W co inwestować w 2024 r.
W co inwestować? Może w waluty, fot. Shutterstockz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 1/2024 (100)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Rynki długu już zdyskontowały spadek inflacji, a ceny nieruchomości wystrzeliły w Polsce na koszt podatników, co może wymagać korekty. Szanse na dobry zarobek dają giełdy, ale nie wolno dać się ponieść euforii. Ona zakończy hossę, a nie ją rozpocznie. Notowania metali szlachetnych frustrują, a kryptowalut błyszczą. I taki stan może się utrzymać. Czas złota może nadejść wraz z kryzysem zadłużenia państw.
Waluty
W 2023 r. nagłówki serwisów inwestorskich od czasu do czasu krzyczały o nowych szczytach notowań euro do dolara, ale były to wydarzenia pozbawione większego znaczenia. Choć odbicie wspólnej waluty od dołka trwa od października 2022 r., to w ostatnich 12 miesiącach „zwyżek” i kolejnych „szczytów” (to jest do początku grudnia 2023 r.) euro zyskało wobec dolara raptem 4 proc.
Bardziej wygląda to na konsolidację po dynamicznym odbiciu. Zazwyczaj długie uspokojenie rynku okazuje się później tyko preludium do prawdziwego sztormu, więc 2024 r. może przynieść doniosłe zmiany w układzie sił. Dolar mógłby tracić ze względu na kłopoty rządu z zadłużeniem, z kolei euro straciło właśnie status drugiej waluty świata w handlu międzynarodowym na rzecz yuana. Europejska gospodarka zmienia się w skansen, a kłopoty z zadłużeniem też nie są jej obce. Rzecz w tym, że każdy rejon gospodarczy świata przeżywa dziś własne kłopoty i trudno wskazać tego, kogo sytuacja jest gorsza.
Pisaliśmy przed rokiem:
To, co najgorsze już się wydarzyło. Wojna wybuchła, Polska nie dostała unijnych środków w ramach KPO i te czynniki są już w cenach (…). Niemniej, na fali umocnienia euro wobec dolara, i złotemu może coś kapnąć, lecz potencjał tego odbicia jest ograniczony liniami średnio- i długoterminowego trendu wzrostowego (patrz wykres). (…) Cenowe okazje mogą się pojawić w razie przyjęcia kompromisu w sprawie KPO lub klarowniejszych widoków na zmianę u sterów władzy w Polsce.
• Euro
Złoty umocnił się wobec euro do poziomu najniższego od początku pandemii, a przy okazji doszło do wybicia najpierw ze średnio-, a w końcówce roku także długoterminowego trendu wzrostowego. Paliwem tego umocnienia był słabnący dolar, ale także wynik wyborów parlamentarnych w Polsce otwierający drogę do środków z KPO.
W pewien sposób sytuacja przypomina tę z lat 2004-2008. Złoty zyskiwał najpierw za sprawą wejścia do UE, a potem także w pierwszym roku kryzysu. Wygrana opozycji to niejako ponowne zbliżenie z Unią, a kryzys na świecie – jeśli do niego dojdzie – początkowo może wspierać naszą walutę jako kraju o niskim zadłużeniu z mocną gospodarką. Jednak nie należy zapominać, że to Unia jest naszym głównym partnerem handlowym (odbiorcą eksportu), a gospodarczą politykę poprzednich rządów finansowało rosnące zadłużenie. Jeśli rynek będzie zdradzał objawy euforii, a w zagranicznych serwisach informacyjnych zacznie się mówić o modzie na polskie aktywa, będzie to sygnał do zakupu walut.
• Dolar
Kurs dolara wykonał tę samą woltę, co euro, tyle że bardziej widowiskową, bo z 5 zł we wrześniu 2022 r. pod koniec 2023 r. spadł poniżej 4 zł. To granica linii trendu wzrostowego, powyżej której dolar poruszał się od 2011 r., ale też i kurs dolara z maja… 2004 r. Celem tej wyliczanki jest przypomnienie, że waluty nie są aktywem inwestycyjnym. To po prostu środek płatniczy obowiązujący w innym kraju. Transakcje walutowe oczywiście mogą być źródłem zysku i warto dywersyfikować własne aktywa, inwestując je w różnych walutach, ale samo posiadanie tzw. twardych walut jest dobrym pomysłem w krajach o bardzo wysokiej inflacji, takich jak Turcja, Wenezuela czy Argentyna. Mimo licznych zastrzeżeń do prowadzonej polityki gospodarczej ostatnich lat, nie znaleźliśmy się w równie rozpaczliwej sytuacji co obywatele tych właśnie państw.
• Frank szwajcarski
Frank umocnił się o 14 proc. wobec dolara i o 4 proc. wobec euro, licząc od dołka z października 2021 r., co w przypadku spotkania z siłą złotego oznaczało, że frank w relacji do złotego potaniał, ale tylko o 10 proc. (dolar o ponad 20 proc.).
Frank szwajcarski ma szansę kontynuować karierę bezpiecznej przystani, co oznaczałoby utrzymanie status quo w relacjach ze złotym. Jednak warto pamiętać o mechanizmie działań – frank niechętnie traci do złotego w okresie słabości dolara, natomiast szybko zyskuje, kiedy rynek skręca w kierunku dolarowych aktywów.
