AI, łosoś i zupa krabowa
Piotr Sankowski uważa, że warszawska scena gastronomiczna świetnie się rozwinęła / Fot. Kuba Dobroszek.z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 12/2024 (111)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
N31 to autorska restauracja Roberta Sowy. Połozona w ścisłym centrum Warszawy z zewnątrz nie robi zbędnego wrażenia, za to od razu po przekroczeniu jej progu przenosi cię w świat prestiżu.
– Chcielibyśmy usiąść raczej na uboczu – przekazuję obsłudze, kiedy z Piotrem Sankowskim wchodzimy do środka. Kelner odbiera od nas kurtki, a następnie prowadzi do stolika w głębi sali. Oprócz nas w restauracji znajduje się kilka osób, bez problemu da się znaleźć miejsce, w którym można spokojniej porozmawiać.
– Bardzo lubię N31. Lokal oferuje wysokiej klasy doświadczenie w przystępnej cenie. I na gościach z zagranicy robi niemałe wrażenie – mówi Piotr, kiedy zajmujemy miejsce.
Podstawą N31 są potrawy kuchni polskiej, za to z międzynarodowymi akcentami, podane w oryginalny sposób. W menu można znaleźć aromatyczny krem z grzybów leśnych, tajską zupę rybną z owocami morza, okonia morskiego czy polędwicę z jelenia. Decydujemy się na business lunch – serwowany od poniedziałku do piątku w godz. 12-16 – w cenie 85 zł. Akurat trafiamy na zupę krabową i łososia. Na deser – crumble z owocami podane z lodami. Do tego niegazowana woda oraz coca-cola.
– Jeśli chodzi o ofertę gastronomiczną, Warszawa ma jedną bardzo dużą zaletę – zaczyna Piotr, kiedy otrzymujemy napoje.
– Jaką?
– Co jakiś czas organizujemy większe spotkania międzynarodowe. Za każdym razem jednym z pierwszych pytań, wręcz fundamentalnym jest to, czy będzie dostępne jedzenie wegetariańskie bądź wegańskie. Jeszcze kilkanaście lat temu miejsc z tego typu potrawami było jak na lekarstwo, dziś bez problemu znajdziesz w stolicy chociażby wegańskie sushi czy nawet wegańskie meksykańskie burrito.
– No tak, preferencje kulinarne bardzo mocno się zmieniają.
– Tu nawet nie chodzi o preferencje kulinarne. Często organizuję międzynarodowe warsztaty i właściwie zawsze jest kilku uczestników z Indii – w ich przypadku to akurat kwestia wiary. Pod kątem dostępności wegetariańskiego jedzenia naprawdę wyprzedzamy wiele europejskich stolic, np. Praga się w ogóle do Warszawy nie umywa – wskazuje mój rozmówca.
Zupę otrzymujemy po kilku minutach oczekiwania. Obsługa przynosi nam głębokie talerze, a sam wywar jest do nich wlewany już przy stoliku.
– Wygląda na to, że to zupa krabowa nie tylko z nazwy – nawet chyba widzę kilka krabów – uśmiecha się Piotr.
Co z tymi uczelniami?
Piotr Sankowski jest profesorem na Uniwersytecie Warszawskim, a także pełni funkcję CSA w MIM Solutions – firmie pomagającej organizacjom w wykorzystywaniu i wdrażaniu sztucznej inteligencji w swojej działalności. Prace publikował w najważniejszych czasopismach naukowych na świecie, a w latach 2021-2024 był prezesem IDEAS NCBR, czyli polskiego ośrodka badawczo-rozwojowego prowadzącego badania z zakresu sztucznej inteligencji. Kilka tygodni temu w dosyć niejasnych okolicznościach nie został wybrany na kolejną kadencję, co spotkało się z ogromnym sprzeciwem nie tylko środowiska naukowego – Piotr cieszy się ogromnym autorytetem, a jego nazwisko słyszę bardzo często przy okazji wywiadów. – Mamy w Polsce fantastycznych ekspertów w badaniu AI. Na przykład Piotr Sankowski – to jest tak świetny fachowiec z mocną międzynarodową pozycją, że aż dziwię się, że nie jest w naszym kraju lepiej doceniany – stwierdził niedawno pewien rozmówca, bohater jednego z moich poprzednich tekstów.
