Grewiński: Fundusz Wsparcia Kultury ma pomóc firmom przeżyć. To nie są pieniądze na nowe projekty
Fot. KayaxKuba Dobroszek: Ale się porobiło.
Tomasz Grewiński: Polak potrafi zepsuć wszystko.
Ma pan na myśli ministra Glińskiego?
Nie. Mam na myśli polskie piekiełko. Wiadomo, jak wygląda sytuacja branży muzycznej w pandemii. W zasadzie od marca wszystko stoi, z niewielkim poruszeniem w wakacje. W tym czasie zawiązało się kilka ważnych inicjatyw. Ja przewodniczę Izbie Gospodarczej Menedżerów Artystów Polskich, ale powstał też m.in. SOIAR (Stowarzyszenie Organizatorów Imprez Artystycznych i Rozrywkowych – red.) czy PITE (Polska Izba Techniki Estradowej – red.). Od kilku miesięcy lobbujemy za tym, żeby uzyskać pomoc, bo duży sektor rodzimej gospodarki jest całkowicie bez pracy. Co gorsze, wszystko wskazuje na to, że w najbliższych kilku miesiącach sytuacja się nie poprawi, a potem pewnie wrócimy do obostrzeń z wakacji, czyli będziemy mogli działać, ale w ścisłych ramach.
Rząd chętnie z wami rozmawia?
Odbyliśmy dziesiątki spotkań: w Ministerstwie, w Sejmie, w Senacie. Urzędników trzeba edukować, tłumaczyć podstawowe zasady dotyczące funkcjonowania branży rozrywkowej, ponieważ brakuje świadomości, jaka to duża liczba naczyń połączonych.
Dlaczego brakuje?
To chyba zawsze było tak, że Ministerstwo Kultury jest od, nazwijmy to, „kultury wyższej”. Opery, filharmonie, teatry, obiekty państwowe… A rozrywka rządzi się swoimi prawami. Wiadomo, że ona w dużej mierze jest napędzana przez prywatne podmioty.
Co na przykład musieliście wytłumaczyć?
Że w branży kreatywnej mało ludzi jest zatrudnionych na etatach, że przeważają umowy cywilnoprawne. Kto zarabia ze sprzedanego biletu, według jakich kryteriów rozdzielane są zyski. Dopiero to uświadomiło urzędnikom, ile osób pozostaje bez pracy.
Poważnie?
Nie wykluczam, że dzięki pandemii w Ministerstwie powstanie specjalna komórka dedykowana branży rozrywkowej. Pandemia uczy nas nowych spojrzeń na pewne sprawy. Miesiące starań doprowadziły do tego, że udało nam się przekonać rządzących, by program, który w pierwszej kolejności był przeznaczony wyłącznie dla instytucji państwowych, objął swoją pomocą również cały szeroki sektor przedsiębiorców prywatnych pracujących w branży koncertowej i wydarzeń kulturalnych.
O jakich przedsiębiorcach pan mówi?
O właścicielach klubów, o właścicielach firm nagłośnieniowych i oświetleniowych. O tych, którzy zajmują się multimediami i scenotechniką. O menedżerach artystów, agentach bookingowych, agencjach koncertowych. To ogromny obszar, w którym w Polsce pracuje kilkaset tysięcy osób. Oni dotychczas nie byli objęci żadną pomocą, ponieważ wsparcie PFR sprzed kilku miesięcy nie objęło tego sektora. Tam stawiano na pracowników etatowych, a wszyscy wiemy, że w branży kreatywnej etatów jest niewiele.
Czy podczas tych wielomiesięcznych rozmów mieliście dostęp bezpośrednio do ministra Glińskiego?
Nie. My wielokrotnie spotykaliśmy się z wiceministrem Pawłem Lewandowskim, który nadzorował ten projekt. Na ostatniej prostej rozmawialiśmy przede wszystkim z przedstawicielami Instytutu Muzyki i Tańca, który był odpowiedzialny za przeprowadzenie procesu wnioskowania. Rząd wziął nasze zdanie pod uwagę, dzięki czemu zakres programu jest naprawdę bardzo szeroki.
Ministerstwo było otwarte na wasze propozycje, czy dyskusje były raczej orką na ugorze?
Indywidualnie na pewno nikomu z nas nie udałoby się przekonać Ministerstwa do takich rozmów. Dzięki pandemii zaczęliśmy się konsolidować, wykształciła się solidarność branżowa. Ludzie, którzy na codzień konkurują, walczą o rynek, zawiązali świetne grupy robocze, które potrafiły pracować w fajnej atmosferze. W IGMAP, któremu przewodzę, jest już ponad 120 menedżerów i przedsiębiorców, którzy na bok odłożyli indywidualne interesy. Ministerstwo otworzyło się na nasze potrzeby.
Były postulaty, które zgłosiliście, ale nie zostały przyjęte?
