Prowokacja bartoszycka
fot. materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 4/2020 (55)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Dzieci uczą się w szkole o prowokacji gliwickiej, która w sierpniu 1939 r. miała uzasadnić napaść hitlerowskich Niemiec na Polskę. Jednak swoje trwałe miejsce w naszej historii ma również zupełnie inne zdarzenie – prowokacja bartoszycka. Warto ją przypomnieć. Dwie urzędniczki skarbowe z Bartoszyc przyjechały samochodem bez jednego przedniego światła do zamkniętego już warsztatu samochodowego. Grzecznie zapukały jednak do drzwi, a gdy się one otworzyły, poprosiły o wymianę przepalonej żarówki. Mechanik wykazał się empatią i wykonał usługę. Po wkręceniu żarówki poprosił o 10 zł, ale nie wydał paragonu.
Prowokacja okazała się skuteczna. Akcja była zresztą bardzo sprytnie, a nawet finezyjnie pomyślana – warsztat już zakończył pracę, a jego właściciel zrobił raport kasowy. Żelazna perfekcja przebiegłości. A więc bingo! Nie wybuchła, co prawda druga wojna światowa, ale przecież przedsiębiorca uszczuplił budżet państwa
na kwotę 3,41 zł (VAT i podatek dochodowy). W konsekwencji został ukarany mandatem w wysokości 500 zł. Odmówił jego przyjęcia, a więc urząd skarbowy sporządził wniosek o ukaranie. Sąd w Bartoszycach uznał mechanika winnym wykroczenia skarbowego, lecz odstąpił od wymierzenia mu kary, zwalniając go także od obowiązku ponoszenia kosztów postępowania. Sprawa wywołała burzę medialną i lawinę dalszych zdarzeń. Odwołano ze stanowiska dotychczasowego naczelnika urzędu w Bartoszycach, a kierownictwo Krajowej Administracji Skarbowej skierowało do wszystkich dyrektorów Izb Administracji Skarbowej pismo o niedopuszczalności stosowania przez podległych urzędników praktyk, które naruszają zaufanie obywateli do działań KAS.
Warto jednak przypomnieć, że kierował nią wówczas nie kto inny, jak słynny dziś pancerny Marian Banaś. Być może tolerancja dla „niefiskalnej żarówki” wynikała z jego osobistych doświadczeń? Przecież w powszechnie znanym krakowskim hotelu na godziny również nie wydawano żadnych paragonów! Z kolei w swojej interpelacji były wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka napisał: „Do mojego biura poselskiego trafił list pracownika urzędu skarbowego, w którym opisane są skandaliczne praktyki, które są stosowane w administracji skarbowej. Opisane praktyki mają polegać na zmuszaniu pracowników do organizowania prowokacji wobec drobnych, polskich przedsiębiorców. Urzędnicy skarbówki muszą wykorzystywać w tym celu swoje własne, prywatne pieniądze. Z listu wynika ponadto, że łamane są podstawowe prawa pracownicze”. Na interpelację odpowiedział podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów. Okazało się, że szef KAS powołał komisję „do rozpatrywania skarg na działania noszące znamiona zjawisk niepożądanych”, a więc sprawa została perfekcyjnie załatwiona. Tymczasem na policję w Bartoszycach trafiło doniesienie anonimowego mężczyzny, który doniósł, że urzędniczki skarbowe jeździły po drodze publicznej niesprawnym pojazdem – bez przedniego światła! Ta sytuacja okazała się prawdziwym dylematem prawniczym. Czy bowiem taka właśnie akcja skarbówki stanowi stan wyższej konieczności wpływający na uchylenie karalności wykroczenia drogowego?
W skali niezadowolenia z kontroli skarbowej prowokacja bartoszycka powinna być więc oceniona na dziesięć toporów. Wszystkie inne, nawet najbardziej skandaliczne sprawy otrzymają na pewno mniej punktów. Nieuprzejmy, złośliwy i arogancki kontroler może zostać oceniony, na jeden, no może na dwa topory.
Więcej możesz przeczytać w 4/2020 (55) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.