Coś ciekawego na ścianę
© Materiały prasowe Mojograffi.plz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 9/2017 (24)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Polacy coraz częściej chcą żyć we wnętrzach nie tylko ładnych, ale też wyjątkowych, odzwierciedlających ich samych. Wielu zaznacza przy tym swoją indywidualność, wieszając na ścianie odpowiedni plakat czy mapę nawiązującą do miejsca, które ma dla nich szczególne znaczenie. Co prawda ludzie robili to i dawniej, lecz teraz ich potrzeby i wybory są bardziej świadome, przemyślane, a przedsiębiorcy za tym podążają.
Wysublimowana kartografia
Właśnie na rosnącej popularności map, tym razem już jako ciekawego elementu wystroju, swój biznes oparła Ula Jurkowska, właścicielka warszawskiej firmy Maptu oferującej plakaty z planami miast utrzymane w bieli, czerni i szarości. Fundamentem jej założonego dwa lata temu przedsiębiorstwa jest strona internetowa Maptu.pl z wczytaną mapą świata.
– Klient, po wejściu na naszą stronę, może wyszukać dowolne miejsce, od największych miast, jak Tokio, Nowy Jork czy Paryż, po najmniejsze miejscowości w Polsce. Dzięki wbudowanemu konfiguratorowi natychmiast zobaczy, jak będzie wyglądał zamawiany przez niego plakat w trzech rozmiarach, w kolorach utrzymanych w minimalistycznych odcieniach i w orientacji poziomej i pionowej – opisuje Jurkowska, która podkreśla, że strona www była największą częścią jej inwestycji w biznes. Duże były też koszty dotarcia do pierwszych klientów, udziału w targach i zakupu sprzętu do druku. Wszystkie nakłady pochłonęły co najmniej 50 tys. zł.
W przypadku Maptu największą barierą, jeśli chodzi o rozkręcenie firmy, był brak możliwości zobaczenia gotowego produktu przez klienta. Oferta w internecie daje bowiem jedynie przedsmak tego, jak naprawdę wygląda plakat, jakiej jakości są papier i wydruk. Ten problem w pewnym stopniu udało się przezwyciężyć poprzez uczestnictwo w rozlicznych targach na terenie całego kraju. – Klienci mogli lepiej poznać produkt, co zaowocowało wieloma nowymi zamówieniami – opowiada Jurkowska i zdradza, że ci, którzy zamawiają plakaty z mapami przez internet, częściej wybierają odcienie szarości i błękitu. Z kolei na targach największym uznaniem cieszą się mapy z czarnym tłem.
Cena plakatu zależy m.in. od jego rozmiaru i koloru, i wynosi od 110 do 150 zł. Obecnie sprzedaje się ok. 100 takich map miesięcznie. – Ale przez pierwsze pół roku działalności były to pojedyncze zamówienia. Mniej więcej po ośmiu miesiącach zaczęliśmy zarabiać na koszty stałe – wspomina Jurkowska. Teraz firma przynosi stały zysk i jest jej jedynym źródłem utrzymania.
Tego wszystkiego nie byłoby bez intensywnej kampanii marketingowej i ciągłej obecności na targach czy w mediach społecznościowych. – Promujemy nasze produkty na Facebooku i Instagramie. Współpracujemy też z blogerami i influencerami. Na Instagramie największą popularnością cieszą się posty związane z aranżacją wnętrz. Z kolei na Facebooku staramy się z jednej strony pokazywać ciekawe graficznie plany miast, a z drugiej – ciekawostki. Nie chcemy, żeby nasz profil zawierał jedynie bazę produktów – wyjaśnia Jurkowska.
Dla dzieci
Strona www i media społecznościowe to również marketingowy i sprzedażowy fundament sklepu Mojograffi.pl z Kościerzyny. Jego właścicielka Katarzyna Bielińska z zawodu jest architektką wnętrz i od lat zajmuje się projektowaniem mieszkań od A do Z, łącznie z wyszukiwaniem plakatów do powieszenia na ścianie.
