W dół i w górę, czyli warunki do rozwoju MSP

Fot. Materiały prasowe
Fot. Materiały prasowe 27
Małe i średnie firmy to rdzeń polskiej gospodarki. Dziś sprzyja im łatwiejsze, niż jeszcze niedawno, pozyskiwanie środków na rozwój, ale ten coraz bardziej utrudniają sytuacja na rynku pracy i zmiany w prawie.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 10/2018 (37)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Aż 99,8 proc. z 1,9 mln polskich firm to biznes mikro, mały i średni, a jego udział w tworzeniu rodzimego PKB wciąż rośnie – obecnie przekroczył już 50 proc. MSP zatrudniają też dwie trzecie osób pracujących w przedsiębiorstwach. 

Nastroje w tym sektorze są całkiem pozytywne – wynika z raportu PARP. Blisko połowa (48 proc.) przedsiębiorców jest dziś zdania, że koniunktura w gospodarce jest lepsza niż rok wcześniej (w 2017 r. myślało tak 41 proc.). Dla 41 proc. lepsza niż przed rokiem jest także sytuacja w ich branży (w 2017 r. sądziło tak tylko 27 proc.). Poprawy koniunktury w ciągu najbliższych trzech miesięcy spodziewa się 30 proc. MSP. 

Siły wznoszące

Na warunki ich działania i rozwoju korzystnie wpływa kondycja gospodarki w Polsce i w Europie, a słaby (lecz nie pikujący) złoty wspomaga ich eksport, ale widać także poprawę w sferach niezależnych od koniunktury. Coraz łatwiej np. otworzyć u nas firmę. – W przeciwieństwie do tego, co się czasem słyszy od przedsiębiorców, założenie działalności gospodarczej lub spółki z o.o. nie jest skomplikowane ani trudne. Tę pierwszą można założyć w kwadrans przez internet. W przypadku tej drugiej trwa to dłużej, bo trzeba wypełnić kilkustronicowy formularz i podpisać umowę notarialną, co możemy załatwić w godzinę – opisuje Łukasz Olechnowicz, prezes warszawskiej firmy Dynaminds, która specjalizuje się w outsourcingu zasobów dla branży IT. 

Jego zdaniem rozwojowi MSP, szczególnie wtedy, gdy dopiero zaczynają działalność, sprzyja także dobre funkcjonowanie systemu dofinansowania poprzez urzędy pracy. Olechnowicz przypomina, że osoby zakładające pierwszą firmę mogą otrzymać nawet 20 tys. zł, a spełnienie wymogu bycia bezrobotnym przez jeden dzień nie stanowi istotnej bariery, gdy ma się szansę na pozyskanie pieniędzy. – W tej dziedzinie wiele zmieniło się na lepsze. W przeszłości urzędnicy negatywnie patrzyli na biznesy, których nie rozumieli. – wyjaśnia. – Nie wiedzieli np., jak traktować programistę, który ubiega się o dofinansowanie działalności polegającej na sprzedawaniu aplikacji. 

Nieco bardziej sceptyczny, jeśli chodzi o łatwość pozyskania dofinansowania, jest Dariusz Szpakowski z lubelskiej firmy marketingowej Vilaro. Od decyzji urzędników często zależy dalsza przyszłość przedsiębiorstwa, tymczasem niektóre procedury ciągną się za długo. – Duża liczba wymaganej dokumentacji, wyznaczanych terminów i wizyt w różnorodnych placówkach sprawia, że droga do otrzymania dofinansowania wydaje się często wyzwaniem nie do pokonania dla przedsiębiorców – mówi Szpakowski. Według niego wsparcie ze strony urzędu w przejściu tej ścieżki powinno być większe, aby procedury administracyjne były zrozumiałe i rzetelnie przedstawiane. – Niemniej z każdym rokiem widać tu poprawę – przyznaje. 