Obligacje
Inwestycje na rynku obligacji są relatywnie proste – należy kupować obligacje o stałym oprocentowaniu, kiedy inflacja spada i trzymać się od nich z daleka, kiedy inflacja rośnie. Jednak ta reguła nie sprawdziła się zbyt dobrze w 2023 r. Od maja do października trwała wręcz wyprzedaż obligacji na głównych rynkach światowych, mimo że inflacja w USA osiągnęła szczyt już latem 2022 r. (9,1 proc.). Ceny amerykańskich obligacji spadały do października 2023 r., czyli mniej więcej do czasu, aż inwestorzy nabrali przekonania, że Fed nie ma już argumentów za dalszymi podwyżkami stóp procentowych (inflacja w październiku 2023 r. spadła do 3,2 proc.).
Od listopada ceny obligacji długoterminowych wyraźnie rosły, a ich rentowności spadały, co wyraża nadzieje inwestorów na spadek stóp procentowych w przyszłości (jednak rentowność krótkoterminowych papierów spada znacznie wolniej). I choć koniec cyklu podwyżek stóp prawie zawsze oznaczał zyski dla posiadaczy obligacji (niezależnie od tempa późniejszych obniżek), to warto pamiętać o ryzyku związanym z obecną sytuacją.
Wzrost rentowności obligacji z ostatnich lat oznacza radykalny wzrost kosztów odsetkowych, które w przypadku USA przekraczają już 1 bln dol. rocznie, co odpowiada 25-procentowym wpływom z podatków. To bardzo dużo. I może zmusić USA do ograniczania wydatków, co z kolei zwiększyłoby ryzyko recesji.Pisaliśmy przed rokiem:Wzrost kosztów odsetkowych uderzy w budżety wielu państw, w tym także Polski. A do tego recesja może zmniejszyć wpływy podatkowe, co łącznie może mieć niekorzystny wpływ na ceny obligacji, w miarę jak problem ten zacznie się ujawniać (czyli raczej w drugiej części roku).• Fundusze dłużneGlobalny rynek długu w ostatnich latach cechowała nadzwyczajna zmienność, która oznaczała głównie dramatyczną przecenę obligacji skarbowych (amerykańskie papiery potaniały porównywalnie do spadku indeksu S&P 500 w czasie kryzysu finansowego z lat 2007-2009. Ale od kilku miesięcy widoczna jest zmiana nastawienia inwestorów do rynku, czemu sprzyjają przede wszystkim dane o topniejącym tempie inflacji. Jednocześnie nie brak głosów, że podwyższona inflacja zostanie z nami na dłużej.
Taki układ – po ostrych podwyżkach stóp procentowych, których skutki dopiero teraz zaczynają być widoczne – oznacza, że stopy prawdopodobnie nie będą już podnoszone W tej sytuacji w miarę stabilne wyniki powinny cechować fundusze obligacji krótkoterminowych (dawniej – pieniężne), na które ryzyko stopy procentowej wywiera mniejszy wpływ.Podobnie można scharakteryzować fundusze obligacji korporacyjnych. Ponieważ większość obligacji firm ma oprocentowanie zmienne, oparte o WIBOR powiększony o marżę, fundusze te powinny dostarczać przewidywalnych i relatywnie wysokich stóp zwrotu (relatywnie – do spadającej inflacji).
W przypadku papierów skarbowych poprawa notowań już miała miejsce. Rentowność dwuletnich obligacji (5,1 proc.) i 10-letnich (5,4 proc.) była niższa niż stopy procentowe oraz bieżąca inflacja, co oznacza, że rynek dyskontuje ich dalszy spadek, ale ignoruje ryzyko związane ze wzrostem potrzeb budżetowych nowego rządu. Gabinet szerokiej koalicji musiał konkurować o środki inwestorów na rynku międzynarodowym, gdzie wiele rządów zamierza finansować wzrost deficytów. Z tego powodu stosunek zysków do ryzyka jest w funduszach skarbowych najmniej atrakcyjny.
• Obligacje skarbowe
Papiery polskiego rządu mają za sobą dobry i stabilny rok, co jest w ostatnich latach cechą tyleż rzadką, co poszukiwaną przez inwestorów lokujących oszczędności w tej właśnie klasie aktywów. Indywidualni nabywcy obligacji mogą wybierać między papierami skarbowymi o stałym oprocentowaniu notowanymi na Catalyst lub też tymi, których oprocentowanie oparte jest o WIBOR (symbol „WZ”). Pewnym rozwiązaniem może być także zakup ETF (pasywnie zarządzanego funduszu) na indeks cen obligacji, jednak ponieważ notowania obligacji o stałym kuponie zachowują się synchronicznie (drożeją i tanieją w jednym czasie), w tym wypadku nawet tani ETF jest droższy niż samodzielne inwestycje.
Zwłaszcza że inwestorzy indywidualni mogą też kupować obligacje oszczędnościowe bez prowizji na rynku pierwotnym, a aktualna oferta prezentuje się kusząco. Trzyletnie obligacje oprocentowane są na 6,6 proc. (to oferta ważna w grudniu 2023 r., mogła zmienić się od stycznia) i jest to oprocentowanie stałe. Odsetki nie są wypłacane, lecz doliczane do kapitału. Dla porównania – trzyletnie obligacje skarbowe notowane są na Catalyst z rentownością 5,2 proc. – przewaga obligacji oszczędnościowych jest więc bezdyskusyjna.
