Miliony na przejęcia za granicą

Fot. Materiały prasowe
Fot. Materiały prasowe 34
Dzięki pomocy Funduszu Ekspansji Zagranicznej przejęcie firmy w innym kraju czy zbudowanie w nim fabryki może być bezpieczniejsze i szybsze. „Do każdego euro czy dolara dokładamy drugi” – zapewnia FEZ.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2019 (41)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

ASM Group, polska spółka zajmująca się m.in. wsparciem sprzedaży i outsourcingiem procesów biznesowych, po kilkunastu latach rozwoju osiągnęła w kraju pozycję lidera. Jej zarząd postanowił więc rozejrzeć się na innych europejskich rynkach i w efekcie ASM przejęła kilka lat temu dwie firmy we Włoszech. Później rozszerzyła ekspansję na Austrię, Szwajcarię i Niemcy. W połowie 2018 r. kupiła 91,6 proc. udziałów w niemieckiej Grupie Kapitałowej Verikom z Hamburga. Jak dotąd, z własnych pieniędzy spłaciła tylko połowę nabytego pakietu (8,8 mln euro). Drugą sfinansował Fundusz Ekspansji Zagranicznej. 

FEZ uruchomiono w marcu 2015 r. w ramach BGK i niesławnego, niestety, programu „Inwestycje polskie”. Dziś jest w Grupie Polskiego Funduszu Rozwoju, a działalność operacyjną rozpoczął wiosną 2016 r., by jakiś rok później wejść w pierwsze projekty. Ma za zadanie wspierać małe i średnie firmy pragnące inwestować za granicą, ale takie, które mają doświadczenie i ugruntowaną pozycję. To zwiększa bezpieczeństwo i szanse na obustronny sukces i zarobek. Przy czym chodzi tu o umożliwienie im śmielszej ekspansji, poprzez większe, a przez to bardziej dla nich ryzykowne, międzynarodowe fuzje i przejęcia. – Chcemy, aby zadowoleni partnerzy wracali do nas z nowymi projektami. Firmy, które już raz osiągnęły sukces poza Polską, będą go łatwiej powtarzać w kolejnych krajach, opierając się na sprawdzonym zespole menedżerów. Dla Funduszu takie projekty też będą łatwiejsze – mówi Zbigniew Głuchowski, dyrektor departamentu zarządzania FEZ FIZ AN. 

Bo nadrzędny sens istnienia Funduszu to globalizacja polskich spółek, które świetnie sobie radzą z eksportem, ale wyjątkowo skromnie wychodzą w świat z kapitałem. A przecież to powinien być kolejny, logiczny krok. Uzasadniając powołanie FEZ w 2015 r., ówczesny minister skarbu Włodzimierz Karpiński zwrócił uwagę, że bezpośrednią ekspansję zagraniczną w ciągu następnych dwóch lat planuje 39 proc. małych i średnich firm, a jednocześnie ponad 90 proc. z nich finansuje ją ze środków własnych. – Brak dogodnych instrumentów finansowania rozwoju międzynarodowego jest czynnikiem ograniczającym. Duże spółki prowadzą coraz śmielszą ekspansję, więc liczymy, że fundusz wspierający w tym zakresie MSP będzie dla nich impulsem do rozwoju. Umożliwi rozszerzenie rynków zbytu, przełoży się na wyższe zyski, a w ogólnym rozrachunku na wzrost polskiej gospodarki – mówił. 

Polska wzoruje się tu na rozwiązaniu sprawdzonym już w wielu krajach. Od kilku dekad stosują je choćby w Danii, Szwecji, Niemczech, Holandii, we Włoszech czy w Wielkiej Brytanii. Na dodatek ankieta przeprowadzona wśród MSP pokazała, że i u nas byłoby ono bardzo mile widziane. Na pytanie „Jaki instrument finansowy najchętniej by Państwo wykorzystali?” przedsiębiorstwa odpowiadały: „Taki, który chroniłby nasze aktywa”. – Innymi słowy, chodziło o to, by w przypadku niepowodzenia inwestycji chronić biznes, tracąc tylko to, co okazało się nietrafioną ekspansją – wyjaśnia Piotr Kuba, członek zarządu  PFR TFI. 

Na razie Fundusz przekazał na uruchamiane projekty ok. 100 mln zł – informuje BGK, który zasila FEZ pieniędzmi. Ale ocenia się, że – w zależności od losów i liczby zgłoszonych przedsięwzięć – w perspektywie siedmiu lat kapitał ten może wzrosnąć do ok. 1,5 mld zł. 