Lepiej jest także, jeśli chodzi o otrzymanie pieniędzy w bankach czy innych instytucjach finansowych. Coraz więcej z nich ma np. ofertę dla startupów, której kilka lat temu w zasadzie nie było. I to zarówno kredyty, jak i produkty leasingowe czy faktoringowe. Zaczął się też wreszcie rozwijać u nas crowdfunding, w tym udziałowy, a państwo podjęło działania, zwłaszcza poprzez Polski Fundusz Rozwoju, by ośmielić inwestorów do podejmowania ryzyka i angażowania się w innowacyjne przedsięwzięcia. 

Rozkwit produktów leasingowych czy ostatnio faktoringowych, a także coraz więcej kredytów bankowych współfinansowanych przez fundusze europejskie – to wszystko polepszyło także wydatnie sytuację ogółu MSP, nie tylko startupów. Małe firmy zaczęły być poważnie traktowane jako biznesowi klienci szukający wsparcia. 

Siły ciągnące w dół

Łukasz Olechnowicz zwraca uwagę, że wśród pracowników urzędów skarbowych czy innych organów administracji państwowej widać nasilający się ubytek wykwalifikowanej kadry znającej realia rynkowe i np. nowe technologie. – Urzędnicy zarabiają za mało, przez co nie angażują się w pracę. Nie mają potrzeby się rozwijać. Młodsi i zdolniejsi odchodzą do sektora prywatnego – mówi. – Sam kiedyś stoczyłem walkę z urzędem skarbowym, bo jego przedstawiciele nie mogli pojąć, jak moja firma stworzyła coś, co mieści się na pendrivie, i sprzedała to za 2 mln zł. Na lepiej opłacanej kadrze zyskaliby wszyscy obywatele, także przedsiębiorcy. 

Brak wykwalifikowanych rąk do pracy doskwiera jednak nie tylko państwowym urzędom. Przede wszystkim jest on coraz większą, bezpośrednią przeszkodą w rozwoju firm – przy rekordowo niskim bezrobociu, które w czerwcu spadło poniżej 6 proc. Przedsiębiorcy zmuszeni byli podnosić w odpowiedzi wynagrodzenia (generalnie w tym roku wzrosły o ok. 7 proc.). – Mimo to rynek pracy w naszym kraju nadal jest atrakcyjny dla inwestorów, bo polskim pracownikom wciąż płaci się mniej niż na Zachodzie. Dużym firmom jest łatwiej ich znaleźć, bo mają większe zasoby, są rozpoznawalne. Małe przedsiębiorstwa muszą bardziej się postarać, aby przekonać do siebie kandydatów – mówi Rafał Kaczmar, ekspert ds. rynku pracy w Randstad Polska, i radzi, co mniejsi mogą zrobić: – Wyróżnić się. Pokazać, że nie jest się molochem, gdzie człowiek czuje się jak trybik, że nie ma się u siebie mnóstwa procedur, a przede wszystkim – warto zadbać o dobrą opinię w lokalnym środowisku. 

Jeśli chodzi o kadry, najdotkliwszy jest brak pracowników niższego szczebla z konkretnym fachem w ręce. Do najbardziej deficytowych zawodów należą betoniarz, zbrojarz, cieśla, dekarz, cukiernik czy kierowca. – Przyczyną jest zamieranie kształcenia w szkołach technicznych i zawodowych. Wiele firm miesiącami nie może znaleźć pracowników, a to nie tylko hamuje ich rozwój, ale w ogóle utrudnia działanie. Otrzymujemy sygnały od przedsiębiorców, że ten problem powinien być rozwiązany w pierwszej kolejności – mówi Kaczmar, którego firma stworzyła program Randstad Academy, w ramach którego szkoły współpracują z konkretnymi pracodawcami i wypuszczają absolwentów z wiedzą nie tylko teoretyczną, ale też praktyczną. 

Na potrzebę odrodzenia się szkolnictwa zawodowego wskazano też w rekomendacjach opracowanych podczas VII Europejskiego Kongresu Małych i Średnich Przedsiębiorstw. Również w tym wypadku uznano, że biznes powinien mieć istotny wpływ na tworzenie podstaw programowych i kształt egzaminów. 