6,75 proc. oferują w pierwszym roku obligacje czteroletnie indeksowane inflacją, a 7 proc. papiery 10-letnie, także zależne od inflacji. Różnica między nimi widoczna jest w wysokości marży ponad inflację (odpowiednio 1,25 p.p. i 1,5 p.p.) oraz w odsetkach – obligacje czteroletnie wypłacają odsetki co roku, 10-letnie je kapitalizują (zysk wypłacany jest więc łącznie po 10 latach). Jest jednak niezmiernie trudno oszacować wysokość inflacji na kilkanaście miesięcy do przodu, nie wspominając o okresach kilkuletnich. Część ekonomistów jest zdania, że podwyższona inflacja zostanie z nami przez lata, część, że będzie ona stopniowo schodziła do celu (2,5 proc. plus minus 1 p.p.). Inwestorzy bez wyrobionego zdania w tej kwestii, mogą podzielić środki na różne serie obligacji (nominał jednej obligacji to 100 zł).
Do wyboru są także obligacje roczne i dwuletnie, do których jeszcze wrócimy.
• Obligacje korporacyjne
W 2023 r. emitenci obligacji korporacyjnych przeprowadzili drugą największą w historii liczbę ofert skierowanych do inwestorów indywidualnych. Jeśli pominąć papiery bankowe (banki od lat praktycznie nie mogą oferować obligacji drobnym nabywcom) rekordowa była wartość przeprowadzonych emisji. Zdecydowana większość z nich kończyła się redukcjami zapisów. W 2024 r. sytuacja może być podobna. Po stronie atutów korporacyjnym obligacjom trzeba zapisać wysokość oprocentowania. Stopy procentowe spadły tylko nieznacznie, zaś marże (ponad WIBOR) zaliczają się do najwyższych w historii, bo nie spadły jeszcze po rynkowych perturbacjach z lat 2021-2022. Wielu emitentów obniżyło wskaźniki zadłużenia po wzroście kosztów odsetkowych i w rezultacie płacą za swój dług więcej (niż przed podwyżkami stóp) mimo niższego ryzyka kredytowego. Kto szuka zysków z zakresu 8-11 proc., będzie usatysfakcjonowany.
Giełda
Rzeczywistość okazała się lepsza niż oczekiwania, przynajmniej ta widziana oczami inwestorów giełdowych. USA nie doświadczyły recesji, nie doszło też do fali bankructw, choć początek roku przyniósł minikryzys bankowy, kiedy wyprzedaż obligacji okazała się zbyt bolesna dla Sillicon Valley Bank. Ale kiedy władze zagwarantowały wszystkie depozyty, nastroje natychmiast się uspokoiły.
Od października 2022 r. trwają zwyżki indeksów, przerwane wprawdzie jesienną korektą związaną z obawami o zbyt szybko narastające zadłużenie, ale ostatecznie inwestorzy postanowili zostawić problemy budżetowe ministrom finansów, zaś sami zajęli się oceną zysków spółek. I wielu z nich doszło do przekonania, że perspektywy nie są wcale złe, a Fed uda się doprowadzić do tzw. miękkiego lądowania gospodarki, czyli stłumienia inflacji bez wywoływania recesji. W ostatnich tygodniach przed końcem roku S&P znalazł się w punkcie wyjścia, to jest w pobliżu szczytu z lipca, ale poniżej rekordowych wartości sprzed wybuchu wojny. Indeksy w Europie znalazły się tuż poniżej szczytów hossy, a niektóre – jak nasz WIG czy niemiecki DAX – nawet go przekroczyły.Pisaliśmy przed rokiem:Przekonanie o zbliżającej się recesji, a co najmniej spowolnieniu gospodarczym, jest tak powszechne, że powinno zostać uwzględnione w cenach. (…) Warto też pamiętać, że historycznie to nie podwyżki stóp były dla indeksów groźne. Podwyżki oznaczają konieczność chłodzenia gospodarki, co oznacza zazwyczaj, że jej kondycja jest dobra. To zatrzymanie cyklu bywa momentem przełomowym. (…) wypada uznać, że dużo gorzej, jeśli chodzi o perspektywy, być już nie może. A ponieważ natura rynków finansowych (i gospodarki) jest cykliczna, wychodzi na to, że dołek notowań musi czaić się gdzieś w pobliżu.• Rynki zagraniczne
Pod koniec 2023 r. stopa bezrobocia w USA wynosiła 3,9 proc. wobec 3,7 proc. rok wcześniej. Średnie wynagrodzenie wzrosło o 5,7 proc., a jednocześnie stopa inflacji spadła do 3,2 proc. z 7,5 proc. rok wcześniej. Innymi słowy amerykańscy konsumenci mają się dobrze, a wzrost S&P o 31 proc. licząc od dołka w październiku 2022 r. do końca listopada 2023 r., tę sytuację potwierdza. Niemniej są też i inne dane. Popyt na kredyty hipoteczne spadł do najniższego poziomu od 1995 r., choć jednocześnie indeks cen domów wzrósł o prawie 4 proc. – wyższe ceny i oprocentowanie powodują trudniejszy dostęp do kredytów. Utrzymywanie podwyższonych stóp procentowych to rosnące koszty odsetkowe i ryzyko zmiany scenariusza z miękkiego lądowania w całkiem twarde uderzenie. W istocie tylko raz, w latach 90. scenariusz miękkiego lądowania udało się zrealizować. Ale wtedy główna stopa wzrosła z 3 do 6 proc. w półtora roku. Teraz wzrost z 0 proc. do ponad 5 proc. trwał nieco ponad rok. Skutki tych podwyżek stóp będą ujawniać się w czasie, ponieważ zarówno korporacje, jak i konsumenci zdołali zabezpieczyć się przed wpływem wzrostu stóp, pozyskując długoterminowe finansowanie jeszcze, kiedy stopy oscylowały na zerowym poziomie. Stopniowo jednak te osłony będą wygasały. Najgorzej przedstawia się sytuacja rządu. Koszt obsługi zadłużenia może wkrótce przekroczyć 1 bln dol. i powiększyć i tak niemały deficyt budżetowy.
