Fangor w schronie atomowym

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 4/2025 (115)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Od malowideł i rzeźb na zamówienie faraonów przez mecenat w renesansie aż po współczesne inwestycje w cząstki obrazów w tokenach. Historia pokazuje, że biznes i sztuka nieustannie kształtują i wspierają się nawzajem. Dziś właściciele firm nie tylko kolekcjonują dzieła, ale też chętnie dzielą się nimi zarówno z pracownikami, jak i z klientami. Przedsiębiorstwa stają się naturalnym miejscem wystaw, wydarzeń kulturalnych, a niekiedy same zamieniają się w dizajnerskie perełki.
W najlepszym mieście świata
Jedną z nich jest Ufficio Primo, siedziba kilku kluczowych spółek z portfolio Kulczyk Investments. Modernistyczna architektura budynku przy ul. Wspólnej 62 wpisuje się w kontekst dzielnicy ministerstw zaplanowanej przez architektów odbudowujących Warszawę po wojennych zniszczeniach. Wysoki sześcian „pałacu władzy”, jak nazywano go na etapie projektowania w 1950 r., nie wyróżnia się wśród gmachów skupionych w tej okolicy. Z poziomu chodnika wygląda niepozornie, w przeciwieństwie do spektakularnego wnętrza. Ba! kryje sporo tajemnic. W założeniu budynek wzniesiono jako Prezydium Rządu Bolesława Bieruta. Po kilku posiedzeniach siedzibę przeniesiono, bo według źródeł bliskich ówczesnym decydentom, renesansowy, pałacowy duch wnętrza Ufficio Primo nie pasował do socrealistycznej wizji architektury.
Już pierwsza styczność z tą unikalną przestrzenią w środku kamienicy wbija w posadzkę z czarnego granitu. Rotundowe krużganki, wokół skrytej pod kopułą auli, nawiązują do tych z Zamku Wawelskiego. Marek Leykam, architekt znany warszawiakom jako twórca Stadionu Dziesięciolecia, bez wątpienia oddał w Ufficio Primo ducha epoki, obiecując, że powstająca z gruzów stolica może być „najlepszym miastem świata”, jak mówiono wtedy o przyszłej Warszawie.
Pośrodku wyrytej w kamieniu gwiezdnej mozaiki odbija się 55 świetlików – okrągłych okien nawiązujących do tych w kajutach statków. Niebieskie sklepienie nad nimi pozwala patrzeć w niby-morską toń, a nocą, przy zgaszonych światłach w bezkresny ocean gwiazd. Okrągłe okna w sklepieniu gmachu przy Wspólnej 62 budowniczy otrzymali w ramach reparacji wojennych. Pochodziły one ponoć – w jednej wersji – z bunkra Adolfa Hitlera, a w drugiej – z soczewek reflektorów naprowadzających działka, które ostrzeliwały samoloty alianckie nad Berlinem.
Całą podróż wokół świetności architektury możemy odbyć dzięki staraniom Jana Kulczyka, który przywrócił podupadającej architekturze Ufficio Primo dawny blask. To na jego zlecenie przez niemal trzy lata między 2010 a 2012 r. wykonano generalną renowację i przebudowę budynku o szacowanej wartości 70 mln zł.
– Ta inwestycja była oczkiem w głowie Jana Kulczyka – wspomina Jarosław Sroka, członek zarządu KI Next, dawniej Kulczyk Holding. – Jest doskonałą ilustracją jego wrażliwości, rozmachu, wyobraźni oraz szacunku dla tradycji architektonicznej. Warto pamiętać, że mówimy o budynku, który przez dekady starzał się i degradował - wyjaśnia współpracownik przedsiębiorcy.
Założeniem właściciela było przeniesienie central najważniejszych spółek do Ufficio Primo, jednak nie zdążył go zrealizować. Plan dokończył jego syn Sebastian. Patrząc dziś na efekt renowacji trudno pojąć skalę tej niesłychanie skomplikowanej inwestycji. Co tu kryć – obostrzenia konserwatorskie nie ułatwiały zmian.
Skrupulatna renowacja tchnęła nowego ducha w budynek Marka Leykama, który projektując Ufficio Primo tak naprawdę tworzył architekturę rewolucyjną w kontrze do narzucanych sowieckich standardów budownictwa rodem z Moskwy. Stąd widoczne starcie modernistycznej dzielnicy rządowej okolic placu Trzech Krzyży z późniejszym socrealistycznym ciągiem budynków od placu Konstytucji do Pałacu Kultury, które zostały narzucone polskim architektom z Biura Odbudowy Warszawy.
