Spółka dla startupu
materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 11/2016 (14)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Wśród licznych pomysłów zawartych w tzw. planie Morawieckiego pojawiła się też idea wprowadzenia nowego rodzaju przedsiębiorstwa – prostej spółki akcyjnej, z myślą o specyficznych potrzebach startupów. Na czym miałaby polegać?
Mówiąc najkrócej, chodzi o umożliwienie szybkiej i prostej rejestracji firmy, niskie wymogi kapitałowe, ułatwienie wprowadzania programów typu ESOP (employee stock option plan, czyli program opcji pracowniczych – od red.) i ułatwienie inwestycji dłużnych. Sam pomysł zrodził się na skutek spostrzeżenia, że jedną z barier rozwoju innowacyjnej przedsiębiorczości wysokiego ryzyka jest prawo dotyczące spółek. Prace nad prostą spółką akcyjną trwają od kilku miesięcy i choć wciąż niemal nic nie jest przesądzone, powoli wyłania się obraz tego, jak miałaby ona wyglądać.
I jaki jest to obraz?
PSA będzie można rejestrować przez internet, podobnie jak teraz spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Rozważana jest koncepcja obniżenia kapitału zakładowego do 1 zł lub całkowitej z niego rezygnacji. To brzmi kontrowersyjnie, ale pamiętajmy, że już wcześniej odrzucony projekt noweli kodeksu spółek handlowych zakładał taką możliwość dla spółek z o.o.
W ocenie projektodawców aktualnie obowiązujące minimum kapitałowe, czyli 5 tys. zł, nie pełni jakiejkolwiek funkcji gwarancyjnej wobec wierzycieli. Znacznie większe kwoty można przecież szybko wydać, zatem zerwijmy z tworzeniem pseudowiarygodności. Jednocześnie nawet odpowiadanie całym majątkiem nie zapobiega unikaniu ponoszenia finansowych konsekwencji. Niewykluczone, że w toku debat w „Zespole do opracowania rekomendacji w zakresie projektu przepisów regulujących prostą spółkę akcyjną”, bo tak brzmi jego pełna nazwa, wyklaruje się i zostanie zarekomendowana koncepcja modelowych (opcjonalnych) klauzul umownych między akcjonariuszami. To znane wszystkim inwestorom mechanizmy, takie jak anti-dilution, tag-along, drag-along czy vesting. Jeśli te mechanizmy znajdą się w przepisach, to postawią w nieco lepszej sytuacji założycieli nowatorskich biznesów, zazwyczaj z nimi niezaznajomionych.
O co dokładniej chodzi w tych klauzulach?
Anti-dilution służy wspólnikom do tego, aby ich udziały nie zostały zbytnio rozwodnione. Tag-along czy drag-along dają inwestorowi możliwość sprzedaży udziałów przed pomysłodawcami biznesu lub ułatwienia w prowadzeniu negocjacji dotyczących sprzedaży udziałów. Pamiętajmy, że to inwestor pozwala tutaj rozwijać się biznesowi, choć bez pomysłodawców startupy nic nie zrobią. Pomijając sytuacje skrajne, jak śmierć czy choroba uniemożliwiająca pracę, często bywa tak, że ktoś się zwyczajnie znudził, zmienił plany, stwierdził, że dostał lepszą propozycję itp. Zatem takie klauzule, jak wyłączność operacyjna lub vesting pozwolą zabezpieczyć się przed „ucieczką” założycieli i zwiążą ich operacyjnie z biznesem. Mam jednak nadzieję, że w PSA znajdzie się cała pula ogólnych reguł kształtowania tych klauzul, które funkcjonują już na rynku, ale obecnie nie mają ram kodeksowych. Gdy je stworzymy, każdy będzie mógł z nich korzystać bez obaw, że w umowie cywilnej są jakieś niekorzystne dla niego kruczki prawne.
Czy zapowiadają się jakieś rewolucyjne rozwiązania?
Prawdziwą rewolucją może być koncepcja przeniesienia do PSA anglosaskiego modelu kształtowania struktury organizacyjnej spółki, czyli połączenie funkcji zarządczych i nadzorczych w jednym organie (tzw. system monistyczny). W takiej radzie dyrektorów zasiadaliby jednocześnie menedżerowie operacyjni i niezarządzający reprezentanci inwestora. Tym ostatnim dałoby to skuteczniejsze narzędzie kontroli. Przyznaję, że byłaby to zmiana bardzo głęboko ingerująca w ugruntowany już system prawa spółek. Ale nie wyklucza się, że będzie to tylko opcja konkurencyjna w stosunku do tej z tradycyjną fakultatywną radą nadzorczą.
Co już jest przesądzone?
Zasadnicze założenie jest takie, aby iść w stronę maksymalnego uproszczenia. Przesądzone są więc protokoły z Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy bez formy aktu notarialnego, bo to zbędne koszty, czy procedura likwidacji oparta na modelu sp. z o.o.
Chodzi o to, by przedsiębiorcy, zwłaszcza początkujący, mieli możliwość skupienia sił i środków na rozwijaniu biznesu, zamiast grzęznąć w procedurach. Rzecz jasna prawnicy dyskutują teraz, czy tworzymy nową formę prawną, czy uelastyczniamy coś, co już istnieje, niemniej generalnie wyłania się nam obraz czegoś pomiędzy spółką z ograniczoną odpowiedzialnością a spółką akcyjną.