Konkludując – scenariusz miękkiego lądowania jest scenariuszem życzeniowym, który w przeszłości wydarzył się tylko raz i to dzięki pojawieniu się przełomowej technologii (internet). Czy sztuczna inteligencja może stać się podobnym impulsem? Jeśli odpowiedź jest twierdząca, to trzeba pamiętać, że wzrost bez korekty grozi nową bańką i przegrzaniem koniunktury. W rezultacie, najlepszą strategią są zakupy akcji po okresach dłuższych (przynajmniej kilkutygodniowych) spadków i powstrzymywanie się przed impulsywnym „gonieniem uciekającego pociągu”. To dobra strategia na każdy rok.
Inwestujący z poziomu naszej GPW mogą inwestować w indeksy giełd zagranicznych, po prostu kupując ETF na S&P lub na niemiecki indeks DAX i w ten sposób omijać ryzyko kursowe. Brokerzy umożliwiają dziś oczywiście dostęp do szeregu innych funduszy ETF.
Sytuacja gospodarcza Europy jest bardziej złożona. O ile w USA tempo wzrostu gospodarczego przyspieszyło do 5,2 proc. w III kwartale (dane annualizowane), to w strefie euro było to minus 0,1 proc., a w całej Unii Europejskiej plus 0,1 proc. Mimo to, to właśnie w Europie giełdowe indeksy pod koniec roku ustanawiały nowe rekordy. Koszty finansowania na Starym Kontynencie nadal są relatywnie niskie (główna stopa ECB to 4,5 proc., stawki EURIBOR oscylują wokół 4 proc.), a zadłużenie – zwłaszcza krajów północy – wciąż reprezentuje konserwatywne podejście do długu. Stopa bezrobocia utrzymuje się na historycznie niskim poziomie 6 proc. w Unii i 6,5 proc. w strefie euro, przy czym najwyższe wartości osiąga w krajach południowych (w Hiszpanii było to 12,7 proc., a w Grecji 11,2 proc.). Zatem także w Europie można mówić o silnym konsumencie, ale jednocześnie słabej produkcji, co daje podstawy do budowania narracji o nadchodzącym ożywieniu.
Na rynkach azjatyckich Chiny pozostają w defensywie, a Hang Seng stracił 30 proc. od końca stycznia do początku grudnia, co pozostaje w jaskrawym kontraście z zachowaniem innych giełd światowych. Nadmierne zadłużenie, brak przejrzystości, centralne zarządzanie i narastający konflikt ze światem zachodnim nie podobają się inwestorom. Lecz w efekcie giełda w Hongkongu jest tania, obecny poziom indeksu notowany był także w 2009 r., kiedy świat wychodził z kryzysu finansowego. W przełomowym punkcie znalazł się indeks giełdy w Szanghaju, który walczy o utrzymanie trendu wzrostowego liczonego od 2008 r.
Historycznie wysoko utrzymuje się japoński Nikkei, nieco z tyłu pozostaje koreański Kospi, rekordy bije indyjski Sensex. I nic dziwnego, perspektywy gospodarcze Indii przypominają Chiny sprzed 15, 20 lat.
Perspektywy inwestorów giełdowych są dobre przed startem 2024 r., ale jednomyślność rynków i ocen zwykle bywa myląca. Nie należy poddawać się euforycznym nastrojom i unikać zakupów po długich tygodniach wzrostu. To kluczowe zadanie dla inwestorów.
• GPW
Warszawski Indeks Giełdowy ma za sobą doskonałe miesiące. Z 45 tys. punktów w październiku 2022 r. wzrósł do 77 tys. na początku grudnia 2023 r., co oznacza przeszło 70-procentowy rajd. A mimo to GPW wciąż może uchodzić za giełdę tanią, wskaźnik P/E dla WIG to 12,7 (w szczycie hossy 2007 r. było to prawie 30).
Ta relatywna taniość (na giełdzie amerykańskiej jest to 25,2, na niemieckiej 14,7) to efekt wieloletniej konsolidacji. W gruncie rzeczy WIG dopiero w październiku ub.r. wyszedł (ponownie) powyżej szczytu z 2007 r. Warto też pamiętać, że ostatnią hossę z prawdziwego zdarzenia mieliśmy na GPW w latach 2002-2007, być może czas więc na kolejną hossę pokoleniową.
Takiemu scenariuszowi sprzyja mocna konsumpcja, wieloletnie opóźnienie przedsiębiorstw w inwestycjach (stopa inwestycji w ostatnich latach spadła do katastrofalnych poziomów) oraz nadzieje na naprawę stosunków Polski ze strukturami UE, w tym na odblokowanie środków z KPO. Inflacja utrzymująca się powyżej celu, ale na przewidywalnym pułapie też nie jest przeszkodą nie do przeskoczenia. Realizacja choć części przedwyborczych postulatów takich jak podniesienie kwoty wolnej od podatku czy reforma składek zdrowotnych także mogłyby dodać sił konsumentom i gospodarce.
Tak jak na pozostałych rynkach kupujący powinni wystrzegać się euforii tłumu. Zagrożeniem, które może spaść na inwestorów, jest stan finansów państwa, który może okazać się dużo gorszy niż oczekiwania, a wtedy wyborcze obietnice pozostaną obietnicami.