Po drugiej stronie lustra
Wygląd wnętrz utrzymano na zasadzie opozycji czerni do bieli. I tak czarne kamienne posadzki i dębowe drzwi do biur korespondują z białymi ścianami. Jedynym kolorem wymykającym się tej klasyce luksusowych wnętrz są brudnozłote bazy, kapitele kolumn czy podobnie stylizowane balustrady. Architektonicznym rarytasem pozostaje schron atomowy – przygotowany ze względu na pierwotne przeznaczenie budynku i początek zimnej wojny. Dziś to unikalna sala konferencyjna na 400 osób, która obok obronnego przeznaczenia kojarzy się z jakimś dziwnym miejscem kultu, świątynią tajemniczych spotkań iluminatów z ich sekretnymi rytuałami.
Ufficio Primo zdecydowanie odbiega od dzisiejszego standardu budowy oraz zagospodarowania powierzchni biurowej. Zaletą takiego podejścia jest wyjątkowa w skali europejskiej piękna aula – bez wątpienia najbardziej spektakularne miejsce eventowe w Warszawie. Odbywają się tu liczne wydarzenia kulturalne i biznesowe m.in. przyznawane są corocznie nagrody Polskiej Rady Biznesu.
Zwiedzając przestrzenie przy Wspólnej 62, możemy poczuć się, jak po drugiej stronie lustra. Bo to co z zewnątrz jest białe pod spodem jest czarne. Dobrze obrazują to rotundowe schody, które zmieniają kolor w zależności od tego, czy patrzymy na nie od dołu czy od góry. Podobnie jest z kolumnami – czarnymi u podstawy gmachu i białymi w kierunku nieba. Po wejściu na czwarte piętro docieramy do pomieszczeń kluczowych pracowników oraz zarządów wybranych spółek grupy KI.
Wciągnięci przez Fangora
Aparat w telefonie szaleje na widok obrazu Wojciecha Fangora w sali konferencyjnej. Na zmianę traci i chwyta ostrość w miejscach, gdzie kolory abstrakcji zaczynają przenikać przez siebie, wywołując złudzenie optyczne wraz z poczuciem odrealnienia. Autor wciąga nas w obraz, zabiera do innego świata. Czuję niemal zawroty głowy. Spod stóp ucieka podłoga i żeby zostać w rzeczywistości, muszę przytrzymać blat stołu w kolorze matowej czerni.
Według relacji Jarosława Sroki, pracujący w biurach przedsiębiorstw rodziny Kulczyków od zawsze obcowali ze sztuką, funkcjonowali w jej otoczeniu od pierwszej chwili, kiedy przekroczyli progi firmy. – Nikt nigdy nie zadaje sobie pytania, dlaczego na ścianie wiszą obrazy, bo od pierwszego dnia pracy tutaj otoczeni jesteśmy dziełami wielkich artystów. Oczywistym wyróżnikiem rodziny Kulczyków, a szczególnie Jana Kulczyka było przemyślane podejście do wszystkich aspektów działania firmy od standardów pracy, wyglądu biur, komunikacji ze światem po przyjmowanie gości. Sztuka, która nas otacza, nigdy nie była przypadkowa – mówi Jarosław Sroka i dodaje, że każdy pracownik mógł wybrać swój obraz z bogatej kolekcji właściciela i zdecydować, jaki artysta będzie towarzyszyć mu w codziennych zadaniach w biurze.
I tak w biurze członka zarządu KI Next wiele lat temu zawisł tryptyk Marty Paulat. To jedna z wielu prac, którą Jan Kulczyk zakupił od młodych polskich artystów. W budowie tej kolekcji był prometejski element, bo miał pomagać w tworzeniu nowego wymiaru polskiej sztuki po 1989 r. i na zasadzie mecenatu wspierać najbardziej utalentowanych twórców. Dziś to często artyści światowej sławy.
– To nie jest demonstracja finansowej siły czy próba epatowania bogactwem, a raczej radość dzielenia się tym, co może innych inspirować i po prostu zmieniać na lepsze – wyjaśnia członek zarządu KI Next.
