FOZZ, czyli matka wszystkich afer

FOZZ
Afera FOZZ, fot. East News
Tajemnicze zgony, wyprowadzone z budżetu państwa miliony dolarów, a w tle polskie i radzieckie służby specjalne. Sprawa FOZZ to ostatnia afera PRL i pierwsza III Rzeczypospolitej. Choć polskiej transformacji ustrojowej towarzyszyło wiele gospodarczych przekrętów, to właśnie ten kosztował budżet państwa najwięcej.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2023 (89)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

W październiku 1989 r. Michał Falzmann, nikomu nieznany pracownik warszawskiej skarbówki, przeprowadza rutynową kontrolę w przedsiębiorstwie handlu zagranicznego Universal. To firma-legenda, w czasach PRL była monopolistą w handlu zagranicznym towarami AGD, ale też np. rowerami marki Romet. Na jej potrzeby w 1965 r. wybudowano 50-metrowy biurowiec nieopodal warszawskiej Rotundy. Po upadku komunizmu Universal stanie się jednym z pierwszych sprywatyzowanych państwowych przedsiębiorstw i przystanią dla ludzi dawnego systemu.

W czasie wspomnianej kontroli Falzmann trochę przypadkowo wykrywa proceder wycieku z Polski ogromnej ilości dewiz za pomocą skomplikowanego systemu transakcji i pośredników. Na końcu tego łańcucha jest nieznany szerzej opinii publicznej Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. 

Proceder jest dla Falzmanna szokiem, ale jeszcze bardziej zaskakuje go fakt, że jego przełożeni nie reagują na przygotowany przez niego raport. Idzie więc z aferą do tygodnika „CDN”, którego redaktorzy, dawni działacze opozycji demokratycznej, stawiają tezę, że beneficjentami gigantycznego oszustwa są radzieckie służby specjalne.

W intensywnym okresie przemian ustrojowych sprawa FOZZ nie wywołuje większego zainteresowania opinii publicznej, jednak po publikacji Falzmanna, w styczniu 1991 r. Funduszowi postanawia się przyjrzeć Najwyższa Izba Kontroli. Przy okazji Falzmann dostaję posadę inspektora NIK. Nadal bada sprawę, którą wykrył. Po jakimś czasie w osobistych notatkach pisze jednak sfrustrowany: „Uważam, że powinienem wymówić tę pracę. Dalsze zajmowanie się tematem to osobiste śmiertelne niebezpieczeństwo. Szans na sukces nie widzę żadnych” –  zapisuje w osobistych notatkach w kwietniu 1991 r. 

Kronika niezapowiedzianych śmierci

Chwilę później Sejm wybiera nowego prezesa NIK, którym zostaje znany z bezkompromisowości działacz opozycji demokratycznej PRL, internowany w stanie wojennym Walerian Pańko. Ten niezwykle mocno angażuje się w wyjaśnienie afery FOZZ. 

Po latach jego żona będzie wspominać ten intensywny czas jako rodzinne piekło: „Powtarzał: »Ula, wielu ludzi, którzy byli naszymi przyjaciółmi, też jest w FOZZ«. On miał ich za uczciwych, ale okazało się, że tacy nie byli. To go bardzo przygniatało, pożerało. Dostawał anonimy, pogróżki. Sytuacja była nie do zniesienia, Walerek popadał w depresję. Poszłam wtedy do psychologa, który to potwierdził. Razem z doktorem tworzyliśmy plan strategiczny, żeby go od tego odciągnąć”.

Pod skrzydłami nowego prezesa Falzmann się rozpędza, chce rozszerzać kontrolę na kolejne podmioty. 

Zuzanna Falzmann, córka kontrolera, po 30 latach powie w wywiadzie dla Polskiego Radia: „Pamiętam doskonale pogróżki, które dostawali rodzice, głównie tata. Jednak pogróżki dotyczyły również nas – jego dzieci. Były takie momenty, kiedy nie chodziliśmy do szkoły, bo sytuacja była tak niebezpieczna i nie było wiadomo, co się wydarzy. Niejednokrotnie, gdy wracaliśmy do domu, poodcinane były wszystkie wtyczki - od telefonu, od telewizora, od lamp. Takie rzeczy nie dzieją się przypadkowo”.

Dwa miesiące później trzydziestokilkuletni Falzmann niespodziewanie trafia do szpitala, wkrótce umiera na serce. Prasa pisze, że śmierć jest podejrzana, żona mówi, że wywierano na nią naciski, by odstąpiła od sekcji zwłok. 

Po kilku tygodniach w tajemniczym wypadku samochodowym pod Piotrkowem Trybunalskim ginie Walerian Pańko. Dzieje się to cztery dni przed planowanym przedstawieniem Sejmowi sprawozdania w sprawie FOZZ. 

