Gra w cyberbezpieczeństwo

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 6/2025 (117)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Monachium. To tutaj, zupełnie przez przypadek, w wieku 10 lat Michał Wendrowski zaczął swoją przygodę z przedsiębiorczością. – Wiesz, co wtedy robiłem? Jechałem na fali pokémonowego szału. Zbierałem karty, godzinami grałem – i to tak bardzo, że tata musiał mnie od tego oderwać – wspomina z uśmiechem. Przezorny tata podarował synowi książkę o HTML-u. Wieczory bez Pikachu i Charizarda? Na początku to było niewyobrażalne, ale Michał z ciekawości zaczął poznawać tajniki tworzenia stron i wkrótce dołączył do szkolnego zespołu webmasterów.
Pierwsza witryna, którą stworzył, opowiadała o nim samym. Druga – o Pokémonach. – Stworzyłem Pokédex: listę stworków, którą potem rozbudowałem dla całej społeczności z forum. Podglądałem, jak inni prowadzą podobne strony, i wdrażałem swoje pomysły – mówi mój rozmówca, który pewnego dnia zorganizował konkurs. Niespodziewanie wygranym okazał się właściciel firmy hostingowej, który… zaproponował mu współpracę. – Płacił mi za każde tysiąc wyświetleń. Z dnia na dzień zobaczyłem, że można na tym zarabiać! – mówi Michał, wspominając reklamy Burger Kinga czy innych wielkich marek pojawiające się na jego portalu.
Ambicja rosła w siłę. Potem powstał portal dla sympatyków anime – animeforum.de, które później sprzedał. Był też epizod z Yu-Gi-Oh! (gra karciana na podstawie komiksu). Po rocznym pobycie w Stanach, gdzie komputerowe hobby nie było mile widziane przez organizację wymiany uczniów, postanowił wrócić do kolekcjonowania kart. – Zobaczyłem niemiecką stronę o Yu-Gi-Oh! i pomyślałem: „Zróbmy coś lepszego”. To już był rozbudowany portal, z wyszukiwarką kart oraz panelem użytkownika umożliwiającym dokumentowanie swojej kolekcji kart. Dzięki temu nauczyłem się programować w PHP i JavaScript, zarządzać serwerami Linux oraz tworzyć bazy danych SQL. Warto o tym wspomnieć, gdyż bez tych narzędzi projekt nie osiągnąłby sukcesu. Następnie uruchomiłem polską wersję yugioh.pl, gdzie również zbudowałem społeczność i dzięki temu nauczyłem się pisać w języku polskim. Wypozycjonowałem te strony w Google’u na pierwsze miejsce, a do tego sprzedawałem karty na eBayu. Z reklam internetowych wpłynęło kilkaset euro dziennie – tłumaczy Michał.
Coraz poważniej
Z czasem Michał odkrył także świat domen. Na początek niemieckich, później – polskich, które odradzały się po wygaśnięciu: – Współpracowałem wtedy z firmą mojego ojca w Zielonej Górze. Udało mi się uzyskać bezpośredni dostęp do systemów NASK, więc budowałem bazę wygasających domen „pl”. Zgarnąłem adresy takie jak „telewizja.pl” czy „samochód.pl”. Portfolio rozrosło się o „porada.pl”, „tatuaże.pl” i wiele innych – tłumaczy Michał. Czy można zarabiać na tym pieniądze? Owszem, i to całkiem dobre. Na przykład domena „play.pl” została sprzedana na rynku za 2 mln zł.
Wkrótce Michał rozpoczął studia inżynierskie na Uniwersytecie Technicznym w Monachium z zarządzania i technologii. Potem krótko studiował w Krakowie na Uniwersytecie Ekonomicznym. – W końcu zrozumiałem, że chcę się skupić na biznesie internetowym. Zawsze widziałem w nim ogromne możliwości. Choć nie ukończyłem studiów, nauczyłem się na nich patrzeć na świat z perspektywy ekonomii i technologii – wyjaśnia.
Co było potem? – Tata namówił mnie, żeby z Krakowa przenieść się do Zielonej Góry – mówi Michał. – Tu już funkcjonowały nasze software house’y – Astec i Adips, infrastruktura była gotowa, mogłem z niej korzystać – dodaje.
