Idealny świat innowacji, czyli w poszukiwaniu jednorożców, wielbłądów i karaluchów
Debata My Company Polska, EIT Health i Sieci Badawczej ŁukasiewiczJedyna słuszna definicja innowacji nie istnieje, bo na innowacje trzeba patrzyć z różnych perspektyw. Jedni powiedzą, że innowacje są zarezerwowane wyłącznie dla wysoko rozwiniętych spółek technologicznych. Zdaniem innych, innowacja to każda poważniejsza zmiana w organizacji, która zmienia model biznesowy. I masz tu, founderze, placek.
Abstrahując od określeń, większość polskich firm pozycjonujących się jako innowacyjne, przyznaje, że w działalności natrafia na różne bariery: administracyjne, prawne, finansowe. Z drugiej strony, w naszym kraju już teraz funkcjonują coraz liczniejsze inkubatory, akceleratory, programy mentoringowe czy piaskownice technologiczne.
O tym, jak łączyć wszystkie elementy ekosystemu, by stworzyć klimat sprzyjający innowacjom dyskutowali uczestnicy debaty zorganizowanej przez My Company Polska we współpracy z EIT Health i Siecią Badawczą Łukasiewicz:
- Joanna Broy, EIT Health Ecosystem Lead na Polskę. Po debacie porozmawialiśmy z ekspertką o działaniach EIT Health oraz o innowacjach w branży medyczno-zdrowotnej. Wywiad jest dostępny poniżej:
- Remigiusz Kopoczek, wiceprezes Centrum Sieci Badawczej Łukasiewicz,
- Jarosław Sroka, członek zarządu Kulczyk Investments S.A., koordynator programu mentoringowego InCredibles,
- Michał Misztal, prezes zarządu Startup Academy,
- Prof. Tomasz Maciejewski, dyrektor Instytutu Matki i Dziecka,
- Marcin Seniuk, dyrektor departamentu rozwoju startupów w PARP.
Poniżej jest dostępny zapis z najważniejszymi wnioskami z dyskusji. Zachęcamy również do obejrzenia pełnego nagrania z debaty.
Na początek kluczowa kwestia - jak w ogóle należy definiować innowacje?
Jarosław Sroka: Mam wrażenie, że obecnie termin „innowacja” jest nadużywany – wielu przedsiębiorców, którzy nie wiedzą, jak opisywać swoje działania, mówi o innowacjach, tak naprawdę nie wiedząc, co się za tym pojęciem kryje. Na pewno warto zauważyć, że współcześnie innowacje wiążą się nie tylko z nowymi technologiami – zmiany modelów biznesowych nie zawsze są powodowane wynalazkami, ale po prostu umiejętnym wykorzystaniem już znanych rozwiązań technologicznych.
Czy Polacy są innowacyjnym narodem?
Michał Misztal: Rzeczywiście, z jednej strony mówimy o technologiach, tymczasem innowacje to również właśnie zmiany w modelach biznesowych, to nowe konfiguracje oferowanych produktów. Nie patrzmy na nasz kraj wyłącznie przez pryzmat technologii opracowywanych przez rodzimych przedsiębiorców bądź naukowców. Polacy są na pewno bardzo kreatywni i zaradni, a zaradność z innowacyjnością ściśle się łączy, jednak czy jesteśmy w stanie tworzyć zaawansowane technologie, które są bardzo innowacyjne, ale niekoniecznie mają zastosowanie na rynku? To już zupełnie inna kwestia.
Prof. Tomasz Maciejewski: Niedawno brałem udział w spotkaniu, podczas którego prezentowano nowatorskie rozwiązania z zakresu medycyny. Porównywaliśmy w tym kontekście Polskę i Niemcy i powiem szczerze, że wypadliśmy w tych porównaniach niezwykle dobrze. U naszych zachodnich sąsiadów na medycynę wydaje się znacznie więcej środków, ale z tego często nic nie wynika.