Dwaj policjanci, którzy jako pierwsi przyjechali do wypadku, toną w czasie wyprawy na ryby.

W marcu 1993 r. w wypadku pod Sulejówkiem ginie ważny podejrzany w aferze Jacek Sz.

Mirosław Dakowski, autor książki o FOZZ, znajduje w swoim ogrodzie zasztyletowaną suczkę. Policja przydziela mu ochronę.

Żadne z tych tajemniczych zdarzeń nigdy nie zostanie wyjaśnione. Jednak skutecznie nakręcają one atmosferę wokół FOZZ. – Każde słowo w tej sprawie jest na wagę życia – mówi kontroler NIK Anatol Lawina. W 2006 r. umrze w wyniku obrażeń po pobiciu przez nieznanych sprawców. 

Wzorem państw latynoskich

Co tak naprawdę odkryli Falzmann, Pańko i Lawina? Aby wyjaśnić mechanizm afery FOZZ, trzeba się cofnąć do lat 70. Pierwszy sekretarz PZPR Edward Gierek zadłuża wtedy Polskę Ludową u zachodnich wierzycieli tak, że już na początku lat 80. kraj nasz staje się niewypłacalny. Ekipa Wojciecha Jaruzelskiego przestaje płacić nie tylko odsetki, ale nawet odsetki od odsetek. Zachodnie banki, które pożyczyły Polsce pieniądze, dochodzą do wniosku, że całego długu i tak nigdy nie odzyskają, wystawiają więc zaległe wierzytelności na sprzedaż. Instytucje finansowe mogą je kupić za ułamek wartości, a potem samemu egzekwować od polskiego rządu. Działa to tak, że im mniejsza szansa na odzyskanie pieniędzy, tym cena długu niższa. W przypadku Polski jest bardzo niska. W porywach jeden dolar PRL-owskiego długu można kupić nawet za 17  centów. Rzecz jasna, z tego prawa nie może skorzystać polski rząd.

Przynajmniej oficjalnie. Polskie władze wiedzą bowiem, że kilka lat wcześniej z podobnym kłopotem mierzyły się bankrutujące kraje Ameryki Łacińskiej. Tamtejsze reżimy znalazły jednak sposób na redukcję swoich długów: same je skupowały za ułamek nominalnej wartości za pośrednictwem słupów. Najczęściej były to rzekomo niezależne instytucje finansowe, podstawieni agenci i biznesmeni czy wykreowane przez służby specjalne firmy. Taki proceder to oczywiste złamanie prawa międzynarodowego, musi być więc ściśle tajny. Kompletny brak transparentności przy okazji umożliwia członkom reżimu na nielegalne wzbogacenie się. 

Trudno powiedzieć, kto pierwszy wpada na to, by latynoski pomysł przenieść nad Wisłę. Wiadomo, że na początku lutego 1989 r. na tajną naradę kierownictwa służb specjalnych, kierownictwa PZPR i Ministerstwa Finansów zostaje zaproszony niejaki Grzegorz Żemek.

To od 1972 r. współpracownik wywiadu PRL. „Pomimo młodego wieku rokuje nadzieje na dobrego współpracownika. Zna dobrze cztery języki (ma w tym kierunku specjalne uzdolnienia) oraz posiada należyte przygotowania fachowe” – zachwala go w raporcie tuż przed werbunkiem oficer wywiadu. Jako powiązany ze służbami absolwent SGPiS, błyskawicznie pnie się po szczeblach kariery, w wieku 26 lat zostaje zastępcą attaché handlowego w Brukseli, kilka lat później zostaje dyrektorem departamentu kredytów w Banku Handlowym International w Luksemburgu zajmującym się kredytowaniem polskiego eksportu. Jak nikt inny nadaje się do szefowania Funduszowi Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, który na początku 1989 r. formalnie powołuje do życia premier Mieczysława Rakowski.

Tuż przed nominacją na stanowisko dyrektora FOZZ Żemek pisze notatkę do szefostwa służb. „Statut Funduszu daje tyle możliwości, że gdyby rzeczywiście powierzono mi jego prowadzenie, przy odrobinie szczęścia mógłbym »wydusić« z polskiego długu dodatkowo ok. 500 mln dol. rocznie. Warunki: niekonwencjonalne działania, dobry zespół specjalistów. Uzyskałem wstępnie zgodę i zacząłem się do sprawy przygotowywać”. 

Po latach Żemek będzie wspominał, że rozmowy w sprawie powstania FOZZ odbywały się w konspiracyjnych lokalach służb. A więc tajne przez poufne.

Początek 1989 r. to czas, gdy PRL już dogorywa. Trwają właśnie przygotowania do Okrągłego Stołu, a zadłużenie wobec Zachodu przekracza 40 mld dol. Wszystko wskazuje na to, że reżim wchodzi w fazę agonii. Dla ludzi służb to idealna sytuacja, by zdefraudować ogromne pieniądze na nowe, niepewne czasy.

