Ich kod wewnętrzny

Fot. Filip Miller
Fot. Filip Miller 21
Koszulki Red is Bad nie zakłada się przez przypadek. To więcej niż zwracające uwagę ubranie i rosnący biznes. To manifestacja poglądów i uczuć pomysłodawców tej marki a zarazem jej właścicieli. A także, naturalnie, jej klientów.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 3/2015 (3)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Można śmiało mówić o społeczności Red is Bad. Okazją do spotkań twarzą w twarz są ważne polskie rocznice: 1 sierpnia, 11 listopada. W miejscach zgromadzeń roi się od Orłów Białych i znaków Polski Walczącej na T-shirtach, bluzach, czapkach. Noszą je rośli faceci i nastolatki, dziewczyny i ich mamy. Częściej łączą się na Facebooku, a zwłaszcza, gdy jest akcja, na przykład poparcia dla budowy w Warszawie pomnika rotmistrza Witolda Pileckiego. – Widzę ich też na co dzień. Przechodzą ulicami w naszych ubraniach. Nie przestaje mnie zadziwiać, jak rozmaici to ludzie, w każdym wieku, odmienni w stylu ubierania się, także z różnych subkultur – mówi Kuba Iwański, jeden z dwóch, wraz z Pawłem Szopą, twórców i właścicieli Red is Bad.

Różni klienci, ale tacy sami w jednym. W dumie z narodowych korzeni. W zdystansowaniu do systemu. Ubranie pomaga w kształtowaniu tożsamości.

Dość propagandy

Marka narodziła się w 2012 r. Z buntu. – Byliśmy naprawdę mocno zdenerwowani tym, co dzieje się w naszej rzeczywistości. Zaczęliśmy na Facebooku graficznie komentować absurdy w polityce i gospodarce. Przypominaliśmy też przemilczane albo zakłamane fakty historyczne – mówią Iwański i Szopa. Znali się z liceum, spotkali po kilku latach. Szopa z doświadczeniami z pracy na etacie, a Iwański zdegustowany barierami prawnymi, które napotkał przy prowadzeniu własnego biznesu. Wieczorami uzgadniali telefonicznie temat grafiki i wrzucali ją do sieci.

Po pół roku ze startowych 100 polubień zrobiło się 10 tys. Do przeniesienia wzorów z Facebooka na koszulki namówili ich sympatycy. – Nie mieliśmy pojęcia o ubraniach, ale zaryzykowaliśmy. Razem mieliśmy na rozkręcenie 4 tys. zł. Na próbę przygotowaliśmy 200 T-shirtów. Otworzyliśmy sklep internetowy – opowiada Paweł Szopa. Początkowo mieli nazywać się Noś Wolność, ale Kuba nie przestawał kombinować. Po dwóch tygodniach przyszło olśnienie. – Red is Bad wydało mi się nośne popkulturowo, intrygujące i ucieszyłem się, że jest po angielsku, co daje szansę na szerszy zasięg  – wspomina.

Klienci odzieżowej marki Red is Bad są różni, ale tacy sami w jednym. W dumie z narodowych
korzeni. W zdystansowaniu do systemu. Ubranie pomaga w kształtowaniu tożsamości.

Ustalili twarde zasady. Biznes będzie czysto polski. Tu materiały, cała produkcja nawet najmniejszych detali, tu wydawanie i zarabianie pieniędzy oraz żadnych unijnych ani państwowych dotacji. Powstał kodeks w imię robienia tego, co chcą, jak chcą i co im się podoba. Zanim Red is Bad powstała, mieli już motto: „Produkt nie jest finansowany z UE”. Bezkompromisowość zaskoczyła. Zamówień przybywało, ale przez ponad rok pracowali tylko we dwóch. Pierwsze biuro mieściło się w pokoju Pawła, który wziął na siebie produkcję i sprzedaż. Jego prywatny telefon był jednocześnie służbowy. Kuba, dusza artystyczna, odpowiadał za wzory i branding.

Wzmocnieni w boju

Branży uczyli się w biegu. Dziś Paweł mówi, że zdobyty przez nich know-how na temat produkcji odzieży wart jest wiele. Widzą będący w ruinie przemysł włókienniczy w Polsce, ale wierzą, że przynajmniej w części da się go odbudować. – Współpracujący z nami zakład musiał zatrudnić 10 dodatkowych szwaczek na nasze potrzeby – mówi Paweł. Na urlopie nie był od trzech lat.

