Sprawdzamy, ile kosztuje cisza
Offline Glamping, sposób na wyciszenie. / fot. Shutterstock.z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 11/2024 (110)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Znajdziemy ją w wagonie najdroższego pociągu w Polsce i na zamkniętych osiedlach z portierem na straży niepożądanych osób i wydawanych przez nie dźwięków. Możemy pławić się w niej w strefach relaksu spa, lotniczej biznesklasie i elektrycznych autach. Coraz częściej cisza świadczy o luksusie.
Wyszeptana definicja
Czym jest cisza? To zależy dla kogo. – Najczęściej nazywamy tak takie środowisko akustyczne, które nie jest zanieczyszczone niepożądanymi dźwiękami. Dlatego jeśli wyjdziemy przed ganek wiejskiego domu i usłyszymy cykady, dźwięki natury możemy mówić o ciszy – mówi Krzysztof Marciniak, ekolog akustyczny specjalista sound studies, czyli wiedzy o dźwięku. Zwraca uwagę, że podobnie jest gdy mieszkaniec miasta otworzy wieczorem okno i jego spokoju nie mąci melodia miasta: stukot tramwajów, warkot silników, szumiące gdzieś w dali rozmowy.
Krzysztof Marciniak zaznacza, że brak ciszy stygmatyzuje, wyniszcza psychicznie, a nieprzyjazne otoczenie dźwiękowe przyczynia się do atomizacji wspólnot. – Żyjemy w świecie, gdzie cisza staje się towarem deficytowym, gdzie ludzie nie mają wpływu na to, czy przy ich łóżkach będzie hałas czy nie – mówi Marciniak i zaznacza, że cisza nie jest subiektywnym doznaniem akustycznym, a elementem niezbędnym dla zdrowia ludzi i zwierząt. – O wzroście globalnego zanieczyszczenia hałasem powinno się mówić w podobnym tonie jak o emisji gazów cieplarnianych czy kurczeniu się zasobów wody pitnej – dodaje ekspert i przypomina, że każda nowa technologia powinna być sprawdzana pod względem jej możliwego wpływu na delikatny międzygatunkowy interfejs, jakim jest soundscape.
Konstrukcja pejzażu dźwiękowego (soundscape) miast dobrze oddaje rozdział ciszy między klasy społeczne – to piramida wzrostu decybeli, odpowiednia dla każdego z jej poziomów. Od pariasów w podziemiach, slumsach i fawelach, gdzie od hałasu ulicy ich mieszkańców oddziela kawałek blaszanej ściany, po szklane wieżowce z cichymi biurami i dźwiękoszczelnymi salami konferencyjnymi.
Dla wielu cisza nie jest już tylko przerwą od codziennego zgiełku, ale produktem, który można kupić. Biznesy na całym świecie, w tym także w Polsce, dostrzegły ten trend i zaczęły oferować ciszę jako dodatkowy walor, za który klienci są gotowi zapłacić więcej. Ile więc kosztuje cisza? Odpowiedź na to pytanie jest złożona i zależy od kontekstu, w którym ją kupujemy.
Pociąg ponaddźwiękowy
Jednym z najbardziej oczywistych przykładów, jak cisza stała się komercyjnym produktem, są strefy ciszy w środkach transportu publicznego, choćby w pociągach Intercity. Pasażerowie, którzy wybierają te wagony, płacą za możliwość podróży bez niepotrzebnego hałasu, gwaru rozmów czy dźwięków telefonów komórkowych. Koszt takiego komfortu wcale nie jest mały, ale według statystyk PKP Intercity liczba osób, które decydują się na tę opcję, wciąż rośnie. – Widzimy znacznie większe zainteresowanie taką usługą. Ponad 24 proc. więcej pasażerów w 2024 r. (w porównaniu z danymi z 2023 r.) wybrało tę strefę, aby odbyć podróż pociągiem PKP Intercity – informuje Justyna Moskalewicz-Aderek z biura prasowego PKP Intercity.
