Prawdziwe terenówki – ginący gatunek?

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 4/2025 (115)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Każdy chyba kojarzy charakterystyczne, kanciaste kształty Jeepa Wranglera, dość siermiężną sylwetkę starego Land Rovera Defendera czy potężną Toyotę Land Cruiser. Co ciekawe, każdy z tych modeli przetrwał trudne czasy i nadal jest produkowany. Oczywiście najnowsze generacje tych modeli bardzo różnią się od tych, które wytwarzano jeszcze dekadę temu. Nawet najtwardsze terenówki mają teraz komfortowe, bogato wyposażone wnętrze i mnóstwo pokładowej elektroniki.
Niezniszczalna jak Toyota
Na tym tle wyróżnia się nowa Toyota Land Cruiser, która od dekad cieszy się opinią niezniszczalnego samochodu, docenianego na całym świecie. O jej jakości świadczy choćby powszechne wykorzystywanie tego modelu w trakcie konfliktów zbrojnych, choć akurat z takiej reklamy Toyota raczej nie jest zadowolona. Co ciekawe, w czasach, gdy normy emisji i elektryfikacja wdzierają się nawet do najbardziej klasycznych segmentów, Toyota postawiła na sprawdzone rozwiązania. Nowy Land Cruiser jest ogromny, masywny i nawiązuje stylizacją do modeli poprzedniej generacji, nie siląc się na bycie SUV-em dla „mieszczuchów”.
Co więcej, pod maską nowej, terenowej Toyoty pracuje – jak za dawnych lat – duży, mocny turbodiesel. To silnik 2.8 o mocy 205 KM oraz momencie obrotowym równym 500 Nm, bezcennym w trakcie jazdy w trudnym terenie. Jest to pójście zdecydowanie wbrew trendom, bo np. dostępny w Polsce Jeep Wrangler występuje jedynie w wersji benzynowej lub jako hybryda plug-in. Nie ma już wariantu z silnikiem Diesla, który przecież całkiem dobrze sprawdza się w off-roadzie.
Poza tym, w odpowiedniej wersji, Land Cruiser daje do dyspozycji wszystkie możliwe udogodnienia, jakie są niezbędne w trakcie jazdy w terenie. Do dyspozycji mamy więc nie tylko napęd 4x4 oraz automatyczną skrzynię biegów z reduktorem, ale również blokadę mechanizmu różnicowego tylnego mostu, jak i tę międzyosiową. Mając na pokładzie te urządzenia, trzeba naprawdę postarać się, by zakopać auto w błocie lub utknąć na środku strumienia.
Elektronika pomoże w terenie
Tym bardziej że wspiera nas też elektronika, dbając o optymalny rozkład momentu obrotowego na każde z kół, a nawet wspomagając w dozowaniu gazu. Na pokładzie znajduje się system Multi-Terrain Selec (STS), który pozwala wybrać tryb jazdy zależnie od nawierzchni. Zdefiniowano osobne ustawienia m.in. na błoto, piasek, kamienie czy śnieg. Przydatnym dodatkiem są również kamery, które przekazują na duży ekran informacje o otoczeniu samochodu. Nie ma mowy, by wjechać w kamień lub inny niewielki obiekt, niewidoczny z fotela kierowcy. Chyba że zignorujemy obraz pokazywany na ekranie. Land Cruiser potrafi też samodzielnie „pełzać”, utrzymując stałą, niską prędkość w trakcie jazdy w trudnym terenie. To cenne udogodnienie w piasku lub błocie, gdy ważne jest utrzymanie stałej prędkości. Ciekawostką jest też tryb do jazdy w głębokiej wodzie.
