Giełda Filmów Wartościowych. Forhend, równość, braterstwo
Fot. mat. pras.z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 11/2023 (98)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Kiedy Billie Jean King w 1972 r. wygrała US Open to mogła liczyć na zaledwie 10 tys. dol. To było niewiele w porównaniu z 25 tys. dol., które otrzymał mistrz wśród mężczyzn – Rumun Ilie Năstase. Rozgoryczona Amerykanka zadeklarowała, że nie zagra w następnym roku, jeśli pula nagród nie będzie równa dla pań i panów. Wyzwanie zawodniczki podchwycił kontrowersyjny, uzależniony od hazardu, emerytowany już wtedy, tenisista Bobby Riggs. W wywiadach prasowych mówił: „Nie twierdzę, że tenis to nie jest sport dla kobiet, bo kto by nam wtedy podawał piłki?”. Postanowił udowodnić więc podczas rywalizacji na korcie, że kobiety nie zasługują na takie same nagrody jak mężczyźni, bo są od nich znacznie gorsze.
Najpierw Riggs rozegrał mecz z Australijką Margaret Court, wtedy najlepszą tenisistką świata. Mężczyzna zwyciężył zaskakująco łatwo 6-2, 6-1, zgarniając dla siebie całą stawkę tego zakładu – 35 tys. dol. Później prasa nazwała to wydarzenie brutalnie „Masakrą Dnia Matki” (obchodzony w USA 13 maja 1973 r.). Następnie wyzwanie podjęła właśnie Billie Jean King walcząca z amerykańską federacją tenisową o równouprawnienie na kortach. Tak doszło do wielkiego tenisowego pojedynku z Bobby Riggsem, a w zasadzie wspaniałego medialnego show.
Mecz – zorganizowany na podobieństwo walk bokserskich – odbył się w Huston w Teksasie. Na stadionie zasiadło 30 tys. widzów, a przed telewizorami (transmisja bezpośrednia w ABC) 90 mln osób na całym świecie. Choć stawką pojedynku było aż 100 tys. dol., to tak naprawdę chodziło w nim o znacznie więcej – o zrównanie praw kobiet, a także osób LGBT+, bo amerykańska tenisistka – pod wpływem osobistych doświadczeń – zaczęła o nich głośno mówić. 29-letnia Billie Jean King zagrała więc „o pełną pulę”, była agresywna i często atakowała przy siatce, a w konsekwencji zdominowała fizycznie podstarzałego, bo 55-letniego, byłego mistrza Wimbledonu. Wygrała w trzech dość krótkich i łatwych setach: 6-4, 6-3, 6-3. Mecz doprowadził do tego, że od 1973 r. zaczęto wypłacać tenisistom i tenisistkom takie same nagrody. Jednak w najbardziej prestiżowym Wimbledonie nastąpiło to dopiero w 2007 r. Walka o prawa kobiet, w szczególności o zrównanie ich płac bez względu na płeć, ciągle się toczy. Warto więc choćby przypomnieć niedawną (z 10 maja 2023 r.) dyrektywę Parlamentu i Rady Europy „w sprawie wzmocnienia stosowania zasady równości wynagrodzeń dla mężczyzn i kobiet za taką samą pracę lub pracę o takiej samej wartości za pośrednictwem mechanizmów przejrzystości wynagrodzeń oraz mechanizmów egzekwowania”. Zazwyczaj jednak biurokratyczne procedury mają znacznie mniejszą siłę sprawczą niż spektakularne medialne wydarzenia, które potrafią rozpalać emocje i szybko zmieniają procesy społeczne, uruchamiając mechanizmy, których nie można już powstrzymać. Dziś Billy Jane King zasiada w lożach honorowych prestiżowych turniejów tenisowych. Jest nie tylko ikoną sportu, ale także feminizmu, walki o prawa kobiet i osób ze społeczności LGBT+.
„Wojnę płci” warto gorąco polecić przede wszystkim wszystkim fanom kultowego serialu „Office” i charyzmatycznego szefa Michaela Scotta, czyli miłośnikom talentu Steve’a Carella. Aktor swoim temperamentem, nadzwyczajną witalnością oraz poczuciem humoru wspaniale pasuje do roli szalonego i ekscentrycznego tenisisty. W filmie oglądamy bardzo wiele komediowych scen, w których – tak jak było to w rzeczywistości – Bobby Riggs wyczynia na korcie różne nadzwyczajne cuda. Odbija więc piłkę patelnią, gra przebrany w sukienkę albo w płaszcz przeciwdeszczowy i kalosze, choć potrafi także wygrać mecz, trzymając w ręce psy na smyczy. I to wcale nie byle jakie spotkanie, bo nagrodą dla zwycięzcy był piękny srebrzysty Rolls-Royce. Podczas spotkania grupy terapeutycznej „anonimowych hazardzistów” Riggs wygłasza swoje credo: „Jesteśmy tutaj wszyscy, nie ze względu na swoje uzależnienie, ale wyłącznie dlatego, że nie potrafimy wygrać. Gdybyśmy zawsze zwyciężali, wszystko byłoby w najlepszym porządku!”. Taki tekst mógłby z powodzeniem wygłosić sam Michael Scott!
Więcej możesz przeczytać w 11/2023 (98) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.