Czy Staszek sprawdzi się w biznesie?
z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 12/2019 (51)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Darowane pieniądze mają wszystkim stworzyć biznesową szansę. Każdy otrzymuje więc – jak w popularnej grze planszowej – swoją pulę waluty, „rzuca kostką” i zarabia krocie albo staje się bankrutem. Cóż pomysł ten wcale nie jest aż taki oryginalny i odkrywczy. Przerabialiśmy go jeszcze nawet w Polsce XX wieku – w kraju, który musiał zbudować kapitalizm bez kapitału – w kilku różnych wariantach. Autorem pierwszego z nich był Lech Wałęsa, rzucając wspaniałe wyborcze hasło „Sto milionów”! Była to propozycja złożona przez ówczesnego kandydata na prezydenta RP. Wałęsa na wiecach wykrzykiwał więc:
„Ludziom trzeba oddać to, co im komuniści ukradli. Rozdajmy każdemu czeki na 100 mln zł, za które będzie można kupić przedsiębiorstwa czy domy. Dajmy Polskę Polakom, zamiast sprzedawać ją Amerykanom, którzy chcą pozamykać 75 proc. przedsiębiorstw i zwolnić ludzi”. Pomysł ten został zrealizowany w wariancie bardzo minimalistycznym jako Program Powszechnej Prywatyzacji polegający w rzeczywistości na przekazaniu każdemu obywatelowi świadectwa udziałowego wartego mniej więcej flaszkę wódki i wbicia mu pieczątki do papierowego jeszcze dowodu osobistego. Prześmiewczą kwintesencją zawiedzionych nadziei była potem słynna piosenka Kazika zatytułowana „Wałęsa, oddaj moje sto milionów”, a przecież w 1990 r. była to ledwie równowartość obecnych 10 tys. zł.
Kilka lat później, już po przeprowadzeniu denominacji złotówki, program Thamasa Pikkety’ego został zastosowany w Polsce w 2001 r. do jednej grupy zawodowej – górników. Powstała o nich świetna telenowela dokumentalna Ireny i Jerzego Morawskich zatytułowana „Serce z węgla”. Jej bohaterami byli górnicy ze Śląska i ich rodziny. Odchodząc na zawsze z kopalni, dostawali odprawę w wysokości 40 tys. zł, ale pod warunkiem rezygnacji ze swojego dotychczasowego zajęcia. Podpisywali więc pewnego rodzaju cyrograf, że nigdy więcej nie podejmą już pracy w polskim górnictwie. W domyśle – pieniądze mieli przeznaczyć na jakiś biznes. Zazwyczaj jednak to swoiste odszkodowanie rozchodziło się bardzo szybko – na wycieczki, mieszkania czy zakup samochodu. Wówczas najpopularniejszym modelem auta wśród górników był Peugeot 405, który kosztował wówczas dokładnie tyle, ile wynosiła odprawa. Wjechać nim do zupełnie nowego życia jednak było trudno, chyba że ze stanowczym postanowieniem, aby wykorzystać samochód jako nowe narzędzie pracy – taksówkę. To jednak zdarzało się zupełnie wyjątkowo.
Kolejną odsłoną idei francuskiego ekonomisty, aby dać każdemu szansę w biznesie, był casus działacza PSL, Stanisława Dobrzańskiego. Jego partia tworzyła koalicyjny rząd na czele z premierem Leszkiem Millerem. Ówczesny minister skarbu Wiesław Kaczmarek w 2001 r. nieoczekiwanie powołał tego działacza ludowego na fotel prezesa Polskich Sieci Elektroenergetycznych. Pytany o powód swojej dość zaskakującej decyzji Kaczmarek z rozbrajającą szczerością rzucił słynny bon-mot: „Staszek chciał się sprawdzić w biznesie”. Niestety właśnie patologia obsadzania partyjnymi działaczami stanowisk w spółkach Skarbu Państwa tak naprawdę stała się takim właśnie karykaturalnym urzeczywistnieniem „dawania szansy w biznesie”.
A przecież nie wszyscy powinni być przedsiębiorcami! Coś jednak trzeba umieć. To chyba zupełnie oczywiste. Nie wszyscy powinni być też artystami i grać na skrzypcach w orkiestrze symfonicznej! Z jednym może wyjątkiem. Każdy mógłby wykonać utwór kompozytora Johna Cage’a zatytułowany „4’ 33’’”. Nie słychać w nim bowiem żadnej nuty. Biznes znacznie różni się jednak od konceptualnej sztuki. Pisuaru – którego przeznaczenie w 1917 r. usiłował zmienić inny wielki Francuz Marcel Duchamp – nie uda nam się niestety na wolnym rynku sprzedać jako fontanny.
Więcej możesz przeczytać w 12/2019 (51) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.