Początki Rublona
Poza grami i domenami Wendrowskiego zawsze pociągało bezpieczeństwo IT. Już przy tworzeniu stron czy handlu domenami uczył się zrozumienia systemów i tropienia luk. Przyszedł więc moment, by połączyć technologię smartfonów oraz internetu – i tak narodził się pomysł pierwszej wersji Rublona. – Pomiędzy rokiem 2010 a 2011, jeszcze w Monachium, wpadłem na pomysł, że zamiast wpisywać hasło, można skanować kod QR smartfonem i logować się do konta. To, co dziś widzisz, logując się aplikacją mObywatel do rządowych portali takich jak Gov.pl, wymyśliłem już wtedy. Trzymasz telefon jako klucz, skanujesz kod na ekranie i już jesteś w systemie. Mały zespół w Zielonej Górze rozpisał projekt na proof of concept i wdrożył pierwsze wersje – opowiada Michał.
Jednak pomysł, choć innowacyjny, najwyraźniej wyprzedzał czas. – Nie każdy miał jeszcze smartfona z internetem – tłumaczy. – W dodatku biometryczna ochrona dopiero raczkowała, więc sens technologii był ograniczony. Traktowałem to jak coś oczywistego: no działa i tyle – wyjaśnia twórca Rublonu.
W pierwszych dniach Rublon trochę błądził między światem webowego marketingu a prawdziwym cyberbezpieczeństwem. Ale i tak firma powoli się krystalizowała. – Szukaliśmy różnych rozwiązań, by znaleźć właściwe podejście i skomercjalizować naszą technologię, choć bardziej niż na sprzedawaniu technologii zależało mi na pozyskaniu jak największej liczby użytkowników. Później pojawił się trend dwuskładnikowego uwierzytelniania – wykorzystaliśmy to – mówi Wendrowski.
Krok za krokiem, po dalszych badaniach rynku, wyłoniła się jasna wizja. Wynikało z niej, że największy potencjał ma workforce authentication – technologia zabezpieczająca wszystkie systemy wewnątrz organizacji. Końcowymi klientami nie są już tylko firmy technologiczne, lecz przede wszystkim przedsiębiorstwa dowolnej branży, które korzystają z technologii, by prowadzić swoje procesy biznesowe.
– Na początku 2012 r. firma Google udostępniła eksperymentalny sposób logowania za pomocą kodów QR, który nazwano Google Sesame. Tego samego roku poleciałem do San Francisco, aby sprawdzić nasze szanse w Dolinie Krzemowej – opowiada Michał.
- Wtedy opowiedziałem o naszej technologii pracownikowi PayPal, który mnie zaprosił do ich siedziby, abym przedstawił Rublon. Z zaproszenia nie skorzystałem, ale PayPal również tego roku zgłosił do opatentowania w Stanach Zjednoczonych wynalazek Login Using QR Code. Niestety zgłoszenie patentowe, które w 2011 r. na podstawie mojego wynalazku przygotowała kancelaria z Monachium, nie zostało przyjęte w niemieckim urzędzie patentowym, w związku z czym, zważywszy na wysokie koszty, porzuciliśmy dalsze próby uzyskania ochrony – opowiada Michał.
W latach 2016–2017 Rublon realizował projekt badawczo-rozwojowy w województwie lubuskim, dofinansowany z funduszy europejskich. Sporo wniósł też udział w licznych zagranicznych targach branżowych, dofinansowany przez PARP.
–To był moment przełomowy – mówi Michał. – Testy i kontakty pozwoliły nam zebrać mnóstwo informacji od firm: czego potrzebują, dlaczego potrzebują. To ukształtowało roadmapę Rublona – opowiada.
Po zakończeniu projektu B+R powstał produkt gotowy do wdrożeń w przedsiębiorstwach. – Dziś Rublon rozwijamy przede wszystkim poprzez feedback. Dodajemy funkcje, które sami klienci wskazują jako potrzebne. I to jest klucz do naszego sukcesu – opowiada Michał.