Joanna Broy: Z opublikowanego niedawno przez EIT Health raportu pt. „InnoStars Innovation Index”, wynika, ze jeżeli chodzi o ekosystem innowacji w obszarze zdrowia, Polska nie odstaje zbytnio od takich państw jak Izrael czy Portugalia, gdzie opracowuje się mnóstwo nowych technologii. W raporcie mierzyliśmy przede wszystkim dostęp startupów do instrumentów – finansowych, regulacyjnych, edukacyjnych – i to w jaki sposób z nich korzystają. Nasz kraj uzyskał trzeci poziom w pięciostopniowej skali - wiele rzeczy udało się już w Polsce zrobić, zmieniło się przy tym podejście społeczeństwa do wdrażania innowacyjnych rozwiązań. Nie wszystko działa tak jak powinno, jednak na pewno idziemy we właściwym kierunku.
Marcin Seniuk: Funkcjonuje coś takiego jak światowy indeks mierzący innowacyjność poszczególnych krajów – w nim, jako gospodarka, niestety nie wypadamy najlepiej, za to w zeszłym roku zanotowaliśmy awans, więc tendencja jest obiecująca. Indeks opisuje wiele aspektów tj. nakłady na R&D czy poziom dojrzałości kluczowych instytucji. Tym, co ciągnie nasze państwo w górę są zasoby ludzkie – nasi specjaliści są utalentowanymi fachowcami, zdolnymi do tworzenia naprawdę unikalnych rzeczy. Polscy inżynierowie i informatycy od wielu lat plasują się w czołówkach międzynarodowych konkursów - mamy w Polsce Robertów Lewandowskich innowacji, powinniśmy w nich inwestować i karmić się ciekawymi perspektywami. Ponadto, jak wynika z badań PARP, skłonność Polaków do zakładania kolejnych biznesów jest zdecydowanie ponadprzeciętna.
Remigiusz Kopoczek: Jako społeczeństwo mamy głód jednorożców, tymczasem przedsiębiorczość i innowacje to przede wszystkim codzienna, mrówcza praca – ona może nie jest spektakularna medialnie, za to niezwykle istotna. Przez wiele lat byłem związany z gamingiem, który dobitnie pokazuje jak wielkość kraju wpływa na działalność - dla rodzimych spółek z branży gier polski rynek jest jedynie niewielkim ułamkiem sprzedaży, więc one siłą rzeczy muszą rozwijać się za granicą.
Joanna Broy: Rozwój oczywiście zależy od obszaru działalności – w technologiach medycznych również dostrzegamy dużą otwartość na globalną ekspansję. Od wielu founderów i innowatorów słyszymy, że ci od razu chcą wychodzić za granicę. W EIT Health pomagamy odpowiedzić na te potrzeby i skalować innowacyjne rozwiązania na rynki europejskie i nie tylko.
Jarosław Sroka: Zgodzę się, że kwestia jednorożców nie jest najważniejsza. Naszym zadaniem jest stworzenie silnego, konkurencyjnego ekosystemu, którego elementy muszą być na tyle efektywne, by tworzyć przyjazną przestrzeń dla naprawdę innowacyjnych spółek, marzących o statusie jednorożca. Jako ekosystem ciągle się uczymy. Czy zasysamy wiedzę z najbardziej innowacyjnych rynków? Rzadko, trochę kisimy się we własnym sosie – przyzwyczajenie do własnego ogródka i brak skłonności do podejmowania ryzyka są naprawdę widoczne.
O naszym ekosystemie usłyszałem niedawno wiele pozytywnych słów od innowatorów zza granicy. Może po prostu stoimy przed gigantyczną szansą, ale nie potrafimy jej w pełni wykorzystać?