Nie przypominam sobie takich. Wiadomo, że nie wszystko okazało się możliwe, ale udało się zadbać o wszystkich, na czym zależało nam najbardziej. Powstał jakiś błąd przy składaniu wniosków przez spółki cywilne. Czekamy na odpowiedź Ministerstwa w tej sprawie.
A więc projekt Funduszu Wsparcia Kultury jednak jest dobrym projektem.
Tak, bo on miał pomóc wielu grupom z naszego sektora. W dodatku nie jest polityczny – patrzy pan na listę beneficjentów i widzi, że dostali wszyscy, od lewa do prawa. Wierzę ministrowi Glińskiemu, który mówi, że nie zwracano uwagi na podmioty, lecz na wnioski. Wszystko wyglądało świetnie do momentu ogłoszenia wejścia projektu w życie. Ponad 2000 podmiotów otrzymało pomoc finansową, ale i tak rozpętało się polskie piekiełko.
Przyzna pan, że niektóre aspekty FWS mogły budzić wątpliwości.
Oczywiście. Pomoc objęła bardzo szeroki sektor branży koncertowej. Wsparcie przewidziano dla firm, które nie dość, że nie zarabiają od marca, to jeszcze mają kredyty i leasingi np. na sprzęt muzyczny. Muszą spłacać raty, a nie mają z czego. Im grozi licytacja sprzętu oraz upadłość! Sytuacja zmierza do tego, że w przyszłym roku może zniknąć kilkanaście tysięcy miejsc pracy. Fundusz Wsparcia Kultury jest szalenie potrzebny, choć pojawiło się w nim parę błędòw.
Jakich?
Przede wszystkim zabrakło dobrej komunikacji podczas ogłoszenia beneficjentów. To nie jest – jak się mówi – projekt „400 mln dla artystów”. Minister Gliński nieostrożnie to skrócił, bo to projekt dla znacznie szerszej grupy. Po drugie, zabrakło chyba odpowiedniej weryfikacji zgłoszeń, może dlatego że było to robione w dosyć szybkim tempie przez małą grupę ludzi.
A nie przez algorytm?
To uproszczenie, które doprowadziło do nagannych przykładów wyszczególnianych przez media. Że firmy krzaki, biura rachunkowe itd. Zawiedli również przedstawiciele naszej branży, którzy nie zrozumieli, że Fundusz Wsparcia Kultury to projekt na pokrycie pewnych kosztów utrzymania firm. Po to, żeby przeżyły. A wielu potraktowało to jako szansę do sfinansowania nowych projektów.
Wielu?
Myślę, że na te ponad 2000 beneficjentów ok. 10 proc. wymaga szczegółowej weryfikacji, ponieważ mogą występować nadużycia. Jeszcze raz powtórzę. Ten projekt zakładał pokrycie kosztów prowadzenia firmy pomiędzy marcem a grudniem tego roku. KOSZTÓW PROWADZENIA FIRMY! Głównym kryterium był spadek obrotów, ważnym aspektem był fakt, że nie zwalnia się ludzi, lecz utrzymuje miejsca pracy.
To dlaczego Miuosh chciał sfinansować z tych środków trzy wielkie projekty?
Nie wiem, ale raczej nie do takich celów miały służyć te pieniądze. Czym innym jest pokrycie kosztów, czym innym zwrot utraconych korzyści. Ja nie mam wiedzy, jak Miuosh zamierzał szybko zatrudnić ponad 500 osób, bo pieniądze z tego programu muszą zostać wydane do 31 grudnia tego roku. A rozliczyć trzeba je do 15 stycznia 2021 r. Rozliczyć według kosztów kwalifikowanych, które są bardzo jasno określone w ustawie europejskiej. Nie krytykuję poszczególnych wniosków, bo ich nie znam. Sam mógłbym starać się o kilka milionów na wydanie płyt moich artystów, ale nie temu służył ten program.
Ministerstwo nie poradziło sobie z weryfikacją wniosków, a poradzi sobie z weryfikacją rozliczeń?
Mam jedynie nadzieję, że rząd nie utopi tego projektu, bo on jest wypracowany przez rzesze fachowców z branży i ma za zadanie pomóc przetrwać polskim firmom. Już teraz organizatorzy największych imprez w tym kraju otrzymują propozycje od zagranicznych firm scenotechnicznych, które są w stanie obsłużyć wszystkie festiwale w Polsce. Oni dostali ogromną pomoc od własnego rządu, więc szukają nowych terytoriów. Zagrożenie jest też takie, że te korporacje wykupią polskie przedsiębiorstwa i przejmą dużą część naszego rynku. A to nie o to chodzi.
Rząd jest świadomy tego zagrożenia?
Tak, mówiliśmy o tym głośno. Scenotechnika jest w gigantycznym kryzysie. Co więcej, właściciele takich firm nie mogą brać pożyczek, bo ich PKD w każdym banku zakreślono na czerwono jako ryzykowne. PITE zaprosiło jedno z takich przedsiębiorstw na rozmowy do Sejmu. Oni wyraźnie artykułowali swoje potrzeby. Wie pan, za ile licytuje się urządzenia w przypadku bankructwa? Za 15 proc. To w większości jednoosobowe działalności gospodarcze, które za wszystko poręczają własnym majątkiem. Szkoda że media się tym nie interesują, bo przecież świetnie klikają się Kamil Bednarek i Bayer Full.