Poza sklepem internetowym mają stacjonarny w Warszawie i za chwilę będzie kolejny, w sąsiedztwie krakowskiego Rynku. Ich produkty dystrybuują wybrane placówki w kraju, a także w Wielkiej Brytanii i Holandii. Klientami są nie tylko Polacy i Polonia, ale też np. Francuzi czy Hiszpanie. – Idea „nie dla UE” sięga daleko – podsumowuje Paweł. Niedawno uruchomili portal skierowany m.in. do przedsiębiorców i chcą stworzyć katalog firm rozwijających się bez dotacji z Unii.

Bywało pod górkę, gdy w obawie przed ich wyrazistością odmawiano im powierzchni reklamowej. – Teraz sami się do nas zgłaszają – mówi Paweł. Był też oszust, który próbował ich zastraszyć i skierował przeciwko nim aż 74 pozwy. Dopiero niedawno sąd odrzucił ostatnie cztery. – To, że występujemy przeciwko systemowi, nie oznacza, że łamiemy zasady – podkreśla Paweł. – Z naszej strony wszystkie sprawy prawne są zawsze w porządku, w tym dotyczące wykorzystania na produktach znaków narodowych i historycznych oraz wizerunków.

Grunwald i Cud nad Wisłą

W sprzedaży mają obecnie ok. 300 wzorów odzieży i akcesoriów. Ich stylistyka odzwierciedla odmienne gusty właścicieli marki. Kuba woli proste znaki, skondensowaną w nich informację, zawężony zestaw kolorów, natomiast Paweł ceni silny, konkretny przekaz w malarskich, barwnych projektach. Przykładem preferencji Kuby są np. świetnie sprzedające się do dziś, jedne z pierwszych wzorów: Żołnierze Walczący z literą V i dyskretnie uwidaczniająca się, z rozcięcia na wysokości serca, biało-czerwoną flagą. Gustowi Pawła bliskie są nowe serie koszulek z obrazami wielkich zwycięskich bitew Polaków.

Red is Bad współpracuje ze znanymi artystami, np. z Krzysztofem Domaradzkim (autorem plakatów do „Wiedźmina” i projektów dla takich marek, jak Diesel, Nike czy Walt Disney) oraz z Jakubem Różalskim, którego obrazy futurystycznych machin na tle wizji z polskiej historii są już szeroko rozpoznawalne. W najbliższym czasie zamierza rozwijać również kategorie odzieży sportowej i dla dzieci. Na koszulkach dla sportowców pojawiają się polscy królowie, a dokładniej ci, których zasługi dla dobra wspólnego były największe. – Pokażemy ich jako dobrze „napakowanych” herosów – opisuje Paweł.

Iwański i Szopa należą do grona przedsiębiorców nastawionych nie tylko na zysk. Nie chcą ujawnić swoich wyników, ale są z nich zadowoleni. Nie dokładają i cieszą się, że mogą już wspierać bliskie im przedsięwzięcia. Bo – jak podkreślają – Red is Bad to więcej niż odzież. To edukacja i pokazywanie wzorców. – Im dłużej w tym jesteśmy, tym lepiej poznajemy przeszłość Polski i coraz więcej ludzi, którzy nas inspirują. Gdyby Amerykanie mieli choćby jedną ósmą naszej historii, to robiliby z niej fantastyczny użytek, a nam wciąż każe się wstydzić i przepraszać. A gdzie duma? – pyta Kuba. – Do koszulek dołączamy informacje, kto jest na nich przedstawiony, czego wyjątkowego dokonał dla Polski – dodaje Paweł. Nowa kolekcja ma wymowną nazwę „Jesteśmy stąd”.

Red is Bad wspiera w wielu miejscowościach konkursy historyczne, dni pamięci, marsze ku czci, a ostatnio sfinansowała na Facebooku kampanię filmu „Pilecki”. – Po naszym fanpage’u widać, że fanów nam przybywa. Mamy ponad 150 tys. polubień. Ludzie nie chcą być nijacy. Chcą się angażować. Tak jak my – mówi Kuba. Media społecznościowe są ich głównym orężem, bo tam „jest najwięcej wolności”.


Kuba Iwański i Paweł Szopa
Pomysłodawcy i właściciele Red is Bad. Warszawiacy. Mają po 30 lat. Poznali się w Liceum
im. Romualda Traugutta. Kuba skończył wzornictwo przemysłowe na ASP w Warszawie, Paweł – prawo na UW.  Paweł (po prawej), przed Red is Bad, pracował w firmie farmaceutycznej, Kuba – jako wolny strzelec, projektant komunikacji wizualnej.

My Company Polska wydanie 3/2015 (3)

Więcej możesz przeczytać w 3/2015 (3) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie