachęcam też do dywersyfikowania łańcucha dostaw i nieopierania się wyłącznie na producentach z Azji. Trzeba się od tego uniezależnić, by nie być podatnym na takie zdarzenia, jak właśnie pandemia czy jakieś embarga polityczne. Jeśli jest się odpornym na kryzysy, wtedy nawet jeśli dzieje się coś złego, to taka firma ma znacznie większe szanse na szybkie odbicie.

My Company Polska wydanie 11/2020 (62)

Więcej możesz przeczytać w 11/2020 (62) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