O tym, ile kosztuje cisza i że są to wydatki w setkach milionów złotych, PKP Intercity przekonuje się także w trakcie zakupów nowego taboru pociągów. – PKP Intercity w prowadzonych przetargach na modernizację i zakup nowego taboru stosuje najnowsze normy dotyczące materiałów wygłuszających wnętrze oraz wymaga spełnienia przepisów opisujących maksymalny hałas dla pojazdów kolejowych – podkreśla Justyna Moskalewicz-Aderek.
Nieruchomości to kolejny sektor, w którym cisza staje się coraz bardziej pożądana. Nowe osiedla nie bez powodu mają nazwy nawiązujące do miejsc gwarantujących spokój: „Zacisze Wilno”, „Oaza Mokotów”. Deweloperzy są pewni, że cisza zawsze dobrze się sprzedaje. Mieszkanie blisko torów kolejowych czy przy ruchliwej ulicy będzie kosztować mniej niż to z widokiem na park.
Wystarczy spojrzeć na ofertę biur na wynajem, by dostrzec zależność między wyceną umieszczenia pracownika w hałasie otwartej przestrzeni (open space), a wynajęciem pomieszczenia na wyłączność, gdzie gwarantowana jest cisza i większa prywatność. Firma Regus, która umożliwia abonamentowe korzystanie z biur, wyraźnie rozróżnia cenowo takie usługi. W niektórych obiektach tworzy pomieszczenia przeznaczone do relaksu, wyciszenia czy ukojenia nerwów. Skorzystanie z nich obejmuje wyższy abonament.
Wakacje bez szumu
Innym przykładem obiektów gwarantujących spokój i ciszę są hotele. Quadrille w Gdyni oferuje strefę wellness, gdzie obowiązuje cisza. Nowy Sztynort to port na Mazurach, który część kei do cumowania łódek przeznaczył dla osób wystrzegających się głośnych imprez nad wodą.
Jak zauważa Aleksandra Klonowska-Szałek, twórczyni SlowHop, platformy do wyszukiwania unikalnych obiektów wypoczynku, w hotelarstwie jest nawet trend nazywany „turystyką ciszy”. – Od dwóch lat widzimy nową grupę gości, która zatrzymuje się wyłącznie w miejscach, tagowanych przez nas jako „bez sąsiadów”. To oznacza, że ludzie chcą się wyspać, odciąć od bodźców i hałasów miasta. Nie dziwi nas to, bo takie trendy panują teraz w całym turystycznym świecie. Ich początkiem były odosobnienia typu „vipassana”, czyli medytacja często w szlachetnej ciszy. Pojawiły się inne trendy turystyczne wokół ciszy i spokoju: ornitologia terapeutyczna, czyli obserwacje ptaków, kąpiele leśne, miejsca tylko dla dorosłych, turystyka snu z menu poduszkowym i zapachami lawendy w pokoju – wylicza współtwórczyni SlowHop.com.
Aleksandra Klonowska-Szałek nie ma wątpliwości, że cisza staje się nową wartością w biznesie. – Jeśli założymy, że dwie osoby są w stanie zapłacić za domek w lesie tyle samo, ile zapłaciłoby sześć osób, to tak – cisza staje się droższa. Koszt ciszy i spokoju w wyższym komforcie wynoszą wtedy nawet dwa, trzy razy więcej niż w agroturystyce. I są osoby skłonne tyle zapłacić – podkreśla prowadząca marketplace.
Wśród trendów turystyki ciszy twórczyni SlowHop wymienia m.in. „miejsca tylko dla dorosłych”. Podobne rozwiązania wprowadzają także restauracje. W polskich metropoliach znajdziemy lokale, które ograniczają liczbę miejsc, by stworzyć odpowiednią atmosferę.
Restauracje „bez dzieci” podkreślają na swoich stronach internetowych, że wypoczynek czy czas na posiłek w ich przestrzeniach będzie spokojniejszy i niezakłócony krzykami czy odgłosem zabaw najmłodszych. Oczywiście taka usługa wiąże się zazwyczaj z wyższymi kosztami. Wynika to z prostej dedukcji przedsiębiorcy: dla komfortu gości pozbawia się pewnej grupy klientów (rodziców dzieci). Cena mniejszego obłożenia zostaje uzupełniona przez zwolenników ciszy, gotowych zapłacić za ten dodatkowy walor więcej.