Częściowym remedium na te bolączki miało być zatrudnianie obcokrajowców, ale na razie wcale nie jest to łatwe (choć akurat ich napływ można dopisać do „sił wznoszących”). – Problemy z ich zatrudnieniem to jedna z barier blokujących firmy z sektora MSP. Spełnienie wszelkich wymogów i procedur pochłania czas i energię, a do tego wymaga dużej znajomości przepisów. Niektórych małych firm nie stać na porady prawne – zaznacza Kaczmar. 

Te trudności ma zmniejszyć nowa ustawa o rynku pracy, która powinna wejść w życie 1 stycznia. Zakłada m.in., że wniosek o wydanie zezwolenia na zatrudnienie obcokrajowca lub oświadczenie o powierzeniu mu pracy będzie można złożyć przez internet. Do 12 miesięcy ma być także wydłużony okres, w którym można zatrudniać cudzoziemca na podstawie oświadczenia. Obecnie jest to najwyżej pół roku (dotyczy obywateli takich państw, jak Ukraina, Białoruś, Rosja czy Gruzja). – Ze względu na niedobory kadrowe na rynku pracy zasadne byłoby wydłużenie tego okresu do  24 miesięcy – kręci nosem Andrzej Malinowski, szef Pracodawców RP. Niemniej jego organizacja ocenia planowane zmiany pozytywnie. 

Od lipca tego roku można zaś zatrudniać cudzoziemców w znacznie większej liczbie zawodów (289) z pominięciem tzw. testu rynku pracy. 

Rafał Kaczmar zwraca też uwagę na wyniki niedawnego Monitora Rynku Pracy firmy Randstad. Otóż 4 na 10 zatrudnionych rozgląda się za nową posadą, przy czym 9 proc. szuka jej aktywnie. – To oznacza, że pracodawcy muszą również podjąć aktywne działania, aby zatrzymać swoich pracowników. Każde odejście to bowiem koszt wakatu, rekrutacji i szkolenia nowej osoby – mówi. 

Osobnym wątkiem jest brak wykształconych informatyków. Odczuwany od dawna, teraz tylko się nasilił. – Wiele firm w sektorze IT nie może przez to realizować projektów szybko, efektywnie, zachowując wysoką jakość – mówi Piotr Salata, prezes firmy Software Development Center Public. W jego branży koszty pozyskania kadr nieustannie idą w górę, bo na deficyt rodzimych kandydatów nakłada się fakt, że bez problemu znajdują pracę za granicą. Ten niedosyt jest groźny dla niemal wszystkich firm, nie tylko informatycznych, bo, aby się rozwijać i nadążać za światem, muszą się cyfryzować. 

Problemem dla sektora MSP staje się też śruba coraz mocniej przykręcana przez urzędników. Wprawdzie rząd głosi, że przedsiębiorców wspiera (a Sejm uchwalił np. konstytucję biznesu), lecz zarazem – szuka pieniędzy. W walce z oszustami podatkowymi rykoszetem obrywają uczciwe firmy. Niektóre skarżą się, że np. coraz trudniej dostać interpretacje podatkowe (za 40 zł), bo fiskus nie chce ich wydawać, jeśli uznaje, że służy to zmniejszeniu daniny. Wtedy trzeba wystąpić o opinię do resortu finansów i koszty mogą wzrosnąć nawet do 20 tys. zł. 

Kolejne utrapienie to powszechnie wskazywane ciągłe zmiany przepisów. – Nie wszyscy przedsiębiorcy zdążyli dostosować się i wprowadzić regulacje dotyczące RODO przed 25 maja, a za naruszenie ochrony danych osobowych grożą czasem gigantyczne kary. Tymczasem niedługo potem, już od 1 lipca, musieli być przygotowani na split payment. Jakby tego było mało, 13 lipca weszła kolejna ustawa o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu, która zobowiązała każdego przedsiębiorcę do kontrolowania płatności swoich kontrahentów. Kary za niedostosowanie się do przepisów sięgają nawet 30 mln zł. Każde z tych zagadnień wymaga odpowiedniego przygotowania organizacyjnego – mówi Agnieszka Wilczura, prezes biura rachunkowego GroupEuroService FK. 