Prawą ręką Żemka zostaje Janina Chim. To była urzędniczka Ministerstwa Przemysłu Maszyn Ciężkich i Rolniczych, pod koniec stanu wojennego awansowana na kierowniczkę działu dewizowego Universalu. Biuro Funduszu znajduje zresztą swą siedzibę w budynku tej firmy. Jej prezes, Dariusz Przywieczerski, dostaje posadę doradcy FOZZ. Cała trójka pozostaje ze sobą w przyjacielskich relacjach i nie dopuszcza nikogo do informacji o swoich działaniach. W radzie nadzorczej FOZZ-u formalnie zasiadają przedstawiciele kilku ministerstw, ale statut instytucji nie pozwala im na jakąkolwiek kontrolę nad finansami. Kasę trzymają w swoich rękach tylko Żemek i Chim. Mózgiem operacji staje się Przywieczerski.

Raj dla służb

Między innymi wykorzystując dawne kontakty Żemka ze służbami, kierownictwo FOZZ zaczyna budować tajną sieć polskich i zagranicznych firm mających na zlecenie Funduszu skupować polskie długi. Polska wydaje na to ogromne pieniądze. 

Według historyka prof. Antoniego Dudka, w latach 1989–1990 FOZZ wyciąga z budżetu państwa gigantyczną dotację sięgającą, w ocenie inspektorów NIK, kwoty 9,8 bln zł. Przy ówczesnym kursie złotego daje to ok. 1,7 mld dol. Po latach wyjdzie na jaw, że na nielegalny zakup długów Fundusz wydał zaledwie… 4 proc. tej kwoty. Co się stało z resztą?

Nigdy nie udaje się tego ustalić. Wiadomo, że część wytransferowano na konta w rajach podatkowych oraz do bardziej lub mniej fikcyjnych spółek w USA i Europie. Śledczy znajdą ślady transakcji m.in. na Antylach Holenderskich i na wyspach kanału La Manche. 

- Przestępstwo polegało na tym, że firmy, które otrzymywały środki na wykup długu, w rzeczywistości niczego nie wykupywały, a jedynie przekazywały pieniądze na wskazane przez Żemka konta, potrącając sobie wysokie prowizje – piszą w książce „Aferzyści, spekulanci, szmalcownicy. Afery gospodarcze PRL” Kazimierz Kunicki i Tomasz Ławecki. – Wiele podejrzanych transakcji załatwiano na gębę, a po pozostałych nie ma śladu – dodają.

Po kilku latach w śledztwie pojawi się też wątek finansowania przez FOZZ służb specjalnych. Jednak prokuraturze nie uda się w tej sprawie zebrać dowodów. Wiele wskazuje jednak na to, że w pewnym momencie FOZZ stał się przykrywką do wyprowadzania pieniędzy do firm-krzaków założonych przez byłych funkcjonariuszy SB i wywiadu.

Zdaniem dziennikarza i historyka Andrzeja Krajewskiego, z pieniędzy FOZZ finansowano nawet rosyjski przemysł gazowy. „Dziesiątkami milionów dolarów najpewniej podzielili się szefowie polskich i radzieckich tajnych służb oraz pierwsze pokolenie rosyjskich oligarchów. Było to możliwe choćby za sprawą podpisanej w grudniu 1987 r. przez rządy PRL oraz ZSRR umowy jamburskiej, w myśl której Polska miała się dołożyć do rozbudowy sowieckiej infrastruktury gazociągowej, w zamian otrzymując obietnicę przyszłych dostaw gazu. Autor pomysłu, minister przemysłu gazowego ZSRR Wiktor Czernomyrdin, tą drogą wyegzekwował od Warszawy w ratach ok. 700 mln dol. Ostatnią transzę przekazano w połowie 1989 r. nie z budżetu rodzącej się III RP, lecz z FOZZ. W tym samym czasie Czernomyrdin zadbał, żeby jego ministerstwo przekształciło się w państwową spółkę paliwową Gazprom, po czym sam mianował się jej prezesem – pisze Krajewski na łamach DGP. 

- FOZZ powstał między innymi po to, abym mógł kontynuować zadania zlecone mi przez wojskowe służby specjalne – powie przed sądem Grzegorz Żemek. A w maju 1992 r. Wydział Studiów MSW napisze w raporcie dla premiera: „Wielkie afery finansowe, takie jak FOZZ, były dokonywane pod osłoną i z udziałem oficerów i agentury byłego Zarządu II Sztabu Generalnego WP i Departamentu I MSW”.

