Inwestycyjny rollercoaster

Inwestycyjny rollercoaster
51
Negatywne skutki globalizacji dopiero przed nami. W związku z tym czeka nas permanentny kryzys na rynkach kapitałowych (oraz szalone cenowe „jazdy”), co wymusi fundamentalne zmiany w myśleniu o inwestowaniu.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2015 (2)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Najłatwiejsza dla inwestorów faza procesów globalizacyjnych skończyła się co najmniej kilka lat temu. Od tamtej pory rynki kapitałowe gubią się w oczekiwaniach, jakby nie wiedziały, co zrobić z dotychczasowymi wycenami podstawowych grup aktywów inwestycyjnych.

Nerwowość na rynkach jest już prawie taka jak podczas tzw. wielkiej recesji, która przed kilku laty spustoszyła portfele inwestorów. Większość komentatorów słusznie skupia się na najbliższych konsekwencjach rosnących stóp procentowych w USA i spowolnienia w Chinach, choć ich analizy są najczęściej powierzchowne. Jeśli sięgnąć głębiej, uwzględniając problemy strukturalne, jak coraz większe globalne zadłużenie, nieuchronna cykliczność światowej koniunktury (z jej wieloletnimi okresami) czy starzenie się społeczeństw w najważniejszych gospodarkach – prognozy będą znacznie mniej obiecujące.

Chiny utraciły zdolność bycia najtańszą fabryką świata. Wymusza to na władzach w Pekinie uwolnienie gospodarki, której wzrost był nadmiernie uzależniony od eksportu i wielu niepotrzebnych inwestycji finansowanych pożyczkami udzielanymi ze względów politycznych. Nie da się też w nieskończoność stwarzać pozorów niezagrożonej zamożności i ekonomicznej stabilności Zachodu, ukrywać, że spada jego relatywna konkurencyjność i pompować baniek cenowych na rynkach kapitałowych. A wszystko to pod osłoną ekspansji monetarnej, dla której jedynym wytłumaczeniem jest przedłużający się brak inflacji coraz trudniejszy do zrozumienia.

Ten model rozwoju za wszelką cenę, w nadziei na jednoczesne zachowanie globalnej równowagi ekonomicznej, już dawno osiągnął swoje granice. Musimy się do tego dostosować. Nie chodzi bowiem tylko o kolejne spowolnienie chińskiej gospodarki czy zwyczajowe, cykliczne obawy o amerykańskie stopy procentowe. Właśnie upada mit surowcowego supercyklu i ekonomicznej niezależności rozwijających się gospodarek! Kończy się też obsesja na punkcie nowych mocy produkcyjnych, a wiele zachodnich firm z dużo większym trudem wypracowuje ponadprzeciętne zyski w skali globalnej, kosztem klasy średniej we własnym kraju.

Skoro rynki dopiero teraz negatywnie na to wszystko reagują i nawet nie tak, jak mogłyby, to może większości inwestorów brakuje wyobraźni lub odwagi, by zaakceptować nieuniknione scenariusze przyszłości? Znamienne, że ani liczące się uczelnie (choć fundusz Uniwersytetu Harvarda rekrutuje właśnie specjalistów od krótkiej sprzedaży, by zarabiać na rynkowych spadkach), ani wiodące domy inwestycyjne nie angażują się w poważną debatę na ten temat. Czynią to okazjonalnie banki centralne. Ale największym instytucjonalnym straszakiem jest MFW, który wciąż powtarza, że „inwestorzy za bardzo ryzykują (...) wyceniając zbyt wysoko akcje i nie doceniając ryzyka związanego z długiem”.

Przypuszczam, że powodem odwlekania takiej dyskusji jest wysokie prawdopodobieństwo silnych wahań i dotkliwych strat, nawet w przypadku tradycyjnie najbardziej bezpiecznych grup aktywów inwestycyjnych. Dysputa mogłaby bowiem nasilić panikę, czego sygnałem ostrzegawczym było niedawne załamanie cen surowców i kursów wielu walut mniej rozwiniętych krajów. Spojrzenie prawdzie w oczy wymagałoby napisania na nowo wielu inwestycyjnych podręczników i przemodelowania większości instytucjonalnych portfeli. Tylko gdzie wtedy ulokować ogromne, uwolnione aktywa? Przecież alternatywnych strategii inwestycyjnych dla wszystkich nie wystarczy.

Dlatego obawiam się, że inwestowanie będzie w najbliższych latach przypominać przejażdżkę kolejką górską pełną obiecujących podjazdów i przerażająco stromych zjazdów. I nie będzie to okres biernego oczekiwania zgodnego z dotychczasowymi regułkami. Aby mieć jakiekolwiek zwroty, trzeba będzie zarabiać na minihossach i unikać strat na minibessach. Na tle strukturalnych, globalnych problemów będą się przecież czasem pojawiały lepsze i raczej uspokajające wieści lub liczne głosy, często słuszne, na rzecz poszczególnych aktywów po ich kolejnych cenowych spadkach. Wystarczy choćby przypomnieć niedawny wzrost notowań ropy o 25 proc. w zaledwie trzy dni!

My Company Polska wydanie 2/2015 (2)

Więcej możesz przeczytać w 2/2015 (2) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