– Bywało, że nie mogłam znaleźć odpowiedniego plakatu i wtedy sama go tworzyłam. Efekty często pokazywałam w mediach społecznościowych. Zauważyłam, że moje grafiki są bardzo pozytywnie odbierane. Wiele osób pytało, gdzie można je kupić. Uznałam, że skoro jest popyt na takie produkty, to powinnam je projektować i wytwarzać na większą skalę, a następnie sprzedawać – wspomina Bielińska. Jej firma ruszyła w kwietniu 2015 r. Na początku nabywców na swoje plakaty znajdowała na internetowych platformach sprzedażowych Dawanda czy Decobazaar, które pośredniczą w sprzedaży rękodzieła za niewielką prowizję. Kiedy klientów przybywało, Bielińska uznała, że warto jednak uruchomić własny e-sklep.
– Po urodzeniu dziecka do swoich kolekcji dodałam serię plakatów dla dzieci z napisami typu „młodszy brat” czy „pokój dwóch supersióstr”. To był strzał w dziesiątkę! – mówi Bielińska. Dziś plakaty dziecięce stanowią 99 proc. jej sprzedaży i to na nich głównie się skupia. – Rozwinęłam przy tym serię plakatów edukacyjnych, jak „Pastelowa mapa”, „Kosmos” czy „Alfabet”. Świetnie idą także plakaty z napisami w języku niemieckim, np. „Kleiner Bruder” i „Grosser Bruder”.
Z miesiąca na miesiąc zainteresowanie ofertą Mojograffi.pl rośnie. Największą popularnością cieszą się prace w formacie 30 na 40 cm za ok. 45 zł. – Sprzedaż sięga już kilkuset sztuk miesięcznie, ale jednocześnie więcej środków przeznaczam na promocję – przyznaje Bielińska i zaznacza, że jej firma zarabia na siebie także dzięki temu, że jej produkty można kupić nie tylko w jej sklepie. – Oferujemy je również w innych sklepach online z artykułami dla dzieci i na platformach sprzedażowych, w tym na amerykańskiej Etsy.
Internetowi pośrednicy
Platformę sprzedażową online, która handluje plakatami z ilustracjami i grafikami różnych artystów, stworzyła też Katarzyna Głogowska, właścicielka poznańskiej firmy Wall-being powstałej dwa lata temu i zatrudniającej dziś cztery osoby. W ofercie jej e-sklepu jest 450 wzorów autorstwa 42 artystów. – Zależało mi, żeby ceny były przystępne, więc zaczynają się od 60 zł za format 40 na 50 cm. Najbardziej popularne są prace dekoracyjne, „kobiece” i „z humorem”. Ale jest też zauważalna sezonowość. Zimą sprzedają się te, które tematycznie związane są z tą porą roku, wiosną z motywami roślinnymi, latem „plażowe” i „działkowe” – opowiada Głogowska i zauważa, że wprawdzie ceny u niej są nieco wyższe niż u konkurencji, ale wynika to z autorskiego charakteru plakatów na jej platformie. – To nie są obrazki z tzw. stocków, gdzie jedynym realnym kosztem jest druk, lecz prace artystów, którzy są wynagradzani za każdą sprzedaż – zaznacza.
Strategia marketingowa jej firmy opiera się głównie na mediach społecznościowych, a opracować ją pomogła agencja interaktywna NuOrder. – Szczęśliwie prowadzi ją mój życiowy partner. Zapewniła nam duże wsparcie w prowadzeniu tzw. kampanii performance marketingowych, doradzając czy pomagając przy obliczaniu kosztów kreacji. Pozwoliło nam to uniknąć wielu błędów – wyjaśnia Głogowska. Wall-being próg rentowności przekroczyła po około półtora roku intensywnej aktywności. – Dziś firma na siebie zarabia, a my skupiamy się na powiększeniu poziomu przychodów i zyskowności.
Sklep internetowy z autorskimi pracami wielu artystów stworzyła również Dagmara Rycicka, założycielka podpoznańskiej firmy 4rooms i właścicielka platformy 4rooms.com.pl. Do współpracy namówiła autorów, których poznała w czasie pracy dla dużej marki odzieżowej. – Naszym warunkiem było to, aby stworzyć ofertę oryginalnych prac w konkurencyjnych i atrakcyjnych cenach. Z czasem rozszerzyliśmy ją o kubki i przypinki z nadrukami, które sami wykonujemy – opowiada Rycicka. Pieniądze, które zainwestowała w swój biznes, poszły głównie na zbudowanie strony internetowej i wykupienie domeny.