A skoro o kwestiach prawnych mowa, polecamy też lekturę wywiadu z prof. Adamem Mariańskim, prezesem Krajowej Izby Doradców Podatkowych, w niniejszym wydaniu „My Company Polska”. Profesor analizuje negatywny wpływ przepisów i sposobu stanowienia oraz stosowania prawa na klimat dla przedsiębiorców, proponując pewne rozwiązania. Docenia przy tym pozytyw, jakim jest jednak coraz większa liczba ogólnych interpretacji podatkowych. 

Pewną nadzieję stwarza także wspomniana konstytucja biznesu. Według zgodnej opinii ekspertów jest to pierwszy krok w dobrą stronę, rodzaj mapy drogowej dla urzędów i dla tych, którzy będą stanowić prawo gospodarcze. W naszej redakcyjnej debacie na ten temat Cezary Kaźmierczak, prezes ZPP, stwierdził, że szczególnie istotne jest w niej prawo przedsiębiorców. Przeniesiono w nim bowiem pewne zasady z Konstytucji RP na poziom ustawowy. Teraz można się więc odwołać wprost do ustawy, co daje firmom lepszy oręż w sporach z urzędnikami. – Ale są i minusy – dodał Kaźmierczak. – Prawo przedsiębiorców miało pecha, bo było pisane i procedowane w szczycie wojny z mafiami VAT-owskimi. Stąd te przepisy o kontroli są dalekie od tego, czego byśmy oczekiwali. 

Kwestia zaufania

Przez lata rozwój wielu firm w naszym kraju utrudniał ogólny brak zaufania w społeczeństwie. To się przekładało i ciągle przekłada m.in. właśnie na przesadną podejrzliwość urzędników względem przedsiębiorców. Jednak chociaż Polacy wciąż należą do najbardziej nieufnych narodów na świecie, to w ostatnim roku stwierdzono małą poprawę. Z najnowszego globalnego raportu Edelman Trust Barometr wynika, że o 5 pkt. proc. wzrosło zaufanie do rządu i o 3 pkt. proc. do biznesu. 

Ten trend zauważa też Olechnowicz, według którego powoli maleje np. nieufność przedsiębiorców między sobą. Na rynku działa bowiem coraz więcej firm prowadzonych przez przedstawicieli młodszych pokoleń. – Wychowani w nowych czasach są dużo bardziej otwarci i ufni. Oczywiście daleko nam do Stanów Zjednoczonych, gdzie wiele osób szczerze gratuluje innym np. tego, że zaryzykowali i założyli własny biznes, ale i nad Wisłą widać poprawę – stwierdza Olechnowicz, choć jednocześnie ubolewa: – Niestety ciągle zdarza się, że ktoś nie przestrzega terminu płatności czy ustaleń zamówienia. 

Według Szpakowskiego przedsiębiorcy mogą zwiększać poziom zaufania w biznesie w prosty sposób: osobiście się spotykając. – Budowanie relacji, dzielenie się wiedzą, wzajemne polecanie swoich usług – to procentuje. 

Europejski Kongres MSP


20 najbardziej deficytowych zawodów w Polsce

To głównie te zawody, które wymagają konkretnych umiejętności. 

1. Betoniarze i zbrojarze

2. Brukarze

3. Cieśle i stolarze budowlani

4. Cukiernicy

5. Dekarze i blacharze budowlani

6. Elektrycy, elektromechanicy i elektromonterzy

7. Fryzjerzy

8. Kierowcy autobusów

9. Kierowcy samochodów ciężarowych i ciągników siodłowych

10. Krawcy i pracownicy  produkcji odzieży

11. Kucharze

12. Magazynierzy

13. Mechanicy pojazdów  samochodowych

14. Monterzy instalacji  budowlanych

15. Murarze i tynkarze

16. Operatorzy i mechanicy sprzętu do robót ziemnych

17. Operatorzy obrabiarek skrawających

18. Opiekunowie osób starszych lub niepełnosprawnych

19. Piekarze

20. Pielęgniarki i położne

Źródło: Barometr Zawodów, Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej

 

My Company Polska wydanie 10/2018
 (37)

Więcej możesz przeczytać w 10/2018 (37) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