Nieruchomości
Pisaliśmy przed rokiem:
W przeszłości wysokie stopy procentowe i słaby rynek pracy (ten warunek nie został spełniony i raczej już nie zostanie; nasza demografia ogranicza bezrobocie) były mieszanką korzystną dla kupujących. (…) Rok 2023 może być pierwszym dobrym rokiem dla kupujących, którzy liczą na wzrost cen w przyszłości. 2024 r. nie powinien być jednak pod tym względem gorszy.
Ceny nieruchomości spadły w wielu krajach europejskich, a jeśli utrzymały ceny (tak jak np. w Czechach czy na Węgrzech), to realnie i tak potaniały ze względu na wysoką inflację. W Szwecji, gdzie, tak jak w Polsce, zakupy nieruchomości finansowane były głównie kredytami o zmiennym oprocentowaniu, ceny mieszkań spadły o 15 proc., ponieważ wzrost rat i kosztów życia okazał się mieszanką zabójczą.
W Polsce jednak w rynek postanowił zaingerować rząd. Wakacje kredytowe uchroniły posiadaczy kredytów, a Kredyt 2 proc., przyspieszył decyzje o zakupach kolejnych mieszkań. Ponieważ w reakcji na wcześniejszy spadek popytu wywołany wzrostem stóp procentowych deweloperzy ograniczyli nowe budowy, efektem był wzrost cen w skali roku, najczęściej dwucyfrowy.
Jednak zmiany wprowadziły wiele elementów niepewności. Preferencyjne kredyty skłoniły do zakupu młodych ludzi do tej pory wynajmujących mieszkania, przez co stawki najmu stanęły w miejscu, a stopa najmu spadła i to poniżej oprocentowania obligacji oszczędnościowych. Z drugiej strony część nabywców mieszkań przyspieszyła decyzje o zakupach przed wejściem w życie programu. Zatem część kupujących z rynku odejdzie, bo albo już zrealizowała swoje zamierzenia albo przestały być one opłacalne.
Los wakacji kredytowych w 2024 r. nie jest pewny, podobnie jak i preferencji kredytowych, które są po prostu kosztowne dla podatników, a w gruncie rzeczy przyniosły więcej szkód niż pożytku (gdyby ceny spadły jak w Szwecji, zamiast wzrosnąć, raty kredytów także byłyby co najmniej tak samo niskie, jak w ramach programu i to dla wszystkich, a nie dla wąskiej grupy). Z tych powodów, choć deweloperzy nie zwiększyli istotnie podaży nowych mieszkań, należy liczyć się ze stabilizacją cen lub ich nieznaczną korektą. W dłuższym terminie mocny rynek pracy może sprzyjać rynkowi mieszkaniowemu, a demografia (starzejące się społeczeństwo) będzie działać w kierunku przeciwnym. Ostatecznie zwycięży demografia.
Metale szlachetne
Pisaliśmy przed rokiem:
Wiele wskazuje na to, że złoto może jednak liczyć na dobre dni w 2023 r. (…) W ostatnich latach (w pierwszej dekadzie wieku), okres obniżek stóp sprzyjał notowaniu złota (również obniżki z 2019 i 2020 r.). Ale najpierw Fed musiałby przestać podnosić stopy.
Czytelnym sygnałem byłby wzrost notowań złota powyżej bariery 2 tys. dol. za uncję i utrzymanie tego poziomu tym razem dłużej niż przez trzy dni. (…) zarówno platyna, jak i srebro mogą okazać się inwestycyjnym hitem najbliższych miesięcy, zwłaszcza że rynek jest dość płytki, szczególnie w przypadku platyny (jest metalem występującym znacznie rzadziej niż złoto). Ostatnie lata przyniosły prawdziwy rollercoaster na rynkach, w gospodarce i chyba w każdej dziedzinie życia. Joe Biden został prezydentem USA w miejsce Donalda Trumpa, wybuchła pandemia Covid-19, aktywność gospodarcza spadła do zera, inflacja eksplodowała, a razem z nią stopy procentowe, Rosja napadła na Ukrainę, ceny gazu wzrosły pięciokrotnie i wróciły do punktu wyjścia, a Niemcy nie wyszły z grupy na mundialu w Katarze…
Co się nie zmieniło w tych burzliwych czasach? Ceny metali szlachetnych. Oczywiście nie pozostały całkiem bez ruchu, był to klasyczny trend boczny. Z jednym wyjątkiem. Notowania palladu (nawiasem mówiąc, najrzadszego z platynowców) spadły z 3 tys. dol. za uncję w marcu 2022 r. do 945 dol. w grudniu 2023 r.
• Złoto
W marcu 2020 r., kiedy polski rząd wprowadzał lockdown gospodarki, cena uncji złota sięgnęła prawie 9,4 tys. zł. Pod koniec 2023 r., kiedy ten sam rząd w ferworze wyborczej walki zapomniał o sprowadzeniu szczepionek, złoto wyceniane było na 8,1 tys. zł za uncję. I właściwie większość z ostatnich trzech lat spędziło w przedziale notowań między 7,8-8,5 tys. zł. Trudno powiedzieć, co jeszcze musiałoby się wydarzyć, żeby do wybicia z konsolidacji doszło. Teoretycznie, im większe zniechęcenie inwestorów do aktywa, tym moment wybicia bliższy. Złotu sprzyjać też może spadek zaufania inwestorów do rządów, w miarę jak problem zbyt dużego zadłużenia będzie narastał.