Pytam go, czy kiedykolwiek spotkał się z lekceważeniem ze strony świata biznesu z powodu młodego wieku. – Na początku nikt nie wiedział, kto tak naprawdę stoi za tymi wszystkimi stronami. Mojej twarzy nikt nie kojarzył, aż do momentu większych projektów – wspomina. – Gdy zaczęły się poważniejsze współprace, na przykład wspólne wydarzenia czy partnerstwo ze sklepem sprzedającym karty Yu-Gi-Oh! w Monachium, ludzie często się dziwili. „To ty za tym wszystkim stoisz?”, pytali – dodaje.
– A ile miałeś wtedy lat? – dopytuję.
– Piętnaście lub szesnaście… - odpowiada.
Pamięta pewien epizod z radiem online. – To było przy okazji forum o Pokémonach i anime. Stworzyłem czat i radio nadające 24 godz. na dobę. Po jakimś czasie spotkałem bardziej doświadczonego przedsiębiorcę, który zaproponował wspólne rozwijanie tego projektu i przekonał mnie, bym oddał mu to radio. Niestety dałem się namówić. Byłem potem zły, bo zmienił nazwę radia, odłączając się od stworzonej przeze mnie marki, ale zrozumiałem, że ktoś wykorzystał mój wiek i brak doświadczenia – mówi twórca Rublonu.
W świecie domen czekały z kolei inne wyzwania. – Byłem aktywny na eventach, zbierałem sukcesy związane z przejmowaniem wartościowych nazw. Kiedyś ktoś próbował odkupić ode mnie domenę „telewizja.pl” za grosze. Zaproponował śmiesznie niską cenę, bo uznał, że nastolatek nie wie, ile to naprawdę warte. Po latach spotkaliśmy się przypadkiem i temat wrócił. Powiedziałem mu wtedy wprost, co o tym myślę. Gdybym paradował w garniturze i miał siwe włosy, odbiór mógłby być inny – śmieje się.
– Więc wykorzystywano twój wiek – kwituję.
– Tak. Miałem do zaoferowania coś wartościowego, a inni chcieli na tym skorzystać – odpowiada.
W przypadku Rublona Michał zauważa, że tu przeszkodą nie był wiek, lecz innowacja.
– Nasz system uwierzytelniania był tak nowatorski, że ludzie pytali: „Czy to w ogóle ma sens?” - opowiada.
– Pracując nad bezpieczeństwem IT, czuję, że moja praca ma duży sens i tworzy dużą wartość dla społeczeństwa, co daje mi satysfakcję z pracy. Mam nadzieję, że specjaliści, którzy z nami pracują, również mają satysfakcję z tego tytułu, nie tylko z zarobionych pieniędzy. Takie poczucie misji pomaga przetrwać trudniejsze chwile i wzmacnia cierpliwość. W Europie wciąż brakuje rodzimych producentów takich rozwiązań – zwłaszcza w obecnym kontekście geopolitycznym. Chcę, by ich było więcej – mówi Michał.
Polska to dom Rublona
Zadaję Michałowi pytanie, które od początku naszej rozmowy mnie nurtuje: czy nie kusiło go zarejestrowanie Rublona w Niemczech, skoro przez lata był mocno związany z tym krajem? – Ciężko powiedzieć, czy to by ułatwiło start. Koszty prowadzenia działalności w Niemczech były kiedyś wyraźnie wyższe niż w Polsce, a podatki nadal są bardziej obciążające. Myślę, że ważniejszy był wtedy dla mnie zespół, który rozwijał technologię. Polska posiada sporo utalentowanych specjalistów IT, którzy potrafią się zaangażować w pracę, oraz rozwój swoich kompetencji. Dziś Rublon potrzebuje przede wszystkim dobrze rozbudowanego kanału sprzedaży, jasnych regulacji dotyczących cyberbezpieczeństwa i otwartych rynków, aby móc konkurować na całym świecie. Kiedy zaczynałem z Rublonem, miałem wrażenie, że pochodzenie z Polski może być w Stanach Zjednoczonych wizerunkowo pewnym obciążeniem. Ale dziś wiem, że Amerykanie nie za bardzo zwracali na to uwagę. Ważniejsze było, czy nasza technologia działa i spełnia ich wymagania. Na początku sprzedawaliśmy głównie do Stanów Zjednoczonych, dopiero później zaczęły się pytania typu: Skąd właściwie jesteście? Zwłaszcza duże korporacje chciały poznać naszą historię – opowiada. W uwiarygodnieniu technologii Rublon pomógł Astec, software house założony przez ojca Michała.
