W Krainie Kanału Elbląskiego
© Travelphotoz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 6/2016 (9)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Rejs, choć nie przypomina filmu przygodowego, wciąga. Do mimowolnego zachwytu przyrodą i ogromem przedsięwzięcia szybko dołącza przekonanie, że uczestniczy się w czymś wyjątkowym. Ostateczny dowód na to, że ma się do czynienia z cudem techniki pojawia się wraz z pierwszą przeszkodą w postaci pagórka, który... statek dzielnie pokonuje. Niczym obiekt-widmo bezszelestnie sunie pod górę wśród zarośli, wzbudzając zdziwienie pasażerów oraz pozorną obojętność żab i ważek. Tak zaczyna się jedyny na świecie rejs i w poziomie, i w pionie.
Brzuchem po trawie
W pokonywaniu pochylni jest odrobina magii, ale reszta to czysta hydromechanika i fizyka połączone z inżynierską pasją do eksperymentowania. Bez wdawania się w szczegóły techniczne pokonywanie podjazdu wygląda tak: najpierw statek dopływa do końca odcinka kanału i przeciska się przez przesmyk obok dużych niebieskich kół (do czego służą – o tym za chwilę). Cumuje przy dziwnym pomoście, który w rzeczywistości jest wagonem-platformą o podwyższonych burtach. Gdy cumowniczy uderzy w gong, platforma zaczyna się przemieszczać razem ze statkiem. Szum, zgrzyt, potem już tylko szmer przesuwającej się liny. Wózek ze statkiem na grzbiecie wynurza się i sunie po szynach, a pasażerowie patrzą z niedowierzaniem. Czyli to jednak prawda, że statki jadą po trawie. Pasażerowie, którzy wsiedli w Elblągu, wspinają się pięcioma pochylniami, na odcinku zaledwie 10 km, na wysokość 100 m n.p.m. Pierwszą pochylnią na trasie z Elbląga są Całuny Nowe. Jeśli zaś zaokrętowali się w Ostródzie lub Miłomłynie, zjeżdżają prawie do poziomu morza, począwszy od pochylni Buczyniec.
Podczas wspinaczki stają się świadkami cudu przemiany energii spadającej wody w pracę. Bez silnika, bez paliwa, bez hałasu i magicznych zaklęć 50-tonowy statek wjeżdża na pochylnię i pokonuje ponad 20-metrową różnicę poziomów pomiędzy kolejnymi odcinkami kanału. Wagon napędzany jest wodą poruszającą od dołu wielkie koło przypominające koło młyńskie, choć bardziej skomplikowane i wydajniejsze, znajdujące się w maszynowni na szczycie, a te za pośrednictwem przekładni napędza bęben nawijający linę bez końca ciągnącą dwa wagony (dla równowagi) w dwóch przeciwnych kierunkach. Niebieskie koła spotykane przed wjazdem na pochylnie to pętle, na których lina zawraca. Powoli, jednostajnym rytmem lina wciąga statek na wzniesienie lub spuszcza w dół zbocza. Wagon ponownie się zanurza, a statek po uzyskaniu pływalności odcumowuje i rusza do następnej pochylni. I tak pięć razy. Cała ta maszyneria działa bez prądu – całkowicie unplugged – nieprzerwanie od ponad 150 lat, niczym samonapędzająca się atrakcja. Po pokonaniu pochylni reszta rejsu, już w poziomie, upływa pasażerom na rozmyślaniach nad tym cudem techniki i zamęczaniu kapitana pytaniami, jak to w ogóle możliwe, żeby statek sunął po trawie i dlaczego było tak cicho.
Wszystko przez sosnę
Skomplikowany system hydrotechniczny Kanału Elbląskiego – z pochylniami, przekopami, śluzami i wrotami bezpieczeństwa pilnującymi, żeby woda nie wylała się na pola lub nie spłynęła do morza – jest dziełem niemieckiego inżyniera Georga Jacoba Steenkego. W 1844 r. podjął się on rozwikłania zadania dręczącego od stuleci mieszkańców Prus Wschodnich, w tym także Krzyżaków – znalezienia najkrótszej drogi wodnej nad Bałtyk, którą można by szybko przetransportować drewno, zboże i buraki. Burakami tak bardzo się nie przejmowano, ale problemem była cenna, choć zwyczajna sosna odmiany mazurskiej, zwana sosną taborską. Od stuleci rosła w towarzystwie buków i dębów, nabierając cech niespotykanych u innych sosen – wytwarzając drewno najwyższej jakości, bezsęczne i proste.