Przykładem lokali bez dzieci może być krakowska knajpa GMT Georgian Wine and Art Gallery. Jej post o ustanowieniu strefy Child free ze względu na chęć zapewnienia „ciszy i przestrzeni do odpoczynku” zyskał duży rozgłos po tym, jak zaznaczono w nim, że mile widziane są pieski, natomiast dzieci należy zostawić w domu.
Z kolei warszawska Senses, restauracja z gwiazdką Michelin, dba nie tylko o podniebienie, ale także o komfort akustyczny swoich gości. Nazwa nawiązująca do zmysłów jest tu istotna, bo ciche wnętrza mają umożliwić pełne przeżycie kulinarnego doświadczenia.
Cicha jak pralka
Historia zna również przypadki, kiedy cisza przynosiła zyski w sposób mniej oczywisty. Jednym z najciekawszych przykładów jest historia Johna Cage’a i jego słynnej kompozycji „4’33””. Utwór ten, składający się z trzech części, w których wykonawca nie gra żadnej nuty, a jedynie siedzi w ciszy, stał się jednym z najbardziej kontrowersyjnych i zarazem rozpoznawalnych dzieł muzycznych XX w. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że Cage „sprzedał” ciszę, to w rzeczywistości sprzedał ideę ciszy, która zmieniła sposób myślenia o muzyce i przestrzeni dźwiękowej.
Trend dostrzegli też producenci słuchawek bezprzewodowych jak np. JBL, który wprowadza opcję wygłuszenia dźwięków zewnętrznych (tryb noise canceling) w swoim sprzęcie. Trudno o bardziej wyraźny przykład sprzedawania ciszy od klasycznych słuchawek wygłuszających. Nie służą jedynie do zabezpieczenia słuchu dzieci na koncertach. W biurach coraz częściej takie słuchawki noszą osoby, które mają problemy ze skupieniem w kanonadzie niepożądanych dźwięków.
Możemy nie wiedzieć, że płacimy za ciszę, ale chcąc nie chcąc robimy to choćby podczas zakupów sprzętów. Najpowszechniejszy przykład wyceny ciszy spotkamy w branży technologicznej, gdzie redukcja hałasu urządzeń ma określony koszt.
Jeszcze 20-30 lat temu sprzęty AGD takie jak pralki czy odkurzacze emitowały dźwięki na poziomie 70-85 dB (decybeli), co porównywalne jest z hałasem przejeżdżającego obok samochodu czy ruchliwej ulicy. Dla przykładu, pralka z lat 90. emitowała dźwięk na poziomie 75 dB podczas wirowania.
Obecnie, dzięki nowoczesnym materiałom wygłuszającym i zaawansowanej inżynierii, wiele modeli pralek osiąga poziom hałasu rzędu 50-60 dB, co odpowiada zwykłej rozmowie. Modele klasy premium, takie jak pralki marki Miele czy Bosch (z serii „SilencePlus”) osiągają już nawet 47 dB, co sprawia, że są praktycznie niesłyszalne w sąsiednim pomieszczeniu.
Technologie wygłuszające, takie jak dodatkowa izolacja akustyczna, pochłaniacze dźwięku czy amortyzatory wibracji, zwiększają koszty produkcji urządzeń, co wpływa na większą cenę dla konsumentów. W przypadku niektórych produktów, takich jak pralki czy suszarki, koszt dodania takich rozwiązań może wynosić co najmniej 15-20 proc. ceny końcowej. Ta średnia może lekko zaburzać obraz, gdyż często koszty cichszego urządzenia są po prostu wyższe. Z raportu o rynku AGD w Polsce wynika, że konsumenci są skłonni zapłacić o 10–20 proc. więcej za sprzęt AGD, który cechuje się niższym poziomem hałasu.
Samochody klasy premium, takie jak Tesla czy Mercedes-Benz, inwestują ogromne środki w dodatkowe wygłuszenia, lepsze uszczelki i nowoczesne materiały pochłaniające dźwięk, co ma na celu zminimalizowanie hałasu zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz pojazdu. Dla przykładu, elektryczne auto Tesla Model S generuje hałas na poziomie ok. 70 dB przy prędkości 100 km/godz., co jest wynikiem znacznie lepszym w porównaniu z klasycznymi silnikami spalinowymi, które przy tej prędkości osiągają 80-85 dB.
Badania przeprowadzone przez J.D. Power wskazują, że cisza w kabinie pojazdu to jeden z głównych czynników wpływających na zadowolenie klientów z samochodów elektrycznych.
Nie ma równego dostępu do ciszy
– Odkąd zajmuję się tematem ekonomii ciszy zauważam, że wokół tego pojęcia kręci się coraz więcej pieniędzy – mówi Krzysztof Marciniak, ekolog akustyczny. – Tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak definicja ciszy, ona jest bardzo indywidualna, trzeba ją najpierw stworzyć i nazwać, żeby móc ją sprzedać. I to robią przedsiębiorcy np. tworząc strefy bez dzieci w hotelach. Z powodu urbanizacji i innych motywów środowisko akustyczne będzie coraz bardziej zanieczyszczone dźwiękiem, dlatego będziemy skłonni wydać jeszcze więcej na ciszę, co podwyższy jej cenę i sprawi, że dostęp do niej będzie jeszcze bardziej nierówny – zauważa ekspert i jako przykład kosztu ciszy podaje ekrany wygłuszające przy autostradach.
Szacunkowo, ceny ekranów dźwiękochłonnych mogą wynosić 500–1200 zł za metr kwadratowy ekranu (w zależności od materiału i specyfikacji). Na 100 m bieżących ekranu o wysokości 4 m i cenie 1 tys. zł za mkw., koszt samych materiałów wyniósłby około 400 tys. zł. Do tego należy doliczyć koszty instalacji, które mogą wynieść od 20 proc. do 50 proc. wartości materiału.
Jaśmina Wójcik, współautorka filmu dokumentalnego „Symfonia fabryki Ursus”, dostrzega niesprawiedliwość w dystrybucji ciszy między ludźmi z różnych klas społecznych. Bohaterowie jej filmu po 30 latach od zamknięcia słynnej linii produkcyjnej traktorów, wracają do ruin warszawskiego Ursusa, by tam odtwarzać dźwięki, jakie generowali w pracy. To właśnie w przejmującej próbie odtworzenia zgiełku fabryki słychać agresję dźwięków, jakim poddawani byli jej pracownicy.
– Oczywiście praca w hałasie jest torturą – mówi Jaśmina Wojcik. – Na pewno można przywyknąć, ale nie pozostaje to obojętne dla naszego zdrowia. Dlatego osoby narażone na takie warunki powinny mieć zapewnioną szczególną opiekę i podlegać szeroko zakrojonej regeneracji. Myślę, że świetne byłoby, gdyby istniały pokoje ciszy w fabrykach – wytłumione, przeznaczone do odpoczynku.
Biznes zauważa powoli te potrzeby. Na takie rozwiązania dla pracowników zdecydowały się m.in. Volkswagen Poznań, Grupa Lotos i PESA Bydgoszcz. Pracodawcy stworzyli w wybranych zakładach strefy ciszy dające możliwość krótkiego odpoczynku od głośnych maszyn i intensywnych dźwięków towarzyszących procesowi produkcji.
Słuch to jedyny zmysł, od którego nie możemy się odciąć w naturalny sposób. Otoczenie bez przerwy dostarcza nam informacje dźwiękowe – nie mamy wpływu na to, co słyszymy, gdy pokonujemy drogę do pracy, lub jakie dźwięki będą dostawać się do mieszkania mimo zamkniętych okien. Nasz umysł nie odpoczywa zajęty rozpoznawaniem bodźców słuchowych. Dlatego dbanie o jakość akustyczną przestrzeni wokół nas jest tak istotne. Zanim cisza zacznie być chroniona jako dobro wspólne, będziemy musieli za nią zapłacić.
Okazuje się, że jesteśmy w stanie ponieść koszt za ten wyjątkowy komfort, co stawia ciszę w rzędzie najbardziej pożądanych i ekskluzywnych dóbr naszych czasów.
Więcej możesz przeczytać w 11/2024 (110) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.