Marcin Seniuk: Sądzę, iż ją wykorzystujemy, ale nie powinniśmy tego mierzyć wyceną pojedynczych spółek. Oczywiście jednorożce skutecznie budują rozpoznawalność rynku, natomiast ich budowa nie powinna być celem samym w sobie. Dojrzały ekosystem startupowy to pewnego rodzaju podglebie, dzięki któremu spółki mogą dynamiczniej się rozwijać. Zacznijmy od tworzenia działających procesów, bo to się po prostu bardziej opłaca. Życzyłbym sobie jednocześnie, żeby państwo chętniej brało na siebie ryzyko biznesowe i tam, gdzie to zasadne - wycofywało kapitał publiczny.
Michał Misztal: Głód jednorożców mnie jednocześnie fascynuje i bawi. Pamiętajmy, że firmy mierzące w najbardziej spektakularne wartości, inwestują coraz większe pieniądze w zwiększanie skali, niejako sztucznie pompując wycenę. Działają w oparciu o bańkę. Niedawno, podczas branżowego wydarzenia, dyskutowałem o tym, czy jednorożec nadal jest odpowiednim wzorcem dla startupu. Uważam, że nie, bo obecnie wzorcem jest wielbłąd, ponieważ to niezwykle wytrzymałe zwierzę, potrafiące przeżyć w trudnych warunkach i przy ograniczonych zasobach. Czy jako kraj powinniśmy dążyć do tworzenia kolejnych Uberów – czyli organizacji otwarcie deklarujących, że być może nigdy nie będą rentowne – czy powinniśmy budować innowacyjność poprzez tradycyjne przedsiębiorstwa, natychmiastowo wdrażające pewne rozwiązania, poprawiające swoje osiągi? Raczej to drugie. Świetnym przykładem takiego działania jest Akademia Menadżera Innowacji, jaką PARP organizuje przy wsparciu Startup Academy – w ramach programu współpracujemy z podmiotami płacącymi podatki, zatrudniającymi ludźi, mającymi produkty i zdobywającymi rynek. Pomagamy im budować kulturę innowacyjności, dzięki której pracownicy są bardziej otwarci na zmiany – ten element nie jest fantastyczny PR-owo, jednak absolutnie nie powinniśmy go zaniedbywać.
Jarosław Sroka: Dodam jeszcze, iż w tradycyjnych firmach innowacyjność jest rozumiana wyłącznie jako strategiczne wyzwanie działu IT, natomiast startupy w całości są zorientowane na postęp technologiczny i wykorzystywanie technologii do budowy konkurencyjności.
Remigiusz Kopoczek: Nie do końca się z tym zgodzę. W ramach Sieci Badawczej Łukasiewicz funkcjonuje system wyzwań, pozwalający dowolnej instytucji czy przedsiębiorcy zgłosić się z problemem technologicznym, którego nie potrafi rozwiązać. W skali roku otrzymujemy ok. 2000 zapytań z różnych obszarów, co pokazuje, że innowacyjność w tradycyjnych przedsiębiorstwach to nie tylko IT.
Joanna Broy: Kluczowym działaniem jest łączenie i edukowanie wszystkich interesariuszy ekosystemu, nie tylko startupowców. Doskonałym tego przykładem jest program EIT Health Drive skierowany do akceleratorów, inkubatorów czy parków technologicznych. Uczymy te podmioty m.in. jakzidentyfikować i zaangażować kluczowych interesariuszy, aby odnieść sukces w budowaniu ekosystemu innowacji wokół swojej organizacji.
Ważną kwestią w tej dyskusji jest współpraca na lini nauka-biznes. Te dwa światy podobno potrafią już ze sobą rozmawiać, ale niekoniecznie dobrze rozumieją swoje potrzeby.
Remigiusz Kopoczek: Naukowcy oczywiście mają inne cele i podejście niż przedsiębiorcy. Uczelnie funkcjonują w oparciu o system oceny parametrycznej, narzucający konkretne zachowania – naukowcom nie opłaca się funkcjonować w świecie biznesu, bo więcej profitów przynosi im tradycyjna aktywność naukowa. Sieć Badawcza Łukasiewicz pomaga we współpracy na linii nauka-biznes, m.in. zachęcając uczelnie do stawiania na projekty mające szanse na komercjalizacę. Czasem wystarczy jedna cegiełka dodana do technologii, by całkowicie zmienić i zdecydowanie zwiększyć jej rynkowe zastosowanie.
Na ile uczelnie dopasowują się do zmieniających się potrzeb rynkowych?
Remigiusz Kopoczek: Sądzę, że znacznie. Pamiętam, kiedy pierwszy raz przyszedłem na pewną uczelnię z pomysłem stworzenia kierunku praktycznego o projektowaniu gier komputerowych. Wątpliwości wydziału były liczne, obawiano się, że uczelnia zostanie sprowadzona do roli usługodawcy dla przemysłu, kosztem artyzmu i sztuki. Ostatnie lata pokazały, iż nic takiego się nie wydarzyło, wszyscy są zadowoleni, że kierunek działa, ma się dobrze, kształci fenomenalnych fachowców.
Joanna Broy: Jednym z podstawowych założeń EIT Health jest działalność grantowa – organizujemy chociażby konkursy, dzięki którym konsorcja mogą otrzymać dofinansowanie na innowacyjne projekty. W konkursach zwykle zawieramy warunek, iż w ubiegającym się o grant konsorcjum muszą pojawić się przedstawiciele biznesu. Jeszcze kilka lat temu takie konsorcja często tworzyły się z łapanki, obecnie struktury są przemyślane, a naukowcy rozumieją rolę i znaczenie biznesu w rozwoju projektu. Druga strona też dojrzewa, ponieważ startupy – przychodząc do nas – dokładnie wiedzą, jakich potrzebują partnerów ze świata nauki.
Prof. Tomasz Maciejewski: Instytut Matki i Dziecka co prawda nie oferuje grantów, ale jest w posiadaniu najdroższej rzeczy na świecie – danych, tak bardzo pożądanych przez firmy technologiczne. Dzięki nim możemy proponować współpracę wielu innowacyjnym podmiotom, oferując wartość dodaną przedsiębiorcom, a przy tym odpowiadać na potrzeby naukowców. Żeby innowacje były opracowywane, musi funkcjonować pośrednik łączący świat nauki i biznesu.
Jarosław Sroka: Często wpadamy w samozachwyt – wydaje nam się, że świetnie się rozwinęliśmy, zrobiliśmy już bardzo dużo, co uprawnia nas do nazywania siebie najlepszymi na świecie. Z powodów historycznych zaczęliśmy późno gonić świat, uczelnie czy ośrodki badawcze nie były wcześniej przygotowywane do wspierania biznesu – mentalnie czy kompetencjami. Uczelnie oczywiście stale się rozwijają, ale często mają problem ze zrozumieniem, jak gigantycznym potencjałem dysponują i co jest kompatybilne z potrzebami biznesu. Choć to też się zmienia i środowiska akademickie ewidentnie reorientują się na przedsiębiorczość.
Wskażę jeszcze jedną perspektywę. W ramach programu mentoringowego InCredibles przez ostatnie sześć lat pracowaliśmy z ponad pięćdziesięcioma innowacyjnymi spółkami, finalistami najlepszych konkursów startupowych w Polsce. Jako koordynator nigdy nie otrzymałem pytania od foundera o możliwość współpracy ze środowiskiem akademickim, ani razu nie poproszono mnie o uchylenie drzwi do jakiejkolwiek uczelni czy ośrodka badawczego.
Na ile więc droga do innowacji powinna prowadzić przez takie inicjatywy jak programy mentoringowe, piaskownice technologiczne czy akceleratory biznesowe?
Michał Misztal: Oferta instrumentów wsparcia jest naprawdę bardzo szeroka, więc współpraca z takimi inicjatywami to zdecydowanie dobry pomysł. Oczywiście wszystko można zrobić samemu, ale po co, skoro można skorzystać z wszelkich narzędzi wsparcia? Jeśli spojrzymy na founderów odnoszących najbardziej spektakularne sukcesy, to zorientujemy się, iż gdzieś na ich drodze pojawiła się jakaś instytucja – prywatna bądź publiczna - która w czymś im pomogła.
Joanna Broy: Akceleratory czy inkubatory to również nauka na błędach, często cudzych. Szczególnie zespoły na początkującym etapie, nie mające doświadczenia, dochodzą do momentu, w którym mają świetny pomysł, ale nie wiedzą, co dalej. Instytucje wspierające potrafią wskazać właściwą ścieżkę, radzą, jakie kroki warto wykonać. Takie wsparcie jest szczególnie istotne w obszarze technologii medycznych, gdzie rozwój innowacji jest niezwykle kosztowny.
Prof. Tomasz Maciejewski: Bardzo często trafiają do mnie startupowcy, którzy wytracają zapał i energię przez błądzenie po systemie, nie znają rynku. Nie wspierając ekosystemu, po prostu marnujemy czas i pieniądze. Wszystkich.
Marcin Seniuk: Prowadząc – jako PARP – programy inkubacyjne i akceleracyjne, mamy setki doświadczeń udowadniających, iż gonienie wyłącznie za pieniądzem jest niewłaściwą strategią. Kluczowy powinien być paradygmat rynku i klienta – przedsiębiorcy powinni wybierać te narzędzia i instrumenty, które pozwalają im zdobywać rynek, budować rozpoznawalność. Godzina rozmowy z doświadczonym mentorem może dać więcej niż jakakolwiek inwestycja kapitałowa.
Jarosław Sroka: Ludzi chcących dzielić się wiedzą jest w Polsce mnóstwo, mam jednak wrażenie, że młodzi polscy founderzy częściej wyłącznie mówią, a niekoniecznie słuchają. Wydaje im się, że noszą w plecaku buławę Elona Muska, tymczasem popełniają podstawowe błędy. Nadchodzący kryzys może być trudnym sprawdzianem dla tych founderów, więc okaże się, iż najbardziej pożądanym wzorcem dla startupu nie jest ani jednorożec ani wielbłąd, lecz karaluch.
Podczas dzisiejszej debaty padło wiele interesujących opinii, spróbujmy je podsumować. Jak powinien wyglądać w naszym kraju idealny świat, jeśli chodzi o ekosystem startupowy i wdrażanie innowacji?
Michał Misztal: Musimy położyć większy nacisk na współpracę – a nie konkurencję – między poszczególnymi podmiotami. Warto również inspirować się przykładami sukcesów zza granicy, nie tylko z szeroko rozumianego Zachodu. Jakiś czas temu pewna spółka, z którą współpracujemy, wyjechała na konkurs startupowy do Korei Południowej i wróciła stamtąd całkowicie odmieniona. Dolina Krzemowa to już nie centrum świata.
Marcin Seniuk: Wszystkie niezbędne elementy układanki są dostępne, pozostaje je tylko poukładać, czyli zainwestować w nasz kapitał społeczny. Ważna jest przy tym pokora – czasem nie warto szukać za wszelką cenę potwierdzenia szerzonej idei, lecz spojrzeć na własną działalność z całkowicie innej strony.
Prof. Tomasz Maciejewski: Ważna jest edukacja, ponieważ wszystkie elementy układanki muszą się dobrze rozumieć. Bariery komunikacyjne zwykle powodują zatory współpracy.
Joanna Broy: A edukacja powinna zaczynać się jak najwcześniej – nie powinniśmy edukować wyłącznie zespołów już mających ciekawe pomysły. Zmieniajmy mindset społeczeństwa, pokazujemy, iż na dobrą sprawę każdy może stać się innowatorem. Ponadto życzyłabym sobie aby regulacje prawne szły w parze z rozwojem nowoczesnych technologii, bo to właśnie one często hamują przedsiębiorców.
Jarosław Sroka: Idealny świat wyobrażam sobie jako system ekumenicznny, którego siłą jest różnorodność i nieoczywiste inicjatywy. Wciąż mamy sporo do zrobienia, nie ma powodu do ogólnonardowej satysfakcji.