Jak to zrobić, żeby ten wartościowy surowiec szkutniczy i meblarski pozyskiwany dosłownie kilkadziesiąt kilometrów od wybrzeża mógł dotrzeć do portu szybciej niż w ciągu kilku miesięcy potrzebnych do pokonania starego, 400-kilometrowego szlaku Drwęcy i Wisły do Gdańska? Wody w regionie niby nie brakowało, bo były jeziora i rzeki, należało jedynie wykopać ok. 40 km kanału wprost do Elbląga. Ale jak zniwelować stumetrową różnicę poziomów pomiędzy Żuławami a Mazurami za jeziorem Piniewo? Jedynym stosowanym wówczas powszechnie rozwiązaniem służącym do transportowania statków w pionie były śluzy. Miały jednak kilka wad. Po pierwsze, śluzowanie trwało bardzo długo, po drugie, za każdym razem traciło się mnóstwo wody, niezależnie od wielkości łodzi. A tu trzeba by było wybudować aż 30 śluz. To nie było ani opłacalne, ani racjonalne. Potrzeba było czegoś zupełnie nowego albo przynajmniej odświeżonego pomysłu sprzed wieków. I taki się pojawił. Kanał Oberlandzki, bo tak pierwotnie się nazywał, został uroczyście otwarty 31 sierpnia 1860 r.
Mówi się, że projektując go, Steenke podpatrzył gotowe rozwiązania na kanale Morrisa w Stanach Zjednoczonych, gdzie zamiast śluz zastosowano pochylnie do przenoszenia statków na coraz to wyższe poziomy, ale nie jest to do końca prawdą. Owszem, podziwiał rozmach i pomysłowość amerykańskich inżynierów, ale nie podobało mu się zbytnie skomplikowanie przeprawy i konieczność budowy śluzy przy każdej pochylni. No i był jeszcze problem przełamywania się kadłubów statków podczas spływania z pochylni, co zdarzało się w Stanach. Steenke szukał rozwiązań prostszych, tańszych i bardziej niezawodnych. I znalazł je podczas drogi powrotnej przez Atlantyk. Jego pomysł maszynowni, przekładni, pętli, kół wodnych, a przede wszystkim sposób wodowania statku bez przeciążeń zagrażających kadłubowi, były absolutnie unikatowe, niespotykane nigdzie indziej na świecie i genialne w swoje prostocie. Historię kanału i dokładną zasadę działania maszynerii częściowo ukrytej pod wodą można poznać w muzeum na pochylni Buczyniec.
Kanał jako tanią arterię wodną do transportu towarów zrodziła XIX-wieczna rewolucja przemysłowa i to ona po 20 latach doprowadziła do jego upadku jako szlaku handlowego. Rozwój kolei żelaznej sprawił, że spław kanałem sosny i buraków przestał się opłacać. Nieoczekiwanie dla jego twórcy ta sama rewolucja spowodowała, że pojawiła się nowa szansa wykorzystania unikalnej drogi wodnej – jako obiektu turystycznego dla rozrywki, uciechy i zabicia czasu. Szybko okazało się, że na turystyce można zarabiać tak samo jak na transporcie towarów. W 1912 r. stateczek, a w zasadzie motorówka Lilia Wodna zabrała na pokład pierwszych uradowanych wczasowiczów. Potem już było z górki.
Wąski jestem
Kanał Elbląski to system, a nie pojedyncza droga wodna. Zaczyna się – lub kończy, bo zależy, z której strony się patrzy – w Miłomłynie lub na jeziorze Druzno i ma długość 52 km. Reszta to wody jezior, kanały lub odgałęzienia mające inne lub podobne nazwy i liczące w sumie niemal 152 km. Główny szlak jest wąski, kręty, zarośnięty, ocieniony starymi wierzbami i topolami i bardziej dziki, niż może się wydawać. Biegnie jeziorami (m.in. Ruda Woda, Ilińsk, Piniewo, Druzno), rzekami (Liwa, Elbląg) i wreszcie sztucznie wykopanymi przekopami i nasypami-groblami. Pchają się nim statki, jachty, kajaki, motorówki, pontony, dętki i wszystko, co ma dodatnią pływalność. Najpopularniejsze wśród szczurów lądowych są statki wycieczkowe o wdzięcznych, choć mało oryginalnych ptasich nazwach: Łabędź, Żuraw, Pingwin, Perkoz, ale prawdziwi wodniacy wybierają raczej małe czarterowe łodzie, by wraz z rodziną cieszyć się kojącym spokojem, ciszą i pięknem przyrody. Nigdzie nie trzeba się spieszyć, a im dłużej trwa podróż, tym bardziej zmienia się w wakacyjną przygodę. Na szczęście jest gdzie się zapuszczać.
