Przedsiębiorco, o swą emeryturę zadbaj sam!
© Shutterstockz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 9/2016 (12)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Według GUS świadczenia emerytalne pobiera w Polsce ponad 5 mln osób, średnio po 2,1 tys. zł brutto. Jednocześnie w wieku produkcyjnym jest ok. 24 mln Polaków, z czego 16 mln pracuje. W wieku poprodukcyjnym jest mniej więcej 6,4 mln osób. Za 15 lat liczba wszystkich w wieku produkcyjnym spadnie do zaledwie 20,8 mln, a tych w wieku poprodukcyjnym urośnie do 9,6 mln! Na utrzymanie emerytów będzie pracować znacznie mniej osób, za to seniorów zdecydowanie przybędzie i ta tendencja będzie się pogłębiać.
Państwowy system emerytalny czekają prawdopodobnie drastyczne zmiany, aby sprostać temu gwałtownemu wzrostowi wydatków przy silnym spadku wpływów ze składek wpłacanych przez pracujących. – Wszystko wskazuje na to, że emerytury w przyszłości będą stanowić znacznie niższy procent naszego wynagrodzenia niż obecnie, a już teraz wartość ta nie jest wysoka – zauważa Bartłomiej Marzec, dyrektor departamentu produktów inwestycyjnych w Open Finance. Dla większości Polaków (w tym dużej części przedsiębiorców) wniosek jest taki, że powinni dodatkowo odkładać pieniądze, jeśli chcą na starość mieć je nie tylko na godne życie, ale i np. na nowoczesne leki. Zdaje się, że ta prawda zaczęła już do nich docierać.
– Polacy coraz częściej korzystają również z produktów inwestycyjnych – mówi Marzec. Bo inwestowanie oszczędności wydaje się najlepszym wyborem, jeśli nie chcemy, by zjadła je inflacja. Przedstawiciel Open Finance dodaje też, że jak na razie wolimy samodzielnie decydować, gdzie je ulokować. Czy to dobrze? I tak, i nie. Dobrze, gdyż coś zaczynamy z tym fantem robić. Źle, jeśli inwestujemy emocjonalnie (co jest częste), dajemy się naciągać, nie mamy w tym względzie podstawowej edukacji. Ale to temat na inny artykuł.
Mnogość możliwości
Chętni do dodatkowego oszczędzania na emeryturę mają na rynku co nieco do dyspozycji: IKE, IKZE (tzw. II filar emerytalny), obligacje, lokaty, fundusze, inwestycje alternatywne... Policzmy jednak najpierw, co by było, gdyby zdali się tylko na bank.
Wyobraźmy sobie hipotetycznego Kowalskiego, który ma 35 lat i prowadzi niewielką działalność gospodarczą. Na emeryturę planuje odkładać co miesiąc 200 zł. Zgromadził też 20 tys. zł oszczędności. Wiek, w którym zapewne przejdzie w stan spoczynku, to 75 lat (tak to może wyglądać w 2056 r.). W ciągu 40 lat odłoży zatem 96 tys. zł. Oczywiście w rzeczywistości będzie to większa suma (ale trudna dziś do przewidzenia), dzięki odsetkom i ich kapitalizacji. Jednak w najbliższych latach byłyby bardzo niewysokie.
Kowalski mógłby też postawić na lokaty. Obecnie średnie oprocentowanie w bankach to ok. 1,8 proc. Gdyby wpłacił na rok 20 tys. zł i potem lokatę przedłużał, dorzucając za każdym razem swoje roczne oszczędności (12 x 200 zł = 2,4 tys.), po 40 latach zgromadziłby aż 166 tys. zł. To „zysk netto” z uwzględnieniem korzyści z kapitalizacji odsetek (procent składany), po odliczeniu podatku od dochodu. Jeśli założymy, że na emeryturze Kowalski żyłby 15 lat, to co miesiąc mógłby sobie wypłacać np. po 926 zł.
