Inżynier z wybiegu. Jak modeling pomógł mu zbudować medyczny startup

Pomysł na startup przyszedł, gdy sam – po przeszczepie włosów – zgubił zalecenia lekarskie. Dziś jego narzędzie już jest testowane w polskich klinikach, jest finalistą międzynarodowych konkursów medtechowych i otwiera się na pierwszych inwestorów
Hubert mówi o startupach i modelingu z tą samą szczerością – bez napuszenia i buzzwordów. W naszej rozmowie zdradza, która z tych branż jest naprawdę bezwzględna, jak odrzucenie uczyło go wytrwałości i dlaczego jeszcze nie porzucił świata mody.
Hubert, Twoja droga zawodowa jest niezwykła: od inżyniera biomedycznego, przez światowy modeling, aż po bycie CEO startupu Exura. Który z tych światów – startupowy czy modelingowy – okazał się bardziej bezwzględny?
Hubert Kacprowicz: Modeling bywa bardziej bezwzględny, jeśli chodzi o to, czy coś się uda, czy nie. Tam miałem praktycznie zerowy wpływ na decyzje – oprócz tego, żeby po prostu wyglądać jak najlepiej. Nie mogłem wpłynąć na to, czy dostanę daną pracę czy kampanię. Moja możliwość wpływania na rozwój kariery była tam znacznie mniejsza niż w biznesie. W startupie mogę sam dotrzeć do inwestorów, rozmawiać, a jeśli jeden odmówi, to znajdzie się drugi. W modelingu często jesteśmy reprezentowani przez agencję i nie mamy wpływu na to, jak ona pracuje.
Jakie lekcje z modelingu pomagają Ci dziś w rozmowach z inwestorami?
Z modelingu wyniosłem kluczowe lekcje. Pierwsza to odrzucenie. Na castingach, gdzie stawką były kampanie zmieniające całą karierę, często słyszało się "nie". Nauczyłem się, że ze stu opcji jedna może wypalić i to jest normalne. Ta odporność na odrzucenie bardzo pomaga mi dziś w rozmowach biznesowych czy z inwestorami.
Druga to sztuka prezentacji i swoboda bycia ocenianym. Zawsze byłem oceniany, to dla mnie naturalne. Wiem, że wielu ludzi to blokuje, ale mnie to nie dotyczy, co jest dużą przewagą. Kolejna rzecz to proaktywność. Kiedy Mateusz Bieg, model, powiedział mi w liceum, że powinienem spróbować w świecie modelingu, wiedziałem, że potraktuję to jako growth hack. Musiałem zrzucić 15 kg, wyleczyć cerę, a wszystko po to, żeby nauczyć się angielskiego. Pracowałem jako kelner, dostawca, instruktor robotyki, kumulowałem pieniądze na zabiegi dermatologiczne. To była ciężka praca, ciągłe próbowanie i budowanie wizerunku, zanim faktycznie stałem się modelem.
Nauczyłem się też szybko "wskakiwać do zimnej wody". Kiedyś nie potrafiłem pływać, więc na studiach zapisałem się na basen. Podobnie było z angielskim – modeling zmusił mnie do przełamania bariery językowej, bo po prostu musisz.
Ostatnia lekcja to umiejętność rozpoznawania wpływowych osób. Na castingu czy konferencji potrafię szybko ocenić, kto jest kluczowy w danym środowisku, i to pomaga mi nawiązywać wartościowe kontakty. Dogaduję się najlepiej z ludźmi, którzy mają „coś do powiedzenia”, którzy są opiniotwórczy.
Czy odrzucenie przez świat mody – agencje czy projektantów – nie było bardziej dojmujące niż to, które możesz doświadczyć od inwestorów?
Świat mody jest okrutny, szczególnie gdy słyszysz, dlaczego zostałeś odrzucony – "za gruby", "za brzydki", "duży nos". Do każdego można przyczepić jakąś łatkę. Kluczem było zbudowanie pewności siebie, polubienie i szanowanie samego siebie, świadomość własnej wartości. Miałem 21 lat, kiedy wchodziłem w ten świat, byłem już ukształtowanym człowiekiem. Nastolatkom, którzy nie mają jeszcze takiego fundamentu psychicznego, znacznie łatwiej jest namieszać w głowie. Ten świat wymaga, żeby być idealnym produktem, i to było dla mnie przykre. Ale gdzieś w głębi czułem, że muszę się przebić. Mama nauczyła mnie, żeby nie przejmować się tym, na co nie mam wpływu. Tak podchodziłem też do ocen w szkole – liczyło się dla mnie, czy zrobiłem wszystko, co mogłem.
Jeśli chodzi o to, co bardziej boli, to z racji moich doświadczeń jestem przyzwyczajony do odrzucenia. Tak jak w modelingu wierzyłem, że się nadaję, tak samo jest w startupie. W świecie inwestorów słyszałem wiele razy, że nasze rozwiązanie "powinno być w Internetowym Koncie Pacjenta". Ale ja odpowiadam: "Tak, ale tego nie ma, czekamy 10 lat, a pacjenci nadal nie wiedzą, co robić po wyjściu od lekarza". Odrzucenie jest częścią gry.