Boczna zachodnia odnoga szlaku prowadzi przez Park Krajobrazowy Pojezierza Iławskiego, jeden z atrakcyjniejszych krajobrazowo i przyrodniczo rejonów województwa warmińsko-mazurskiego. Prawdziwym skarbem parku są 43 śródleśne jeziora, z najdłuższym w Polsce Jeziorakiem mającym ponad 27 km długości i jeziorem Jasnym, którego woda jest tak czysta, że widać piaszczyste dno położone 15 m niżej. Na wschód od Ostródy rozłożyło się jezioro Szeląg Wielki, a na północ – słynne Lasy Taborskie objęte ochroną jako rezerwat ciągle wspaniałych 250-letnich sosen, a także kilka mniejszych rezerwatów leśnych i bagiennych. Cała strefa wzdłuż kanału żyje dzięki przyrodzie i naturze. Gdy Georg Jacob Steenke rysował kanał, wykorzystał wszystkie ich atuty. Rzut oka na mapę Pojezierza Iławskiego, zachodniego fragmentu Mazur i skraju Żuław, czyli terenów, przez które biegnie szlak, wystarczy, by uświadomić sobie, że takiego krajobrazu i tak sprzyjającego ułożenia jezior i rzek po prostu nie można było nie wykorzystać jako drogi wodnej. Lądolód wytopił ułożone południkowo niecki, które stały się jeziorami, stworzył koryta rzek wprost wymarzone do żeglugi, a potem Stwórca dorzucił pagórki, lasy, łąki, rośliny i zwierzęta. Tak powstała Kraina Kanału Elbląskiego, z kanałem jako główną arterią. Ale nie jedyną.
Na lądowym szlaku
W tym miejscu pora zostawić łodzie i przesiąść się na rower lub do samochodu, by poznać atrakcje niedostępne z wody, a wchodzące w skład utworzonego niedawno drogowego Szlaku Kanału Elbląskiego. Biegnie on z Ostródy do Elbląga i z powrotem, z odgałęzieniem na wschód od kanału w stronę Morąga oraz z trzema pętlami po zachodniej stronie. Jedna z nich okrąża jezioro Druzno, druga prowadzi do pałacu w Drulitach, a trzecia, największa, zatacza krąg wokół jeziora Jeziorak. Cały szlak ma ponad 270 km długości, więc warto poświęcić przynajmniej jeden weekend na przejechanie go i obejrzenie wszystkich atrakcji. A jest tego sporo.
Wizytówką szlaku są pałace i dwory arystokracji pruskiej, których zachowało się tu ok. 40. Spora część zabytkowych budowli i otaczających je parków została już wyremontowana lub zaadaptowana na hotele i pensjonaty. Wśród nich są takie perełki jak efektowny neogotycki pałac w Karnitach, należący onegdaj do rodu von Albedyhll, piękny pałac w Drulitach, późnobarokowy dwór w Powodowie, neorenesansowy pałac w Dobrocinie, pałac w typie włoskim w Budwitach, secesyjny dwór o charakterze wiejskiej willi w Marwicy czy klasycystyczny dwór w Bożęcinie. Oprócz nich dwory w Piniewie, Pozortach, Nowych Kusach, Bądkach, Jaśkowie i pałac w Dziśnitach.
Zwiedzanie dworów i pałaców łagodnie wprowadza w bogatą historię regionu, którą najbardziej obrazowo opowiadają średniowieczne zamczyska. Spośród kilku budowli na szlaku największe wrażenie robią imponujące, wręcz filmowe ruiny zamku w Szymbarku, ustępujące tylko warowni malborskiej. Oprócz wielkości od razu rzuca się w oczy oryginalna architektura szymbarskiej twierdzy – elegancka, wyszukana, tajemnicza i jednocześnie bajkowa. Inna niż znane gotyckie zamki Warmii i Mazur. Fosa z jednym zwodzonym mostem i wysokie mury uzupełnione dziesięcioma wieżami strzegły ogromnego dziedzińca niczym obozu warownego. To cudo architektury ukończone zostało w 1386 r. Przez stulecia zamek miał wielu właścicieli, ale najdłużej, bo od 1699 do 1945 r. pozostawał własnością hrabiów von Finckenstein. Niewiele brakowało, aby budowla dotrwała w stanie nienaruszonym do dziś. Przetrwała ofensywę Armii Czerwonej, ale w kwietniu 1945 r. spłonęła, podpalona przez radzieckich maruderów lub poszukiwaczy skarbów. Finckensteinowie uciekli już w styczniu, ale nie zdążyli wywieźć wszystkich kosztowności. Ponoć wrócili po nie w latach 50. XX w., choć i tak część pozostała zakopana gdzieś w parku.