– Jak znalazłeś się w świecie nauki? – pytam. Zupa krabowa smakuje nieźle.
– Ta fascynacja przyszła z czasem. Na studia informatyczne poszedłem z zamiarem tworzenia gier komputerowych. Miałem na to jakąś swoją wizję, zresztą już w liceum napisałem kilka bardzo prostych tytułów. Nie były specjalnie rozbudowane, za to nie odbiegały przesadnie od tego, co było wówczas dostępne na rynku. No ale ten plan nie wypalił, ponieważ na studiach poznałem zupełnie nowe rzeczy.
W przypadku Piotra Sankowskiego zainteresowanie światem nauki to jedna z tych historii, które zaczynają się od poznania inspirującej postaci. Wykładowcą, który wywarł szczególnie duży wpływ na moim rozmówcy, jest Krzysztof Diks, popularyzator informatyki oraz wiedzy algorytmicznej i wychowawca medalistów międzynarodowych olimpiad informatycznych.
– Coś mi w tej algorytmice zaczęło wychodzić, postanowiłem więc, że idę na doktorat. To brzmi ciekawie, jednak warunki robienia doktoratu zarówno wtedy, jak i teraz są raczej słabe. Nie licząc oczywiście pojedynczych dedykowanych programów.
– Dlaczego?
– Przede wszystkim stypendium jest bardzo niskie – wówczas było to 1 tys. zł miesięcznie. Polski system naukowy zupełnie nie zachęca do tego, by zostawać na uczelniach. Pamiętajmy, że mówimy tutaj o informatykach, którzy już w pierwszej pracy po studiach mogą zarabiać nawet kilkanaście tysięcy złotych. Myślę, że ludzie decydujący się na robienie doktoratu mają coś z wariatów. Za moich czasów całkiem sporo osób rozpoczynało ten proces, ale jedynie garstka go kończyła. Zresztą jest różnica między „zrobieniem doktoratu” a „zrobieniem dobrego doktoratu”.
– To znaczy? – dopytuję.
– Dobry doktorat to taki, który rzeczywiście umożliwia fajny start w dalszą karierę naukową. To, co zrobisz podczas doktoratu, w gigantycznym stopniu determinuje twoje dalsze losy, otwiera ci chociażby drogę do zagranicznych staży. Robienie doktoratu dla samego tytułu nie ma większego sensu.
Współpraca na linii nauka-biznes to temat, który dosyć często poruszamy na łamach „My Company Polska”. Naukowcy i innowatorzy, z którymi rozmawiamy, regularnie powtarzają, że Polska nie krzewi na uczelniach ducha przedsiębiorczości, na co gigantyczny wpływ ma chociażby system punktowy – zwykle jest tak, że naukowcom bardziej opłaca się pisać różnego rodzaju prace, niż realizować konkretne, wymierne działania.
– Na pewno wiele kwestii jest źle rozwiązanych, nie powiedziałbym jednak, że największym złem jest system punktowy. W Polsce przede wszystkim doskwiera nam brak tradycji współpracy nauki z przemysłem. Nie mamy odpowiednich wzorców, przykładów, że to się opłaca. Ludzie mają jednak gen naśladowania, a na rodzimych uczelniach nie ma otwartości na praktyków.
– Praktycy nie chcą wykładać?