W Polsce podstawową formą dodatkowego oszczędzania na emeryturę jest IKE, czyli Indywidualne Konto Emerytalne, dostępne praktycznie w każdym banku. Od zgromadzonego na nim zysku z odsetek nie zapłacimy 19 proc. „podatku Belki” pod warunkiem, że wypłacimy pieniądze w wieku co najmniej 60 lat. Alternatywne IKZE (Indywidualne Konto Zabezpieczenia Emerytalnego) ma niższe od IKE górne limity wpłat, jakich możemy dokonać w danym roku (1-, 2-krotność przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia wobec 3-krotności przy IKE). Każdą roczną wpłatę na IKZE można za to odejmować od podstawy opodatkowania, dzięki czemu płacimy mniej, rozliczając się z fiskusem. Wypłacając pieniądze po przejściu na emeryturę (w wieku co najmniej 65 lat), będziemy jednak musieli uiścić 10 proc. podatku dochodowego od środków na koncie.
Jeden z większych polskich banków oferuje lokatę opartą na IKE z oprocentowaniem 1,5 proc. rocznie. Przyjmijmy, że Kowalski ma już na koncie 20 tys. zł. Po pierwszym roku miałby 20 300 zł. Teraz, jeśli co roku dodawałby 2,4 tys. zł, przedłużał lokatę, a odsetki by się kapitalizowały, na emeryturze miałby 164 tys. zł.
To oczywiście gdybanie, bo przez tak długi okres mogłaby się przytrafić np. solidniejsza inflacja i wtedy ostateczna suma byłaby o wiele wyższa.
Problemem dla wielu korzystających z IKE i IKZE są ograniczenia w wysokości rocznych wpłat, choć w przypadku Kowalskiego akurat nie, gdyż ze swoimi 200 zł miesięcznie mieściłby się poniżej dozwolonego pułapu.
Indywidualna strategia
Ale czemu nie poszukać innych, bardziej obiecujących finansowo sposobów na oszczędzanie? Kowalski zakłada zresztą, że może jako emeryt zachorować i wymagać drogiego leczenia. Postanawia więc zacząć lokować oszczędności w produkty inwestycyjne. Są przecież w Polsce fundusze, które potrafią osiągać średni roczny zwrot przekraczający oprocentowanie lokat nawet kilkukrotnie. Lecz zanim nasz bohater przystąpi do konstruowania swego inwestycyjnego portfela, powinien zdać sobie sprawę z kilku rzeczy:
1. Chodzi tu o długoterminowe inwestowanie, plan działania i konkretny finansowy cel na końcu. Spekulowanie i chwytanie „gorących okazji” mogą tylko zaszkodzić.
2. Ten konkretny cel finansowy wymaga osiągania po drodze odpowiednich średnich rocznych zwrotów, co oznacza przemyślenie kwestii ryzyka. Jak duże ryzyko inwestycyjne Kowalski jest w stanie znieść? Czy podczas silnych spadków nie wpadnie w panikę, wyprzedając aktywa poniżej ich wartości, a podczas silnych wzrostów – w euforię, robiąc na rynkach zbyt drogie zakupy? Czy zdoła powstrzymać się przed nadmiernym handlowaniem? – Osoby, które nie wytrzymają wahań wartości swych oszczędności, powinny skupić się na strategiach inwestowania umożliwiających zachowanie siły nabywczej gromadzonych środków w czasie. Takie podejście daje większą pewność, że na emeryturze będzie je stać na to, o czym myślały, planując i odkładając przez wiele lat – tłumaczy Grzegorz Culepa z PKO Banku Polskiego i dodaje: – Ci, którzy są bardziej oswojeni z ryzykiem, mogą pomyśleć o ulokowaniu części emerytalnych oszczędności w instrumenty charakteryzujące się silniejszą zmiennością, ale oferujące w zamian większy potencjał zysku niż rozwiązania konserwatywne.
3. Należy dobrać strategię inwestowania stosownie do swoich celów na emeryturze, tolerancji ryzyka i możliwości finansowych. A potem się jej konsekwentnie trzymać. Do znanych „zjadaczy” długoterminowych zwrotów należą bowiem doraźny „handelek”, niezwiązany z przyjętą strategią, czy zmiana reguł tej ostatniej „w trakcie gry”.