W Polsce systematycznie rośnie grupa właścicieli i właścicielek firm, którzy w swoich siedzibach i biurach wygospodarowują przestrzeń do tego, by pokazywać zgromadzoną sztukę. Na wyróżnienie zasługuje Piotr Krupa, założyciel giełdowej spółki Kruk, który dzieli się swoimi bogatymi zbiorami z innymi przedsiębiorcami, a dzieła mistrzów są wypożyczane do firm jedynie za koszt ubezpieczenia obrazu od ewentualnych uszkodzeń.
Pokój szabrownika
Pomieszczenia biurowe w Ufficio Primo mają wysokość ponad 3,5 m. Okna są wąskie i zestawione w pary. Zdobią je dekoracyjne krawędzie ciosanych kamieni, ożywiające fasadę i nadające jej cechy monumentalności. W całym biurze, wypełnionym naturalnym drewnem i kamieniem, daje się wyczuć zamiłowanie Sebastiana Kulczyka do sztuki nowoczesnej. Pokoje są jedno-dwuosobowe, od głównego ciągu komunikacyjnego oddziela je ściana z transparentnego szkła.
– Charakterystyczna dla tej firmy jest dbałość o szczegóły: jakość mebli, wystroju, dobór dodatków i oświetlenia. Tu nie ma przypadków - podkreśla Jarosław Sroka.
Swoje miejsce pracy nazywa żartobliwie pokojem szabrownika, bo wypełniają go rzeczy, które nie znalazły wcześniej uznania w oczach kolegów z dłuższym stażem. – Cierpliwie znosiłem tu wszystko to, czego nie zauważyli inni, bo czekało na swoje pięć minut w jednej z wielu piwnic. W ten sposób trafił tutaj m.in. ikoniczny fotel-jajo Arne Jacobsena czy lampy niemieckiego dizajnera Ingo Maurera.
Nienamacalnym atrybutem biura jest cisza, którą wszyscy traktują niczym dobro porównywalne do dzieł sztuki. Czasem rodzi to zabawne sytuacje. – Kiedyś pod koniec dnia jeden z gości zwrócił uwagę na panującą w biurze ciszę i spokój. Żartując dodałem, że jest już po 16.00, więc wszyscy mają teraz przerwę na leżakowanie. Pokiwał głową z uznaniem… Do dziś nie wiem, czy przyjął to na poważnie – opowiada Jarosław Sroka.
Dyskusje ze Starowieyskim
O tym, że sztuka jest ważna dla rodziny Kulczyków może świadczyć krążąca w środowisku biznesowym anegdota, dotycząca poprzedniego biura przy ulicy Kruczej i znajdujących się w sali konferencyjnej kilkumetrowych obrazów Franciszka Starowieyskiego (swoją drogą płótna były tak duże, że aby je wnieść do środka, trzeba było rozebrać okna). Była to kontrowersyjna seria pokazująca – jak to u Starowieyskiego – szczegóły anatomiczne demonicznych postaci, wzmocnione fantazją artysty.
Jakby na przekór konwenansom założyciel Kulczyk Investments umieścił obrazy w sali, w której często przyjmował gości. Ogromne dzieła od razu wywoływały poruszenie i dyskusje. Niektóre osoby przesiadały się nawet na drugą stronę stołu, by nie oglądać „gorszących ujęć”. I choć wielu sugerowało właścicielowi, by te obrazy zdjął, bo biuro to nie miejsce na takie rzeczy, on się tym nie przejmował. Wychodził z założenia, że sztuka ma przecież nie pozostawiać nas obojętnymi.
Kolekcjonowanie dzieł mistrzów przez osoby, które stać na ich zakup, to z jednej strony lokata kapitału i inwestycja, a z drugiej swojego rodzaju misja realizowana choćby poprzez sprowadzanie wielkiej sztuki do biur.
– Pamiętajmy, że także poprzez sztukę tworzymy standard naszego wizerunku. Oswajamy naszych gości z kanonem, który jest nam bliski. Wierzymy, że otaczanie się sztuką z najwyższej półki uszlachetnia, czyni życie bardziej wartościowym. Siłą rzeczy stajemy się w ten sposób ambasadorami nieco innej wrażliwości – podsumowuje Jarosław Sroka. C
Więcej możesz przeczytać w 4/2025 (115) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.