– Nikły ułamek stanowią wykładowcy, którzy wrócili z biznesu do świata nauki. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych to typowy scenariusz, kiedy naukowiec zakłada firmę, dynamicznie ją rozwija, a następnie wraca na uczelnię. Za oceanem wykładowcy na prestiżowym uniwersytecie wręcz wypada mieć własny startup – uważa mój rozmówca.
Po zrobieniu doktoratu Piotr Sankowski spędził sporo czasu za granicą – m.in. prawie cztery lata we Włoszech, nieco mniej w Szwajcarii. Jak się okazuje, jeśli chodzi o poziom stypendiów czy sprawność administracji, Polska niewiele odbiega od Włoch, które mają mimo wszystko nieco większe tradycje naukowe, za to zawodzą w podstawowych aspektach. Tym, co odróżnia Włochów od Polaków – jak twierdzi Piotr
– jest skłonność do ciężkiej pracy. Tam ludzie przychodzą na uczelnię i po prostu harują, nad Wisłą bywa to wątpliwe. No i nie ma typowej dla naszego kraju mnogości etatów – jeśli dany innowator działa w ramach konkretnej uczelni, to tylko tam, nie jest tak, że drugą część etatu poświęca pracy na kolejnej uczelni.
Natomiast Szwajcaria – no, tu już dostrzegamy znacznie większy kontrast. To o tyle ciekawe, iż to kraj o tradycjach raczej rolniczych, który jeszcze 100–150 lat temu był biedny. Odpowiednia długofalowa strategia potrafiła przekształcić go w innowacyjne państwo, gdzie rozwijają się największe światowe talenty chociażby w dziedzinie robotyki. Politechnika Federalna w Lozannie na poważnie zaczęła działać dopiero po
II wojnie światowej, a obecnie stała się jedną z kilkudziesięciu najlepszych uczelni na świecie.
Gdy rozmawiamy o polskim szkolnictwie, akurat zostaje nam podany sorbet ze szczawiem, który – jak tłumaczy obsługa – ma pomóc w wymieszaniu się smaków.
– Właśnie o tym mówiłem na początku – sorbet ze szczawiem na osobach przyzwyczajonych do uniwersyteckich stołówek robi ogromne wrażenie – zauważa Piotr.
Wiatr zmienia kierunek
Łososia otrzymujemy po niedługim czasie oczekiwania od ostatniego dania.
– Skupienie na sztucznej inteligencji przyszło wraz z pojawieniem się głębokiego uczenia maszynowego. Mniej więcej 10 lat temu wielu informatyków zorientowało się, że oto zmienia się paradygmat dotyczący AI. Wcześniejsze systemy wymagały
gigantycznego nakładu pracy, nie działały tak, jak trzeba. Zaczęliśmy zdawać sobie sprawę z faktu, iż wiatr zaczyna wiać w inną stronę.
W 2015 r., miesiąc przed powstaniem OpenAI, Piotr wraz z kolegą Piotrem Wygockim stworzył software house MIM Solutions. Sztuczna inteligencja zawitała do Warszawy.
– Czym konkretnie się na początku zajmowaliście?
– Dużo pracowaliśmy nad systemami predykcyjnymi i rekomendacyjnymi dla branży e-commerce. Jednym z pierwszych projektów było zbudowanie systemu przewidującego szansę kliknięcia w reklamę. W szczytowym momencie w MIM Solutions pracowało 30 osób, obecnie podzieliliśmy się na dwie części. Wydaje mi się, że marzeniem każdego szefa software house'u jest doprowadzenie do tego, aby na jego podstawie powstała spółka produktowa i nam się to udało.
Mówiąc „druga część”, Piotr ma na myśli MIM Fertility, czyli spin-off MIM Solutions, który rozwija przełomowe rozwiązania w dziedzinie leczenia niepłodności, łączące zaawansowane technologie AI z medycyną reprodukcyjną. Pod koniec 2023 r. startup zamknął rundę seed w wysokości 2 mln dol., a obecnie rozwija się nie tylko na rodzimym rynku, ale również globalnie. Jeśli chodzi o działalność w ramach MIM Fertility, Piotr nazywa siebie kimś w rodzaju doradcy naukowego, który prowadzi prace na pograniczu sztucznej inteligencji i medycyny – np. wkrótce ma prowadzić w Dosze wykład dla lekarzy dotyczący zastosowania tej technologii.