4. Nie za często, ale regularnie, np. co roku, trzeba przeprowadzać rebalansowanie inwestycyjnego portfela. Sprawdzać, które aktywa najbardziej poszły w górę i są już wyraźnie przeszacowane, i je sprzedawać, nawet gdy dalej drożeją. Zwyżkującym „zwycięzcom” w każdej chwili grozi korekta, a wtedy ucierpi lub przepadnie związany z nimi zarobek. Za uzyskane pieniądze można dokupić trochę tanich i obiecujących aktywów. Dbamy przy tym o zachowanie w portfelu proporcji aktywów zgodnej z przyjętą strategią i wymogami dywersyfikacji (o czym dalej). Sensem rebalansowania nie jest dążenie do jak największego zwrotu, tylko do takiego, który się zaplanowało, oraz zabezpieczenie portfela przed stratami.
5. Bo najważniejsze w długoterminowym inwestowaniu nie są jak największe zyski, ale jak najmniejsze, jak najrzadsze straty.
Zdywersyfikowany portfel
– Przy inwestowaniu długoterminowym najlepsze historycznie wyniki osiągają strategie akcyjne, w szczególności te połączone z regularnym oszczędzaniem, wykorzystującym mechanizm uśredniania ceny zakupu, który zabezpiecza oszczędzającego przed kupowaniem na tzw. górce, kiedy akcje są drogie – zauważa Bartłomiej Marzec.
Powiedzmy, że Kowalski przyjął jak najprostszą strategię i raz na rok będzie kupował pakiet akcji dużych spółek giełdowych (na starcie wykorzystałby swoje 20 tys. zł odłożone w banku, potem systematycznie dorzucałby co roku 2,4 tys. zł). Przeprowadźmy uproszczoną symulację, wykorzystując historyczne wyniki indeksu WIG20, składającego się z 20 największych spółek na GPW. W ciągu 20 lat wartość tego indeksu (pomimo dwóch wielkich załamań notowań) wzrosła o prawie 36 proc. Oznacza to średni roczny wzrost o 1,8 proc. Idąc tym tropem, po 40 latach początkowe 20 tys. zł zamieniłoby się (już po zapłaceniu podatku dochodowego) w prawie 36 tys. zł. A przecież po drodze Kowalski dokładałby regularnie 2,4 tys., reinwestowałby też zyski. To mogłoby mu dać nawet 250 tys. zł.
Pamiętajmy też, że spółki giełdowe często co roku wypłacają dywidendę (dochód inwestora z akcji). Średnio jej stopa waha się od 2 do nawet 8 proc. W 2016 r. 15 z 20 spółek z WIG 20 wypłaci pieniądze swoim akcjonariuszom. Do kwot, jakie szacowaliśmy wyżej, Kowalski mógłby dodać przez te wszystkie lata kolejne tysiące złotych. W sprzyjających okolicznościach nie mniej niż kilkadziesiąt tysięcy. Przyjrzyjmy się tylko jednej spółce – PZU. Cena jej akcji to ok. 34 zł. W tym roku wypłaci ponad 2 złote na akcję. Jeśli Kowalski wydałby wcześniej całoroczne oszczędności (2,4 tys. zł) na zakup PZU, to z samej tej dywidendy miałby aż 120 zł po opodatkowaniu.
Te symulacje opieramy na danych historycznych. Oczywiście przeszłe wyniki nie gwarantują, że takie same będą w przyszłości, ale taki już urok inwestowania.
W tym miejscu ważna uwaga: nie należy mieć w portfelu samych akcji (i generalnie tylko jednej klasy aktywów). Musi być w nim jeszcze coś, co nie reaguje podobnie jak one np. na zdarzenia w gospodarce i na rynkach zachowuje się inaczej, szczególnie gdy akcje lecą w dół. Najlepiej, żeby wtedy zwyżkowało. To coś nas zabezpieczy w razie spadków przed nadmierną utratą wartości portfela, którą trudno byłoby odrobić, co trwale uderzyłoby w nasze zaplanowane zwroty. Na tym właśnie polega dywersyfikacja inwestycji: na dywersyfikacji związanego z nimi ryzyka. A w dzisiejszych czasach potrzebna jest tym bardziej, że zmienność na rynkach jest ogromna.
Niegdyś przeciwwagą dla akcji były w portfelu obligacje, ale już nie są. Obecnie uważa się, że dywersyfikującą rolę dobrze pełnią aktywa alternatywne (czyli te spoza klasycznej trójki – akcji, obligacji i gotówki). Jednak dobór „alternatywy” to wyższa szkoła jazdy i lepiej skorzystać z pomocy dobrego doradcy.