Bezpieczeństwo spółki-matki

Środki z FEZ są zatem owym postulowanym przez przedsiębiorców instrumentem, który umożliwia podział ryzyka i zapewnia ochronę „naszych aktywów”. Przeznaczone na konkretną inwestycję za granicą, nie obciążają bilansu spółki-matki (nie ma więc wobec niej roszczeń w razie fiaska przedsięwzięcia). Jednocześnie umowa inwestycyjna gwarantuje, że Fundusz, jako mniejszościowy inwestor finansowy, wspiera projekt swoim doświadczeniem z poziomu rady nadzorczej w spółce zagranicznej. Bezpośrednie zarządzanie nią pozostawia polskiemu partnerowi, ponieważ to on odpowiada za realizację biznesplanu i ma do tego kompetencje. – Zakładamy, że skoro odniósł sukces w kraju, to najlepiej wie, jak go powtórzyć poza nim – dodaje Zbigniew Głuchowski. 

Fakt, że FEZ zawsze występuje jako inwestor mniejszościowy, ma też tę zaletę, że to finansowana firma decyduje o polityce dywidendowej przejętego podmiotu czy o zmianach w jego zarządzie. I jest gwarancją, że taki inwestor nie zagości w akcjonariacie spółki-matki ani nie zacznie mieszać się do sposobu jej prowadzenia. To ważne, zwłaszcza dla rodzinnych firm, które bardzo często nie chcą „wpuszczać” nikogo z zewnątrz. 

W strategii Funduszu w zasadzie brak też ograniczeń co do kierunków geograficznych ekspansji czy sektorów, co otwiera go na prawie wszystkie projekty. Odpadają jedynie biznesy wątpliwe etycznie, jak hazard. Poza tym, ze względów zdroworozsądkowych (z uwagi na koszty analiz i obsługi prawnej), skupiać się chce na projektach średniej i dużej wielkości. – Przyglądamy się tym o wartości od przynajmniej kilku milionów euro. Górna granica nie jest sztywno ustalona, niemniej ogólnie zakładamy, że będzie to kilkanaście milionów euro – zaznacza Głuchowski. 

FEZ otwarty jest zarówno na zakup udziałów (niekoniecznie związanych z przejęciem kontroli nad nabywaną spółką), jak i na inwestycje typu green field. Z jego wsparciem można więc brać się także za stawianie dużego centrum dystrybucji czy fabryki, gdzie część będzie sfinansowana kredytem (banki lubią zabezpieczenie w postaci nieruchomości), a reszta środkami z Funduszu. 

Co ważne, nie musi to być inwestycja na rynku docelowym. Można np. kupić firmę w Holandii, by przejąć jej rynek w Niemczech, czy zbudować fabrykę na Słowacji, aby wejść do Czech. – Biznes szuka własnych ścieżek, więc jeśli jest to racjonalnie uzasadnione, to my chętnie projekt sfinansujemy. Niemniej jego motorem zawsze jest polska firma i to ona ma zarządzać akwizycją i procesem negocjacji – dodaje Głuchowski. – My dołączymy do procesu na późniejszym etapie i podejmiemy własną decyzję inwestycyjną. 

Najpierw jest ocena wstępna. W tej fazie obie strony nie mają jeszcze żadnych zobowiązań. – Nawet zakładana wartość projektu może się zmieniać, choć rzecz jasna jesteśmy przygotowani na drobne odstępstwa, a nie rewolucyjne zmiany. Jeśli dalsze prace będą przebiegać pomyślnie, to robimy analizę szczegółową. Jej zwieńczeniem jest zaś wniosek inwestycyjny, który, po zaakceptowaniu przez komitet, stanowi mandat dla Funduszu do zawarcia umowy. W tym momencie mówimy już o zobowiązaniu – opisuje Głuchowski. 

Jako doświadczony zarządzający funduszami (50 projektów w 10 krajach) jest on też świadom, że jeszcze nikomu nie udało się przeprowadzić dużego projektu jednocześnie w terminie i w ramach początkowo zakładanego budżetu. Tu, gdy nakłady są przekraczane, swoje wydatki zwiększają obie strony. 

