Nababowie Gierka, czyli afera ministra Glazura
Adam Glazur, fot. PAPz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 8/2023 (95)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Na budowie był wszystkiego ze trzy razy – zeznaje przed sądem budowlaniec państwowej firmy Stolbud. – Raz nawet złapał się za głowę: co wyście mi tu pobudowali?! Uważał, że to wszystko za wielkie i za bogate – dodaje. Według niego, na plac budowy ciągnęły pielgrzymki dyrektorów państwowych przedsiębiorstw, którzy za wszelką cenę chcieli dogodzić właścicielowi, ministrowi budownictwa Adamowi Glazurowi. Przyjeżdżali też jego liczni krewni, często namolni, do wszystkiego lubili się wtrącać. Najczęściej przyjeżdżała pani Glazurowa. – Jednego kuzyna to nawet pogoniłem, bo przeszkadzał – mówi świadek.
– Dobrze zrobił. Rodzina nie zachowywała się odpowiednio – rzuca z ławy oskarżonych minister, wtedy już były. W 1981 r. gen. Wojciech Jaruzelski postanowił postawić go przed sądem za to, że państwowe firmy prawie za darmo wybudowały mu daczę nad Bugiem.
Prezent od Mikołaja
Wszystko zaczyna się jakieś dwa lata wcześniej, gdy Glazur puka do gabinetu ministra Janusza Wieczorka. To szef Urzędu Rady Ministrów nazywany przez kolegów z rządu Świętym Mikołajem. Lubi on bowiem obdarowywać państwowych i partyjnych dygnitarzy hojnymi prezentami. Na przykład możliwością wykupu za grosze apartamentów w przedwojennych kamienicach. W drugiej połowie lat 70. szczególnie modne są jednak rekreacyjne działki budowlane.
Minister Wieczorek daje ministrowi Glazurowi pismo do Urzędu Powiatowego w Wyszkowie z poleceniem przydziału położonego nad Bugiem placu we wsi letniskowej w Popowie Kościelnym. Obdarowany oświadcza, że będzie kierownikiem budowy i że daczę zbuduje sposobem gospodarczym. Dopiero po jakimś czasie się okaże, co dla niego oznacza to określenie.
I tak ogrodzeniem działki zajmuje się Gminna Spółdzielnia Samopomoc Chłopska we Wrześni.
Pręty ze stali na ozdobny płot dostarcza Przedsiębiorstwo Produkcji Pomocniczej Budownictwa Rolniczego.
Projekt wilii w zakopiańskim stylu opracowuje architekt zatrudniony w Zjednoczeniu Przemysłu Kruszyw, Kamienia Budowlanego i Surowców Mineralnych.
To samo przedsiębiorstwo załatwia pustaki.
Studnię przy domu wywierca Przedsiębiorstwo Usług Geologicznych w Rzeszowie.
Obmurówka to zadanie wyznaczone Przedsiębiorstwu Robót Odkrywkowych i Budowlanych Przemysłu Kamienia Budowlanego w Krakowie.
Przygotowaniem konstrukcji budynku, a następnie jego wykończeniem zajmuje się Kombinat Produkcji i Montażu Obiektów Budowlanych „Stolbud”.
W sumie śledczy naliczą osiem państwowych przedsiębiorstw.
Helena Kowalik, korespondentka sądowa, napisze: „Robotnicy na budowie gotowi byli odgadywać każdą myśl Glazura”.
Nie wszystkie roboty wykonywane są za darmo. Na przykład architekt za projekt trzypiętrowej willi wystawia rachunek w wysokości 300 zł. To wartość trzech półlitrowych butelek wódki. Pustaki również kosztują grosze, bo rzekomo są wybrakowane. Eksperci stwierdzą, że bezpłatnie wykonano Glazurowi roboty za 1,7 mln. zł. Dla porównania – miesięczny zarobek przeciętnego Kowalskiego wynosi wówczas jakieś 4,5 tys., może 5 tys. zł. Chleb kosztuje 4 zł, kilogram cukru – 10,50 zł. Jeden z brygadzistów zezna później przed sądem, że raz zapytał swego szefa, kto płaci za budowany ministrowi dom. „Pan Bóg” – padła odpowiedź.
Kły nigeryjskiego słonia
Epoka Gierka kojarzy się dziś z PRL-owską wersją quasi-luksusu. Jednak w drugiej połowie dekady półki w sklepach świecą już pustkami, a ludziom żyje się coraz gorzej. Przedmioty takie, jak automatyczne pralki czy magnetofony stereo świetnie nadają się na łapówki. Można powiedzieć, nie tylko zresztą w przenośni, że minister Glazur czerpie z tego faktu pełnymi garściami. Najczęściej prosi o kryształy i porcelanę, które przekazuje mu Zjednoczenie Przemysłu Szklarskiego i Ceramicznego „Vitrocer” (później się okaże, że przedsiębiorstwo straciło na tym 18,5 mln zł). Szef resortu budownictwa przekazuje je m.in. kolegom, ale też rozmaitym zagranicznym delegacjom. Przed sądem będzie tłumaczył, że państwo na tym tylko zyskiwało. Dzięki upominkom rząd mógł bowiem zawierać z kontrahentami z Zachodu korzystniejsze kontrakty. Problem pojawia się, gdy wychodzi na jaw, że łapówki brali też od Glazura członkowie polskiego rządu. Na pytanie sądu, czy obdarowywani wiedzieli, że branie tych upominków jest nielegalne, oskarżony odpowie, że odpowiedź jest raczej oczywista. „Przecież brali je ci, którzy wydawali w tej sprawie zakazy”.
Doda, że w przerwach między posiedzeniami Rady Ministrów koledzy z rządu prowadzili swoistą giełdę, kto, co i od kogo ostatnio dostał. „Szef Urzędu Rady Ministrów Janusz Wieczorek – także w imieniu premiera Piotra Jaroszewicza – co jakiś czas wysyłał ministrom zapotrzebowania na prezenty. I to cenne prezenty: z tego resortu takie, z owego inne” – napisze w sprawozdaniu sądowym Helena Kowalik.
Na pytanie prokuratora, czy nie dało się jakoś tego procederu przerwać, oskarżony powie krótko: „Nie. To byłby dla wszystkich szok”.
W 1976 r. przedstawiciele Centrali Handlu Zagranicznego „Budimex” przywożą z nigeryjskiego Lagos dwie rzeźbione kości słonia. Kilkudziesięciokilogramowy podarunek przekazują ministrowi Glazurowi, upominek przez kilka lat będzie podpierał ścianę gabinetu ministra. Na koniec zabierze je do nowej wilii pani Glazurowa. Gdy przed sądem ekspert z Desy wyceni kości na 1,3 mln zł, minister wytłumaczy: „Zajrzałem do pudełka i uznałem, że to jakaś afrykańska cepelia”. Oskarżyciele wypomną mu, że jest myśliwym i że zna przepisy zakazujące przyjmowania tego typu prezentów, zwłaszcza z zagranicy.
Sojusz „Solidarności” i Jaruzelskiego
Jak to się staje, że PRL-owski dygnitarz w ogóle trafia przed sąd? To efekt rewolucji „Solidarności”, która w 1980 r. zaczyna głośno mówić o bizantyjskich układach na szczytach władzy. Coraz częściej pisze też o nich prasa. Gdy Edward Gierek zostaje odsunięty od władzy, a rządy w kraju obejmuje gen. Wojciech Jaruzelski, nowa ekipa temu tylko przyklaskuje. Chce się uwiarygodnić, wyświetlając społeczeństwu nadużycia poprzedników. - Pod względem propagandowym był to strzał w dziesiątkę – oceni po latach Piotr Ambroziewicz, reporter sądowy z okresu PRL. – W socjalistycznej gospodarce wiecznego niedoboru Polakom szczególnie doskwierał brak ulubionego mięsa oraz niezbędnych do godziwego życia mieszkań. Nieprawidłowości związane z budową należącego do Glazura domu letniskowego, na który wtedy z radziecka mówiło się „dacza”, okazały się jak znalazł: „Popatrzcie, towarzysze i obywatele, wy tu cierpicie na brak mieszkań, bo albo materiałów budowlanych brak, albo moce przerobowe za małe, a u takiego ministra od Gierka jednego i drugiego pod dostatkiem. I w dodatku wyłudza, naraża…”.