Jeszcze jeden kłopot z akcjami
Przyjąwszy strategię akcyjną (i pamiętając o dywersyfikacji) musimy również wziąć pod uwagę, że gdy przejdziemy na emeryturę, akcje mogą akurat mocno pójść w dół, a nasz portfel straci na wartości i nie pomogą nawet jego zabezpieczające składowe. Będziemy już zbyt wiekowi, by czekać, aż się odpowiednio odbije. Dlatego zazwyczaj „impregnuje” się portfele przed takim zagrożeniem. – Im bliżej przejścia na emeryturę, tym aktywa w akcjach powinny być stopniowo zamieniane na bardziej bezpieczne, czyli obligacje czy fundusze rynku pieniężnego – radzi Marzec.
Jednak z obligacjami należy być obecnie ostrożnym, nie dają też takiego dochodu, jak kiedyś. Ale istnieją inne rozwiązania, jak fundusze zachowania kapitału czy inwestycje alternatywne.
Rozwiązania systemowe
Różne instytucje finansowe posiadają specjalne fundusze inwestujące długoterminowo. PKO TFI stworzył np. fundusz PKO Zabezpieczenia Emerytalnego, składający się z pięciu różnych subfunduszy. – Ich strategia inwestycyjna jest tak pomyślana, aby dać optymalny wynik dla grup osób, które przejdą na emeryturę odpowiednio po 2020, 2030, aż do 2060 r. – mówi Grzegorz Culepa.
Nasz Kowalski mógłby np. umieścić w swoim portfelu SFIO 2050, czyli jeden z funduszy emerytalnych, który inwestuje docelowo do 2050 r. Do 2020 r. jego menedżerowie inwestują 100 proc. środków w akcje. Następnie co dekadę stopniowo zmniejszają ich udział na rzecz innych, bezpiecznych form oszczędzania. Tuż przed przejściem Kowalskiego na emeryturę jego pieniądze tylko w 10 proc. byłyby ulokowane na rynku akcji. A reszta? W niewielkim stopniu w obligacjach, zaś w największym – w funduszach inwestujących na szeroko rozumianym rynku alternatywnym.
Niestety, w tym momencie nie można oszacować, jakimi pieniędzmi Kowalski dysponowałby na emeryturze, gdyby wybrał to rozwiązanie. Fundusz powstał w 2012 r. i do 2015 r. wartość jego jednostki uczestnictwa wzrosła o 6,6 proc. Po uwzględnieniu opłat za zarządzanie i podatku, realny zwrot po niecałych czterech latach to 3 proc. Pamiętajmy jednak, że ostatnie lata nie były szczególnie udane dla polskiej giełdy.
Inne pomysły
Oszczędności emerytalne można też w ogóle zainwestować w alternatywę. Kupić nieruchomość, obraz czy... kolekcjonerskie wino. Barierą wejścia w takie projekty jest jednak wymagana zwykle duża kwota na start (zawsze można spróbować wziąć kredyt, jeśli uznamy, że to się opłaci). Innym problemem jest konieczność posiadania specjalistycznej wiedzy na temat danego typu inwestycji. Chyba że zdamy się na zawodowych inwestorów zarządzających funduszami alternatywnymi.
– Dają one szeroki wachlarz możliwości inwestycyjnych. Działają obok tzw. mainstreamu rozumianego jako fundusze inwestycyjne otwarte (FIO). Jedną z zalet funduszy alternatywnych jest możliwość inwestowania przez nie w aktywa, które nie są obligacjami czy akcjami, ale np. nieruchomościami, portfelami wierzytelności, dziełami sztuki, lasami czy nawet kartami zawodniczymi piłkarzy – tłumaczy Artur Rawski, wiceprezes i dyrektor generalny Forum TFI, która to firma stworzyła również fundusze inwestujące w apartamenty na wynajem oraz restauracje.
Takie projekty sporo oferują. Np. Raport 2 NSFIZ, powstały w 2012 r., przez trzy kolejne lata dał średnio 13 proc. zwrotu rocznie (Forum zakończył jego działalność we wrześniu 2015 r.). Zainwestował w portfel wierzytelności. Lecz tego typu propozycje nie są dostępne dla każdego. Zazwyczaj wymagają wysokiego wkładu na wejściu (przekraczającego także 20 tys. zł. zgromadzone przez Kowalskiego).
Niestety, bardzo często tworzone są w perspektywie krótko-, i średnioterminowej. – Rodzimi inwestorzy nie wykazywali do tej pory zainteresowania alternatywnymi funduszami długoterminowymi. Przyczyną była niska świadomość potrzeby systematycznego oszczędzania i brak dłuższej historii rynkowej takich produktów. Inwestorzy, zamiast odkładać pieniądze na przyszłość, woleli systematycznie odzyskiwać zainwestowane środki jeszcze podczas trwania danego funduszu – tłumaczy Rawski.
Dlatego obecnie działające fundusze alternatywne regularnie wypłacają kapitał. – Jednak w związku z rozwojem rynku i wzrostem potrzeby gromadzenia oszczędności, takie rozwiązania na pewno się pojawią w nieodległej przyszłości. Duże nadzieje budzą m.in. REIT-y (Real Estate Investment Trust), czyli mechanizmy inwestycyjne pozwalające czerpać zyski z wynajmu nieruchomości, dla których najbardziej naturalną formułą działania jest właśnie fundusz inwestycyjny – dodaje wiceprezes Forum TFI, który przyznaje też, że w obecnych warunkach utworzenie długoterminowego funduszu alternatywnego jest dość trudne. Wynika to z konieczności pogodzenia akceptowalnego dla inwestorów poziomu ryzyka z satysfakcjonującymi ich wynikami w długiej perspektywie. Poza tym brakuje rynku wtórnego do obrotu certyfikatami, przez co nie można wcześniej wyjść z inwestycji. – Dla rozwoju rynku długoterminowych funduszy alternatywnych jest więc konieczna przede wszystkim zmiana mentalności polskich inwestorów, dla których ważniejsze od doraźnych zysków powinny się stać korzyści w dalszej perspektywie – podkreśla Rawski.
Potęga procentu składanego
Dlaczego każdy inwestor powinien doceniać potęgę procentu składanego? Załóżmy, że wpłacamy na lokatę 1,2 tys. zł. Jej oprocentowanie po opodatkowaniu to 3 proc. Jeśli zostawimy ją tak na 40 lat, przy zastosowaniu rocznej kapitalizacji (dopisywanie do wkładu uzyskiwanych odsetek), będziemy mieć na koniec prawie 4 tys. zł.
Przy skomplikowanych portfelach emerytalnych efekt procentu składanego można budować z wykorzystaniem innych aktywów, jak certyfikaty funduszy inwestycyjnych czy akcje spółek dywidendowych. Tak czy owak, szalenie liczy się tu długość okresu oszczędzania czy inwestowania. Dużo lepiej zacząć wcześniej, nawet z mniejszą sumą niż później z większą.
Bogatsi mają łatwiej
Jak na emeryturę oszczędzają najbogatsi przedsiębiorcy? Nie oszczędzają... Swoją emeryturę widzą w perspektywie zysków z firmy, którą rozwijają. Dla mniej zamożnych, ale posiadających znaczne oszczędności, wiele instytucji finansowych oferuje tzw. fundusze dedykowane. Zakłada się je tylko dla jednej osoby, a struktura ich portfela jest ściśle dopasowana do celów inwestora. Ale wymagana tutaj kwota minimalna często idzie w miliony.
Pamiętaj o kosztach
Bardzo często największym problemem w uzyskaniu pożądanego zwrotu z inwestycji są koszty różnych związanych z nią operacji. Np. domy maklerskie od kupna/sprzedaży akcji pobierają prowizję w wysokości nawet 0,5 proc. wartości zlecenia. Fundusze inwestycyjne pobierają opłaty dystrybucyjne i za zarządzanie powierzonym majątkiem. To wszystko ten majątek i zyski z niego uszczupla. Dlatego przed podjęciem decyzji inwestycyjnej przelicz, co będzie się opłacało po odjęciu dodatkowych kosztów i nie handluj, gdy nie uzasadnia tego twoja strategia, choćby się na rynkach waliło i paliło. Informacje o kosztach powinny być dostępne na stronach firm inwestycyjnych i maklerskich.
Więcej możesz przeczytać w 9/2016 (12) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.