Czy program Rodzina 500+ spowoduje spadek zadłużenia Polaków?

© Shutterstock
© Shutterstock 28
Polemizują eksperci: Mariusz Hildebrand, wiceprezes BIG InfoMonitor; Rafał Trzeciakowski, ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 1/2017 (16)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Mariusz Hildebrand, wiceprezes BIG InfoMonitor

Zakładaliśmy, że program Rodzina 500+, poprawiając sytuację finansową najuboższych rodzin, przełoży się na spadek zaległego zadłużenia części Polaków. I właśnie to obserwujemy. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że nie każdy, kto ma niespłacone długi (w Rejestrze BIG InfoMonitor jest to już prawie 1,74 mln osób), posiada jednocześnie co najmniej dwójkę niepełnoletnich dzieci lub ewentualnie dochody na osobę w rodzinie uprawniające do pomocy (na pierwsze dziecko do 800 zł lub do 1200 zł, jeśli dziecko jest niepełnosprawne). Jednak i tak widać, że zasięg programu jest znaczący i ma to bezpośrednie przełożenie na kondycję finansową polskich rodzin. 

Z ostatnich danych wynika, że skorzystało z niego 3 mln 800 tys. dzieci. Przy czym pierwszych dzieci, czyli takich, których rodzice otrzymali płatność ze względu na niskie dochody, było prawie 1 mln 600 tys. – aż 42 proc. Drugich i kolejnych było 2 mln 190 tys. Łącznie 2,7 milionom rodzin budżet przekazał do tej pory ponad 13 mld zł. Jest to naprawdę znacząca kwota. 

Nasze statystyki już pokazują, że część osób mogła przeznaczyć otrzymane pieniądze na spłatę zaległych zobowiązań. Wraz z wejściem w życie programu Rodzina 500+ tempo przyrostu liczby dłużników, których łączne zaległości nie przekraczają 2 tys. zł, spadło, w porównaniu z tempem, w jakim przybywa pozostałych nierzetelnych dłużników, nieradzących sobie z obsługą bieżących rachunków, rat pożyczek czy alimentów. Liczba osób w naszej bazie danych z zaległościami do 2 tys. zł zwiększyła się od końca kwietnia 2016 r. do końca października o niecałe 8 proc. W ciągu tych sześciu miesięcy grupa ta wzrosła z 583,7 tys. osób do 628,3 tys. W tym czasie zalegających na kwoty przekraczające 2 tys. zł przybyło 18 proc. – z 940,1 tys. do 1110,4 tys. osób. Przy czym pamiętajmy, że wartości te od niedawna są zwiększane przez obowiązek zgłaszania przez gminy dłużników alimentacyjnych do naszych rejestrów. 

Choć program działa stosunkowo niedługo, już teraz widać, że część Polaków spłaci dzięki niemu swoje zaległości, a inni nie wpadną w tarapaty po tym, jak poprawi się ich sytuacja finansowa. Dysponując większymi wpływami, niektórzy nie będą decydować się na zaciąganie kredytów czy pożyczek, z którymi później, ze względu na napięty budżet, po prostu sobie nie radzą. 

Z badań na temat stylu zadłużania się Polaków, przeprowadzonych dla nas ostatnio przez Instytut ARC Rynek i Opinia, wynika, że dla osób, które są właśnie w trakcie spłacania kredytu konsumpcyjnego w banku lub pożyczki w firmie pożyczkowej, jednym z głównych powodów zadłużenia się były zbyt niskie zarobki (41 proc.) i brak oszczędności (31 proc.). Wpływy z programu mają szansę to zmienić, choć trzeba też przyznać, że na liście przyczyn pożyczania spory odsetek badanych wskazał na „brak dyscypliny finansowej” oraz „umiejętności planowania i zarządzania budżetem” (łącznie 41 proc.). 

Bardzo ważne jest zatem, aby dłużnicy, przy wsparciu państwa, nie przedłożyli wydatków na konsumpcję nad wyprowadzenie na prostą swojej sytuacji finansowej. Jeśli to się uda, będzie to swego rodzaju edukacja w zakresie domowych finansów i pozytywny przykład dla dzieci z tych rodzin. Dzięki takim zachowaniom program Rodzina 500+ ma szansę dodatkowo oddłużyć gospodarstwa domowe i w konsekwencji korzystnie wpłynąć na życie Polaków. 


Rafał Trzeciakowski, ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju

Na problem należy spojrzeć z dwóch perspektyw. Pierwsza, krótkoterminowa, wydaje się być korzystna. Rodziny się oddłużają. Jednak to tylko miłe złego początki. Druga perspektywa, ważniejsza i długoterminowa, już tak dobrze się nie zapowiada. W gospodarce nie pojawi się bowiem żaden nowy dochód, za to część wydatków i zadłużenia prywatnego zostanie zastąpiona publicznym. 

Spadek liczby drobnych zaległości wydaje się być efektem „złapania oddechu”. Wiele rodzin może mieć zwyczajnie dość ponagleń ze strony banków, firm pożyczkowych czy jakże stresujących wezwań od komorników i po prostu chce się od tego uwolnić. Z dodatkowych wpływów kupują więc nieco spokoju. Zresztą badania prowadzone w innych krajach pokazują, że jeśli pojawia się jakiś dodatkowy dochód, to w pierwszej kolejności jest on przeznaczany na spłatę zadłużenia. Wydaje się jednak wysoce prawdopodobne, że nawet te gospodarstwa domowe, które pospłacają wymagalne zobowiązania, prędzej czy później powrócą do modelu finansowania konsumpcji długiem. 

Mało kto jednak zwraca uwagę na to (a rząd nie ujawnił żadnych analiz), że Rodzina 500+ odseparuje niektóre gospodarstwa domowe od rynku pracy. Tymczasem szczecińskie Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA, zajmujące się badaniem konsekwencji polityki społeczno-gospodarczej, przewiduje, że wskutek tego programu zatrudnienie spadnie o 235 tys. osób. Z pracy zrezygnuje ok. 210 tys. zadowolonych z tego, że mają dodatkowy dochód i pozostających w związku małżeńskim oraz ok. 25 tys. rodziców samotnie wychowujących dzieci. Spadek zatrudnienia dotknie w szczególności młode kobiety (ich stopa zatrudnienia i tak już jest w Polsce niska na tle innych krajów) z małych miast i wsi. 

Jednocześnie rodziny objęte programem staną się bardziej wrażliwe na transfery społeczne, więc w przyszłości jakiekolwiek zmiany w tym zakresie mogą bardziej gwałtownie pogorszyć ich sytuację i wpędzić je w spiralę zadłużenia. Program zmniejsza przecież atrakcyjność pracy wobec pozostawania poza jej rynkiem, a sama jego konstrukcja zniechęca do wysiłku, bo wzrost dochodu może oznaczać utratę świadczenia na pierwsze dziecko (sztywny próg 800 zł na osobę miesięcznie). 

Wątpię też, żeby bogatsze rodziny miały się mniej zadłużać. Może być dokładnie na odwrót. W bogatych krajach poziom kredytów konsumenckich jest wyższy, gdyż ludzie chętnie finansują się długiem. U nas też jest całkiem spory segment pożyczkowy, więc dlaczego nagle miałby on ograniczyć swoją działalność na tym polu?

Jest jeszcze jeden aspekt – dług, który wzrośnie na pewno, choć na razie tego nie widać. To zadłużenie publiczne przypadające na mieszkańca. Dziś sięga ono 26 tys. zł na osobę. Tymczasem tylko w 2016 r. koszt programu wyniesie 17 mld zł, a w latach kolejnych po 23 mld zł rocznie, czyli 600 zł na mieszkańca. I nie są to tylko liczby. Już teraz na obsługę długu wydajemy ok. 30 mld zł rocznie, czyli tyle, ile przeznaczamy na obronność. Utrzymanie programu Rodzina 500+ będzie więc wymagało wzrostu podatków, aby mieć pieniądze zarówno na jego dalsze finansowanie, jak i na pokrycie wyższych kosztów obsługi długu. 

Zadłużenie publiczne jest mniej abstrakcyjnym problemem, niż mogłoby się wydawać. Dzisiaj, kiedy dochód i zatrudnienie rosną, Polska ma trzeci najwyższy deficyt budżetowy w Unii Europejskiej. Ewentualne załamanie koniunktury poskutkuje szybkim wzrostem długu do konstytucyjnej granicy 60 proc. PKB. A jeśli wpadniemy w kryzys finansów publicznych, to najbardziej stracą najsłabsi, czyli wiele z tych rodzin, którym rząd próbuje dzisiaj pomagać. 

My Company Polska wydanie 1/2017 (16)

Więcej możesz przeczytać w 1/2017 (16) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