Toyota Land Cruiser to znakomity samochód, ale wiadomo, że każdy lubi mieć wybór. I na szczęście nadal mamy możliwość zakupu aut kilku różnych marek, o ile rzeczywiście potrzebujemy prawdziwego samochodu w teren. Nadal można bowiem sięgnąć po Jeep Wranglera, który w wersji Rubicon faktycznie potrafi sprawnie poruszać się poza drogami, a jedną z jego zalet są bardzo duże kąty natarcia i zejścia. Inne jego wersje są jednak po prostu niezbyt poręcznymi, ogromnymi samochodami, które przede wszystkim podkreślają wizerunek właściciela, ale już niekoniecznie sprawdzą się w błocie i piasku. Podobnie jest z inną legendą off-roadu, czyli Land Roverem Defenderem. Teraz to model zdecydowanie bardziej luksusowy niż znany dwie dekady temu „blaszak”. W odpowiedniej wersji Defender może być jednak bardzo skuteczny poza asfaltem. I można go też kupić w wersji z dieslem.
Off-roadowy klasyk także na prąd
Oczywiście nadal w ofercie jest Mercedes klasy G – wciąż pancerny, choć teraz nierzadko bardziej kojarzony z celebrytami niż eksploracją bezdroży. Co ciekawe, to jednak nadal wóz, który może być wyposażony w komplet urządzeń wspierających jazdę w trudnym terenie. Dzięki technice Mercedes klasy G rzeczywiście potrafi pokonywać bezdroża równie sprawnie jak wspomniana wcześniej nowa Toyota Land Cruiser. Co więcej, Mercedes nadal daje wybór napędu. Można kupić klasę G z silnikami benzynowymi: mniejszym, 3-litrowym, o mocy 449 KM albo zdecydowanie większym i mocniejszym, 4-litrowym, 585-konnym. Ten drugi umieszczony jest pod maską wersji sygnowanej logo AMG, co wskazuje na sportowe aspiracje auta. Oczywiście ten potężny, kanciasty samochód nie będzie w stanie szybko jeździć na torze wyścigowym, ale jego osiągi rzeczywiście są imponujące, podobnie jak efektowny klang 8-cylindrowego silnika. Tyle że to nie jest wersja w teren, lecz taka, którą można zadawać szyku przed modnym klubem. Jednak Mercedes oferuje też model G z dieslem – to najtańszy wariant i jednocześnie najlepszy do off-roadu.
Ciekawostką jest natomiast wersja elektryczna. Pewnie niektórzy mogą sobie zadawać pytanie: czy samochód do off-roadu może mieć napęd elektryczny? Czy to w ogóle ma sens? Jeszcze kilka lat temu na takie pytanie odpowiedź byłaby jednoznaczna: nie ma. Jednak przez ostatnią dekadę baterie stały się bardziej wydajne, a silniki elektryczne mają mniejsze rozmiary i lepsze osiągi. Dzięki tej ewolucji w napędzie elektrycznym mógł powstać Mercedes EQG, czyli po prostu elektryczna klasa G.
Do jej napędu służą cztery niezależne silniki na prąd o łącznej mocy 587 KM i potężnym momencie obrotowym równym 1185 Nm! To wartość na poziomie potężnych ciągników siodłowych, ciągnących kilkudziesięciotonowe naczepy. W terenie efektywne wykorzystanie takich możliwości wymaga albo niebywałych umiejętności albo wspomagania ze strony elektroniki. W elektrycznej klasie G postanowiono na to drugie rozwiązanie – to komputer decyduje o rozdziale momentu obrotowego i nadzoruje przyczepność każdego z kół. Napęd działa całkowicie niezależnie, nie są potrzebne żadne blokady mechanizmów różnicowych, bo po prostu ich nie ma. To optymalne rozwiązanie na bezdroża.
Co ciekawe, możliwość dowolnego sterowania każdym z kół pozwoliło w pewnym sensie sterować klasą G jak czołgiem. Auto potrafi wykonać G-Turn, czyli obrócić się w miejscu. Wystarczy włączyć odpowiedni tryb jazdy i przeciwległe koła zaczynają się obracać w przeciwnych kierunkach. To oczywiście gadżet i ciekawostka, ale od czasu do czasu taka możliwość może się przydać, np. gdy utkniemy w wąskim wąwozie albo między drzewami. To się akurat zdarza.