Rejestracja przez internet, kapitał w wysokości 1 zł, inne uproszczenia... to brzmi jak zaproszenie do korzystania z tzw. słupów.
Cóż, obawa oczywiście jest. Nie ma rozwiązań idealnych. Niemniej pomysł dotyczy specyficznej grupy przedsiębiorstw, które mają problemy niespotykane w żadnym ustabilizowanym biznesie i pewne oczekiwania. Startupy to firmy, gdzie właściwie stale brakuje kapitału, niekiedy latami są nierentowne, a więc – wedle przepisów – nadają się do likwidacji i tylko czekają na kolejne rundy finansowania, żeby w ogóle przetrwać. Jednocześnie prowadzą je założyciele i kontroluje inwestor. Chodzi zatem o to, by je uporządkować, nadać ramy, w których wyeliminujemy pewne ryzyka, a obie strony będą się czuły bezpiecznie.
Na taką zmianę rynek czekał od lat. Dotychczas stosowano bowiem konstrukcje, które są próbą przeniesienia na nasz rynek wzorców amerykańskich czy brytyjskich, i zawsze był dylemat, czy to nie jest obejście prawa. Dzięki PSA stworzymy spółkę, która będzie prosta, założyciele nie będą czuli się zagubieni, a formuła stanie się wygodna dla funduszy. Jednocześnie ład korporacyjny będzie możliwie przejrzysty dla inwestorów.
Może wystarczyłoby upowszechnienie spółki komandytowej?
Dobre pytanie. W końcu można założyć spółkę komandytowo-akcyjną funkcjonującą w sposób dość podobny. Jednak jest ona wciąż zbyt sformalizowana, choćby z powodu notariusza i wymogów kapitałowych, które nie przystają do rynku startupowego. Spółka z o.o. jest z kolei za mało elastyczna, za mało otwarta. Spółki osobowe zaś zupełnie nie mieszczą się w konstrukcji tego biznesu, gdyż fundusz czy anioł biznesu, którzy dają pieniądze, nie chcą ponosić odpowiedzialności za bieżące wydarzenia w przedsiębiorstwie.
Poza tym spółki osobowe nie mogą emitować instrumentów dłużnych, więc taki inwestor musiałby wejść do firmy jako wspólnik. Oznacza to, że byłby zmuszony do wzięcia odpowiedzialności za zarządzanie, za długi... Coś takiego jest dla niego absolutnie nie do przyjęcia. Dodajmy też, że wiele podmiotów, które wydają środki publiczne, nie zezwala na inwestowanie w spółki osobowe. Stanęło więc na tym, by stworzyć coś zupełnie od nowa.
Każdy będzie mógł założyć PSA? Będzie można w tej formule prowadzić nie tylko startup, ale także sklep czy piekarnię?
Na pewno nie będą mogły być takimi spółkami instytucje finansowe czy przedsiębiorstwa notowane na giełdzie. Ale generalnie, nie da się w kodeksie zapisać, że to formuła tylko dla startupu, choćby dlatego, że nie ma jego jednej definicji. Mimo że PSA jest tworzona z myślą o startupach, liczę się z tym, że będzie wykorzystywana nie tylko przez nie. Niemniej konstrukcja przewidująca programy pracownicze, wejście inwestorów i kontrole rady dyrektorów w sklepie czy piekarni nie jest do niczego potrzebna. One raczej będą zostawały przy spółkach z o.o. lub osobowych.
Podejrzewam jednak, że nie da się uniknąć tworów-potworów...
One zawsze powstają. Czego nie zapiszemy, to rynek znajdzie pomysł, by to obejść albo twórczo wykorzystać. Mam jednak nadzieję, że uda się podejść do sprawy przez pryzmat tego, co się dzieje w krajach z bardziej rozwiniętą kulturą inwestycyjną. Temu też służyły wielopodmiotowe konsultacje prowadzone od kilku miesięcy przez stronę ministerialną, fundusze inwestycyjne, przedstawicieli środowisk startupowych, uniwersyteckich i prawniczych, które, notabene, cieszyły się bardzo dużym zainteresowaniem. Jeśli na 10 biznesów innowacyjnych powstanie jeden, który będzie próbował wykorzystać tę konstrukcję dla ustabilizowanego przedsiębiorstwa, to moim zdaniem jest to ryzyko, które warto podjąć.
Czy jest możliwe, że PSA z jakichś powodów jednak nie zaistnieje?
Z tego co widzę, wola polityczna, by PSA wprowadzić, jest silna. Sam fakt, że jest to element nagłaśnianego „Planu na rzecz odpowiedzialnego rozwoju”, jak oficjalnie nazywa go Ministerstwo Rozwoju, kierowane przez, bądź co bądź, wicepremiera Morawieckiego, o czymś jednak świadczy. Sądzę więc, że jest szansa, że już w 2017 r. powinniśmy zobaczyć na rynku pierwsze proste spółki akcyjne.
Więcej możesz przeczytać w 11/2016 (14) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.