Zostać czy nie zostać w korpo? Oto jest pytanie!
 
                             
                    Nie będzie to może biznesowa historia, ale wiele lat temu pracowałem dla bardzo dużego medium, gdzie znalazłem się trochę z przypadku, a trochę z braku alternatyw. Współpracownicy byli świetni (pozdrawiam ekipę, z którą po nocnej zmianie balowałem od 7 rano!), bezpośredni przełożony widział we mnie na tyle duży potencjał, że robił wszystko, abym czuł się jak najlepiej (proponował np. brak pracy w weekendy, co było w tamtym czasie ewenementem), wykonywanie obowiązków nie sprawiało mi jednak żadnej satysfakcji, a w „biurze” dominowała gigantyczna presja. W pewnym momencie znalazłem się w sytuacji, kiedy przed wyjściem do pracy bolał mnie brzuch, doświadczałem ogromnego wypalenia. Kiedy jeden z wydawców – że tak to ujmę – dosyć dosadnie skrytykował efekt mojej pracy, powiedziałem sobie, że to koniec i odchodzę.
Ale… nie odszedłem. Prawdopodobnie zabrakło odwagi, a ja miotałem się jeszcze przez kilka miesięcy. Dopiero kiedy otrzymałem propozycję innej pracy, w medium działającym w zupełnie innej branży, zdecydowałem się na rozstanie. Zawsze podziwiałem osoby, które miały więcej sami wiecie czego.
A teraz scenka fikcyjna. W jednym z sezonów serialu „The Office” Michael Scott decyduje się odejść z firmy. Po obwieszczeniu decyzji szefostwu z wielką przyjemnością – mocno koloryzując – opowiada o swoim ruchu współpracownikom. Jeden z nich komentuje: „Świetnie słuchało mi się tej historii, ponieważ utwierdziła mnie w przekonaniu, że mam kontrolę nad własnym życiem”.
I właśnie poniekąd o tym jest to opowieść: o odwadze i kontroli.
Co jednak istotne, moi rozmówcy podkreślają, że za każdym „rzuceniem wszystkiego i wyjechaniem w Bieszczady” – to powiedzenie pada zresztą bardzo często podczas rozmów z bohaterami artykułu – stoją trudne wybory, wyzwania i problemy, a to, co atrakcyjnie wygląda w poście w mediach społecznościowych, nie zawsze okazuje się takie w rzeczywistości.
W Bieszczadach zaskakująco często pada.
Po to studiowaliśmy!
Co przyciąga – zwłaszcza młodych ludzi – do korpo? Prestiż, wręcz blichtr. No bo wyobraź sobie, że jesteś jeszcze na studiach i nagle lądujesz w świecie całkiem niezłej pensji, w firmie, którą można się pochwalić podczas rodzinnego obiadu lub piwa ze znajomymi. – Trafiłem do Google’a w 2012 r., tuż przed rozpoczęciem piątego roku studiów. W tamtym okresie to było dla mnie spełnienie marzeń, coś niewyobrażalnego. Disneyland. Cały mój korporacyjny epizod wspominam jako pod wieloma względami naprawdę miły czas, jednak po tym, gdy już sobie pożyłem międzynarodowym, sielankowym życiem, zaczęło mnie ono nudzić, już nie uczyłem się tak dużo, a wpływ na cokolwiek był najczęściej znikomy, zadania pozorne – wspomina Paweł Chrzan, obecnie co-founder wellbee (wcześniej Google, Facebook, Booksy).
– Pierwszą umowę o pracę podpisałam w 2006 r. Jestem z pokolenia, które walczyło o pracę w korpo, w tym czasie zatrudnienie się w banku czy firmie konsultingowej było megaprestiżem – po to studiowaliśmy! W tamtym okresie stanowisko...
Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl
        
    Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?
- Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
- Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
- Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
- Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska
 
    
Więcej możesz przeczytać w 11/2025 (122) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.
![W poszukiwaniu sensu pracy [FELIETON]](/images/17946/342755c021583f2e31e743c48e3d180a.webp) 
             
             
             
             
             
             
             
             
            