Projekt polityka

Całkowicie wbrew swoim statutowym celom FOZZ zaczyna też udzielać pożyczek nomenklaturowym firmom, politykom i zaprzyjaźnionym biznesmenom. Z samym Universalem FOZZ zawiera dziesiątki umów finansowych. Szczególną życzliwością szefostwo Funduszu obdarza ludzi mediów. Służy to, rzecz jasna, stworzeniu subtelnej sieci powiązań i wpływów. 

Żemek, Chim i Przywieczerski próbują ze swoimi pieniędzmi wniknąć także do świata rodzącej się w bólach nowej sceny politycznej. Te powiązania nigdy nie zostały do końca wyjaśnione. Wiadomo jednak, że już w 1991 r. „Express Wieczorny” ujawnia, że FOZZ dawał pieniądze na Stronnictwo Demokratyczne i środowisko byłego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. W tym samym roku Jarosław Kaczyński oświadcza, że Przywieczerski proponował mu finansowanie Porozumienia Centrum. Po kilku latach szef Universalu odbija piłeczkę, twierdząc, że bliski współpracownik braci Kaczyńskich próbował wyciągnąć od niego pieniądze na związaną z PC spółką Telegraf. Z kolei prawica zarzuca FOZZ-owi tworzenie finansowego i medialnego imperium SLD. 

– Dysponowali majątkiem Funduszu jak własnym – powie o Żemku i Chim prokurator, gdy po latach będzie wygłaszał przed sądem mowę oskarżycielską.

Gra na przedawnienie

Sprawa FOZZ-u szybko zyskuje opinię najbardziej skomplikowanego śledztwa gospodarczego III RP.  Przez siedem lat śledczy muszą przeanalizować kilka tysięcy operacji bankowych. Dziewięć razy jeżdżą za granicę, muszą skorzystać z pomocy prawnej siedmiu państw, przesłuchują kilkuset świadków. Akta sądowe liczą 230 tomów, w sumie ponad 40 tys. stron. Jak pisze „Gazeta Wyborcza”, to absolutny rekord w historii polskiego sądownictwa. 

Pierwszy akt oskarżenia trafia do sądu w 1993 r. Sąd prosi o uzupełnienia, które śledczym i biegłym zajmują w sumie pięć lat. Przez kolejne dwa lata warszawski sąd nie znajduje dogodnego terminu, by proces mógł ruszyć. W 2000 r. wreszcie dochodzi do pierwszej rozprawy. Składowi sędziowskiemu przewodzi znana m.in. z procesów mafii pruszkowskiej Barbara Piwnik. 

Kilkanaście miesięcy później premier Leszek Miller powołuje ją jednak na stanowisko ministra sprawiedliwości, w związku z czym… proces musi ruszyć od nowa. Zdaniem części komentatorów, wiele osób gra na przedawnienie, które ma nastąpić w 2005 r.

Ponowny proces – tym razem pod przewodnictwem kontrowersyjnego sędziego Andrzeja Kryżego (późniejszego wiceministra sprawiedliwości w rządzie PiS) rusza w 2002 r. Nikt nie daje mu szans, że zdąży osądzić oskarżonych. Kryże przeprowadza jednak rozprawy w rekordowym tempie i w marcu 2005 r. niemal w ostatniej chwili udaje mu się wydać wyrok.

Grzegorz Żemek ostatecznie zostaje skazany na osiem lat więzienia. Jego zastępczyni Janina Chim – dostaje pięć lat, a Dariusz Przywieczerski – 2,5 roku. Temu ostatniemu udaje się jednak uciec na Białoruś, a stamtąd do Londynu i Nowego Jorku. 

Post scriptum

Grzegorz Żemek i Janina Chim wyjdą na wolność po odbyciu części kary. 

Dariusz Przywieczerski zostanie zatrzymany na Florydzie w październiku 2017 r. Tamtejszy sąd zgodzi się na ekstradycję rok później, po czym były szef Universalu trafi w końcu po latach do więzienia.

Afera FOZZ nie przeszkodzi w biznesowym rozwoju Universalu. W 1994 r. jedna akcja tej spółki będzie kosztować o ponad 6200 proc. więcej niż w dniu debiutu dwa lata wcześniej. W 1999 r., w wyniku zupełnie innych malwersacji, popadnie jednak w ogromne kłopoty. W 2003 r. sąd ogłosi jej upadłość. W 2016 r. zostanie zburzona jego historyczna siedziba w centrum Warszawy.

Losów większości pieniędzy zdefraudowanych w aferze FOZZ nigdy nie uda się wyjaśnić.

W 2009 r. Michał Falzmann i Walerian Pańko zostaną pośmiertnie odznaczeni Orderem Odrodzenia Polski. 

My Company Polska wydanie 2/2023 (89)

Więcej możesz przeczytać w 2/2023 (89) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