Ukrainian Dream
Vadym Melnyk, Vasyl Rakivnenko i Ross Knap, fot. Robert WilczyńskiTo spotkanie było inne. Oczywiście nie brakowało śmiechu – zwłaszcza wtedy, kiedy Vadym próbował założyć but na bosą stopę, bo jego białe skarpetki nie pasowały do ciemnych spodni – jednak niepokój wisiał w powietrzu. Vasyl był niewyspany – całą noc wracał znad wschodniej granicy, gdzie pomagał swoim rodakom. Ross i Vadym z obawą zerkali na telefony. Świetnie było się spotkać, jednak chyba wszyscy wolelibyśmy, żeby ten wywiad nigdy się nie odbył. A raczej odbył się w innym momencie.
Co czujecie?
Ross: Pierwsze siedem dni wojny było totalnym szokiem. Jeszcze zanim doszło do napaści, kiedy pojawiały się pierwsze poważne ostrzeżenia, w nocy budziłem się i sprawdzałem w komórce, czy Ukraina wciąż jest bezpieczna. Wydawało mi się, że w jakiś sposób jestem psychicznie przygotowany na ewentualny rosyjski atak, szok okazał się jednak większy. Nie dało się myśleć o niczym innym, nie interesowały cię żadne pierdoły, totalny paraliż. Trudno to zrozumieć, jeśli nie jesteście Ukraińcami.
Te emocje się jakoś zmieniły po kilkunastu dniach wojny?
Ross: Mogę już pracować, choćby te kilka godzin dziennie. Ale złość pozostała, na pewno każdy z nas cały czas się zastanawia, jak może pomóc. Jechać do Ukrainy czy zostać i wspierać działania tutaj? No i żal, w końcu giną ludzie, nasi rodacy. Przerażenie, rozpacz. Podejście na chłodno jest bardzo trudne.
Niestety często jest tak, że człowiek – jakkolwiek źle to zabrzmi – przyzwyczaja się do tragedii. Wojna w jakiś sposób powszednieje, życie musi toczyć się dalej.
Vadym: Z racji branży, w której pracuję, często dostaję nieoficjalne informacje z ministerstw czy Komisji Europejskiej. 22 lutego kolega z KE napisał mi: „Vadym, nie przejmuj się, wszystko między Rosją, Niemcami, Francją, NATO a Komisją Europejską jest załatwione, teraz będzie tylko spokojniej”. W czwartek, kiedy zaczęła się wojna, akurat wyjeżdżaliśmy z żoną na krótki urlop. O piątej rano, w taksówce na lotnisko, żona sprawdziła media społecznościowe i przerażona wykrzyczała, że atakują Kijów. Początkowo myślałem, że to kolejny fake news, ale weryfikacja w kolejnych źródłach dowiodła, że to niestety prawda. Próbowaliśmy dodzwonić się do rodziców mieszkających w Ukrainie, ale ci nie odbierali. Zaczęła się panika. Mama żony w końcu odebrała, powiedziała, że zniszczono lotnisko. Czułem złość, rozpacz, ale też pewnego rodzaju niemoc, że nie mogliśmy niczego zmienić. Oczywiście pomagamy, jak tylko się da, ale nie mogę poświęcić się wsparciu w stu procentach, bo mój biznes jest obecnie na takim etapie, że potrzebuje ciągłych działań, trudnych decyzji. Prawie w ogóle nie sypiam, jednak nie potrafię się rozdwoić.
Śledzicie wszystkie informacje na bieżąco?
Vadym: Przestałem to robić. Sprawdzam serwisy informacyjne rano i wieczorem, żeby wiedzieć, co się wydarzyło. To pomaga utrzymać mi jako taką produktywność, bo bywały dni, że nie odpowiedziałem na ani jednego maila. Dlatego tak bardzo cieszy mnie wsparcie Polaków, jestem nim wręcz zdumiony – nie spodziewałem się, że akurat Polska będzie krajem, który tyle pomoże. Jedyne, czego się obawiam, to żeby ten huraoptymizm zbyt szybko nie minął. Nie oszukujmy się, Polska nie jest przygotowana, żeby przyjąć milion uchodźców. Dzisiaj większość uciekających przed wojną mieszka u kogoś – w pokoju, w mieszkaniu...
Ross: ... u mnie mieszka dziewięć osób...
Vasyl: ... ale to się na dłuższą metę nie sprawdzi. Widzę to po sobie, kiedy mnie odwiedzają rodzice. Po kilku dniach mam ich dość, a to przecież...
Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl
Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?
- Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
- Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
- Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
- Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska
Więcej możesz przeczytać w 4/2022 (79) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.