Bariera wejścia w brydża nie jest wysoka

Maciej Hutyra
Maciej Hutyra
Jakiś czas temu byłem w podróży służbowej w Stanach Zjednoczonych. Tam informacja o tym, że jestem utytułowanym brydżystą, sprawiała, że w niektórych kręgach patrzono na mnie już w nieco inny sposób – mówi Maciej Hutyra, przedsiębiorca i brydżysta z licznymi sukcesami.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 1/2024 (100)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Skąd brydż w pana życiu?

Mój ojciec był arcymistrzem brydżowym, z kolei bracia od najmłodszych lat grali w piłkę nożną. Początkowo sam kopałem, w końcu dziewczyny wolą piłkarzy, a nie brydżystów. Dopiero na studiach przekonałem się do kart. Co ciekawe, piłka nożna z brydżem mają sporo wspólnego, chociażby konsekwencję w dążeniu do celu. Nawet jeśli nie wyjdą ci trzy dryblingi, musisz zapomnieć o niepowodzeniu, w innym wypadku czwarty również się nie uda. Wytrwałość w każdym sporcie jest istotną cechą, w brydżu szczególnie, ponieważ zawsze powtarzam, że nowe rozdanie to nowe życie.

Czy brydż jest dla każdego? Coraz więcej dyscyplin sportu usilnie próbuje zerwać z łatką ekskluzywności.

Myślę, że tak, choć trzeba go po prostu lubić – nie każdy znajduje przyjemność w graniu w karty. Bariera wejścia nie jest zbyt wysoka – wystarczy umieć liczyć i poznać podstawowe zasady – jednak, jak to zwykle bywa, jest ogromna różnica między znajomością zasad a umiejętnością gry. Dobrze jest też mieć w bliskim otoczeniu kogoś, kto odkryje przed nami tajniki tej dyscypliny – uczenie się brydża na własną rękę raczej się nie sprawdzi. Polski Związek Brydża Sportowego zaczął mocno stawiać na młodzież, dostępnych jest coraz więcej kursów, więc jeśli ktoś chce poznać brydża, na pewno znajdzie ku temu odpowiednie miejsce.

Usłyszałem niedawno, że jedną z największych zalet brydża jest łączenie pokoleń.

Na turniejach faktycznie można zauważyć olbrzymi wachlarz wiekowy – zdarzyło mi się, że grałem zarówno z o dekady młodszymi zawodnikami, jak i 70-letnimi przeciwnikami. Brydż to gra bardzo relacyjna, łatwo o nawiązanie wartościowych znajomości. Jakiś czas temu byłem w podróży służbowej w Stanach Zjednoczonych. Tam informacja o tym, że jestem utytułowanym brydżystą, sprawiała, że w niektórych kręgach patrzono na mnie już w nieco inny sposób.

Brydż nieodłącznie kojarzy się z biznesem.

Wydaje mi się, że w Polsce to zjawisko nie jest jeszcze aż tak powszechne jak w USA, choć oczywiście wielu biznesmenów spotyka się przy brydżu.

Dlaczego nie jest powszechne?

Bo to pasja, której trzeba poświęcić sporo czasu, nie jest tak, że pójdziemy w niedzielę na pole golfowe, poodbijamy, porozmawiamy i wrócimy do domów. Ja tak naprawdę gram relatywnie niewiele, a i tak spędziłem w 2023 r. kilkanaście weekendów na treningu bądź grze. Nie jest łatwo pogodzić tego z pracą czy rodziną.

Czego – jeśli chodzi o poruszanie się w świecie biznesu – uczy brydż?

Wie pan, co Bill Gates wskazał jako jedną z 10 rzeczy, które pomogły mu odnieść sukces w biznesie? Właśnie umiejętność gry w brydża! To zajęcie udowadniające, że warto ufać intuicji oraz być konsekwentnym w działaniu. To opowieść o wytrwałości, pokorze i ciągłym podejmowaniu ważnych decyzji. W brydżu niezwykle istotne jest myślenie strategiczne, a także psychika. Trochę przydatnej nauki można z tej dyscypliny wynieść.

O szachach usłyszałem niedawno, że to gra ucząca, że czasem trzeba pogodzić się z faktem, iż przeciwnik jest od nas lepszy – czy to w biznesie, czy nad szachownicą.

Brydż jest o tyle fascynującą rozrywką, że rzeczywiście każdy może każdego pokonać – nie tylko na papierze, jak ma to miejsce w innych dyscyplinach sportu. Niedawno w Marrakeszu zespół, w skład którego wchodziłem, zdobył wicemistrzostwo świata. Tłumacząc tamten sukces na język piłki nożnej – to trochę tak, jakby Legia Warszawa zagrała w finale Ligi Mistrzów. Pokonaliśmy same zawodowe drużyny, udowodniliśmy, że można rywalizować jak równy z równym.

Jak w ogóle wspomina pan tę imprezę?

Może zacznijmy od tego, że mistrzostwa świata dzielą się na dwie fazy. Pierwszego tygodnia grają profesjonaliści, reprezentacje, które się zakwalifikowały – z Europy to zawsze osiem drużyn. Drugi tydzień jest turniejem otwartym, gdzie spotykają się teamy już niegrające w zamkniętych rozgrywkach z zespołami, które same się zgłosiły. Do Marrakeszu polecieliśmy czysto towarzysko, potrenować. Zaczęliśmy dosyć słabo, sami się obijaliśmy, na szczęście forma przyszła z czasem! Do fazy pucharowej zakwalifikowaliśmy się jako ostatnia drużyna, później już poszło. Co ciekawe, w finale przegraliśmy z zespołem, który przed potyczką wydawał nam się najłatwiejszy do pokonania. Ale tak jak mówiłem wcześniej – w brydżu różnie bywa.

Konkretny sport najlepiej przedstawiać przez pryzmat zwycięstw. Ale co jeszcze moglibyśmy zrobić, żeby rozpromować brydża w Polsce? Może przydałaby się taka postać, jaką w świecie szachów jest Jan Krzysztof Duda?

Moim zdaniem najlepszym obecnie zawodnikiem na świecie jest Michał Klukowski – Polak reprezentujący… Szwajcarię. W brydżu od dawna mamy potencjał i świetnych graczy, szkoda, że nie potrafimy tego wykorzystać. Może w czasach komunizmu popularyzowało się brydża, ale w ostatnich latach brakuje tego typu inicjatyw. Kilka lat temu próbowałem organizować brydżowe eventy, zabrakło jednak wsparcia mediów, które w tamtym czasie nie miały pomysłu na to, jak zaprezentować brydża. Myślę, że brakowało im po prostu wiedzy, o co w tym sporcie tak naprawdę chodzi. A brydż potrafi być fascynujący i atrakcyjny dla widzów, o czym świadczy rosnąca popularność chociażby transmisji na Twitchu. Obraz brydżysty siedzącego przy stole – z obowiązkowym drinkiem i papierosem – ma już niewiele wspólnego z rzeczywistością.

My Company Polska wydanie 1/2024 (100)

Więcej możesz przeczytać w 1/2024 (100) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