– Słyszałem, że podobnych spin-offów wokół MIM Solutions chcecie stworzyć więcej – pytam.
– Na pewno aktywnie rozglądamy się za finansowaniem na inne projekty, związane m.in. z reklamami czy cyberbezpieczeństwem. Mamy wiele pomysłów i ogromne doświadczenie – ostatnio sporo czasu poświęciliśmy projektowi związanemu z personalizowaniem reklam w filmach. Nadal rozmawiamy z kilkoma funduszami, mam wrażenie, że po okresie posuchy wreszcie pojawiło się na rynku więcej pieniędzy na innowacyjne projekty.
Jak dodaje Piotr, raczej pro bono MIM Solutions angażuje się także w stworzenie rozwiązania AI pomagającego walczyć z dezinformacją. A przy tym współpracuje m.in. z NASK.
Drugiej szansy nie będzie
Tak się ciekawie złożyło, że z Piotrem spotykamy się w dniu, kiedy polski rząd podpisuje list intencyjny w sprawie powołania Funduszu Sztucznej Inteligencji. Ministerstwo Cyfryzacji wytłumaczyło, że to kluczowy krok na drodze wsparcia projektów związanych z AI oraz budowy silnego ekosystemu technologicznego w kraju. Według zapowiedzi Polska ma przeznaczyć na rozwój AI miliard złotych.
– Czy miliard złotych to nie za mało? Amerykańscy giganci technologiczni przepalają tyle w miesiąc – zauważam.
– Nawet dzisiaj powiedziałem komuś, że OpenAI na rozwój wyłącznie sztucznej inteligencji wydaje równowartość 1 proc. naszego PKB. Polska przeznacza tyle na rozwój całej nauki, więc gdzie tu myśleć o konkretnych technologiach?
W przypadku tej rządowej inicjatywy Piotr nie jest jednak sceptykiem. Jak tłumaczy, jeśli fundusz będzie dobrze skonstruowany, pomyślany i aktywuje nowe środki, to może spowodować, że nad Wisłą powstanie wiele wartościowych firm i startupów.
– O rozwoju AI w Polsce nie możemy myśleć w kontekście budowy zupełnie nowego modelu językowego, bo na to nas po prostu nie stać, musimy rywalizować w innych obszarach takich jak wsparcie dla zdolnej młodzieży. Inwestujmy w talent ludzki – wskazuje mój rozmówca.
– Nowy instytut naukowo-badawczy IDEAS będzie skupiał się właśnie na tym?
– Na razie chyba wolałbym o tym nie mówić…
Po zamieszaniu związanym z IDEAS NCBR minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski zaproponował Piotrowi Sankowskiemu, aby ten nadal koordynował prace zespołów badawczych AI, tyle że w ramach nowego podmiotu – instytutu IDEAS. Podczas październikowej konferencji prasowej ogłoszono, że jego start zaplanowano na 1 stycznia 2025 r.
– To nadal śliski temat? – wyczuwam, iż na hasło „instytut IDEAS” mój rozmówca nieco się wycofał.
– Dużo się dzieje, ale rzeczywiście walczymy o to, by ruszyć wraz z początkiem nowego roku. Na pewno mogę powiedzieć tyle, że zrobimy wszystko, aby największa wartość, jaką niósł IDEAS NCBR – a więc wspieranie młodych ludzi chcących rozwijać się w obszarach związanych z AI – została zachowana. Świetnie, że również startupy, które odniosły globalny sukces, zaczynają fokusować się na Polsce. Przykład? ElevenLabs i ich ogłoszona właśnie inwestycja w rozwój rodzimego ekosystemu AI.