Traktowanie złota jako inwestycji może frustrować. Jeśli ktoś w 2011 r. wybrał złoto, zarobił po 12 latach 30 proc. Gdyby wybrał jednak mieszkanie podwoiłby kapitał i otrzymywałby wpływy z najmu. Nawet obligacje skarbowe wypłaciły w tym czasie wyższe zwroty. Jednym z nielicznych aktywów, które w tym czasie spisało się gorzej było…
• Srebro
Srebro jest wciąż o połowę tańsze niż w szczycie hossy 2011 r., czyli po wielkim kryzysie finansowym. Warto pamiętać o tej sekwencji zdarzeń. To kryzys zaufania do państwa i do pieniądza fiducjarnego umacnia ceny metali szlachetnych. Kiedy inwestorzy są pełni wiary, wybierają akcje, nieruchomości i obligacje. Metale szlachetne to waluta strachu. Czy ich moment nadejdzie? Kiedyś tak. Być może nawet już w 2024 r. Wykresy analizy technicznej wskazują, że moment wybicia może być bliski i obiecują – nomen omen – złote góry śmiałkom, którzy uwierzą w legendy o odporności złota na wszelkie przeciwieństwa. Ostatecznie złotem i srebrem płacili już Fenicjanie. Wszystkie imperia upadały, a metale szlachetne wciąż przyciągają wiernych wyznawców. Czy jednak nie można powiedzieć tego samego o religiach? Wówczas metale szlachetne stawałyby się reliktem, zaledwie błyskotką, a należną wartość przypisano by metalom ziem rzadkich. Co zresztą faktycznie się dzieje.
Ewentualny wzrost notowań metali szlachetnych można wykorzystać do ich zamiany na gotówkę. A kilka uncji posiadać warto, na wszelki wypadek.
Oszczędności
Pisaliśmy przed rokiem:
(…) ograniczenie ryzyka dalszego wzrostu stóp, może wspierać notowania krótkoterminowych instrumentów dłużnych. Wiele zależeć będzie jednak od danych o inflacji.
Przed rokiem banki oferowały promocyjne oprocentowanie lokat rzędu 8 proc., obecnie jest to najczęściej 6 proc. lub nieco mniej i – co ciekawe – im dłuższy termin lokaty, tym niższe są oferowane odsetki. Za roczną lokatę można dostać góra 5,25 proc., a za dwuletnią 4,5 proc. Pokrywa się to z oczekiwaniami, co do kierunku zmian w polityce pieniężnej. Innymi słowy, stawki uwzględniają obniżki stóp procentowych, do których jeszcze nie doszło. Korzystniej niż lokaty prezentują się więc np. roczne obligacje oszczędnościowe, które zaczynają się od 6,25 proc. przez pierwszy miesiąc, a później oprocentowanie jest równe stopie referencyjnej NBP, czyli aktualnie 5,75 proc. Dwuletnie obligacje oszczędnościowe płacą 6,5 proc. w pierwszym miesiącu, a później 0,5 pkt proc. powyżej stopy referencyjnej. Odsetki płatne są co miesiąc (w lokatach na dzień wygaśnięcia lokaty), więc w tym porównaniu papiery skarbowe są bezkonkurencyjne.Fundusze krótkoterminowych obligacji na bieżąco dyskontują zmiany warunków rynkowych i oczekiwania. Pod koniec 2023 r. te oczekiwania, co do dalszego spadku kosztów pieniądza były dość wygórowane, może się więc okazać, że wypracowane stopy zwrotu nie okażą się lepsze od lokat czy oferowanych przez obligacje oszczędnościowe.
Inwestycje alternatywne
Pisaliśmy przed rokiem:
Kryptowaluty, których ideą był zastąpienie pieniędzy fiducjarnych pieniędzmi o stałej i z góry znanej liczbie „monet” w obiegu, a więc odpornych na wzrost podaży pieniądza, na której obecnie opiera się cała ekonomia, stały się czymś zupełnie innym – ilustracją skłonności do podejmowania ryzyka przez najbardziej rzutkich lub najmniej doświadczonych, za to bardzo chciwych, inwestorów. I jeśli z taką rolą je zostawimy, być może czas cyfrowych, niezależnych walut jeszcze powróci, kiedy bessa – ta giełdowa i powiązana z recesją w jak najbardziej realną gospodarką – się skończy. (…)
Inwestycje w kolekcje – win, dzieł sztuki, starych samochodów – wydają się ściśle powiązane z rosnącą liczbą milionerów na świecie, a ich majątek tworzony jest przez wzrost gospodarczy (…) Przy tak postawionej diagnozie, rok 2023 może okazać się dobrym czasem na rozpoczęcie tego rodzaju inwestycji, ale może być także dopiero pierwszym z gorszych lat dla kolekcjonerów.
Kryptowaluty zagnieździły się na scenie aktywów finansowych, a ich spektakularne przemiany przykuwają uwagę. Mogą też wzbudzać zazdrość. Przed rokiem bitcoin wyceniany był na 75 tys. zł, pod koniec 2023 r. jest to o 100 tys. zł więcej. Wzrost o 133 proc. bije na głowę uśrednione stopy zwrotu w dowolnej klasie aktywów, choć przecież mówimy o roku bardzo udanym i dla giełd, i dla obligacji, i dla nieruchomości. A to tylko fragment rynku. Bitcoin jest najbardziej rozpoznawalną krytptowalutą, ale szybciej od niego drożała solana – z 10 zł zrobiło się ponad 60 w omawianym czasie.