Rzecz jasna 4rooms prowadzi także działania marketingowe, które opierają się przede wszystkim na mediach społecznościowych (Facebook i Instagram) oraz prowadzeniu bloga, gdzie klienci mogą szukać inspiracji do urządzania wnętrz z wykorzystaniem oferowanych przez firmę produktów.
– Sprzedaż, poza naszą stroną www, prowadzimy też na portalach skupiających artystów i w stacjonarnych sklepach z ręcznie robionymi dodatkami i dekoracjami. Bardzo dobrze sprawdza się udział w targach rękodzieła, gdzie jednego dnia nasze produkty mogą obejrzeć tysiące osób. Wiele z nich nie tylko nabywa je na miejscu, ale wchodzi także na naszą stronę i robi kolejne zakupy – opowiada Rycicka, która klientów stara się przyciągać również licznymi ofertami specjalnymi. – Regularnie proponujemy różne akcje promocyjne, korzystamy też z promocji w prasie kobiecej, branżowej i wnętrzarskiej.
4rooms (gdzie ceny plakatów zaczynają się od 35 zł) zarabia na siebie od samego początku. – Staramy się trzymać koszty w ryzach, dlatego, mimo bardzo bogatej oferty, nie zwiększamy stanów magazynowych, a nasze produkty są tworzone na zamówienie – mówi Rycicka. Planuje zresztą rozszerzenie oferty o kolejne wyroby wnętrzarskie. – Myślimy też o tym, by w przyszłości otworzyć sklep stacjonarny lub kawiarnię, w której będzie można je nabyć.
Za granicę
Wall-being chce jak najszybciej rozpocząć ekspansję w Europie. – Przygotowujemy anglojęzyczną wersję strony internetowej i badamy potencjalne rynki, na które moglibyśmy wejść w najbliższej przyszłości. Przed nami duży ruch i liczymy na to, że nasze plakaty za jakiś czas będą wisiały np. w Dublinie, Helsinkach, Frankfurcie czy Berlinie – snuje plany Katarzyna Głogowska.
Klientów na całym świecie ma już za to Ula Jurkowska, która nabywców na swoje mapy znalazła nawet w Brazylii. – Naszą przewagą jest to, że klienci mogą szybko i wygodnie zamówić plakat z mapą dowolnego miejsca na Ziemi, z własnym opisem, jak np. ważna data, cytat czy dedykacja. Wyróżnia nas również ekologiczna metoda druku pigmentowego, która nie jest tak toksyczna, jak bardziej popularna i tańsza technologia solwentowa – wylicza Jurkowska, która swój przepis na eksportowy sukces (jakość, wygoda, personalizacja i szacunek dla środowiska) uzupełnia o jeszcze jeden istotny element: – Na rynku międzynarodowym konkurujemy też ceną.
Rynek na fali wznoszącej
Jak szacuje firma PMR, polski rynek wyposażenia wnętrz rośnie od 2013 r. o 5–6 proc. rocznie i sięgnie w tym roku 14,9 mld zł. To ogromna suma, lecz należy pamiętać, że składa się na nią wiele rodzajów produktów, m.in. meble czy podłogi, a materiały dekoracyjne (w tym plakaty i mapy, ale też np. draperie) to tylko jeden z elementów.
Niestety, nikt nie bada samego rynku materiałów dekoracyjnych do mieszkań i domów, niemniej, jak zauważa Jarosław Frontczak, główny analityk handlu detalicznego i kierownik zespołu ekonometryków w PMR, z całą pewnością i on rośnie rok w rok o kilka procent. Perspektywy sprzedaży tego rodzaju wyrobów też są dobre. – Z jednej strony, widzimy obecnie boom na rynku mieszkaniowym, co przełoży się w najbliższym czasie na wzrost popytu na produkty dekoracyjne i wyposażeniowe. Z drugiej, znacząco rośnie w tym względzie świadomość Polaków i chęć ulepszania własnego mieszkania. To, co jest także ważne, to duży wzrost liczby sklepów z tego typu produktami. Oprócz liderów, jak Home & You czy IKEA, coraz większą sprzedaż odnotowują sieci dyskontowe, jak Biedronka i Lidl, a także sklepy niespecjalistyczne, jak Pepco czy TK Maxx – mówi Frontczak.
Więcej możesz przeczytać w 9/2017 (24) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.