Najgorszy jest brak odpowiedzi, a nie samo odrzucenie. Z odrzucenia zawsze można wyciągnąć lekcję, dowiedzieć się, co poprawić. Mamy wtedy nowy plan działania. To nastawienie i proaktywność, które nabyłem w modelingu, dają mi siłę do "jedzenia szkła" każdego dnia.
Czy rozważałeś całkowite porzucenie modelingu, gdy startup Exura będzie wymagał pełnego zaangażowania?
To świetne pytanie, sam się nad tym zastanawiam i rozważam, jak to pogodzić z inwestorami. Już teraz zredukowałem liczbę dni pracy w modelingu z dziesięciu do około pięciu, czasem do jednego lub dwóch w miesiącu.
Czy jestem gotów porzucić modeling? Myślę, że nie warto go porzucać do samego końca. Uważam, że to unikalna i silna możliwość, którą posiadam. Jestem zdecydowanie za redukcją dni i jak największą selektywnością zleceń. Wybieram już teraz współpracę z firmami, które nie wpłyną negatywnie na mój wizerunek publiczny. Na przykład odrzuciłem udział w programie telewizyjnym jako ekspert w jednym z odcinków, bo plan zdjęciowy miałw wyglądać inaczej niż to, co mi pierwotnie przedstawiono. W telewizji z ośmiu godzin robią trzy minuty, a ja nie mam na to autoryzacji. W mojej drodze, gdzie chcę być ekspertem i key opinion leaderem w medtechu, każda decyzja wizerunkowa jest kluczowa. Chcę mieć wpływ na to, jak będzie wyglądać opieka nad pacjentem w przyszłości.
Czego o projektowaniu doświadczeń dla pacjenta nauczył Cię świat, w którym estetyka i pierwsze wrażenie decydują o wszystkim?
Wejście w modeling było dla mnie wejściem w świat sztuki. Zawsze byłem jej fanem, malowałem, robiłem graffiti. Postrzegam siebie jako człowieka renesansu, poszukującego analogii w przeciwnych światach – na przykład połączenie człowieka jako wizerunku z maszyną, albo modelingu ze startupami. Zgadzam się z Timem Ferrisem, że chodzi o unikalny miks tego, kim się jest.
Modeling, produkowanie sesji, oglądanie masy zdjęć fotografów, dbanie o moje portfolio i estetykę na Instagramie – to wszystko ogromnie rozwinęło mój zmysł estetyczny. Pozwoliło mi to na znacznie lepszy dobór kolorów, tworzenie materiałów marketingowych i ogólnie budowanie estetyki, która jest dla mnie naturalną rzeczą. Nie jestem w stanie dopuścić do światła dziennego czegoś, co nie jest estetyczne. W Exurze dążymy do wyższego poziomu estetyki, bo wierzę, że pierwsze wrażenie, intuicyjny design i klarowna komunikacja mają kluczowe znaczenie w budowaniu zaufania pacjenta i wspieraniu go w procesie leczenia.
Wspinałeś się na pięciotysięcznik, by pobić rekord Guinnessa. Co jest dziś Twoim osobistym Mount Everestem i jak blisko szczytu jesteś?
Moim Mount Everestem jest pomóc milionowi ludzi. To też wzięło się z refleksji nad tym, jak bardzo jestem uprzywilejowany jako biały, heteroseksualny mężczyzna w świecie, gdzie widziałem skrajną biedę, na przykład w Nepalu. To przypomniało mi o moim projekcie inżynierskim – protezie z druku 3D. Przekazałem ten projekt Igorowi Tylmanowi, który wykorzystuje recykling butelek do wytwarzania filamentów. To ciekawy projekt - maszynki, która cieszy się zainteresowaniem wśród krajów Afrykańskich, z powody braku dostępu do tego materiału. Dzięki temu wprowadzał proste protezy w Afryce, w Sierra Leone, gdzie wojna domowa okaleczyła wielu ludzi.
Zawsze kierowałem się pomocą człowiekowi. Świadomość tego, ile otrzymałem w życiu – wykształcenie, dom, zdrowie – budzi we mnie poczucie misji. Czuję potrzebę zwrócenia światu tego dobra, które dostałem. To nie musi być koniecznie przez Exurę płacącą za to, choć bardzo bym chciał. Po prostu chcę pomóc milionowi ludzi. Jak blisko jestem? Jeszcze bardzo daleko.
Często mówi się, że startupowcy budują się na porażkach. Ty natomiast mówisz, że miałeś raczej udane życie. Czy wierzysz, że dobre doświadczenia mogą budować bardziej niż te negatywne?
Kiedyś usłyszałem piękne zdanie: "Każdy ma swoją biedę". To, że nie miałem skrajnej biedy materialnej, nie oznacza, że nie napotkałem trudności. W podstawówce w pierwszej klasie kiepsko czytałem na tle grupy, co wymagało ode mnie ogromnej pracy, by wyrównać poziom. To była dla mnie porażka i lekcja.