Rynkowe okoliczności okazują się wymarzone dla kryptowalut. Z jednej strony rośnie skłonność inwestorów do ponoszenia ryzyka (co widać na wykresach indeksów giełdowych), z drugiej zaś słabnie wiara w system pieniądza fiducjarnego, ponieważ skala zadłużenia rządów osiągnęła niebezpieczne rozmiary. I jak to zwykle bywa – stopy zwrotu przyciągają nowy kapitał, a ponieważ kryptowalut rozmnożyć się nie da, presja kupujących na ograniczoną liczbę towarów może dać tylko jeden efekt. Ciąg dalszy nastąpi.
Dane dotyczące globalnego rynku są rozdrobione. Według wyników sondażu witryny theartmarket.artbasel.com, 54 proc. światowych kolekcjonerów planuje powiększyć swoje kolekcje w 2024 r. (ta wartość nie uległa zmianie od poprzedniego badania), a 26 proc. z nich rozważa sprzedaż, co oznacza istotny spadek. W 2022 r. z myślą o sprzedaży dzieł w kolejnym roku, nosiło się 39 proc. kolekcjonerów. Wygląda więc na to, że popyt ponownie będzie w przewadze, a okno dla poławiaczy okazji zamknęło się wyjątkowo szybko.
-----------------------------------------------------------
OKIEM EKSPERTA:
Bartłomiej Mętrak, analityk XTB
Podstawową zasadą każdej strategii inwestycyjnej jest dywersyfikacja, a fundusze ETF z uwagi na swoją konstrukcję oferują tutaj wyjątkowe możliwości. Łącząc różne aktywa, w tym akcje, obligacje i towary, fundusze ETF, umożliwiają inwestorom rozłożenie ryzyka na różne sektory i regiony geograficzne. Taka dywersyfikacja zmniejsza wpływ zmienności pojedynczego aktywa lub rynku, zapewniając bardziej stabilne wpływy z inwestycji. Dla inwestorów indywidualnych oznacza to, że pojedynczy zakup ETF może osiągnąć poziom dywersyfikacji, który w przeciwnym razie wymagałby znacznego kapitału i wysiłku w celu replikacji poprzez indywidualne zakupy akcji różnych spółek.
Oprócz dywersyfikacji kolejną zaletą inwestycji w ETF-y jest łatwiejszy dostęp do szerokiej gamy rynków i sektorów. Możemy do tego zaliczyć rynki trudno dostępne lub kosztowne do wejścia indywidualnie, takie jak rynki wschodzące, niektóre branże lub towary. Dzięki temu inwestorzy omijają także problemy związane z przewalutowaniem środków, otwieraniem kolejnych kont inwestycyjnych czy płynnością na tych aktywach.
Fundusze ETF są przedmiotem obrotu na giełdach papierów wartościowych i mogą być kupowane i sprzedawane w ciągu dnia handlowego po cenach rynkowych. Ta płynność jest szczególnie korzystna dla inwestorów, którzy cenią sobie elastyczność w szybkim dostosowywaniu swoich portfeli w odpowiedzi na zmiany rynkowe. Przy inwestycjach warto zwrócić również uwagę na koszty powiązane. Tutaj fundusze ETF znowu mają przewagę w porównaniu z aktywnie zarządzanymi funduszami. Ta efektywność kosztowa wynika z ich pasywnego stylu zarządzania, ponieważ wiele funduszy ETF śledzi określone indeksy.
Zdolność do budowania zdywersyfikowanego portfela przy niższych kosztach i większej elastyczności sprawia, że fundusze ETF są warte rozważenia przy każdej strategii inwestycyjnej. Z tego względu ten instrument cieszy się dużą popularnością wśród inwestorów z każdym kapitałem.
---
Paweł Mizerski, wiceprezes zarządu UNIQA TFI
Rok 2024 przyniesie poprawę wskaźników makroekonomicznych w Polsce. Wzrost gospodarczy powinien przyspieszyć z niemal zerowego poziomu w 2023 r., głównie dzięki odbudowie siły nabywczej konsumentów i wysokiej dynamice wzrostu inwestycji, a także odbudowie zapasów. Konsumenci powinni więcej wydawać ze względu na odczuwalnie niższą inflację i dodatni realny wzrost wynagrodzeń. Rynek pracy, pomimo pogarszającej się ostatnio kondycji, pozostaje bowiem stabilny.
Inflacja utrzyma się na podwyższonym poziomie przez cały rok, z szansą na lokalne minimum na przełomie pierwszego i drugiego kwartału i maksimum pod koniec roku. Wiele zależy jednak od administracyjnych decyzji dotyczących cen regulowanych(energia) lub zmian podatkowych (żywność). Ostatnie sygnały płynące z Rady Polityki Pieniężnej sugerują zmianę paradygmatów polityki monetarnej w nadchodzącym okresie w stronę bardziej restrykcyjnego podejścia, a to może skutkować chęcią utrzymywania dodatnich realnych stóp procentowych. Natomiast dla stóp nominalnych może oznaczać to brak zmian ich poziomu nawet przez cały rok.
Główne czynniki ryzyka dla tego scenariusza płyną z zagranicy. Wzrost gospodarczy w Stanach Zjednoczonych i w strefie euro pozostanie bardzo niski (o ile w ogóle będzie można mówić o wzroście). Niższa powinna być inflacja, co z kolei rodzi bardzo duże oczekiwania dotyczące zmiany w polityce monetarnej głównych banków centralnych, a szczególności obniżek stóp procentowych.
Jak powyższy scenariusz wpłynie na rynki finansowe?