XIV-wieczny krzyżacki zamek w Ostródzie został pięknie odbudowany po zniszczeniach wojennych i dziś jest dumą miasta. Nie ma może tajemniczości szymbarskich ruin, ale historii nie musi się wstydzić. W 1807 r. kwaterował w nim Napoleon. Choć narzekał na zimno i brak wygód, wytrzymał w nim prawie dwa miesiące, zanim przeniósł się do pałacu w Kamieńcu koło Susza. Dziś w zamku mieści się muzeum, odbywają się festyny i turnieje rycerskie, a nieopodal murów, w porcie, ma swój początek Kanał Elbląski. W Ostródzie oprócz zamku i fragmentu murów obronnych średniowieczny rodowód ma także kościół św. Dominika Savio.
Zamkiem krzyżackim i średniowiecznymi murami chwali się też Pasłęk. Choć otynkowana budowla nie przypomina ani groźnej, ani bajkowej warowni z poprzednich miejscowości, ma asa w rękawie – choć bardziej precyzyjnie należałoby powiedzieć, że w podziemiach. Jest nim legenda o ukrytej tu Bursztynowej Komnacie. Żyje ona od 1945 r., gdy podobno znaleziono tu część skrzyń ze skarbami, i nie jest jej w stanie uśmiercić nawet mizerny efekt wykopalisk. Ale i bez bursztynowego skarbu Pasłęk zachwyca urokiem, malowniczym położeniem i pozostałymi zabytkami – niezwykle proporcjonalnym gotycko-renesansowym ratuszem (rzadkim obiektem na Mazurach), a także średniowiecznym kościołem parafialnym i resztami murów obronnych z bramami.
W Miłomłynie, ważnym punkcie na Szlaku Kanału Elbląskiego, nie zachowały się ślady zamku krzyżackiego, a jedynym średniowiecznym zabytkiem jest gotycka wieża obronna, pozostałość po kościele rozebranym w XIX w. Za to Morąg może się poszczycić aż dwoma zamkami – krzyżackim w formie resztek skrzydła bramnego oraz słynnym Zameczkiem Dohnów mieszczącym dziś Muzeum Warmii i Mazur.
Pozostają jeszcze Elbląg, Iława z nowym portem, domy podcieniowe, wiatraki holenderskie oraz mnóstwo innych atrakcji. I kanał, który wije się raz po lewej, raz po prawej. Po takiej porcji historii widok jego spokojnych wód, które przecinają drogi szlaku, budzi uczucie ulgi i przywołuje miłe wspomnienia z rejsu. Tu, w Krainie Kanału Elbląskiego, nie da się o nim zapomnieć. I całe szczęście.
Kanał Elbląski
Długość (ze wszystkimi odgałęzieniami): 152 km.
Dostępne rejsy:
Statkiem po trawie: Elbląg–Buczyniec/Buczyniec–Elbląg; czas trwania: 4 godz. i 40 min.
Szlakiem Kanału Elbląskiego: Ostróda–Miłomłyn/Miłomłyn– –Ostróda; czas trwania: 2 godz. 30 min.
Szlak Szeląga: Ostróda–Stare Jabłonki/Stare Jabłonki–Ostróda; czas trwania: 2 godz. 30 min.
Również krótsze rejsy na zamówienie i rejsy spacerowe po jeziorach Druzno, Drwęcki, Jeziorak, a także po Nogacie.
Kanał jest czynny od 30 kwietnia do 16 października.
W sezonie (lipiec–sierpień) rejsy odbywają się codziennie, poza sezonem – w soboty i niedziele.
Więcej informacji: www.zegluga.com.pl
Szlak Kanału Elbląskiego
Długość: 278 km
Szlak drogowy, znakowany
Trasa szlaku: Ostróda – Miłomłyn – Morąg – Małdyty – Pasłęk – Elbląg – Raczki Elbląskie – Jelonki – Drulity – Zalewo – Susz – Kisielice – Szymbark – Iława – Tynwałd – Boreczno – Miłomłyn – Ostróda
Więcej możesz przeczytać w 6/2016 (9) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.