Co przejęcie polskich firm oznaczałoby dla słuchaczy? Mniej koncertów, droższe bilety?
Słuchacze zapewne nie odczuliby zmiany, bo po prostu ktoś inny obsługiwałby imprezy. Ale to będzie upadek osób tworzących tę branżę od lat. Osób, które od dawna budują niesamowitą jakość. W Polsce jest ogromna konkurencja na rynku, a rodzime festiwale muzyczne są na światowym poziomie. Proszę wybaczyć egoizm, ale ja nie martwię się o słuchaczy. Martwię się o kolegów z branży, pomoc musi być szybko udzielona. To nie jest tak, że wsparcie można odwołać i udzielić go ponownie w lutym. Do tego czasu 1/3 beneficjentów nie przetrwa.
Pięknie opowiada pan o solidarności środowiska, a ja widzę muzyków disco polo przepraszających za Sławomira Świerzyńskiego i oświetleniowca Kultu, który deklaruje, że już nigdy nie będzie współpracował z zespołem.
Podziały są od zawsze, takie mamy społeczeństwo. Bardzo cenię Kazika. Bardzo. Jestem jego fanem od wielu lat, ale komentarz Kultu odnośnie Funduszu Wsparcia Kultury jest co najmniej niefortunny. Dziwię się, że nikt nie zadał sobie trudu, żeby sprawdzić dla kogo jest ten program. My walczymy o przeżycie kolegów z branży, a oni mówią: "Kupujcie płyty zespołu, w ten sposób nas wesprzecie”. Z takiego przychodu Kult nie utrzyma jednak klubów, w których gra swoje koncerty, ani firm nagłośnieniowych i oświetleniowych, które je obsługują. Wierzę, że Kazik może żyć komfortowo z samych tantiem i nie musi zabiegać o pomoc, to jest zrozumiałe. Ale inni nie mają takiej możliwości. A ta pomoc dotyczy około 1100 firm scenotechnicznych.
W podobnym tonie wypowiedział się Grzegorz Markowski.
Jego opinia również mi się nie spodobała. „Wystawił” swoją agencję menadżerską, która otrzymała dotację. Niektórzy w momencie pojawienia się hejtu pokazali że są świętsi od papieża. Ten głos odsunął dyskusję od sedna problemu.
Ale ludziom spodobał się taki przekaz. Jurek Owsiak ogłosił, że sprzedaż płyt Kultu pobiła rekordy.
Gdy Jurek Owsiak opublikował swój komentarz, natychmiast zadzwoniłem do jego współpracowników. Powiedziałem im, że to nie jest głos solidarności ze środowiskiem. Powoduje tylko nieporzebne zamieszanie. Za chwilę żadna firma oświetleniowa czy nagłośnieniowa nie będzie chciała pracować przy wydarzeniach WOŚP. Świetnie, że Jurek i Kult sprzedają płytę – rozumiem satysfakcję. Ale z tej płyty oni nie opłacą firm współpracujących przy Pol’and’Rock, którym w dużej mierze dedykowana jest ta pomoc.
Konsultacje z rządem trwają?
Wciąż mamy kilka kwestii, które chcielibyśmy poruszyć z Ministerstwem. Na razie jednak priorytetem jest udzielenie tej doraźnej pomocy.
Jakie to kwestie?
Najbardziej pilna to cofnięcie wstrzymania pobierania opłat z tytułu odtworzeń. Na pewno w imieniu całej branży będziemy walczyć też o opłatę reprograficzną, czyli o tak zwane "Czyste Nośniki”, bo to temat, który od kilku lat jest bagatelizowany. Wiemy również, że Ministerstwo pracuje nad Kartą Artysty i chcielibyśmy brać czynny udział w jej powstawaniu. Jako praktycy i fachowcy będziemy w stanie stwierdzić, czy jej założenia są właściwe. W teorii politycy mogą napisać wszystko, ale praktyka bywa daleka od teorii. Na początku 2021 roku będzie już Tarcza 6.0 i my już teraz walczymy o to, żeby znalazły się w niej również zapisy dotyczące branży kreatywnej, bo – jak mówiłem – większość z nas nie pracuje na etatach.
Dostaliście już jakieś zapewnienia od rządu?
W ramach Rady Przemysłu Spotkań i Wydarzeń, która konsoliduje kilka branż, cały czas rozmawiamy z Ministerstwem Rozwoju. Powiem szczerze, że odkąd pojawił się minister Gowin, to te dyskusje stały się bardziej rzeczowe. Słucha się nas, nie mamy poczucia, że jesteśmy spychani. Kilka spotkań online, które odbyliśmy daje nadzieję, że nasze postulaty zostaną wysłuchane.