Lepsza koniunktura w polskiej gospodarce powinna pomóc utrzymać dobre nastroje panujące wśród akcjonariuszy spółek notowanych na GPW. Nie brakuje wśród nich przedstawicieli sektorów tradycyjnie korzystających z wyższej konsumpcji gospodarstw domowych i tych, dla których wysokie stopy procentowe nie są barierą rozwoju, a wręcz kreują dodatkowe zyski. Większe wyzwania stoją przed spółkami zagranicznymi, których wzrost przychodów będzie ograniczony przez mizerną koniunkturę gospodarczą. Tym bardziej że na luzowanie ilościowe ze strony globalnych banków centralnych aktualnie nie ma co liczyć.
Nieco inaczej wyglądają perspektywy obligacji. Tutaj ciągle w mocy pozostają wysokie kupony związane z poziomem stóp procentowych zapewniające atrakcyjne, jak na ostatnie lata, stopy zwrotu. Dodatkowa szansa na wzrost cen związany ze spadkiem rentowności pojawia się w tym przypadku w szczególności w strefie euro i Stanach Zjednoczonych. W Polsce ta perspektywa po zmianie retoryki Rady Polityki Pieniężnej wygląda już nieco gorzej niż w 2023 r. Z drugiej strony powinniśmy zacząć się przyzwyczajać do mocniejszego złotego i lepszego postrzegania polskich aktywów przez inwestorów zagranicznych. Ten trend rozpoczęty w IV kwartale 2023 r. powinien się utrzymać, pomimo wyzwań stojących zarówno przed polityką monetarną, jak i fiskalną.
---
Marta Bassani-Prusik, dyrektor ds. Produktów Inwestycyjnych i Wartości Dewizowych w Mennicy Polskiej
Liczne analizy rynkowe wskazują, że popyt na złoto i srebro powinien rosnąć. W obliczu niepewności geopolitycznej i gospodarczej chętniej wracamy do tak zwanych „bezpiecznych przystani”. Kruszce to doskonała alternatywa dla bardziej ryzykowanych instrumentów finansowych czy niskooprocentowanych lokat bankowych. Wśród naszych klientów mamy osoby, które traktują złoto i srebro jako sposób na ochronę zgromadzonych środków, jak i element dywersyfikacji portfela inwestycyjnego.
Są również tacy, którzy chcą systematycznie inwestować nawet niewielkie kwoty. Szeroka gama produktów, możliwość zakupu stacjonarnie w różnych częściach Polski, jak i online, pozwala nam zaspokajać potrzeby zróżnicowanych grup odbiorców.
W 2023 r. do klientów Mennicy Polskiej trafiło blisko 1,5 t żółtego kruszcu, głównie pod postacią sztab i monet inwestycyjnych. Ponad 50 proc. całej sprzedaży złota stanowiły produkty własne, co potwierdza ogromne zaufanie do marki. Największym bestsellerem okazały się w ostatnich miesiącach srebrne talary oraz złote dukaty z wizerunkiem generała Kazimierza Pułaskiego. Wśród sztabek z żółtego kruszcu największym zainteresowaniem klientów cieszyły się te z logotypem Mennicy Polskiej – w kolejności dwu-, jedno- i pięciogramowe.
Srebrnym hitem sprzedażowym była jednouncjowa moneta Filharmonicy Wiedeńscy. Uwagę klientów zwróciła także jednouncjowa moneta wybita z okazji setnej rocznicy urodzin Wisławy Szymborskiej. Do naszych klientów w 2023 r. trafiło ponad 800 kg srebra pod postacią sztab i monet bulionowych.
---
Dariusz Mejszutowicz, wicedyrektor Działu Rynku Pierwotnego, GPW
Rynek kapitałowy na wzrostowej fali: czy za IPO Murapolu w 2024 r. podążą kolejni?
15 grudnia 2023 r. na warszawski parkiet wszedł Murapol, jedna z największych firm deweloperskich w Polsce. W IPO sprzedano 12,24 mln akcji (30 proc. kapitału) o łącznej wartości 404 mln zł.
Udany debiut Murapolu może być, obok poprawiającej się sytuacji makroekonomicznej, dodatkową zachętą dla firm, które myślą o wejściu na giełdę w 2024 r. Spadek inflacji, przewidywane łagodzenie polityki pieniężnej i ożywienie gospodarcze będą sprzyjały przeprowadzeniu IPO. Zwłaszcza że obniżka stóp procentowych prowadzi do wzrostu cen akcji, bo to w nie inwestorzy lokują środki, szukając wyższych stóp zwrotu.
Oferty publiczne zawsze zwracają uwagę inwestorów, a póki nie ma ogłoszonych dużych IPO, jest większa przestrzeń dla mniejszych emitentów. To istotne zwłaszcza w przypadku firm rodzinnych. Inwestorzy doceniają ich większą stabilność w porównaniu ze spółkami nierodzinnymi, a z naszych analiz wynika, że spółki rodzinne wykazują lepsze wyniki w okresach zawirowań na rynku niż WIG20.
Obecność na giełdzie daje firmom rodzinnym dostęp do dodatkowego kapitału. Notowane akcje są również łatwiej dostępne dla inwestorów, zwiększając płynność i atrakcyjność instrumentów finansowych emitowanych przez firmę. Obecność na GPW to także zwiększenie widoczności i wiarygodności spółki. Ponadto, ułatwia ona sukcesję w firmie i harmonijność tego procesu, co jest kluczowe dla długofalowego sukcesu przedsiębiorstwa. Członkowie rodziny, którzy nie chcą się angażować, mają możliwość zbycia akcji po cenie rynkowej.
Więcej możesz przeczytać w 1/2024 (100) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.