Piotr wielokrotnie powtarza, że głównym zadaniem w budowaniu czegoś, co moglibyśmy nazwać narodową strategią AI, jest dbanie o to, by w Polsce powstawało jak najwięcej startupów eksperymentujących w tej dziedzinie.
– Mało osób zdaje sobie sprawę z faktu, że my Polacy jesteśmy, jak by to powiedzieć, w dobrych uwarunkowaniach prawnych. Rodzime prawo jest chociażby wyjątkowo liberalne, jeżeli chodzi o zakaz konkurencji, co daje nam naprawdę dużą przewagę względem innych gospodarek. Mówiąc wprost: jeśli pracuję w Google’u, to następnego dnia po rozstaniu się z korporacją mogę założyć własną spółkę i robić rzeczy konkurencyjne dla Google’a. Pod tym względem mamy legislację bardzo zbliżoną do sytuacji prawnej w Dolinie Krzemowej
– i właśnie dlatego tam rozwija się tak wiele innowacyjnych startupów.
– Czyli uważasz, że my naprawdę stoimy przed wyjątkową szansą, by zacząć odgrywać istotną rolę w zakresie sztucznej inteligencji? To nie jest wyłącznie PR-owe gadanie, nie żyjemy w bańce?
– Tak uważam. Dostrzegam ogromne chęci ze strony administracji publicznej
– Ministerstwa Cyfryzacji czy Ministerstwa Obrony Narodowej, czego efektem jest np. powstanie Centrum Implementacji Sztucznej Inteligencji w Wojsku Polskim. Kształcimy naprawdę świetnych informatyków, najwyższy już czas, by to w pełni wykorzystać.
– A co, jeśli tę szansę prześpimy? Czy jeśli teraz nie wskoczymy do tego pociągu, będziemy w stanie go jeszcze dogonić?
– Raport Banku Światowego wskazuje, że teoretycznie weszliśmy już do grupy krajów wysoko rozwiniętych, jesteśmy jednak na samym początku tej drogi. Musimy zacząć zarabiać na naszej własności intelektualnej: licencjach czy patentach. Fundamentalny przeskok, jaki nas czeka, będzie bardzo trudny do wykonania, ale drugiej szansy możemy nie dostać. Nie zapominajmy, iż sztuczna inteligencja jest relatywnie młodą technologią, więc jeszcze nie tak trudno dogonić świat. Wszystkie kraje w regionie CEE mają problem ze strategicznym inwestowaniem w AI, mamy więc tym większą możliwość na stanie się przynajmniej lokalnym liderem – podsumowuje Piotr.
Powstanie przeciwko Ziemi
Długo czekamy na rachunek, mamy więc okazję do zamienienia jeszcze kilku słów.
– Interesujesz się nadal grami? – pytam.
– Niespecjalnie mam na to czas. Natomiast w te wakacje uczyłem się pływać na wing foil.
Mógłbym w tym momencie opisać, na czym polega ten sport, najlepiej jednak będzie, jeśli zobaczycie na YouTubie
– naprawdę warto.
– Przeczytałeś ostatnio coś ciekawego?
– Co jakiś czas lubię wracać do książki „Luna to surowa pani” Roberta A. Heinleina. W dużym skrócie: ludzie żyjący na Księżycu organizują powstanie przeciwko Ziemi. I to powstanie jest wspierane przez AI.
Rozmowę kończę więc z zamówioną książką. A Piotr? Rozważa na jakiś czas wycofanie się z aktywności medialnych. Jak sam rzuca na koniec, potrzebuje dłuższego odpoczynku, gdyż wiele się ostatnio działo.
Problem w tym, że nic nie wskazuje na to, by w najbliższych miesiącach miało się dziać mniej. Wręcz przeciwnie.
Więcej możesz przeczytać w 12/2024 (111) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.