Ocena za pięć lat

Ocena wyjścia z inwestycji w przypadku FEZ jest jeszcze niemożliwa. Fundusz działa zbyt krótko. Na razie więc pieniądze wydaje, licząc na to, że pierwszy wykup będzie za kilka lat (nie wcześniej niż za pięć i nie później, niż za 10). A skoro z definicji będzie to sprzedaż pakietu mniejszościowego, to partnerzy w chwili wychodzenia z inwestycji będą na siebie praktycznie skazani. – Stąd opcja „put” wobec polskiej spółki oraz opcja „call” wobec nas. Czyli my, na jej żądanie, odsprzedamy wszystkie udziały, a ona nasze wykupi – tłumaczy Głuchowski. 

Podstawowe założenie jest takie, że dezinwestycja odbędzie się po cenie rynkowej, określonej przez zewnętrznego eksperta powszechnie akceptowanymi metodami wyceny. – Możemy też uzgodnić inne mechanizmy wyjścia, jednak, żeby nie komplikować nadmiernie umowy inwestycyjnej, nie zapisujemy ich od razu, uszczegółowienie zostawiając na czas sprzedaży – dodaje dyrektor. 

Jak dotąd nigdzie nie trzeba było interweniować, np. rekomendując zmianę zarządu – co może świadczyć, że uruchomione przedsięwzięcia są na dobrej drodze. Co więcej, jak, nie zdradzając szczegółów, ujawnia Głuchowski, jedna ze spółek, która razem z FEZ zainwestowała, zainteresowana jest już kolejnym wspólnym projektem. 

Dziesięciu już skorzystało

Do Funduszu od 2016 r. zgłosiło się kilkaset firm zainteresowanych inwestowaniem za granicą. Niestety, większość zrobiła to za wcześnie, bez jakiejś konkretnej propozycji czy pomysłu. A FEZ siada do rozmów, jeśli ktoś ma już np. upatrzony biznes do przejęcia. Łącznie odbyło się (lub właśnie trwają) kilkadziesiąt takich rozmów, a ze wsparcia skorzystało, jak dotąd, dziesięć przedsiębiorstw. Byłoby ich więcej, ale w niektórych przypadkach zagraniczny podmiot wybrał ostatecznie innego inwestora. W owej dziesiątce są np. producent odzieży Esotiq (przejął salony sprzedaży w Niemczech) czy spółka Elemental Holding, zajmująca się recyclingiem odpadów elektronicznych, która nabyła biznes na Litwie. 

Inny przykład to szczeciński OT Logistics, największy operator portowy w Polsce. Przy dofinansowaniu z Funduszu, łącznie za 61,2 mln zł, kupił 21 proc. spółki Luka Rijeka, notowanej na giełdzie w Zagrzebiu. Zarządza ona największym portem morskim w Chorwacji i terminalem kontenerowym. – Jego strategiczne usytuowanie daje możliwości ekspansji geograficznej klientom polskiej spółki, zainteresowanym obrotem towarowym pomiędzy Europą a krajami basenu Morza Śródziemnego i Oceanu Indyjskiego. To istotny element budowy korytarza transportowego północ-południe – wyjaśnia sens inwestycji Zbigniew Nowik, prezes OT Logistics. 

Zadowolenia ze współpracy z Funduszem nie kryje też ASM Group. Jak przyznaje jej prezes Adam Stańczak, najdłużej trwał proces negocjacji warunków przejęcia Verikomu, bo blisko dwa lata. Rzecz jasna w tym czasie dzielono się informacjami z FEZ, co oznaczało, że gdy już ustalono cenę, było „z górki”. – Od podpisania umowy inwestycyjnej do jej zamknięcia minęło raptem sześć miesięcy. I teraz jesteśmy żywym przykładem tego, że Fundusz działa. A dzięki jego pomocy znaleźliśmy się w czołówce w Europie – zapewnia Stańczak. Zapytany, czy jego firma rozważała inne źródła finansowania, np. przez venture capital, odpowiada, że nie była na etapie korzystania z funduszy inwestycyjnych. Za to FEZ pasował jak ulał. 

A Piotr Kuba z PFR TFI dodaje: – Kapitałowa ekspansja zagraniczna to skok na głęboką wodę. Lecz gdy nauczymy się tam pływać, to okazuje się, że nie było tak strasznie. Niemniej na początku zawsze jest największe ryzyko i tu FEZ służy pomocą. 

Zresztą partnerzy Funduszu zazwyczaj chcą szybciej, niż planowano, wykupić mniejszościowego udziałowca, gdy okazuje się, że nieźle sobie radzą w swoim nowym zagranicznym biznesie. 

 

My Company Polska wydanie 2/2019 (41)

Więcej możesz przeczytać w 2/2019 (41) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie