Saga rodu Barcińskich
Saga rodu Barcińskich, Fot. materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 10/2021 (73)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Gdyby próbować odnaleźć symboliczny punkt zwrotny, w którym szczęśliwa karta odwraca się od Barcińskich, byłby zapewne to feralny dzień 15 listopada 1929 r. Tego dnia Warszawę obiega sensacyjna wiadomość: na Krakowskim Przedmieściu zginął łodzianin Marceli Barciński, jeden z najbogatszych Polaków i znany działacz społeczny. Śmiertelne wypadki samochodowe (nazywane wówczas katastrofami automobilowymi) są wówczas niezwykle rzadkie i niemal zawsze dotyczą bogaczy albo celebrytów, gdyż tylko najwyższe sfery stać jest na luksus, jakim jest auto. Nic dziwnego, że sprawa trafia od razu na czołówki gazet.
„Doceniając wielkie zainteresowanie mieszkańców Łodzi tą hiobową wiadomością jeszcze w nocy redakcja nasza wysłała do stolicy swego współpracownika, który na miejscu zebrał szczegóły katastrofy” – pisze łódzki „Głos Poranny”. Według reportera Barciński „opuścił hotel Europejski o godzinie 12 minut 55 i wsiadł do taksówki nr 2048, która stała przed kawiarnią Europa, z zamiarem odbycia wieczornej przejażdżki. Szofer Bolesław Wysocki otrzymał dyspozycję jazdy na ul. Nowy Świat”. Kierowca jedzie też na plac Piłsudskiego i Krakowskie Przedmieście, w sumie kilkaset metrów, najwyraźniej więc przejażdżka nie ma żadnego innego celu poza rozrywkowym. „Skręcając, szofer nagle zauważył jadący szybko bez światła nocny tramwaj”. Błyskawiczne hamowanie kończy się poślizgiem i zderzeniem. „Dr Barciński uderzył głową o karoserię i ogłuszony przechylił się silnie, rozbijając głową szybę izolacyjną, dzielącą wnętrze samochodu od kierowcy. Szkło przecięło krtań, powodując silny krwotok”. Wezwany lekarz stwierdza wstrząs mózgu, pęknięcie czaszki oraz przecięcie tchawicy. „W niespełna 10 minut po przeniesieniu do szpitala Barciński zakończył życie”.
„Padł jak żołnierz na stanowisku. Onegdaj wieczór wyjechał do Warszawy, celem odbycia nazajutrz konferencji z ministrem Eugeniuszem Kwiatkowskim. Obowiązku tego spełnić nie było mu sądzone” – rozpacza „Głos Poranny”.
W chwili śmierci Barciński jest jednym z najbogatszych łodzian, osobą wpływową w kręgach przemysłowych i politycznych. Sprzyja sanacji, przez co jest znienawidzony w kręgach robotniczych. Wraz z braćmi, uczestniczy w zarządzaniu gigantyczną fabryką Przemysł Wełniany S. Barciński i Ska, której wielkość zbudował jego ojciec Salomon. Wkrótce po śmierci Marcelego zaczynają się kłopoty fabryki. Aż do wybuchu II wojny światowej przedsiębiorstwu nie uda się wyjść na prostą, dzieła zniszczenia dokończy niemiecki okupant. Żeby jednak prześledzić wielkość i upadek zakładów, trzeba się cofnąć o ponad 80 lat.
Złote cła, złoty wiek
W 1850 r. w Nieszawie niedaleko Włocławka, w żydowskiej rodzinie Abrahama i Liby, rodzi się Salomon Barciński. Jego ojciec Abraham jest właścicielem składu towarów włókienniczych, które kupuje w Łodzi i sprzedaje na prowincji. Salomon uczy się w gimnazjum we Włocławku, ale go nie kończy, po piątej klasie przenosi się do Łodzi, gdzie odbywa praktykę kupiecką u dalekich krewnych. Trafia na czas doskonałej koniunktury gospodarczej, w Łodzi w zawrotnym tempie rozwija się wtedy przemysł włókienniczy. Niesiony falą Salomon w 1871 r. zakłada spółkę handlową z Ludwikiem Hille, przemysłowcem ze Zduńskiej Woli. Hille produkuje już wtedy towary wełniane, zadaniem Salomona jest zorganizować ich zbyt.
W 1872 r. Barciński żeni się z młodszą o trzy lata Ruchlą Birnbaum, córką znanego już wówczas w Łodzi kupca i przemysłowca. Ruchla, zwana później Rozalią lub Różą, to wymarzona partia dla Salomona. Jej ojciec, Izydor, reprezentuje w Łodzi kilka firm zagranicznych i należy do burżuazyjnej śmietanki miasta. Prawdopodobnie w końcu lat 80. XIX w. powstaje w Łodzi dom handlowy I. Birnbaum i Ska, którego współudziałowcem – obok Izydora – zostaje jego zięć Salomon. Oprócz produkcji i sprzedaży tekstyliów firma zajmuje się też pośrednictwem w handlu nieruchomościami.
W 1878 r. władze rosyjskie wprowadzają „złote cła”, co oznacza wprowadzenie wysokich, niemal zaporowych opłat na wwóz importowanych towarów do Imperium. Dla polskich włókniarzy z Królestwa Polskiego to początek prosperity. W połowie lat 80. rola Barcińskiego w biznesach teścia błyskawicznie rośnie. Firma specjalizuje się m.in. w produkcji nieznanej prawie jeszcze w Polsce sztucznej wełny. Do jej wytwarzania Salomon wykorzystuje przywożone z Niemiec szmaty, które – jako odpad – nie podlegają cłu. Po specjalnej dezynfekcji produkuje się z nich elegancką przędzę, co okazuje się przedsięwzięciem nadzwyczaj opłacalnym.
U schyłku XIX w. kierowane przez Barcińskiego zakłady zatrudniają ponad 500 robotników, mają 230 krosien mechanicznych i ponad 5 tys. wrzecion. Według historyka Kazimierza Badziaka, on sam jest już wtedy jednym z najbogatszych przedsiębiorców w Łodzi.
Awans społeczny
W symbolicznym dniu 1 stycznia 1900 r., na bazie dotychczasowych biznesów, powstaje nowa firma Przemysł Wełniany S. Barciński i Ska. Obok samego Salomona, coraz większą rolę w zarządzie przedsiębiorstwa odgrywać zaczynają jego dorośli synowie: Henryk i Stefan. Perłą w koronie rodzinnego biznesu stają się zakłady włókiennicze przy ul. Tylnej. Powstaje tam również przeznaczony na potrzeby rodziny właściciela luksusowy pałac zaprojektowany przez Franciszka Chełmińskiego. Na pierwszym piętrze Barciński urządza piękną salę balową z kominkiem. Stropy budynku zdobi bogata sztukateria, przy budynku powstaje ogród zimowy, a także romantyczny park. Przeprowadzka do pałacu oznacza dla rodziny symboliczne ukoronowanie wieloletniego awansu społecznego i procesu asymilacji z polską kulturą, mimo że Barcińscy nadal wyznają judaizm. Określają się już jednak jako „Polacy wyznania mojżeszowego”.
Pod koniec XIX w. Barciński wchodzi w skład konsorcjum, którego celem jest uruchomienie w Łodzi sieci tramwajów elektrycznych. Zaproszenie do udziału w przedsięwzięciu dostają najważniejsi biznesmeni miasta, w większości chrześcijanie. Początkowo władze carskie nie chcą się zgodzić na wejście Salomona do konsorcjum. Powołują się na ukaz z 1887 r., w myśl którego Żydzi nie mogą brać udziału w miejskich przedsięwzięciach użyteczności publicznej. Ostatecznie jednak, pod wpływem nacisków Polaków, ustępują. W końcu Barciński zostaje nawet dyrektorem zarządu spółki, co jest ewenementem, bo Żydzi są wówczas z tego typu funkcji najczęściej wykluczani. W grudniu 1898 r. bierze udział w uroczystości oddania do użytku pierwszej w mieście linii tramwajowej.
Nobilitacja finansowa i społeczna powodują, że Barcińscy przejmują stopniowo zwyczaje właściwe ówczesnej elicie. W latach 80. wśród łódzkich Żydów zaczyna się moda na kolekcjonowanie sztuki – Barciński nie pozostaje w tyle. W swych zbiorach posiada cenne obrazy żydowskiego impresjonisty Samuela Hirszenberga oraz modernisty Jana Rosena. Wiemy o tym, gdyż dzieła te wypożyczane są przez niego na publiczne wystawy. „O ile jeszcze w latach 70. potrzeby estetyczne nuworyszy były znikome i brak było u nich wyrobienia zmysłu piękna, o tyle teraz zaczęto nabywać prawdziwe dzieła sztuki o najwyższej wartości artystycznej, a ich posiadanie zyskiwało właścicielom opinię niekoniecznie kolekcjonerów, ale koneserów rzeczy pięknych, tak pożądaną wśród ludzi pieniądza” – pisze Stefan Pytlas w książce „Łódzka burżuazja przemysłowa”.
Zbiory Salomona przejmuje i rozwija jego syn Stefan. Wraz z żoną Reginą fascynują się zwłaszcza dziełami Hirszenberga, kupują też obrazy Jana Fałata. W przededniu wybuchu I wojny światowej stają się inicjatorami pierwszej w mieście stałej wystawy sztuki złożonej ze zbiorów prywatnych.
Salomon Barciński angażuje się też w inicjatywę budowy szkoły rzemiosł „Talmud Tora” przeznaczonej dla żydowskich sierot. Już wkrótce w jej murach kształci się kilkuset uczniów. Umiera w kwietniu 1902 r.
Filozof i literat
Zgodnie z ówczesnym zwyczajem, po śmierci Salomona zbiera się rada familijna. Jej celem jest m.in. objęcie opieką finansową nieletnich dzieci zmarłego: Lucyny i Adama. Radzie udaje się również oszacować majątek Salomona na prawie 200 tys. rubli. Warto dodać, że jeszcze za życia przekazał on jednak część majątku dorosłym synom, którzy teraz obejmują stery pozostawionej fabryki. Henryk zostaje dyrektorem zarządzającym, Stefan – dyrektorem handlowym, zaś Marceli – członkiem zarządu. Bracia muszą się mierzyć z kryzysem przemysłu włókienniczego spowodowanego spadkiem eksportu w głąb Rosji. Żeby zmniejszyć koszty produkcji, inwestują w modernizację parku maszynowego, instalując m.in. pięć motorów elektrycznych. Kryzys pogłębia wybuch I wojny światowej i niemiecki rabunek zakładów przemysłowych Łodzi. Barcińscy tracą surowce, maszyny i przeznaczone już do sprzedaży gotowe produkty. Po odzyskaniu niepodległości wojenne straty przedsiębiorstwa miasto oszacuje na 976 tys. rubli.
Spośród dzieci Salomona największą sławę zdobywa urodzony w 1881 r. Marceli. Jako najzdolniejszy z rodzeństwa zostaje wysłany na studia literaturoznawcze i filozoficzne do Lipska, tam też uzyskuje tytuł doktora. Jego pasją jest jednak teatr – staje się zresztą nie tylko dość znanym recenzentem, ale też sam próbuje sił jako dramaturg. W 1902 r. na deskach łódzkiego teatru Victoria ma miejsce premiera jego czteroaktówki „Niewolnicy”. Ze względu na to, że autorem jest przemysłowiec, zainteresowanie sztuką jest ogromne, zwłaszcza wśród miejscowych biznesmenów, 600-osobowa widownia wypełniona jest po brzegi. Mniej entuzjazmu wykazuje prasa („Sztuka przeładowana jest mnóstwem frazesów nienowych”), mimo to nie przekreśla szans młodego twórcy. „Utwór Barcińskiego zdradza w autorze nerw sceniczny i pewne uzdolnienie, które może kiedyś nawet rozwinąć się i przybrać cechy talentu” – pisze krytyk literacki „Gazety Łódzkiej”. Wkrótce Marceli wchodzi w skład Towarzystwa Teatralnego Łodzi, mocno lobbuje za powstaniem teatru polskiego w tym mieście. Współtworzy założone w 1910 r. łódzkie Muzeum Nauki i Sztuki.
Ozębiona paszcza przemysłu
Gdy w 1913 r. przy Towarzystwie Popierania Przemysłu i Handlu powstaje Sekcja Włókiennicza, grupująca firmy zatrudniające powyżej 200 robotników. Barciński zostaje jej stałym sekretarzem. Gdy po wybuchu I wojny światowej Łódź zajmują Niemcy, Marceli uczestniczy w negocjacjach z rządem w Berlinie mających na celu ochronę polskiego biznesu. Później – po odzyskaniu niepodległości – zostaje jednym z bardziej znanych działaczy gospodarczych. Na łamach prasy wchodzi w polemiki z przedstawicielami organizacji socjalistycznych. Uważany jest za zwolennika sanacji, bez pardonu wytykane jest mu żydowskie pochodzenie oraz rzekome związki z masonerią. Lewicujący publicysta „Głosu Prawdy” radzi mu nawet złośliwie, żeby „dla uspokojenia nerwów oddał się zabiegom wodoleczniczym i przeniósł się przynajmniej chwilowo w stan spoczynku”. „Przez sfery robotnicze uważany za sztandarowego reprezentanta interesów przemysłowców, był zawsze przede wszystkim obrońcą gospodarki, adwersarzem lojalnym i gentelmanem na wskroś. Zjednało mu to szacunek nawet wśród jego przeciwników najzjadliwszych, czyli robotników łódzkich” – napisze jednak po jego śmierci prasa.
Rok przed niespodziewaną śmiercią, chcąc promować przemysł włókienniczy i ukochaną Łódź, Marceli wpada na pomysł, którego nie powstydziliby się współcześni specjaliści od PR. Zaprasza przedstawicieli prasy z całej Polski i organizuje im wycieczkę po najnowocześniejszych zakładach tekstylnych miasta. Izaak Damm, redaktor lwowskiej „Chwili”, nazywa Łódź „polskim Manchesterem”. „Pod kierunkiem dra Marcelego Barcińskiego prowadzona wycieczka dziennikarska w poniedziałek przed południem ruszyła w samochodach do zakładów przemysłowych Łodzi” – z zachwytem relacjonuje dziennikarz. – „To dziś rozhukane setkami tysięcy machin miasto, powstałe na gruzach w drugiej połowie dziewiętnastego stulecia jeszcze skromnych ręcznych warsztatów pracy. Wyposażone we własne elektrownie, zgromadziły w przestrzennych halach tysiące drobnych maszyn i kolosów, które surowiec od pierwszego procesu czyszczenia, szarpania, pulchnienia i rozciągania pędzą z zawrotną szybkością do siostrzyc o mechanizmach niezwykle czułych i skomplikowanych, by potem, wyjąwszy półprodukt z ozębionej paszczy machiny, owić na szpule, zespolić i zszyć do czystej, mocnej tkaniny”.
Niestety dynamiczny rozwój zakładów wkrótce przerwie wielki kryzys ekonomiczny. Po śmierci Marcelego zakłady Barcińskich zaczynają popadać w długi, firmie nie udaje się wyjść na prostą aż do wybuchu II wojny światowej.
Post scriptum
W czasie okupacji majątkiem firmy będzie zarządzał niemiecki komisarz. Po wyzwoleniu w miejsce przedwojennej fabryki powstaną Państwowe Zakłady Przemysłu Wełnianego im. 9 Maja. W czasach świetności, pod koniec lat 60., będą one eksportować tkaniny do ZSRR, Stanów Zjednoczonych, Maroka, Tunezji, Libanu, Ghany, Syrii i Bułgarii. Będzie w nich pracować prawie 2 tys. robotników. Z produkowanych tu tkanin będą powstawać sukienki, kostiumy i płaszcze. Firma upadnie w czasach III Rzeczypospolitej. Jedyną pamiątką po wielkości rodu jest dziś luksusowe osiedle Barciński Park wybudowane w miejscu dawnych zakładów przy ul. Tylnej. Większość industrialnych budynków została wyburzona, zachował się jedynie 52-metrowy komin, zaaranżowane na lokale usługowe dawne magazyny oraz 50 loftów urządzonych w gmachu dawnej przędzalni.
Więcej możesz przeczytać w 10/2021 (73) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.