Oczywiście elektryczne terenówki nie są idealne. Mimo zastosowania w EQG dużych baterii, zasięg samochodu spada w niesamowitym tempie w trakcie jazdy w błocie lub piachu. W takich warunkach napęd pochłania ogromne ilości energii, a przecież ładowanie elektryka w trakcie off-roadowej wyprawy może być nie lada problemem. Minusem jest również to, że elektryczna klasa G waży 3 t i to bez pasażerów i bagażu. To na pewno nie zwiększa jej skuteczności w trudnym terenie. Cóż, choć klasa G na prąd rzeczywiście potrafi być skuteczna poza utwardzonymi drogami, to na razie pozostaje ciekawostką, a nie autem na off-roadowe wyprawy.
SUV-y z ambicjami
Obok nielicznych prawdziwych terenówek, na rynku mamy również wiele modeli z pogranicza gatunków, czyli takich, które z jednej strony są luksusowymi SUV-ami, ale z drugiej potrafią – chociaż w ograniczonym stopniu – poruszać się w terenie. Swoje zdolności zawdzięczają napędowi 4x4, mocnym silnikom oraz zwiększonemu prześwitowi. Z drugiej strony, mają wyposażenie, które sprzyja codziennej, zwyczajnej jeździe i to w bardzo komfortowych warunkach.
Do grupy takich pojazdów możemy zaliczyć przede wszystkim najdroższe, największe i najbardziej luksusowe SUV-y. Choćby takie, jak Audi Q7 i Q8, Mercedesy GLE i GLS, a także Range Rovera. I choć ułatwiają jazdę po wertepach z pomocą elektroniki, nierzadko mają też pneumatyczne zawieszenie pozwalające zwiększyć prześwit, to jednak ich kompetencja na bezdrożach kończy się tam, gdzie pojawiają się błoto i głębokie koleiny.
Zdecydowanie udawanymi off-roaderami są natomiast inne duże SUV-y takie, jak np. Porsche Cayenne albo o wiele droższe Lamborghini Urus. Te samochody mają mocne silniki, świetne osiągi, a nawet off-roadowy tryb, ale i tak nie poradzą sobie z terenem trudniejszym niż leśny dukt albo polna droga. Za to nie można narzekać na ich wyposażenie dotyczące luksusu i nowoczesnych technologii. Czujniki parkowania, radary, kamery, wielkie ekrany, zaawansowane zawieszenie – wszystko to znajdziemy na pokładzie dużych i drogich SUV-ów. Wszystko oprócz rozwiązań, które umożliwiają jazdę w rzadko uczęszczanych i trudnych obszarach.
Chociaż prawdziwe samochody do jazdy w terenie to faktycznie w obecnych czasach coraz rzadszy gatunek, to jednak nadal można je kupić, o ile dla kogoś rzeczywiście ważna jest możliwość jazdy po bezdrożach. Tyle że wybór nie jest już tak duży, jak przed laty. Nie ma już na rynku słynnych niegdyś, japońskich, dużych terenówek jak choćby Mitsubishi Pajero albo Nissan Patrol. Została Toyota ze swoim Land Cruiserem, pozostały też Jeep Wrangler oraz Land Rover Defender, choć w mocno ucywilizowanych wariantach. Nadal jest także do kupienia Mercedes G, ale i ten model stał się raczej synonimem luksusu, a nie skutecznej jazdy poza drogami. Mimo że nadal świetnie sobie radzi w trudnych warunkach.
Cóż, większość producentów samochodów zmierza jednak mocno w stronę luksusowych SUV-ów, eksperymentując także z elektryfikacją aut. Na szczęście nie znaczy to, że prawdziwe terenówki całkiem wyginęły.nbsp;

Więcej możesz przeczytać w 4/2025 (115) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.