Dziś, gdy patrzy na Astec i Rublon, zastanawia się, gdzie mocniej angażować energię. – Rublon w ostatnim roku rozwinął kanał sprzedaży w Polsce. Współpracowaliśmy z lokalnymi partnerami, teraz mamy już ich ponad czterdziestu. Chcemy replikować ten model na innych rynkach. Technologia jest przecież globalna, ale destynacje różnią się świadomością społeczeństw, regulacjami i zapotrzebowaniem – opowiada.
Przykłady? Stany Zjednoczone to absolutna światowa czołówka – największe budżety, największe ataki i najwięcej innowacji. Z drugiej strony są państwa, w których zwłaszcza sektor prywatny dopiero uczy się profesjonalnego cyberbezpieczeństwa. Publiczne instytucje inwestują, bo państwo musi działać bez zakłóceń, a ataki ransomware nie ustają. Gdy regulacje zaczną obowiązywać – każde przedsiębiorstwo, niezależnie od tego, czy produkuje samochody, prowadzi szpital czy obsługuje samorząd, będzie musiało wdrożyć silne uwierzytelnianie.
Firmy technologiczne zazwyczaj kojarzą się w wyścigach na polu innowacji. Michał ma inną wizję. – Kiedyś utonąłem w zbyt śmiałych pomysłach – wspomina – Od tamtej pory nauczyłem się głównej zasady: wchodzić tam, gdzie już istnieje popyt. Jeśli segment rośnie, szansę ma nawet rozwiązanie, które po prostu spełnia wymagania klientów – dodaje.
Pionier i wizjoner
Rublon stawia sobie za cel wyznaczanie trendów w obszarze uwierzytelniania i zarządzania tożsamością. – Nasza technologia już się wyróżnia na rynku, zwłaszcza polskim, np. dzięki możliwości integracji z praktycznie każdą platformą: od Windowsa i Linuksa, przez VPN-y i środowiska chmurowe, po aplikacje webowe. Znajdujemy się w idealnym momencie, by kolejny raz wprowadzić rozwiązanie, które wytyczy branżowe standardy, czemu sprzyjają prowadzone przez nas badania nad uwierzytelnianiem bezhasłowym oraz bezagentowym sposobem jego wdrażania – wyjaśnia.
W jego głosie słychać zapał wizjonera i spokój praktyka – idealne połączenie dla człowieka, który chce zrewolucjonizować sposób, w jaki pracujemy i chronimy nasze cyfrowe życie. – Kluczem jest wyważyć innowację z pragmatyzmem: obserwować rynek, wyczuć moment i wejść z narzędziem, które naprawdę ułatwi życie i zapewni najwyższy poziom bezpieczeństwa – mówi.
Przyznaje, że coraz częściej rozważa pozyskanie zewnętrznego finansowania. Jednocześnie podkreśla, że Rublon ani na chwilę nie stracił niezależności: dzięki funduszom unijnym, przychodom z dwóch innych produktów – MDT i Gislet – oraz silnemu zapleczu usługowemu Astec firma stoi stabilnie na nogach. – Nie jesteśmy już startupem, który szuka modelu biznesowego i który może łatwo zniknąć z rynku. Dlatego część rozwoju może nadal następować organicznie, nawet jeśli tempo ekspansji okaże się wtedy wolniejsze – tłumaczy.
Nie ukrywa, że stawka jest wysoka: – Jeśli zdecydujemy się na finansowanie z zewnątrz, możemy zbudować biura zagraniczne i rozwijać kanał partnerski na świecie. Wymaga to rozbudowy infrastruktury i narzędzi ułatwiających partnerom handlowym zarządzanie klientami końcowymi. Za to dalsze poleganie wyłącznie na własnych środkach gwarantuje niezależność, ale globalne aspiracje mogą wówczas przebiegać wolniej. Chcę, by firmy myślały o nas jako o kluczu do bezpiecznej, bezhasłowej przyszłości i nie bały się wyzwań. Nasze technologie mają zmienić sposób, w jaki pracujemy i chronimy się w sieci – podsumowuje.

Więcej możesz przeczytać w 6/2025 (117) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.