Modeling to też nie była łatwa droga. Większość ludzi jest zapraszana na castingi i od razu wysyłana do Mediolanu. Ja musiałem poprawić swoją sylwetkę, wyleczyć cerę, zainwestować pieniądze i czas. Musiałem wierzyć w wizję, dążyć uparcie do celu pomimo trudności. Jestem nauczony robić rzeczy pomimo trudności, a każda z nich wnosi coś innego.
Zdecydowanie miałem komfortową sytuację, która pozwoliła mi być tu, gdzie jestem. Byłem też drugim dzieckiem, więc moi rodzice popełnili błędy na starszym bracie, z czego miałem korzyści (śmiech).
To jest historia o ciągłym doskonaleniu się i wzroście. Czuję, że silna baza i fundament, które dostałem od rodziców, dały mi duże poczucie własnej wartości. Nie przeżyłem tragicznych akcji, ale te małe przeszkody, jak czytanie w pierwszej klasie, problemy z trądzikiem, budowały we mnie determinację do stanie się lepszym. Ta umiejętność pracy, nabyta wcześnie, przekładała się na szkołę i sport. Nawet jałowa martwica kości stawu kolanowego, która zdyskwalifikowała mnie ze sportu, była przeszkodą, którą musiałem pokonać. Zawsze są jakieś przeszkody, ale nie chcę porównywać ich do prawdziwych tragedii, jak śmierć czy ciężkie choroby, bo to zupełnie inna skala.
Zanim zostałeś modelem, organizowałeś już nagradzane konferencje naukowe. Czy już wtedy czułeś, że chcesz tworzyć i przewodzić, a nie tylko odtwarzać?
Tak, zawsze miałem pełną świadomość tego, że myślę trochę inaczej. Już w małych społecznościach, jak klasa, miałem łatwość nawiązywania kontaktów. Zawsze interesował mnie szybki rozwój i psychologia, która pomagała mi poruszać się w tych grupach. Dorastałem w Białogardzie, mieście silnych charakterów (tu urodził się m.in. Aleksander Kwaśniewski), i miałem solidne podstawy dzięki dziadkowi, który był burmistrzem, rodzice przedsiębiorcami, a koledzy sportowcami. Uczyłem się od takich wyjątkowych osobowości, a fundament z domu – że mogę osiągnąć tyle, na ile się postaram – dawał mi poczucie, że jestem w stanie robić rzeczy ciekawsze niż podstawowa, odtwórcza praca.
Od zawsze czułem, że chcę przewodzić. Szukam ludzi silniejszych ode mnie i lubię spędzać z nimi czas, bo to mnie uspokaja i rozwija. Wierzę, że jeśli jesteśmy najmądrzejsi w pokoju, to jesteśmy w złym pokoju. Mój zespół w Exurze to ludzie znacznie bystrzejsi i mądrzejsi ode mnie, co bardzo sobie cenię. Chodzi o to, żeby dawać ludziom przestrzeń do bycia mistrzami w swoich dziedzinach, pielęgnować to i wzajemnie się wspierać. Lider nie jest liderem sam z siebie. Tak jak wilki wybierają swojego lidera – to kwestia zaufania i pełnego wsparcia całej społeczności.
Inżynier, model, CEO – która z tych etykiet jest Ci dziś najbliższa, a która najbardziej Cię ogranicza lub uwiera?
Najbliżej mi do inżyniera i CEO. Chyba najbardziej oczywistą i trafną “etykietką” jest bycie inżynierem. To oznacza rozwiązywanie problemów, co właśnie chcę robić. CEO to po prostu funkcja, rola lidera, osoby, która pierwsza otwiera komputer i ostatnia go zamyka, gotowa ponieść odpowiedzialność.
Z kolei etykieta modela jest dla mnie najbardziej ujmująca, bo z nią wiążą się treści, które mogą być negatywne dla człowieka myślącego. Opiera się na wyglądzie, a z tej łatki, znając internet, nigdy do końca nie wyjdę. Zawsze będę "byłym modelem" albo "modelem". Mam nadzieję, że ludzie będą też mówić, że jestem inżynierem.
Jednak wszystkie te trzy role zamknąłbym w postaci artysty – osoby, która chce tworzyć. Ale perspektywa artysty i inżyniera jest różna: artysta tworzy, żeby tworzyć, a inżynier rozwiązuje problemy. Ja zdecydowanie chcę rozwiązywać problemy, więc jestem inżynierem. Wierzę, że te role, choć pozornie sprzeczne, naturalnie ze mnie wyszły, z moich zainteresowań i motywacji. Jestem po prostu człowiekiem renesansu, który łączy w sobie wiele ról. Moje ego jest na tyle spokojne, że mogę być postrzegany po prostu jako człowiek, który działa i chce zmieniać świat.
Exura tworzy GPS dla pacjentów. Startup otwiera się na inwestorów
Startup Exura ma ambitny cel: raz na zawsze rozwiązać problem zagubienia pacjentów w zawiłościach systemu opieki zdrowotnej. Dzięki aplikacji Exura, Hubert Kacprowicz oraz jego zespół chcą poprawić komunikację między lekarzem a pacjentem, czyniąc ją jasną, zrozumiałą i przystępną dla każdego.