Glazur nie jest sam. Prominentnych działaczy partyjno-rządowych prasa nazywa „nababami Gierka”. Nabab to w dawnych wiekach zarządca prowincji lub władca ksiąstewka w północnych Indiach. Określenie ma pokazywać, jak przedstawiciele poprzedniej ekipy bogacili się, kosztem zwykłych obywateli.
I tak w ramach rozliczeń z poprzednikami przed sądem staje np. Eugeniusz Dostojewski, prezes Głównego Urzędu Ceł, który brał łapówki od szefa Centrali Exportowo-Importowej „Minex”. Szef GUS wydzwaniał do podległych sobie celników z poleceniem, by nie sprawdzali bagaży dyrektora Mineksu. W zamian dostawał od niego drogie alkohole i sprzęt elektroniczny.
Problemy z prawem ma także prezes Radiokomitetu Maciej Szczepański. W jego mieszkaniu znajdują drogocenne przedmioty należące do Telewizji. Między innymi „fotel wyściełany, wentylator termo, stolik pod telefon”. Prokurator zarzuca mu przywłaszczenie mienia o wartości prawie 3,8 mln zł.
Bogacili się bardziej nachalnie
Proces Adama Glazura rusza już w stanie wojennym. Trwa dwa miesiące. Minister do końca nie rozumie, dlaczego to właśnie on staje się ofiarą, choć przecież dokładnie to samo robili wszyscy koledzy z rządu. – A nawet bogacili się bardziej nachalnie – zeznaje.
Eksminister jest przed sądem celowo upokarzany. Na salę sądową wprowadzają go w kajdankach. Prokurator żąda dla niego 12 lat więzienia, ostatecznie sąd skazuje go na siedem. – Trochę mnie ta wysoka kara zdziwiła, a zarazem odniosłem wrażenie, iż wątpliwości sąd oceniał częściej na niekorzyść oskarżonego niż, jak to się zwykle dzieje, a przynajmniej dziać powinno, na jego korzyść – wspomina po latach relacjonujący proces w ówczesnej prasie Piotr Ambroziewicz. – W tamtych czasach, i podczas karnawału prawdziwej „Solidarności”, i w początkach stanu wojennego, niesamowite było społeczne parcie na rozliczenia z prominentami. „Prominent”, to był od razu bogacący się kosztem społeczeństwa osobnik z ekipy Gierka, skutecznie zohydzanej w całości przez nowy aparat władzy i propagandy – dodaje. Z kolei historyk dr Tomasz Kozłowski, twierdzi, że Glazur w czasie przesłuchań szantażuje śledczych ujawnieniem informacji na temat kulis polsko-radzieckich negocjacji handlowych. „O czym tak bardzo nie chciał opowiadać? O wręczaniu mebli i ubrań przedstawicielom strony radzieckiej. Groził także ujawnieniem kulis negocjacji i niekompetencji osób zawierających umowy m.in. w sprawach rurociągu orenburskiego i szeregu obiektów przemysłowych w ZSRR. Ta strategia obrony zaniepokoiła śledczych” – pisze naukowiec.
Czy ten strach wpływa na surowy wyrok w sprawie byłego ministra?
„Minister nie jest ofiarą ani rozgrywek wśród politycznych prominentów, ani robotniczego protestu kwestionującego autorytaryzm władzy. Gniew ludu stanowi dyrektywę jedynie dla trybunałów rewolucyjnych, nie zaś dla sądów powszechnych praworządnej Rzeczpospolitej” – uzasadnia wyrok sędzia.
Post scriptum
Oprócz więzienia Adam Glazur będzie musiał zapłacić 150 tys. zł grzywny, zabiorą mu też willę w Popowie. W stanie wojennym jego przełożony premier Piotr Jaroszewicz wraz z Gierkiem trafi do obozu internowania. Kły nigeryjskiego słonia wylądują ostatecznie w warszawskim Muzeum Etnograficznym.
Więcej możesz przeczytać w 8/2023 (95) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.